poniedziałek, 27 lutego 2006

tak sobie idę

słońce świeci w uszach Alanis i wertuję ... muszę się pochwalić moimi znajomymi z kręgu najbliższych. są wspaniali! mam genialnych znajomych aż mi się podskoczyło nad kałużą mrozu z radości. nie będę ich tu wymianiać nie. ale dzięki Ci Panie, że są!

dobra idę jeszcze popracować a potem na basen.
pa. dobrego tygodnia.

niedziela, 26 lutego 2006

26.02.2006r.

dawno temu przekreśliłam ją bo wydawało mi się głupawo, że to co usłyszałam od naszej dziwnej wspólnej znajomej jest całkowitą i jedyną prawdą. nauczyłam się jednego, żeby słów kogoś kto przedstawia ci fakty a jest pod wpływem emocji a co gorsza rozżalenia czy też zazdrości - nie brać tak całkiem na serio; nie osądzać. czas leczy nie tylko rany.

odwiedziłam ostatnio moich znajomych. zazdroszczę im ale nie tego, że:
-ona ma dobrze płatną pracę do której jeździ własnym samochodem z radością i uśmiechem na twarzy;
-on ma dobrą pracę i spełnił w środę największe marzenie – kupił sobie harleya;
-chcieli lecieć na Kanary a byli na Majorce;
-mają cudownie i gustownie urządzone mieszkanie;
-żyją sobie w doskonałych relacjach z jej rodzicami w ich domu;
zazdroszczę im tego, że po 11 latach trwania ich związku ciągle patrzą sobie w oczy jakby zakochali się w sobie wczoraj. a przecież pamiętam jak to wyglądało 11 lat temu na różnych wspólnych imprezach. wyglądali dokładnie tak samo. zazdroszczę tych gestów, dotyków, słów, spojrzeń, tych wspólnie przeżywanych trywialnych spraw codziennej szarości w sposób niezwykły.

oddałam ponownie krew, czekam na wyniki. wykonałam sporo telefonów w tej sprawie i ... sama to ja w tym nie jestem. stres nasz pierwszy zabójca. nie bardzo wiem jak to ogarnąć. co tak na prawdę sprawia, że w ciągu dnia chodzę zaspana a jak już się położę to nie mogę zasnąć. że ból w odcinku szyjnym jest nie do zniesienia. że miewam notoryczne zawroty głowy, wieczny katar i strach o. poznałam niesamowitą immunolożkę. zobaczymy. póki co odwieczne hasło: nic bez powodu zamieniam na: nie wolno mi się denerwować. i wcale nie jest mi wstyd z tego powodu.

zaplanowałam spokojny weekend. taki bez telefonów, myślenia o pracy i fabryce, o uczelni i problemach na które nie mam do końca wpływu. wyrzuciłam z głowy wszystkich, którzy sprawiają, że opadają mi ręce. wszystkich przez których płaczę. taki dziwnie przyjemny stan jakbym stała obok siebie. spokój i opanowanie, zero prowokacji i zagrywania tak żeby było dobrze. mam w nosie wszystkie sprawy z galopu tygodniowego. w tle sączy się delikatna muzyka, piszę papierowy list na Ukrainę, jestem sobą. postawiłam mur obronny i nie popuszczę. czytam gazety, książki, blogi, obrabiam zdjęcia, gadam na gg z Ćmą, układam muzykę w odpowiednie pliki, jem roladę z bitą śmietaną... bo pani nie wolno się denerwować...

„Wokół nas nie ma nic prócz ciemności, ale jeśli ciemność istnieje, a zrodzona jest z lasu, ciemność musi być dobra” (z modlitwy afrykańskiej)

„Zapomnij, że jesteś gdy mówisz, że kochasz” (ks. J.T.)

„Jeśli się przewrócisz, zadbaj o to, by nie wstać z pustymi rękami” (przysłowie japońskie)

"Blowin in the Wind" Bob Dylan

Przez ile dróg musi przejść każdy z nas,
by mógł człowiekiem się stać.
Przez ile mórz lecieć ma biały ptak,
nim w końcu upadnie na piach...

Odpowie ci wiatr,
wiejący przez świat,
odpowie ci, bracie, tylko wiatr -

Przez ile lat ludzie giąć będą kark,
nie wiedząc, że niebo jest tuż.
Jak blisko śmierć musi przejść obok nas,
by człowiek zrozumiał swój los.

Odpowie ci wiatr;
wiejący przez świat...


Odpowie, jeśli będziesz miał uszy do słuchania.

...

Pearl Jam

zaklinam się, że jeśli tylko jesienią będzie europejska trasa będę na koncercie!

środa, 22 lutego 2006

22.02.2006r.

Boże, spraw, żebym nie tylko patrzyła, ale i widziała. żebym słyszała, a nie tylko słuchała. żebym była uczciwa w tym moim pisaniu.

jeszcze przed śmiercią dała mi GO na pamiątkę. potem ja głupia dałam GO na jakiś czas żeby dzielnie Ją strzegł w trakcie choroby i operacji i całego tego czasu wychodzenia z. no i Ona GO tak zwyczajnie ZGUBIŁA. koniec historii. smutno i przykro bo to była jedyna materialna pamiątka po zmarłej babci.

dzieje się dużo i właściwie nic się nie dzieje. pracuje sporo ale efekty są ledwo namacalne. budzik 6:15 – galop - sen 23:00. rutyna, że aż boli. ale...zdarzają się miłe chwile. poważnie zdarzają. telefon o nagrodzie w wygranym konkursie za najlepszy felieton w tyskiej ps. połowę kwoty idzie do skarpety na gorsze czasy, połowa do worka w ramach oszczędności na. uśmiechy malców w akcjach feriowych. nagły wysyp żonkili w kuchni. odstersowanie się oprócz neospasminy podstawą jest basen, solarium, masaż, spacer po lesie. wracam z pracy nr 1, z pracy nr 2, z basenu, od przyjaciółki ... w głowie mi świta: halo halo absurdy nas zjadają, niedorzeczności! mimo to mam wrażenie, że spokojniej w tym tygodniu odpowiadam; stoicki spokój przybrałam jako formę wyrażania siebie, jako formę współpracy z kimkolwiek. w słuchawkach Alanis śpiewa, że będzie dobrze to staram sie jej mocno wierzyć. i tyle. naciągam ową czapkę bardziej na twarz, zakładam grube skarpety i walczę mimo wszystko z głową wyprostowaną.

odnośnie sceny politycznej wiem tyle, że robi sie coraz smutniej. uczono mnie kiedyś, że sprawowanie władzy demokratycznej przybiera dwie formy. albo polega ona na wspólnym szukaniu dobrego wyjścia z sytuacji i wspólnie podejmowanych decyzjach. albo polega ona na znajdywaniu sobie wroga i robieniu wszystkiego byleby mu zaszkodzić, byleby dopiec i zdeptać. obawiam się, że w obecnej sytuacji mamy na nasze nieszczęście tę drugą wersję.

jak słucham młodego, że wstaje o 7:00 i jak wraca do domu o 17:00 to jest tak zmęczony, że idzie spać - to w zasadzie nie wiem czy się śmiać z niego, że taki sierota czy opieprzyć go, że takich rzeczy nie mówi się głośno bo to wstyd. wstyd w porównaniu z tym jak zapieprzają inni i nie narzekają!

mój zapracowany i zmęczony JK dziś na dyżurze więc idę do łóżka z Sonią Raduńską i jej Białymi zeszytami. może mi się przyśni Twoja twarz i ciepłe ręce? Kocham Cię!!!



...pewne islandzkie podanie mówi o ukrytym ludzie, który żyje pośród kamieni i lawy poszarpanych gór...
...pochodzący od starożytnego "ducha-stróża" ukryty lud występuje w wielu formach...
...malutkie balómalfal żyją w kielichach kwiatów...
...natomiast buaalfar zamieszkują farmy...
...w takim właśnie, tajemniczym, ukrytym świecie zrodziła się muzyka Sigur Rós...

hafssól
bakvið skýjaból vaknar sól úr dvala
svalar sér við kalda dropa regnsins
leikur sér við heita loga eldsins
býr til regnboga

nadmorskie słońce
zza statku chmur, słońce budzi się z letargu
odświeża się maleńkimi kroplami tęczy
bryka z gorącymi płomieniami ognia
tworzy tęcze



echhh... powiedz mi mój kochany, że kiedyś położymy się na plaży gdzieś na innym kontynencie i namalujemy tęczę palcem na niebie a ciepłe promienie słońca zagrają nam do taktu ... byle do przyszłej wiosny! razem damy radę


isiafoto-354.jpg

22.02.2006r.

sigur rós
hún jörð

móðir vor sem ert á jörðu
heilagt veri nafn þitt
komi ríki þitt
og veri vilji þinn framkvæmdur í oss
eins og hann er í þér
eins og þú sendir hvern dag þína engla
sendu þá einnig til oss
fyrirgefið oss vorar syndir
eins og vér bætum fyrir allar syndir gagnvart þér
og leið oss eigi til sjúkleika
heldur fær oss frá öllu illu
því þín er jörðin
líkaminn
og heilsan
amen

piątek, 17 lutego 2006

17.02.2006r.

umówmy się, że za jakiś czas popiszę o felietonie miłości socjologii bordowych paznokciach 24 żonkilach smutku zimowym i ciepłym łóżku pracy muzyce hiszpańskim szkole itd

środa, 15 lutego 2006

15.02.2006r.

nie odpowiadaj głupcowi według jego głupoty, abyś nie upodobnił się do niego.

w zasadzie najgorsze zimowe załamanie powoli mija. powoli.

sobota, 11 lutego 2006

sobie radzę z zimą a raczej nie radzę...

w ramach depresji zimowej takie mi się stare ciepłe czasy przypomniały

State of love and trust as I busted down the pretext
Sin still plays and preaches, but to have an empty court, uhhuh
And the signs are passin', grip the wheel, can't read it
Sacrifice receiving the smell that's on my hands...hands...yeah
And I listen for the voice inside my head
Nothin', I'll do this one myself
Lay her down as priest does, should the Lord be a countin'
Will be in my honor, make it pain, painfully quick, uh huh
Promises are whispered in the age of darkness
Want to be enlightened like I want to be told the end, end,yeah...
And the barrel shakes, and, a-directly at my head
Oh, help me, help me from myself
And I listen, from both sides of a friend
Nothin', I'll do this one myself
Uh huh, huh, oh...
Myself...myself...
Yeah, yeah...
Hey, na, na, na, na, hey, that's something
Wanna back, back it away, yeah, huh, uh
And I listen, oh, for the voice inside my head.
Nothin', I'll do this one myself
Oh, ah, and the barrel waits, trigger shakes, aimed right at myhead
Won't you help me, help me from myself
Hmm...State of love and trust, and a...
State of love and trust, and a...
State of love and...yeah...


atlcity12.jpgatlcity11.jpg

środa, 8 lutego 2006

właściwie to co jest najważniejsze?

miesiąc temu oddała krew w centrum krwiodawstwa. dwa tygodnie później zadzwonili, że musi koniecznie się z nimi skontaktować. na miejscu powiedziano o dużym prawdopodobieństwie obecności nowotwora w organiźmie. powtórzyła wyniki. wynik był dzisiaj. wykluczono raka. a jej przez ten czas czekania przewartościowały się wartości. tyle na dziś w ten dziwny dzień.

poniedziałek, 6 lutego 2006

06.02.06r.

poczułam ogromne zadowolenie i dumę, że do Rybnika - miasta, którego nie można się powstydzić, mam zaledwie 10 kilometrów. stąd nowe linki obok. przyjaciele z ZALEWU, fotografia Marcina G. z grupy FORMAT, Ogólnopolski Festiwal Piosenki Artystycznej, Festiwal Literatury, Kabareton, Dyskusyjny Klub Filmowy, Bushido, CRIS...

-----------------------------------------

...żeby tak człowiek mógł się uśmiechnąć do kogoś obcego i nie zostać uznanym za wariata to świat może nie byłby taki zły...


t%EAcza.JPGrynek_noc_1024x768.jpg

niedziela, 5 lutego 2006

Cukierek mój dawca słodyczy. Bananowo.

Zjadłam go, bo leżał taki biedny ostatni. Pewnie czuł się samotnie i niezręcznie bez pozostałej, półkilogramowej paczki braci trufli i michałków.

W dawnych numerach Zwierciadła (jedynego mądrego miesięcznika, który dla siebie znalazłam wśród kolorowych) ciekawe felietony pisała nijaka pani Sonia Raduńska. Pisała ciekawie, mądrze, ciepło, życiowo, teraz wiem, że ukazała się jej książka pt. Białe zeszyty. Koniecznie trzeba ją zamówić. Ale wracając do felietonów w jednym z nich Pani Sonia wyleczyła mnie z pewnych nieprzyjemnych odczuć. A mianowicie, nie wiem czy to apogeum, pewnie jeszcze nie ale... jest się na takim etapie kiedy to obroty życiowe są dość żywe i intensywne, kiedy to oprócz etatu na osiem godzin robi się jeszcze mase dodatkowych rzeczy od pracy dorywczej poprzez kolejne studia, projekty, wolontariaty i inne takie. Towarzystwo, z którym chodziło się kiedyś na imprezy, piwa, grille, urodziny itp. ograniczyło się do – jednej przyjaciółki (kawa raz na półtorej tygodnia) – dwóch sióstr (odwiedziny u jednej raz na dwa tygodnie, pizza z drugą raz na dwa tygodnie) – jednej dobrej znajomej (obiad i basen raz w miesiącu). Uwaga, można się pozbawić paru ważnych i dość istotnych spraw. A mianowicie – powoli zaczynasz mieć świadomość ciągłego biegu i galopu do tego stopnia, że nawet gdy chwilowo siadasz to myśli galopują dalej. Najgorsze jest jednak uczucie wiecznie marnowanego czasu. Wiecznie coś robisz, godziny odliczone, tu teraz tam to... a w między czasie i tak masz nieustanną świadomość, że tak na serio to nie robisz nic konkretnego, konstruktywnego czy też twórczego. Złapałam się na tym, że jeszcze dwa lata temu potrafiłam zaparzyć dzbanek kawy, otworzyć gazetę czy też książkę i spokojnie oddać się lekturze. W tej chwili nie potrafię skupić się na wątku! A czytając gazetę patrzę z boku na reakcję otoczenia czy aby ktoś nie zarzuci mi za chwilę, że nic nie robię. No i wreszcie czytam felieton Pani Raduńskiej o spokoju, ciszy, wyhamowaniu, zauważeniu śniegu i słońca, o potrzebie wyjścia z tego świata który na co dzień. O tym, że aby dobrze funkcjonować potrzebny jest jeden dzień w tygodniu na nic-nie-robienie czyli: można wtedy pospać do ósmej; można usmażyć jajecznicę, można obrać ziemniaki gapiąc się przez okno na gałęzie. Można. Trzeba. Bez poczucia wstydu, wyrzutów sumienia. Tylko trzeba do tego dorosnąć, dojrzeć i docenić.

Przyznaję się, że odkąd mamy swój własny świat i swoje 50 metrów kwadratowych to uwielbiam wszystkie te tzw. czynności domowe. Robię to wszystko z radością, spokojem i poczuciem, że wszystko ma swój ład, czas, sens i niesie szczęście. Obieram białe puchy pieczarek, kroje w plastry i rzucam na rozgrzana patelnię gdzie podsmażona cebulka i czosnek. W międzyczasie słucham wirującego się prania i stukotu zmywarki na przemian z Trójką. Gotują się brokuły z czosnkiem i pieprzem. Pilnując całej zabawy na piecu rozwieszam pranie, zmywam podłogi, poleruje mleczkiem meble i wietrzę pościel myśląc o... niebieskich migdałach. Sęk w tym, żeby nie czuć przy tym niechęci, przymusu, obowiązku czy też bezsensu tego co się robi. Opanierowane na jutro ryby obok kolorowe galaretki, które uśmiechają się z lodówki prosząc o bitą śmietanę. Naleśniki wyszły wczoraj pomimo. Weekend bez wyrzutów i wywiadów z etatu podstawowego. Umiejętność odnalezienia złotego środka w życiu (do dziś pamiętam to motto wypowiedziane spokojnym tonem profesor Basi).

Tortellini wyszło przepysznie a potem zabraliśmy się za malowanie kuchni na bananowo o!
(dziś poranek w słońcu i żółtej kuchni był ciepły i ... taki zwykły niezwykły)

książki na luty:
Cataldo Zuccaro „Teologia śmierci”
Tim Guenard „Silniejszy od nienawiści”
Magda Tygat „Rozstania”
Joseph LeDoux „Mózg emocjonalny”


motto na luty 2006r.

Ucz się czekać. Albo zmienią się rzeczy, albo twoje serce.

środa, 1 lutego 2006

01.02.2006r.

... pare minut po siedemnastej w ostatnim dniu żałoby narodowej zawyły syreny...
... problemy moje twoje nasze boje... a przecież każdy włos jak nasze lata policzony...