Nie ukrywam, że wiosny moja rodzina potrzebuje w chwili obecnej najbardziej. Pewnie nie jesteśmy jedyną taką rodziną. Niestety przyjdzie nam jeszcze na Panią W. zaczekać.
A tymczasem... ratuj się kto może. Od pewnego czasu zakochana kulinarnie jestem w focacci. Zapach ziół i chrupiąca skórka. Zazwyczaj do środka pakuję jakieś nadzienie. Ale prawda jest taka, że mogłabym ją jeść samą bez nadzienia byle z pachnącą bazylią, oregano, majerankiem. I do tego na przykład nalewka wiśniowa mojej teściowej. Drugiej równie smacznej w życiu nie piłam. Czas najwyższy poprosić o przepis na nią. Poza tym dziś cały dzień z Len więc postanowiłyśmy rano ugotować barszcz czerwony. Taki z kawałkami buraczków, marchewki, fasolki szparagowej. Potem do piekarnika powędrowały na blaszce ciastka maślane. Zapach w domu dosłownie ocieplił nasze ręce i serca. Patetycznie? Trzeba wyobrazić sobie 17-miesięczną moją córkę jak pokazuje na piekarnik swoim małym paluszkiem i woła: "mama o ciacho. mama o chleb". Zazwyczaj przecież z piekarnika wyciągamy chleb lub ciasto. Dziś dumna Lena zajadała pyszne ciastka maślane. W południe dosłownie na sekundę wpadł dziadek Piotr żeby... podrzucić wnuczce czerwony barszcz babci Ali. Tośmy się zgrały dziś czerwono. Do tego zapakowane dwa duże ozory już ugotowane z którymi nie mam pojęcia co zrobić. To polecę dalej kulinarnie i na jutro zaplanowałam naleśniki z nadzieniem kurczakowo - porowym. W kolejce do eksperymentów stoi pasztet drobiowy - jeśli wyjdzie pochwalę się no i pankejki.
Czy ja mówiłam, że się odchudzam?
Nie?
To już wiecie skąd dziś temat kulinarny; głodnemu chleb ...
Byle do wiosny...
A zimę trzeba polubić.
A to Len nasza w trakcie wyjazdu skałkowego w czerwcu 2008.
A tymczasem... ratuj się kto może. Od pewnego czasu zakochana kulinarnie jestem w focacci. Zapach ziół i chrupiąca skórka. Zazwyczaj do środka pakuję jakieś nadzienie. Ale prawda jest taka, że mogłabym ją jeść samą bez nadzienia byle z pachnącą bazylią, oregano, majerankiem. I do tego na przykład nalewka wiśniowa mojej teściowej. Drugiej równie smacznej w życiu nie piłam. Czas najwyższy poprosić o przepis na nią. Poza tym dziś cały dzień z Len więc postanowiłyśmy rano ugotować barszcz czerwony. Taki z kawałkami buraczków, marchewki, fasolki szparagowej. Potem do piekarnika powędrowały na blaszce ciastka maślane. Zapach w domu dosłownie ocieplił nasze ręce i serca. Patetycznie? Trzeba wyobrazić sobie 17-miesięczną moją córkę jak pokazuje na piekarnik swoim małym paluszkiem i woła: "mama o ciacho. mama o chleb". Zazwyczaj przecież z piekarnika wyciągamy chleb lub ciasto. Dziś dumna Lena zajadała pyszne ciastka maślane. W południe dosłownie na sekundę wpadł dziadek Piotr żeby... podrzucić wnuczce czerwony barszcz babci Ali. Tośmy się zgrały dziś czerwono. Do tego zapakowane dwa duże ozory już ugotowane z którymi nie mam pojęcia co zrobić. To polecę dalej kulinarnie i na jutro zaplanowałam naleśniki z nadzieniem kurczakowo - porowym. W kolejce do eksperymentów stoi pasztet drobiowy - jeśli wyjdzie pochwalę się no i pankejki.
Czy ja mówiłam, że się odchudzam?
Nie?
To już wiecie skąd dziś temat kulinarny; głodnemu chleb ...
Byle do wiosny...
A zimę trzeba polubić.
A to Len nasza w trakcie wyjazdu skałkowego w czerwcu 2008.