piątek, 30 grudnia 2005

zima

musiałam tu wrócić.
na zewnątrz zima biało wieje sypie stłuczki wypadki autobusy z godzinnym opóźnieniem na wystawach mylne słowo 'remament' jak niewiele trzeba by to wszystko sparaliżować...

zaczęłam dość kulturalnie żegnać alkowo ten stary dobry rok.

jestem szczęśliwa.

czwartek, 29 grudnia 2005

Ostatni wpis w tym roku będzie dotyczył RODZINY!

(... i nie ma to nic wspólnego z poronionym pomysłem becikowego)

Siedem nawyków szczęśliwej rodziny:
1.bycie aktywnym; najskuteczniejsze są działania, które zaczyna się od siebie;
2.inicjowanie każdego przedsięwzięcia z wizją końca;
3.organizowanie życia wokół rodzinnych priorytetów;
4.myślenie w kategoriach „ja jestem wygrana i ty też jesteś wygrany”;
5.najpierw słuchanie i próba zrozumienia innych, dopiero potem staranie się, by byc zrozumianym;
6.twórcze współdziałanie zwane synergią;
7.regularna odnowa na wszystkich poziomach funkcjonowania rodziny: fizycznym, społeczno-emocjonalnym, umysłowym i duchowym.

Budując szczęśliwą rodzinę należy rozwijać w sobie pięć darów, które posiada tylko człowiek: samoświadomość, sumienie, wyobraźnia, wolna wola, poczucie humoru.

W szczęśliwej rodzinie nikt nie czuje się ograniczony; każdy realizuje swoje pasje, a ich owoce przynosi do domu.

Współdziałanie czyli synergia – nie jest to współpraca handlowa, gdzie jeden plus jeden równa się dwa, ani współpraca oparta na kompromisie, w której jeden dodać jeden wynosi półtora. Nie jest to również wrogie komunikowanie się, gdzie ponad połowę energii traci sie na walkę i obronę, w związku z czym jeden plus jeden wynosi mniej niż jeden. Z synergią mamy do czynienia, gdy jeden dodać jeden równa się co najmniej trzy! Jest to najwyższy, najbardziej produktywny i satysfakcjonujący poziom ludzkiej współzależności.

Synergię osiągają ci, którzy nauczyli się cenić różnice między członkami rodziny i wykorzystywać je do tworzenia czegoś nowego.

----------------------------------------
Dziękuję wszystkim tym, dzięki którym ten rok był udany! Dziękuję mojemu najważniejszemu człowiekowi bez którego nie wyobrażam sobie szczęśliwego życia i tworzenia czegoś tak wyjątkowego i jedynego w swym rodzaju!
----------------------------------------

SPEŁNIONEGO 2006 roku!


29.12.2005r. godz. 19:09

środa, 28 grudnia 2005

G.Ł.

"Wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody, zaplącze ścieżki, pomyli prawdy, nim zboże oddzieli od trawy.
Bronisz się, siejesz wiatr, myślisz jestem tak młody,
czas nas uczy pogody,
tak od lat, tak od lat."

wtorek, 27 grudnia 2005

27.12.2005r.

Mam trzy kilo więcej niż w październiku. Zauważyłam, że przybywa mi tu i tam tłuszczyku okropnego – wtedy, kiedy jest sielankowo i spokojnie w moim życiu. Chociaż przyznam się, że o obżarstwie świątecznym nie ma mowy! Jak sobie przypomnę poprzednie lata – to do dziś mam wyrzuty sumienia. A teraz light`cik jakiś; skromna kolacja wigilijna (stół się uginał jak co roku ale apetyt już nie ten sam); na śniadanie świąteczne zachciało mi się pomidora i cebuli; niedojedzony obiad zostawiłam niekulturalnie u państwa K. na talerzu (nie żeby mi nie smakowało, było pyszne tylko porcja była taka jak JK i mamy K. razem wzięte). No dobrze, słoik moczki zjadłam sama; JK swojej makówki i usmażyliśmy cztery maluteńkie płaty pangi (panierka odpadła po drodze i w ogóle smakowało jak gotowane rybsko bez przypraw) ale za to była to NASZA ryba, SAMI żeśmy sobie ją przygotowali i SAMI w spokoju świętym-świątecznym-kochanym zjedli. Amen. Zapomniałam dodać, że zasłużenie wypiłam lampkę wina czerwonego, białego i jedno piwo, zapomniałam ... jeszcze dwa kieliszeczki wiśnióweczki mamy K. mniam...
Tyle kulinariów i miłych spotkań. Przechodzę na dietę Montignac`a (żartuję) i obliczyłam jak na razie wskaźnik masy ciała i wyszedł mi wynik - „twoje BMI: 20.08 twoja waga jest w normie zawartość tłuszczu: 24.68 zbyt mało tkanki tłuszczowej!” (przy wzroście – 164cm i wadze -53 kg). Popijam teraz zioła i wcale nie myślę o tym co w lodówce z wałówek świątecznych mam naszych mamy!

----------------------------------------

W Wigilię byłam dzielna i twarda, nie płakałam. Nadkę z całej góry prezentów interesowały najbardziej wstążki i papier ozdobny. To była moja pierwsza, odkąd pamiętam Wigilia bez wzruszeń. Dziwnie dorosła i dojrzała. Wcale nie gorsza od poprzednich. Nie poukładałam tego sobie jeszcze dokładnie, potrzeba mi czasu a wszystko będzie dobrze. Płaczem za to nadrobiłam wieczór świąteczny dnia pierwszego. Było smutno i zarazem czułam się tak jakby mi kamień z szyi odwiązali. Wreszcie! Usłyszałam to, co było TAKIE WAŻNE dla mnie. Czasami człowiek musi, musi usłyszeć coś szczerego nawet jeśli boli, by potem usłyszeć COŚ NAJWAŻNIEJSZEGO, czego nie trzeba już nigdy powtarzać bo to zwyczajnie JEST! (Jestem wdzięczna i szczęśliwa i dziękuję za szczere słowa).

----------------------------------------

W zasadzie poukładałam plan do samego marca. Konkretne założenia. Rano poświątecznie obudziłam się pewnie, spokojnie, z zapałem do pracy...
... przeczytałam rozmowę z panem Lemem, panem którego bardzo cenię i szanuję. Rozczarowałam się i jakoś smutno mi się zrobiło w takiej Polsce jaką przedstawił pan Lem (choć czy można się nie zgodzić tak do końca ze wszystkim?). W Polsce, która wg W/w jest cywilizacyjnym zadupiem, które tak naprawdę nie liczy się w świecie. Gdzie, jeśli ktoś ma jeszcze włosy na głowie, to patrząc na to wszystko co się tutaj dzieje, powinien je sobie wyrywać. W Polsce, gdzie jesteśmy wg W/w wspaniałym narodem ale bezwartościowym społeczeństwem. W Polsce, gdzie jeśli chce się żyć szczęśliwie to należy mieć pieniądze i miedziane czoło. Inaczej nic z tego! Postarałam się wynieść z tego co przeczytałam jedną rzecz, a mianowicie, że jeśli nie podwinę rękawów i nie zacznę czegoś robić, to zawsze będę kończyć na gadaniu i narzekaniu. I jeszcze jedno mi się nasuwa. Nasze oczekiwania; cały rok a potem ich weryfikacja – to się powiodło tam to nie. Tak łatwo zapominamy o tym, co dobre. Czasem te oczekiwania są zbyt wygórowane i zbyt roszczeniowo podchodzimy do życia, że niby coś nam się należy. Postanowiłam w tym roku nie robić podsumowań, już nie! A nowy rok przywitam z szampanem myśląc – niech żyją moje nowe wełniane skarpetki z misiami i niech po prostu nie będzie gorzej i niech nadchodzący rok zaskakuje mnie raz po raz. Sama zakasam rękawy i zacznę pracować i uczyć się a moim jedynym oczekiwaniem wobec nowego roku będzie to, by być odważną i rozsądną i sięgać po to, czego pragnę, bez wstydu.

(A swoją drogą żal mi, zwyczajnie żal mi wszystkich ateistów, którzy nie mają oparcia w niczym innym oprócz wytworów swojej wyobraźni; którym się wydaje, że mogą obrażać wierzących, kpić i ironizować z rzeczy, które niestety nie mieszczą się im w rozumach! Przykro mi, że zawiodłam się zarówno na panu Lemie jak i kiedyś na tak szanowanej przez mnie Pani Janion)

piątek, 23 grudnia 2005

Boże Narodzenie 2005

czekam na nie jak na dobry spokojny sen. pewnie, że wczoraj ryczałam jak bóbr przy ubieraniu choinki. naszej drugiej wspólnej choinki. nawet nie wiecie jakie to uczucie spokoju i ciszy, jakie to niesamowite móc ubierać swoją choinkę, bez pośpiechu, bez hałasu, bez... potem przychodzi jk i ładuje mnie taką energią, takim pozytywnym nastawieniem, taką radością i miłością - że aż mi wstyd, że jestem jakaś taka nijaka przed tymi świętami. kocham tego Lutka jak nikogo nikogo innego.

jakoś cieplej dziś rozmawia się z wszystkimi. słyszę w słuchawce głosy moich najbliższych, jestem uspokojona i właściwie przygotowana na kolejne Boże Narodzenie. spokoju życzę i spełnienia!


"Zaniechać wszelkiej przemocy,
leczyć ostrożną ręką wszystkie rany
zadane człowiekowi
i pokój zawiesić nad ziemią"

czwartek, 22 grudnia 2005

22.12.2005r.

jest
duża
nasza
dostojna
piękna
pachnie lasem rudzkim

choinka marzeń

naszych wspólnych marzeń

dostojna zielona radość życia

środa, 21 grudnia 2005

21.12.2005r. kochaj mnie mimo wszystko...

mamona i prezenty
życzenia i pretensje
płacz i śmiech
pośpiech i rutyna
zimno i ciepłe łzy
skupienie i wewnętrzny niepokój


- to coroczny przedświąteczny misz-masz po którym następują dwa dni w trakcie których wszyscy dla wszystkich chcą być mili i uprzejmi. jak dobrze, że w trakcie tych dwóch dni nie muszę oglądać nikogo kto sprawia, że ten czas przedświąteczny jest zwyczajnie okrutny!!!

"... a ty kim? kim dla mnie mógłbyś być. może czymś w dotyku miły tak jak plusz?"

sobota, 17 grudnia 2005

17.12.2005r.

Przez ten czas kiedy mnie nie było, to różnie bywało. Jak mówi Aneta, bolała mnie dusza. Nie pisałam bo czasu zbytnio nie było a o tym co się działo postanowiłam nie pisać bo zbyt osobiste. Zmieniłam zasady tego miejsca i nie będę tutaj pisała o sprawach które gdzieś tam po trosze dotykają moich bliskich. Tak z zasady i z szacunku dla Nich.

Jak mówi KF, przeszłam kolejną lekcję dorosłości, aż dziw, że tak długo żyłam w takiej nieświadomości. Tak długo nie oderwałam siebie i tego mojego „układania sobie życia” – od tego co w pewnym momencie zaczyna być przesadzone. Co za dużo to niezdrowo. Do tej pory trudno mi się z tym pogodzić w sensie, ciężko mi wyzbyć się wyrzutów sumienia i jak patrzę na ... to. Ale wiem co jest ważne i wiem czego chcę, wiem z kim i wiem jak. Powoli do celu bez nacisku, sugestii, prowokacji, stereotypów i innych takich. To co tworzę ma sens i z perspektywy czasu jest czymś coraz to doskonalszym. Wszystko to co „przed” było absolutnie potrzebne. Nagroda przychodzi w postaci usłyszanych złotych-słów, wyszeptanych gdzieś po cichu do ucha późnym wieczorem.

Tak, byłam zmęczona i miałam poczucie, że przyszła jesień z najgorszymi akcentami. Ciemno, mokro, ponuro, smutno i bez sensu. Wyniki, zdjęcia, rezonans, hiperPRL, niskie ciśnienie. Coroczna jazda przedświąteczna w fabrykach. Poczucie zimna, niewyspania i inne tego typu symptomy.

Ale minęło, obudziło mnie podsumowanie rozpoczęte w trakcie niedzielnych spacerów po Rudach i mszy o 16tej. Podsumowując rok – żadna rewelacja i żaden wstyd. Porównując z innymi latami i innymi osobami wokół mnie – nie najgorzej. Mogło być lepiej, zawsze może być lepiej a czas jest po to żeby móc wszystko naprawić, poprawić, popracować. Czas jest takim cierpliwym aczkolwiek surowym sprzymierzeńcem, on płynie swoim tempem a my albo dryfujemy albo płyniemy z prądem, czasem stawiamy opór i dzielnie znosimy przeciwności a czasem odnajdujemy się w odpowiednim miejscu w odpowiednim momencie. Grunt by nie marnować czasu nam danego, nie marnować na popełnianie tych samych błędów, błędów które już kiedyś odpokutowaliśmy.

Idzie do przodu. Mój „czepek”, „trzynastka” JK, wzmożone starania i chęci, praca do nocy, rozsądne rozwiązania, cierpliwość, wyrozumiałość, miłość. Powoluteńku to wszystko owocuje na wszystkich poziomach życia. Aby normalnie funkcjonować nie należy zapominać, że tuż za cienką ścianą czai się Groza. Zło i dobro, życie i śmierć, szczęście i rozpacz są jak syjamskie rodzeństwo, które posiada wspólny krwiobieg. Kto o tym nie pamięta, łudzi się i oszukuje – i zostanie prędzej czy później oszukany. Do bólu będę powtarzać sobie o pokorze i postawie stojącej, o wolnych ale pewnych i wypracowanych krokach do przodu.

Aż wstyd się przyznać, ale atmosferę świąt odczułam dopiero dziś. O dziwo stało się to w centrum handlowym (cent i rum fuj fuj niby tego nie lubimy ale lgniemy tam). Wyspana i rozkojarzona oddałam pracę zaliczeniową profesorowi, pogadałam z ludźmi o sprawach bieżących i pognałam do sklepów. Chodzę taka zadowolona, grzebię w ciuszkach dla Nadki, sukienki, bluzeczki, opakowania z łosiem, obserwuję ludzi, dziś wyjątkowo spokojni i jacyś tacy fajni, mikołaje rozdają dzieciakom płyty z muzyką, w głośnikach płynie kolęda i nagle pękam. Mgła w oczach, ciepło od środka, łzy płyną mi po policzkach. Siadam na ławce, piszę sms`a, pęka we mnie poczucie, że ostatnie dwa lata rozmawiałyśmy o pogodzie a przecież można było od razu tak jak teraz. Mam poczucie odzyskania czegoś co było i jest dla mnie ważne. Ludzie gapią się i nie wiedzą, że jestem w tym momencie taka szczęśliwa pomimo płaczu. Oczyszczenie. Zakładam słuchawki ze Stingiem, „Brand New Day”, wyczerpuje mi się bateria we f-penie. W eterze, w tym wielgachnym budynku tego durnego cent-rumu „Once” Pearl Jam`u i zaraz potem Jeremiasz... I pomyśleć, że jak rano zgubiłam soczewkę to prorokowałam dziś pechowy dla siebie dzień!

Nie boli mnie już dusza. Po piątkowym basenie jemy obiad z Anetą w knajpie, cieszymy się chwilą, odpoczywamy od fabryki, rozumiemy się, palimy papierosy i celebrujemy te momenty w których można się zatrzymać, porozmawiać, pobyć ze sobą. Nabrać dystansu i zrobić coś tylko i wyłacznie dla siebie.

film roku: „Wierny ogrodnik”
piosenka roku: „Nine million bicycles” - Katie Melua „Mimo wszystko” - Hey
cytat roku: „czas jest po to żeby wszystko nie działo się jednocześnie”
plany wykonane: 1/3

kocham wciąż tego samego człowieka: JK
nowa przyjaźń jakże ważna: KF
milion innych podsumowań mogłaby tutaj...
to jest dobry rok!

Życzenia świąteczne złożę wkrótce.



czwartek, 15 grudnia 2005

...

zaraz będę

wtorek, 6 grudnia 2005

mała rewolucja 07.12.2005

pępowina musiała się kiedyś oderwać!
tylko dlaczego tak późno i takim kosztem?

niedziela, 4 grudnia 2005

04.12.2005

1.coś się dzieje od roku już czasu.
niech tak trwa...
nie żałuję ani chwili.

2.Basiom - wszystkiego dobrego!

3.Crazy Mary - najlepszego!

--------------------------------------

Górnikom tym pracującym i Temu najważniejszemu, który na emeryturze - spokoju!

czwartek, 1 grudnia 2005