niedziela, 26 lutego 2006

26.02.2006r.

dawno temu przekreśliłam ją bo wydawało mi się głupawo, że to co usłyszałam od naszej dziwnej wspólnej znajomej jest całkowitą i jedyną prawdą. nauczyłam się jednego, żeby słów kogoś kto przedstawia ci fakty a jest pod wpływem emocji a co gorsza rozżalenia czy też zazdrości - nie brać tak całkiem na serio; nie osądzać. czas leczy nie tylko rany.

odwiedziłam ostatnio moich znajomych. zazdroszczę im ale nie tego, że:
-ona ma dobrze płatną pracę do której jeździ własnym samochodem z radością i uśmiechem na twarzy;
-on ma dobrą pracę i spełnił w środę największe marzenie – kupił sobie harleya;
-chcieli lecieć na Kanary a byli na Majorce;
-mają cudownie i gustownie urządzone mieszkanie;
-żyją sobie w doskonałych relacjach z jej rodzicami w ich domu;
zazdroszczę im tego, że po 11 latach trwania ich związku ciągle patrzą sobie w oczy jakby zakochali się w sobie wczoraj. a przecież pamiętam jak to wyglądało 11 lat temu na różnych wspólnych imprezach. wyglądali dokładnie tak samo. zazdroszczę tych gestów, dotyków, słów, spojrzeń, tych wspólnie przeżywanych trywialnych spraw codziennej szarości w sposób niezwykły.

oddałam ponownie krew, czekam na wyniki. wykonałam sporo telefonów w tej sprawie i ... sama to ja w tym nie jestem. stres nasz pierwszy zabójca. nie bardzo wiem jak to ogarnąć. co tak na prawdę sprawia, że w ciągu dnia chodzę zaspana a jak już się położę to nie mogę zasnąć. że ból w odcinku szyjnym jest nie do zniesienia. że miewam notoryczne zawroty głowy, wieczny katar i strach o. poznałam niesamowitą immunolożkę. zobaczymy. póki co odwieczne hasło: nic bez powodu zamieniam na: nie wolno mi się denerwować. i wcale nie jest mi wstyd z tego powodu.

zaplanowałam spokojny weekend. taki bez telefonów, myślenia o pracy i fabryce, o uczelni i problemach na które nie mam do końca wpływu. wyrzuciłam z głowy wszystkich, którzy sprawiają, że opadają mi ręce. wszystkich przez których płaczę. taki dziwnie przyjemny stan jakbym stała obok siebie. spokój i opanowanie, zero prowokacji i zagrywania tak żeby było dobrze. mam w nosie wszystkie sprawy z galopu tygodniowego. w tle sączy się delikatna muzyka, piszę papierowy list na Ukrainę, jestem sobą. postawiłam mur obronny i nie popuszczę. czytam gazety, książki, blogi, obrabiam zdjęcia, gadam na gg z Ćmą, układam muzykę w odpowiednie pliki, jem roladę z bitą śmietaną... bo pani nie wolno się denerwować...

„Wokół nas nie ma nic prócz ciemności, ale jeśli ciemność istnieje, a zrodzona jest z lasu, ciemność musi być dobra” (z modlitwy afrykańskiej)

„Zapomnij, że jesteś gdy mówisz, że kochasz” (ks. J.T.)

„Jeśli się przewrócisz, zadbaj o to, by nie wstać z pustymi rękami” (przysłowie japońskie)

4 komentarze:

mary pisze...

myslalam że uda mi sie tak na weekend oderwac od tej pieprzonej pracy.. ale gdy tylko nadchodzi niedzielny wieczór to już boli mnie z nerwów żoładek.. zazdroszcze oderwania sie...

a przysłowie japonskie - genialne..

olga pisze...

wiesz co, mój pierwszy lekarz powiedział - pani Olu i grunt to spokój zero stresu;
drugi powiedział to samo; trzeci na "dzień dobry" przepisał mi relanium.
łatwo mówić
łatwo postawić diagnozę
trudniej z tym sobie radzić w prostym zwykłym szarym głupim dniu!

wiemy o tym wszyscy a wszyscy popełniamy te same błędy;
pozdrawiam damy radę !

PiotrTen pisze...

no i super ja mam każdą niedzielę taką i wcale mi nie wstyd!
a właściwie to co to za myśl - że wstyd!????
nie wiem.

niby pisze...

wraz z żoną rozpoczęliśmy wraz z nowym rokiem zasadę - nie denerwować się, wspieramy się w tym wzajemnie; dwa miesiące bez zbędnego stresu!