czwartek, 31 lipca 2003

nocna zmiana

ślęczę tu od czwartej po dwóch godzinkach spania lekko oczy mi krwawią ale to nic bo nie o to chodzi prawda? pogoda do dupy a na jutro takie plany były! i tak się zastanawiam mglisto czy istnieje sens niewiary w nic? pokłady nadziei są ogromniaste ale niekompletne a ja potrzebuje kompletu i drogi SEBw nic nie pomogą tłumaczenia kosze słoneczników i telefony o drugiej w nocy bo ... trudno nie wierzyć w nic - to tylko słowa słowa słowa... a swoją drogą czy Częstochowa robi się coraz brzydsza?

Jerzy Duda Gracz - powalił mnie swoimi obrazami - to nic, że 'ukradł' troszkę pomysł Beksińskiemu; ale oglądanie stałego motywu Jezusa ukrzyżowanego z otaczającą współczesnością wywołało niesamowite emocje

czy po dwóch godzinach snu można pójść normalnie do pracy, pytam na wszelki wypadek, przerabiane tysiące razy

życzę mniłego dnia wszystkim

sorrry

bo ja dziś ogólnie rzecz biorąc dzień i wieczór pomyłek miałam i mam więc lepiej będzie jak już pójdę spać bo tak zamiast do ŚUW to do PUP-u pisma powysyłałam sprawozdanko posłałam jako opcja odpowiedz wszystkim i poszło do wszystkich Ośrodków na Śląsku poza tym kupiłam czerwone a miało być białe takie jakie siostra lubi poza tym Sebastian no ja miałam wczoraj urodziny a nie dziś i Jackowi posłałam sms zamiast Anecie (jak mi wstyd) i na całe te zamieszanie pomyłkowo zgubiłam klucze z garażu

mam nadzieję, że limit pomyek już wyczerpany

Paracelsus

redvin słoneczniki mother love bone sting pikantna pizza i rozmowy o wszystkim i niczym takie proste i takie kochane


Ten, kto nic nie wie, nic nie kocha.
Ten, kto nic nie robi, nic nie rozumie.
Ten, kto nic nie rozumie, jest nic nie wart.
Ale ten, kto rozumie, również kocha, zauważa, widzi...
Im więcej wiedzy wiąże sie z jakimś przedmiotem, tym większa jest miłość...
Kto wyobraża sobie,
że wszystkie owoce dojrzewają w tym samym czasie co poziomki,
nic nie wie o winogronach.

wtorek, 29 lipca 2003

Teddybar, 30.07.1979

nie cierpię sylwestra i dnia urodzin zawsze zbiera mnie na płacz bez powodu bo czas ucieka bo coś tam bo oprócz świętowania dziwne podsumowania

najbardziej w słonecznikach kocham ich heliotropizm

traktujemy Boga jak sklepikarza sprzedającego swym dewotom plasterki Raju

i nie mam ochoty na spacer po Księżycu bo zbyt wiele jeszcze dzieci głoduje na Ziemi i nikt mi nie wmówi że postęp jest najważniejszy dla mnie to jedynie maszyna do zabijania

umieć, nie umiejąc kochać, to nic nie umieć, a czasem jeszcze mniej niż nic

- miała być notka podsumowująca ten rok życia ale najzupełniej w świecie mi się nie chce i na coraz mniej mam ochotę i najchętniej zaszyłabym się w jakiejś wiejskiej chacie w Beskidzie i przykryła stosem książek i na drutach bym robiła (lewe prawe na przemian)
nudna jestem bez polotu pokaleczona wyleczona ale SZCZĘŚLIWA!

poniedziałek, 28 lipca 2003

cudny poniedziałek cudnego tygodnia

to leżę dziś i pachnę

regeneracja

rano ledwo zwlokłam się z łóżka
w pracy szkolenie jako pranie mózgu i zabawa w pomost w jednym jutro to samo czyli kody kreski liczby nazwiska daty ustawy etc ale za to w środę znikam w związku z rocznicą własną mam dwie opcje jedna lepsza od drugiej...

wracam do leżenia


(o Dżizu!!!!! Karol przysłał stos ciekawych knig a Zielona - w moim ukochanym kolorze navy - stringi i boską bieliznę do spania znaczy się no sypiania znaczy się jest cudowna - Stara no jesteś kochana i to zdjęcie!!!)
DZIĘKI!!!

niedziela, 27 lipca 2003

tadam

generalnie czuję się jakby mnie pociąg przejechał (chyba wolałabym nawet żeby przeleciał) te 360 km w dwódniówce dało moi nieźle w dupe ale plan zrealizowany i o to chodziło tylko na zimniutkie piweńko mam smaka i plany na przyszły weekend (Koniaków?) bosko jest się zmęczyć bosko spalić w słońcu bosko poczuć smród rozgrzanego asfaltu i bosko dotrzeć do domu amen

sobota, 26 lipca 2003

dla Babci

no widzisz czytasz to sobie no nie? jestem na miejscu i proszę się już nie marwtić!
pozdrawiam ze swojego pokoju na drugim piętrze papierowego kartonu

całuję vm

piątek, 25 lipca 2003

jestem Bóg wie kim albo nikim bez żadnego wyrazu

Chcąc podążać Drogą,
Nie odrzucaj zmysłów i pojęć.
Same w sobie już są oświeceniem.
Nie zmierzaj do żadnego celu,
tylko głupiec wiąże się z celem.
Dharma jest jedna,
to chciwość głupca jest matką wielości.
Dzielić po to, aby Jedność osiągnąć,
jest największym z błędów.


- poza tym zakupiłam za całą złotówkę "Martina Edena" i ucieszyłam się jak dziecko

... i wstaję za cztery godziny i grill klasowy znowu (?) u Miczela wieczorkiem...

jaki spokój mam dziś na duszy aż nie do pomyślenia

środa, 23 lipca 2003

na głowie kwietny ma wianek w ręku zielony...

dzień dobry wróciłam z pracy dostałam list ... najcudowniejszy list na świecie... najcudowniejszy o czym ano o tym że dar ten unoszony jest przez fale sympatii które bezinteresownie płyną z jednego serca do drugiego i że dar ten to doskonała harmonia tego co ludzkie z tym co boskie i że dar ten jest subtelną rozkoszą szlachetnych dusz

kocham Cię

dziękuję

przepraszam

(o ileż lżej na sercu)

wtorek, 22 lipca 2003

jaskółki

w pracy mimo rozjazdu wakacyjnego nowe układy reorganizacja nareszcie doprosiłam się o nowe oprogramowanie ułatwiające teoretycznie pracę – coś nowego – więc nie ma mowy o nudzie (jaskółki nade mną Dagusia była na nie uczulona) w pogotowiu nowi wolontariusze młodzi jacyś wystraszeni i kradną mi dzieciaki bo nocami ślęczymy z Tymkiem nad przepisami warunkami przeliczeniami (mówiłam że jak w grę wejdą pieniądze zrobi się nieciekawie) powinnam stamtąd wyemigrować tyle że kocham to miejsce zbyt mocno warsztaty zamknięte wakacyjnie to piszę długie mail`e z dr TN (fenks) śniło mi się że przymierzam soczewki ojca Zielonej zapytałam o Nią a on że - Aga nie wróci bo wpadnie pod pociąg - wczorajszą godzinną rozmowę Zielona rozpoczęła od słów: ‘wiesz soczewki sobie nowe sprawiłam i powoli już sprawdzam pociągi do Paryża’ wolałabym nie śnić czasem - była sobie pozytywna rozmowa dwóch Dakiń ehhhhy i ohhhy i że nie warto nie warto i już bo zbyt dobre jesteśmy bo... najważniejsze że Zielona wraca (do 2 grudnia na pewno) cholernie mocno morza chciałabym dotknąć i nawet droga M dziś nawet stwierdziła że ma chatkę w Łebie i może dotknę tego morza może o Dżizu Jacek nazwał chyba zbyt dokładnie to co miało być nazwane jednej trzeciej nie rozumiem ale nic to przecież blondynka ze mnie i zbyt prosta socjolożka (ulubione słówko) ale oczywistym jest fakt że dwa odległe światy jak głębia i powierzchnia jak mieć i być i cieszę się że stany emocjonalne prawie do opanowania i Trojak pisał o tym że nie można się smucić że coś minęło a jedynie cieszyć że to nas spotkało

basen i cappuccino w porcelanowej filiżance u Miss Dorothy (ktoś pija i rozmawia o życiu z byłą pracodawczynią?)

jaskółki odleciały znikam do pracy na dwadzieścia trzy ha

poniedziałek, 21 lipca 2003

MH WR P B

"Tam w śliczny dzień znowu będę razem ze ślicznymi złudzeniami i nadzieją, że wszystko cośmy robili miało sens, i myślę, że cudowne są góry , skoro nawet klęskę i rozczarowania potrafią przetworzyć w maleńki okruszek szczęścia, przechowywany za pazuchą pod serecm."
W.K.

(tak tak Trojak jak ja doskonale Cię rozumiem, mam to samo dzisiaj idę spać)

sobota, 19 lipca 2003

sie ciesze

potargało nami od piątku
co prawda rodzinką ambitniej niż mną
bo Gornergletscher i mój kuzyn
Czerwone Wierchy i bratowo z Olą na czele
od Owczar na Pilsko pognało Micha

to mi się zachciało ale tak bardzo Babiej Pilska tudzież chociaż RYCERZOWEJ

to wykonałam parę telefonów i byłam bliska załamaniu ale dzielnie jutro raniutko jedziemy sobie tadam tadam (FENKS KATJA&MARCIN)- jeśliby kto jeszcze chciał to bitte

i wizja Bieszczad pod koniec sierpnia przemknęła po cichu

a w nocy uśmierciłam w snach dwie najbliższe mi osoby Dżizu i znowu ta świnka z torebką pod szczytem

... nie opowiadaj ludziom o górach gdyż obudzą się więźniami w swoich karcianych domach...

czwartek, 17 lipca 2003

rozpłaszczenie

duszno męcząco leniwie wakacyjnie lipcowo zapach kawy rumianku ciasta drożdżowego stan pomiędzy tym wszystkim do rany do tej właśnie rany przyłóż głowę i serce i ręce wariacje Beethovena i słowa jak strugi wypływają a to Remarque tylko bo rany bywają różne te zewnętrzne i wewnętrzne i to takie proste powiedzieć żyj własnym życiem realizuj swój scenariusz i kawa i nostalgia i tęsknota zaspana...
dziękuję że jesteś




Kinoteatrzyk w ramach rozluźnienia

M A T R I X
Reaktywacja


Wysokobudżetowe widowisko poetycko-erotyczne

Występują:
Neo & Trinity


Neo (znad książki, w skupieniu):
- Po zdjęciu czarnych okularów ten świat przerażający jest tym bardziej. Prawdziwy jest.

Trinity:
- Co czytasz?

Neo (z roztargnieniem):
- Świetlickiego. Facet chyba coś przeczuwał...
Trinity (kusząco):
- Odłóż to już... i chodź tutaj... Ale nie zdejmuj okularów! Nie zdążyłam zrobić makijażu...

Teraz kamera opuszcza mieszkanie i widać Zion oraz niebo, przeraźliwie czarne...

THE END/KURTYNA

top10

I LOVE EVA I LOVE GABI I LOVE RYNEK GLIWICE
-Wy wiecie ile to kalorii było???
I LOVE KAROL I LOVE BARTOS & IZA I LOVE RYNEK RYBNIK
- Wy wiecie ile to promili było???

(mam nową pieczątkę imienną (dzięki !) i mamy nowe założenia i świat jest piękny zwłaszcza nad ranem i zdjęcia będą piękne i optymizm na tę chwilę litrami się przelewa – rozmowy budują podnoszą unoszą – rozmowy ludzi o tych samych problemach o tych samych a jakże różnych światach – wiem że gdzieś tam jesteśmy ze sobą spokrewnieni)

pięknie pięknie tylko dzisiejszy kac mne zabije

wtorek, 15 lipca 2003

c.d.

od 6:00 buduję na nowo żelazną konstrukcję myślenia o sobie na nowo układam wszystko na cacy i mur cholerny stawiam i wolę pozostać w tej bańce mydlanej i nie pozwolę żeby ktoś dotkną głębiej
i wyczuwam dziś pozytywne i realne wibracje życiowe mimo wszystko

i gdyby nie wczorajsze zajmowanie się dzieciakami gdyby nie ta spontaniczna radocha z zabawy na rozwalonym łóżku gdyby nie malowanie paznokci i tatuaży i te pyszczki kochane do zaniusiania przytulania i zacałowania – kocham patrzeć na uśmiechnięte i zachwycone dzieci – na mojego Mistrza mówią ‘dziadziuś’ (ten to dopiero chodzi dumny) rodzicielka z kolei ‘babcią’ nie jest dlatego jest ‘dobrą Elą od placków ziemniaczanych’
– dom poruszony w każdym calu -

piątek, 11 lipca 2003

tadam

korzystając z tego że Aleksandra używa właśnie mojego depilatora a Sylwa płacze nad Remarque „Noc w Lizbonie” że niby już skończyła i że musi dalej coś koniecznie poczytać bo czuje się głupsza od męża który na tę noc kazał wyemigrować bo w pn ten nieszczęsny doktorat składa i chce mieć spokój – piszę słów parę – bo treningu ciąg dalszy tym razem z dziewczynami nigdy nie jest źle – Sylwa wymyśliła ciemne piwo z voodką cytryną i lodem (ochyddaaa apropos ale cichosza) a Aleksandra nawet glany przywiozła żeby było jak w czasach odległych bardzo (no co ty bardzo?) i nie mogą się nadziwić że zawartość zamrażalnika to dopiero na jutro jak dożyję i cytujemy Rilke i w tle „Kochana” w trójce – tak tak byle razem iść pod wiatr a my dzisiaj nie byle gdzie nabieramy takiego szyku tadam rozpoczynamy życie nocne z tytułami cha cha

czwartek, 10 lipca 2003

między I a II

bawiłam dziś jako pani konsultant od badziewnego projektu buty na obcasach do plecaka i aqilą (żółtą) z aqilerą na full volume do wojewódzkiego zasuwałam a przy tym poranny wkurw total o te dwa i pół tys. które mignęły z planety i jakieś ochłapy zostały (na dziesięć butelek zerosiedemdziesiątpięć będzie) ale nic to w końcu jestem w całej tej grze tylko pionkiem i mogę już pozwolić sobie nawet na odmówienie wykonania paru poleceń bo zbyt pewnie się czuję - koniec tematu praca – powróciłam do łask zielonych herbat po wczorajszym sercowym nerwobólu pokawowym ale... jak miło było dziś zobaczyć tę mordę ukochaną zawsze wyczuwam na odległość pięćdziesięciu kilometrów jak ‘Karol wraca z Wawki na Śląsk’ – gryps pewnego wieczoru – i czy ktoś parzy lepszą kurdyjską kawę jak On? takiej nie odmawiam nigdy i pewnie że zaliczamy się do tej samej kasty i wiem że do środy daleko i wiem że ludziska będą zdziwione
i żeby wyplenić całą poranną złość dobiegłam dziś do drzewa oznaczonego trzynastką na ul. Żółtej po deszczu jest tam cudnie wręcz

Kurdyjska kawa
Składniki: tygielek, 4 łyżeczki kawy, cukier i kardamon

kardamon ubijamy w moździerzu wsypujemy razem z kawą i cukrem zalewamy wodą i doprowadzamy do wrzenia zdejmujemy z ognia mieszamy czynność powtórzyć dwa razy rozlać do filiżanek – czysta poezja

apropos poezji Bolesław Leśmian „Cudotwory miłosne” - polecam

tam REM tu Carrantuohill „Irish Oreams”

środa, 9 lipca 2003

poplątanie

wczorajszy wieczór nie był zbyt twórczy bo zasnęłam ok. 21:00 za to obudziłam się z szeroko podniesionymi powiekami o 2:40 i:
zmyłam brązowy lakier z paznokci załączyłam po cichu Clannad –Legend przeczytałam dziesięć stron „Oblężenia” zjadłam pomidora z oregano wypiłam małego drineczka i zabrałam się za sprzątanie omijanej zawsze półki – jakieś stare wycinki z gazet zdjęcia MH z moim artykułem o PJ koszulki z malowanymi peraljamkami kadzidełka torebki herbat listy z podpisem jakże znaczącym ( autentycznie czuję do tej pory fizyczny ból w okolicach dwóch przedsionków czegoś o nazwie serce – to chyba jeszcze nie zawał) w połowie tej grzebaniny doszłam do tego że właściwie po co to robię? robin hood przestał grać za oknem ciemno środek nocy a ja jakieś sprzątanie urządzam

w zasadzie jedno mi po głowie chodziło – dlaczego popełniam ciągle jeden i ten sam błąd???

Erich Remarque „Jesteśmy niewolnikami swej natury. Egoizm to niemiłe słowo. Nikt nie chce uchodzić za egoistę, choć każdy nim jest.”

to taki przykry wniosek z ostatnich dni
żeby dziś przeżyć trzeba myśleć tylko i wyłącznie o sobie
otaczam się egoistami
sama nim jestem

- Boże, jak ja tęsknię za Bieszczadami – generalnie nie lubię u siebie tej fazy – bo to tak siedzi w środku i drąży i kusi i nie pozwala oddychać w pełni -

ból przeszedł po lewą łopatkę

spać spać ...

ostatnio ktoś mi zarzucił że za bardzo wszystko układam za bardzo wszystko chcę ogarnąć za bardzo usystematyzować to co mnie otacza co mnie spotyka co dzieje się od rana do wieczora że tak się nie da na dłuższą metę i że płynę zawsze w jednym kierunku i to z prądem a że w życiu chodzi o to żeby pod prąd czasem i żeby stworzyć jakieś zmiany jakieś zawirowania żeby się sprawdzić żeby poczuć coś innego żeby nie zgorzknieć do końca – zachłysnęłam się powietrzem...

dzisiejsza akcja z noclegownią a potem z żywą kozą dla Mietka (sic!) rozbawiła mnie do łez - i to wszystko w ramach pracy socjalnej - bo liczy się polot i zaangażowanie

dość intensywnie odzywa się deficyt w snach

dobranoc

wtorek, 8 lipca 2003

lipiec mój ukochany miesiąc

ktoś pisał o smętnym dniu?
ktoś chyba był lekko wykończony psychicznie?
za to bushidowe fizyczne wykończenie przy perełkach
Live ‘Voodoo Lady’
Rage Against The Machine ‘Kiling in the name’
Marilin Manson ‘The beautiful people’
REM ‘Losin my religion’
- miałam lekkawe problemy z dojściem do auta

teraz jest cudnie przy oderwaniu od rzeczywistości przy Jethro Tull ma się rozumieć

a od jutra REM w ramach rekompensaty

poniedziałek, 7 lipca 2003

zielono mi...

...i jeszcze krakowsko, czy mówiłam już, że jak mam parę ściśle ustalonych terminów, że jak jest moblizacja i jak jest się czego chwycić ale tak mocno i jak lekko ujmując nie dosypiam i nie dojadam i do tego gin z tonikiem (dla odmiany a nie żubrówka - ale tak tak na weekend koniecznie żubrówka!!!)i do tego jakaś knajpa z aqilerą na Kazimierzu i boski taniec do 4:00 i ...
TO ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWA

zostawiono u mnie : TESCO vyhodny nakup arasidy 100g - opakowanie jest na miarę standardu europejskiego po prostu mnie zachwyca - chyba już idę spać

jest 00:01 to moja Zielona Ukochana ma dziś urodziny - to zdrówko !!! bolsik? nie!!! STOLATSTOLATSTOLAT!!!!!!

sobota, 5 lipca 2003

dżemowanie

przerysowane sceny stają się groteską to wiem ale usłyszane dziś rano dźwięki gitary znajomych riffów na ulicy ulubionego miasta podyktowały oprawę muzyczną całej reszty dnia
Joza Silesion Sound i ta Paranoja paranoja paranoja gdzie są okna gdzie są drzwi... z całym szacunkiem dla siostry Zielonej u której zawsze tylko i wyłącznie swego czasu Dżemu się słuchało... były czasy... aż ciarki po plecach przechodzą...

bo właściwie rano zaczęło się o 5:00 rodzicielka stwierdziła że dwa tygodnie bez rozmów to za długo i że ona włazi mi do łóżka i gadamy skończyło się na tym że przy pieczeniu ciasta i innych żarełek robieniu opowiadałam zaspana o obronie o tym gdzie byłam co jadłam a czego nie i takie tam bałamucie potem ten rynek i dźwięki

przy okazji rynku to dziękujęTrojakowi za wczorajszą konstruktywną rozmowę przy piwie – pomysł z listem do samego siebie koniecznie muszę wcielić w życie – fajne to to ...

kupiłam nareszcie Pielgrzyma i pewnie do rana przeczytam

i jak przeczytałam w Zwierciadle o Czarnych i gdybym tak znalazła takiego drugiego Stasiuka to ziściłoby się może moje marzenie

kwintesencją całotygodniowych rozmyślań przy śniadaniu (całego tego cieszenia się z końca pewnego etapu oraz smutku że to jakiś koniec i co teraz dalej mam niby robić bo coś muszę zmienić bo tak czuję i jak wiele mi jeszcze brakuje i że biedna jestem) – była dzisiejsza odpowiedź Filipka – to siedmioletni malec o dużych brązowych oczach – na pytanie czy jeszcze czegoś potrzebuje? (że niby z miasta zakupy i takie tam) popatrzył tymi swoimi oczętami zamyślił się jakby miał odpowiedzieć na najważniejsze pytanie w życiu i odpowiedział że w zasadzie to wszystko już ma! było to tak szczere że odwróciłam głowę w drugą stronę bo malec za dużo już widział płaczu wokół siebie

taktakviolawstydźsię

p.s.
dziękuję Aśce za totalny wycisk bushidowy tego trzeba mi było

jakże banalne ale jak wyśpiewane przez RR brzmią potężnie: „życie to ja i ty ten ptak to drzewo i kwiat (...) w życiu piękne są tylko chwile dlatego czasem warto żyć”

swój świat

ano nie wiem czy to sobota czy to jeszcze piątek jedno pewne nowy temat problem autyzmu znam taką rodzinę znam
"paradox lake" - znamy obraz znamy
"Oblężenie" Park - czytamy czytamy

cholernie własny świat

do bólu (otaczających)

czwartek, 3 lipca 2003

było minęło

„Weronika umierała pięknego popołudnia w Ljubljanie, w takt boliwijskiej muzyki dochodzącej z placu, z młodzieńcem przechodzącym pod jej oknem w tle. Cieszyła się tym, co widziała i słyszała. A jeszcze bardziej tym, że nie będzie musiała uczestniczyć w takim samym spektaklu przez najbliższe lata – bo stałby się tragedią jej życia, tragedią, w której wszystko się powtarza, a każdy dzień podobny jest do poprzedniego.”

trzy lata siedzi we mnie ta książka dokładnie początek lipca 2000 i nie wiem dlaczego w związku z wczorajszym filmem („Oszukać przeznaczenie 2” – a swoją drogą bardzo dziękuję i wierzę, że wcale nie jest aż tak do dupy) skojarzyło mi się zdanie „że świadomość śmierci pobudza do życia” doplatając do tego „Why go” PJ
- a już wiem co to były za czasy, to były czasy gdzie z Martą i Siwczykiem piliśmy siwuchę w Opolu po projekcji „Wojaczka” – stąd te skojarzenia – pięć dni warsztatów filmowo-wierszowo-alkoholowych i całkowite oderwanie od rzeczywistości wówczas amunowskiej więc można było sobie pozwolić

„Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze starchu... umiera się nie dlatego by przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej.(...)

Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmijcie ryzyko bycia odmiennymi, ale nauczcie się to robić, nie zwracając na siebie uwagi. Co to jest prawdziwe ja? To kim jesteś, a nie to, co z ciebie uczyniono.”


- i pewnie, że miałeś rację, że rutyna dnia codziennego zabija, uwstecznia wręcz degraduje; nie załączyłam wczoraj komputera ale za to poczytałam niejako potwierdzenie:
„ wszyscy nosimy w sobie większą lub mniejszą ilość Goryczy która atakuje gdy człowiek jest osłabiony, gdy człowiek boi się tak zwanej „rzeczywistości”; niektóre osoby rozwijają w sposób przesadny mechanizmy obronne wobec obcych ludzi, nieznanych miejsc i nowych doświadczeń – zubażając swój świat wewnętrzny; tacy ludzie po kilku latach nie są w stanie wyjść ze swego świata, bo zużyli już przecież zapasy energii na zbudowanie wysokich murów, broniących dostępu do ich upragnionej rzeczywistości; chcąc zabezpieczyć się przed atakiem zewnętrznym, ograniczyli swój rozwój wewnętrzny nadal chodzą do pracy itp. ale wszystko to dzieje się automatycznie i bez żadnych większych emocji; po pewnym czasie zgorzkniałemu nie zostaje już żadne pragnienie, nie ma ochoty ani żyć ani umierać i w tym tkwi szkopuł; jedyną zaletą tej choroby zwanej Goryczą, ze społecznego punktu widzenia, jest jej powszechność, dlatego odosobnienie – w jej przypadku – nie jest potrzebne, chyba żeby zatrucie było tak silne, że chory zacząłby zagrażać innym; większość zgorzkniałych może żyć na wolności, nie stanowiąc niebezpieczeństwa dla porządku publicznego ani dla bliźnich; za wysokimi murami wzniesionymi wokół siebie są całkowicie odizolowani od świata, choć zdają się stanowić jego część.”
- i boję się, że powoli zaczyna mnie to cholernie dotyczyć...

mimo wszystko pozwolę sobie na jeszcze trochę cieszenia się teraźniejszością

____________________
 „Weronika postanawia umrzeć” P.Coelho

środa, 2 lipca 2003

niezły ciąg

grillowanie bukietu z 15 kabanosów z warzywami wzruszyło mnie najbardziej bursztyny i gorszące książki dr tomasz postarał się o pamięć ("Życie miłosne")nie mogę już czuć żubrówki ale chodzę do pracy o dziwo co prawda bardziej tu egzystuje przy kawie i opowiadaniach niż pracuję ale trzeba korzystać póki można i te serniki

"jutro możemy byc szczęśliwi jutro możemy nimi być"

i mój plan teraźniejszego cieszenia się z wszystkiego co mnie otacza udaje się w 100%