środa, 29 grudnia 2004

...

643,40 grudniowa wypłata na koncie. nie żeby miała pójść się pociąć czy coś. jest przecież super a mogło być gorzej ble ble ble! już wiem o co chodziło z wczorajszym porannym stresem i tym że nawet papier spływający do kanalizacji mnie autentycznie wystraszył. się otwarła szufladka wieczorem właściwie o północy, szufladka którą szczelnie zamykam tłamszę i zamykam od 5 lat na milion kluczy na milion razy tłumacząc sobie że – jestem zwykłą osobą ze zwykłym życiem że nie ma szans na szczęśliwe życie według scenariusza marzeń że inni mają gorzej że nie jest przecież aż tak źle że ... kurwa mać mam się cieszyć z tego co już mam i doceniać to że ... jestem ja i jesteś ty i w miarę normalne rodziny mamy i nie mamy szans wyjechać gdziekolwiek bo nie mamy punktu zaczepienia bo nie mamy albo odwagi albo jesteśmy zbytnio tchórzliwi albo zbytnio odpowiedzialni za to co tutaj. miałeś całkowitą rację mówiąc że w tym przypadku nie ma złotego środka. pozostaje raczej nadzieja że będzie lepiej ale do tego trzeba albo ruszenia dupy albo głowy albo wiary w złote rybki i czekania do 60-tki aż zdarzy się cud, tylko wtedy to już tylko w postaci pewnych środków chemicznych wspomagających lub łagodzących ból – tylko co może wtedy pomóc zaleczyć niespełnienie?

ludzie dzielą się na trzy rodzaje: na tych co koszą trawę na tych co zanieczyszczają studnię i wreszcie na tych którzy wnoszę coś wartościowego w swoje życie.

wtorek, 28 grudnia 2004

2004

obudziłam się rano z poczuciem dziwnego wąchania rzeczywistości. coś wisi w powietrzu. nie wiem czy potraktować to poważnie czy olać przeczucie które mnie ostatnio nie myli. powiem jutro.
usnęłam wczoraj bardzo szybko załamana faktem że – nie znam doskonale angielskiego nie mam papierów grafika komputerowego nie mam 10-letniego doświadczenia w branży reklamowej i w ogóle te moje cv jest jakieś jednokierunkowe... na dodatek jestem PRYMITYWNA.
- to tak na początek szukania nowej pracy! ale twarda baba jestem i dam radę!

podsumowujemy powoli rok w fabryce. dla mnie był on wyjątkowy pod paroma względami...
w styczniu postawiłam mocno pewne założenia i staram się je utrzymywać w mocy do tej pory. w styczniu wróciła Zielona i do samych świąt wielkanocnych szalałyśmy delikatnie. wyjazdy góry kina wystawy wina dziesiątki przegadanych wieczorów i spacerów czernickich. potem się coś urwało i każda z nas poszła w swoją stronę nie uciekając od siebie. wiosna powitana w trakcie świąt wielkanocnych w Karkonoszach. przecudny czas odnajdywania siebie całkowitego oderwania się od rzeczywistości – do tej pory podziwiam siebie że potrafiłam aż tak bardzo! potem kolejne wyjazdy w Tatry. zaliczony 27 czerwca szczyt Łomnicy. potem poznanie kilka nowych osób. pare bezsensownych randek zakończonych wybuchem śmiechu już po. jakieś zacieńcie się w sobie że można sobie żyć dobrze się przy tym bawiąc. nowa nienowa ja. zakończone to wszystko finałowym spotkaniem z jednym człowiekiem z Łodzi który utwierdził mnie w tym, że to co robię jest wredne – choć doskonale zdaję sobie z tego sprawę. mam do Ciebie wielki szacunek człowieku. uświadomiłam sobie że można być szczęśliwą samej sobie nie raniąc przy tym innych. potem diagnoza KK i strach o całą resztę. potem news w postaci istnienia małej fasolki w brzuchu Anki, która już za chwilę będzie z nami. lato to utwierdzenie siebie w przekonaniu że wyszłam z zeszłorocznego bagna na prostą i ... jestem pewna swego i wakacje w dobrym towarzystwie w alpach austriackich. potem dalsze wyjazdy w góry. sierpień wrzesień to czas krakowa ewki rozmów życiowych bardzo konkretnych. pamiętne chorobowe i Czerwona Ławka i utwór Dżemu dedykowany komuś wyjątkowemu (od zawsze wyjątkowemu ale nie za to kim i gdzie jest) całkiem źle zinterpretowany dał początek czegoś niezwykłego. poważna pszczyńska rozmowa. pierwsze wspólne inne niż zwykle wyjazdy. jeseniki beskidy tatry bieszczady. milion filmów rozmów konkretów umów wszystko otoczone uczuciem i uczeniem siebie nawzajem. jesień – zima (zaczęłam wierzyć w całoroczne horoskopy (sic!) i szczere życzenia mojej mamy; wróżkę olałam i jak na razie dobrze na tym wychodzę) to najwspanialszy czas w moim życiu; już zapomniałam jak to jest móc kochać i być kochaną; grudzień jest wyjątkowym miesiącem, wiele zmieniło się we mnie samej, wciąż mam sporo pytań na które powolutku uzyskuje odpowiedzi i choć to jeszcze świeże i takie do posklejania to coś mówi mi że jeszcze wszystko będzie możliwe...

mam nowe założenia na 2005.
mam. co wyjdzie zobaczymy.

póki co dziękuję za wszystko Najwyższemu!
z prośbą o dalsze...

poniedziałek, 27 grudnia 2004

27.12.2004r. 11:39

w Trójce „Chomiczówka” i przypominają mi się wczorajsze wieczorno-deszczowe rozmowy o kolorowych foliach i kapslach... mam szczęście bo miałam cudowne dzieciństwo bez ferii bez wakacji na drogich obozach wyjazdach czy koloniach bez wypaśnych wyjazdów z rodzicami za granicą czy chociażby nad morzem. ale miałam dzieciństwo przebarwione byciem ukochaną córeczką mądrą na dodatek i błyskotliwą. w wieku 6 lat rozmawiałam z mamą i jej koleżankami przy kawie jakbym miała 18 lat i znała problemy świata. uwielbiałam siedzieć z rodzicami do północy i opowiadać im niestworzone rzeczy. pamiętam jak pierwszy raz zadałam pytanie: co to jest sex? do dziś pamiętam jak Mistrz z poważną miną odparł że jest to przyjemna i miła forma okazywania miłości drugiej osobie. sobie wtedy mądrze poukładałam w głowie i myślę że nadal w to wierzę. i nadal chciałabym móc okazywać sobie nawzajem uczucie bliskości – innej formy oraz motywacji nie uznawałam i nie uznaję. pamiętam te ”kapsle w foliach” nad rzeką i stawami i pamiętam że zawsze było się tą najważniejszą czy to w domu własnym dziadków czy innych ciotek i wujków. dziecko przede wszystkim musiało być pojedzone uśmiechnięte zabawione i tyle... innej formy w rodzinie nie uznawano. ale pamiętam też że doskonale wiedziałam co mi wolno a czego nie. tak więc obustronne chęci i poukładanie dało mi obraz bardzo kolorowy i beztroski.

Święta były. inne były. wymarzone takie beztroskie.
Wigilia od rana wolna jak nigdy. budzenie się bez budzika telefonu i innych mechanicznych straszydeł porannych. dopołudniowa gorączka przygotowań. a potem już całkowity spokój humor nastrój jaki tylko można sobie wymarzyć. zero powagi. właściwie to nawet o to chodzi. oczy trzymane do góry żeby nie rozbeczeć się z nadmiaru pozytywnych emocji i poczucia że jest wciąż nieprzerwanie pięknie. życzenia. pamiętam w zeszłym roku życzenia mamy – spełniły się! w tym roku kolejne ważne – oby się spełniło. wieczorkiem czekanie które samo w sobie jest cudownym stanem podniecenia. właściwie od 20:00 zaczęło się świętowanie zakończone wczoraj o północy audycją Kaczkowskiego, gapieniem się na naszą choinkę, odbiciem serduszek ciastkowych na suficie i cienia królewny na koniu na ścianie... do pracy dzwoni rodzicielka że się stęskniła i mam wrócić do domu. a ja powiem całkiem otwarcie i szczerze że były to najpiękniejsze święta w moim życiu. niczym nie przyspieszone tempo życia. opłatek i wspólne życzenia. prezenty. karoca i konie. jedzenie odgrzewane ryby kapusta moja twoja nasza. jest bosko. chusteczki piwo wino buena vista dwa razy... wzruszenie nad Prostą historią. niedopowiedzenia kochane na właściwym miejscu. wizyta u Anki z brzuchem wypełnionym po brzegi Nadką. słabość mszalna i spacer w deszczu przytulania. bez zagłaskania się na śmierć bez hipokryzji bez obłudy i sztucznych uśmiechów...

spędziłam dobre Święta Bożego Narodzenia z człowiekiem mojego życia. amen.

piątek, 24 grudnia 2004

wigilijnie

Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.

Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.

Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek,
tak jak goryla niemądrego.

Aby się wszystko uprościło
było zwyczajne - proste sobie -
by szpak pstrokaty, zagrypiony,
fikał koziołki nam na grobie.

Aby wątpiący się rozpłakał
na cud czekają w swej kolejce,
a Matka Boska - cichych, ufnych -
na zawsze wzięła w swoje ręce.


23.jpg

czwartek, 23 grudnia 2004

...

czterodniowo-nocne KRĄŻENIE między trzema miastami między mną a nimi między tysiącem pochamowań i zagryzaniem warg żeby czegoś głupiego nie palnąć między chwilami wzruszeń że gdzieś tam warto jeszcze zarywać noce żeby potem móc zobaczyć choć na parę minut uśmiechnięte buzie malców ... wciąż nas tak mało mało mało wszędzie kurewna walka o interes o prywatę o pieniądze moi drodzy.

obrzydł mi widok kolejnych osób nie połamałam opłatka z niektórymi bo zwyczajnie przerosło mnie to...

z roku na rok nadzieja po cichu wygasa na tym polu i nic na to nie poradzę

za to pali się nowa. i prztulałam dziś w nocy jak mogłam najmocniej żeby mi wyzdrowiała na święta.

stałam dziś pod ogromną choiną na rynku. milion świateł wkoło tysiąc zabieganych ludzi. stałam zmarznięta i zwyczajnie szczęśliwa jak nigdy dotąd. wierzcie mi przecudownej urody uczucie ciepła w sercu!

święto to ponoć oaza w życiu tylko że czasem święto ginie z braku umiaru, od interesownych prezentów
i przymusu uczestnictwa w nim.

nie przymuszajcie więc nikogo do uczestnictwa w nim pozwólcie każdemu przeżyć je po swojemu.

stanu błogości życzę

niedziela, 19 grudnia 2004

...

w związku z poniższym wpisem twarda będę i się nie rozryczę. a jak siebie znam powinnam.

bo chciałam tylko o tym że w sobotę spełniło się moje marzenie. raniutko na stojąco wypiłam kubek kawy i zjadłam kawałek chleba. i do popołudnia bez bielizny w stroju iście wygodnym przy dźwiękach pearljamowych biegałam szczęśliwa jak szczur na otwarcie kanałów (tu skojarzenie z myszą balkonową) ze szmatami wiadrami płynami odkurzaczem firanami krzesłami uważając przy tym żeby nie zniszczyć puzzli matterhornu i żeby za bardzo nie być wścibską bo w końcu sprzątam tak do końca nie moje mieszkanie. swoją drogą śmiesznie zabrzmiało – oto moja konkubina. potem z BH wspaniałomyślnie wymyśliliśmy obiad w tawernie i filmy na wieczór obok piwa oczywiście. zawsze jak już chciałabym się upić to albo bierze mnie sen albo potworny ból żołądka. BH mówi że za mało wódki pijemy. może. dziś cudowny poranek i południowy spokojny i jak dla mnie odprężający spacer po rudzkim lesie w poszukiwaniu choinki. pachnie mimo zimna lasem śnieg majestatycznie spada z nieba ptaki śpiewają. idą święta idą święta... biegnie biegnie łoś... może przyniesie coś. tak na serio mam wszystko na chwilę obecną. siedzę po cichu jak mam w zwyczaju i cieszę się chwilą tą która minęła i tą która jest. bo nie wiem nie wiem co będzie za rok. zaczął mi się okres podsumowań. najbardziej chce mi się śmiać z tego że w styczniu powiedziałam głośno i stanowczo że na jesień się zakocham. i masz... a mówiłam że trzeba uważać na to o czym się marzy. dobra to teraz marzy mi się tydzień z BH w ciepłym miejscu bo zima zimą ale mam ostatnio takie dziwnie odważne myśli. nauczyłeś mnie marzyć człowieku i kocham Cię po raz pierwszy „za coś” choć kochać powinno się po prostu.

powielam schematy wypowiadam słowa które gdzieś tam kiedyś ułożyłam że niby do mnie pasują – wybaczam ale nie zapominam – mam niebezpieczną pamięć. nie mam przy tym żadnych złych intencji nie wypominam nie mam zamiaru komuś przypomnieć że było mi wtedy przykro. to właściwie po co to robię? bo najbardziej ranią nas najbliżsi ale też najprościej im wybaczyć i po sprawie, natomiast długo się nie zapomina. i tyle.

tak dzisiaj lazłam za BH w lesie i patrzyłam na nas z boku. dwójka podążająca za wolnością i chwilą spokoju. możemy się nie odzywać a i tak jest między nami rozmowa. między słowami między płatkami śniegu między tym co w mojej i twojej głowie. jak pomyślałam o tych biednych ludziach którzy w gorączce dziś zakupowej biegną to pozazdrościłam nam i chciałabym żeby tak trwało wiecznie.

kobieta powinna być inteligentna żeby mogła dobrze wybrać ale też powinna mieć sporo poczucia humoru po to żeby móc pośmiać się z samej siebie kiedy źle wybierze – mam taką znajomą która doskonale czuje się w swoim związku choć wie że źle wybrała natomiast czyni z tego taki kolorowy świat że pozazdrościć. natomiast powyższe zdanie nie dotyczy tylko i wyłącznie wyboru partnera życiowego oczywiście.

to zaczynamy tydzień przed świętami. powoli nie spiesząc się nigdzie (tak to w tym roku zaplanowałam) pójdę do fryzjera do dwóch lekarzy podsumuje miesiąc w Majce dokończę prezenty i w ogóle kupię sobie niebieski śliczny komplet bielizny o!

trzymajcie się dzielnie byle do piątku wieczora!

...

ok miało być przyjemnie i miło i miałam popisać coś tam pitu pitu i ... ok usłyszałam na nowo. tylko nie wiem dlaczego teraz przed świętami jakby nie moża było zaczekać na później.
mam dożywotnie pozwolenie na mieszkanie tutaj. zerwano ultimatum za to postawiono warunki nieodwołalne. do świąt wielkanocnych zamienią mój pokój w graciarnie zerwią moją pomarańczową tapetę wstawią jakieś gówniane meble które mi ni chuja pasują i bedę spała z Ćmą. jest kurwa super!

środa, 15 grudnia 2004

...

przy porodzie nie traci się z bólu świadomości. tak to sobie wymyśliła natura.

dotykałam dziś jej nóżek. piętki to raczje były. wiła się w brzuchu anki jakby chciała nam pokazać że już jestem prawie gotowa żeby was zobaczyć. główka gdzieś pod lewą piersią jakby chciała już possać i pogładzić rączuchną obolałe piersi mamy.

pokazywałyśmy jej nowe ciuszki pościel smoczki i chyba zmęczona patrzyła na nas dwie głupie przewrażliwione baby - zasnęła. wywaliła nóżkę w bok i czuć było jej sny...

kochane nasze maleństwo.

wtorek, 14 grudnia 2004

...

posiwiał mi głos postarzał się od wczoraj chyba tak mi się wydaje. 3:05 kończę pracę i ¾ butelki wina różowego. 7:00 otwieram oczy i ledwo dochodzę do łazienki. mam kaca i wstręt do różowego carlo r. prysznic zimny prysznic dobrze mi robi. zakładam spodnie w kratę – chyba wzięłam z nimi ślub albo coś – koszulka niebieski polar rudy szal i zieloną czapkę w paski – ulubione rzeczy nijak pasujące razem w komplecie ale co mi tam bez makijażu idę na krótki ziomowo-poranny spacer z myślami adwentowymi. przy okazji kupuje bułki i zimowe onkena z kawą i mlekiem. przyleciały ptaki gile konkretnie to chyba zapowiada ostrą zimę bo one biedne wróciły przecież z zimniejszych okolic. policzki chyba mi lekko pękają na zimnie po wczorajszych kwasach powinny być pod szczególną ochroną. mam skierowania trzy na trzy różne testy próby i badania. mam też poczucie wolności i ... Boże jak bym chciała móc zawsze tak pracować wtedy kiedy i jak chcę.
dzień dobry wszystkim!
szczególnie zaś witam Doroy i Andalo One wiedzą o czym piszę.

poniedziałek, 13 grudnia 2004

...

i przepędzam czarne myśli z mego nieba
swe anoioły budzę śpiące słodko gdzieś we mgle


jak słyszę Jej drżący głos w słuchawce to panikuję lekko i najchętniej siedziałabym z Nią 24 godziny na dobę; myślę myślę cały czas oddychaj będzie dobrze. przecież ma Rafała będzie dobrze. ma przy sobie telefon i samochód jest na zawołanie. przecież nie urodzi w autobusie bo nimi nie jeździ nie?

w ogóle to mam lekki luz w tym roku. i przypominam sobie zeszły i ... mniej więcej wiem, że angażowałam się we wszystko po kolei byleby nie myśleć, byleby nie płakać, byleby znowu nie musieć układać siebie na nowo, byleby móc umęczyć się i zasnąć jak najszybciej przez to. 18 grudnia 2003r nie zapomnę do końca życia jako tego jednego z najgorszych dni w życiu. i jak sobie to wszystko przypomnę to teraz jest o niebo właściwie o seven heaven lepiej. założenia noworoczne udane w 80% i o to chodziło. nie wracam i nie wchodzę do tej samej rzeki żeby ominąć złe wspomnienia żeby ominąć coś co było sztuczne i takie byle jakie na pocieszenie.

zapomniałam dodać a to dość dziwny zbieg okoliczności. bo rano komórka na moich oczach samoczynnie wyłączyła się niewiedzieć czemu. zegar w pracy nad moim biurkiem zatrzymał się o 1:20 a w domu irlandzki zegarek Zielonej luck of the irish nad komputerm zatrzymał się 16:05

to że niby co że moje dni są policzone?

niedziela, 12 grudnia 2004

oddech mój twój nasz ... chciałabym

chciałabym zawsze mieć tyle czasu by móc bez pośpiechu czytać i delektować się słowami gretkowskiej w Polce. chciałabym przy tym móc zawsze w takiej atmosferze gotować niedzielny obiad. chciałabym móc zawsze całować cię w nos i czuć że jesteś obok w pokoju i robisz swoje. chciałabym zwyczajnie móc być w swoim świecie i żeby potem te światy zlewały się w jeden nasz i tylko nasz. chciałabym żeby ten nasz związek był jak łaska łagodnego oddychania. nie oddychasz - nie żyjesz. chciałabym żebyś mi zaufał i spróbował od razu po wejściu do auta otwarcie powiedzieć o co chodzi jeśli zdarzy się Twój gorszy dzień i jest ci smutno. chciałabym żeby anka mniej się bała i żeby wszystko poszło dobrze. dochodzi to do mnie coraz bardziej, to że moja młodsza siostra za dni parę zostanie mamą!

czwartek, 9 grudnia 2004

bo w sumie co się zmieniło?

no zmieniło się to że jak czytam bloga wstecz to albo dużo się działo na zewnątrz tylko po to żeby zabić nudę i tęsknotę wewnętrzną albo nie działo się nic na zewnątrz i wtedy rozdrapywanie szło mi najpiękniej.
a zmieniło się to o paręset stopni. bo nie gram tam żadnej twardzielki i płaczę ostatnio ze wzruszenia wszędzie tam gdzie się wzruszam zazwyczaj naszym uczuciem twoim dobrem i zachowaniem. i jest to rzecz istotna i ważna bo dodaje mi poczucia pewności i tego że to jest poważne i żywe aż do kości. mam świadomość odpowiedzialności. wciąż daleko mi do pełnego zaufania ale nie mogę wyjść z podziwu że jestem już tak ogromnie daleko. budzę się rano i nie mogę uwierzyć że jesteś obok i oddychasz swoim rytmem tak blisko. chciałabym czuć się tak zawsze. chciałabym więcej i więcej nie odkładać nic na potem nie marnować tego co już i tak zmarnowaliśmy a co istotnie musiało dojrzeć bo przecież nic bez powodu się nie dzieje. nie zapomniałam do tej pory jak mówiłeś w zeszłym roku że chciałbyś żeby następne święta były inne. takich rzeczy nie zapominam. oby były inne!
zachłyśnięcie się miłością jest rzeczą budującą na każdej płaszczyźnie i dlatego nie przyjmuje zarzutów że nagle odsunęłam się od niektórych ludzi i planów. bo w końcu znalazałm sens i to o czym zawsze w środku marzyłam. taka kolej rzeczy nie robię już nic z przymusu i ...
pora na podusmowanie roku, choć pewnie jeszcze wiele pięknych rzeczy przed nami. adwentowy koncert sdm dodał skrzydeł bieszczadzkich aniołów i jest to rzecz doskonalsza niż poranne roraty niż spowiedź i oczyszczenie. na nowo zabieliła się wiara w niebo i prostotę miłości ogólno pojętej. i czuję święta sens ich który znajduje się w środku a nie w kiczowatych ozdobach bibielotach.

trzeci dzień lekkiego ciepła i zimna na przemian faluje mi i układam sobie wszystko w głowie unikam ludzi konfliktowych staram się oduczyć złych objawów zdenerwowania pierdołami idzie mi coraz lepiej potrzebuje jeszcze tylko trochę czasu. wiem wiem wczorajsze zakupy były najgorszym przejawem mnie samej. postaram się unikać pewnych wydarzeń z którymi sobie nie radzę. na drugi raz kup mi batona. przejdzie.

póki co daleki kilku milowy krok naprzód sprawił że jestem o niebo bardziej pewna swego choć o tyle wciąż za daleko.





poniedziałek, 6 grudnia 2004

...

pije trzeci kub kawy. mam wolną głowę. powoli a wręcz ślamazarnie spełniam urzędnicze obowiązki. jest nijak choć w środku pięknie i chyba o to chodziło. jeszcze w grudniu trzeba wklepać sporo tekstu i przerasta mnie to fizycznie; nie wyrabiam i coraz bardziej nie mogę patrzeć na doły pod oczami i drgające mięśnie. tyle że psychicznie nad tym panuje i mam sporo satysfakcji. rozmawiam o planach na dzisiejszy mikołajowy wieczór w „majce” i chyba nie mam już siły tam jechać. rozliczę popiszę zamknę w księgi żeby wszystko grało potem. taka rola w tym roku.

wiatraki poniekąd bardzo udane. slajdy muzyka filmy ludzie ... kolejne zdjęcia z pawłowskim całkiem przypadkowe powitanie przy drzwiach krótkie rozmowy uśmiechy ciekawi ludzie piwo chleb ze smalcem ogórek australia australia australia...

takich wieczorów jak piątkowy długo się nie zapomina. właściwie to pogubiłam się już w tym który dzień lepszy od którego. bo ciągle jest inaczej, piękniej coraz bliżej. obyśmy mogli w tym wytrwać oby nie popaść w rutynę oby móc zawsze trzymać się za ręce i szczypać w pośladki układać puzzle do północy i wygłupiać jak teraz.

pomyliłam szlaki. dobra przyznaje się. nie miałam sił. i w ogóle ... było całkiem zabawnie. rzadko bywa że w schronisku zamawiamy naraz: żurek z jajkiem barszcz z krokietem pstrąga z frytkami batony piwo kawę soki pepsi... takie niezłe uczucie jak schodzisz ze szlaku i pozostawionego rano auta nie ma na miejscu. i nie że ukradzione tyle że autentycznie poranna pomyłka wpłynęła na całość. BH mówi że niebo że jest pięknie i gwiazdy spadają nam na głowy i ... no, nie zamieniłabym tego za żadne skarby tego świata!!!




sobota, 4 grudnia 2004

...

na naszej drodze we właściwej godzinie właściwy człowiek właściwe przeżycie właściwe słowo właściwe gesty...

takie ukryte zasady życia

środa, 1 grudnia 2004

wiosennazima2004

załatwiając dziś parę spraw w ważnych punktach miasta lazłam tak z godzinę rozanielona nie mogąc nadziwić się taką pogodą. rano wschód słońca powiedział mi violuchna ten grudzień będzie dobry. bo wiadomo że każdego września i grudnia boję się jak ognia. teraz mam poczucie że jestem w stanie o który modliłam się od zawsze w stanie dziwnej euforii i spokoju zarazem. wszystko to oprócz paru spraw które mnie przytłaczają. no ale... nie może być inaczej. i nie wiem czy to poukładałam sama czy samo się ułożyło czy ...

schodząc na ziemię, rammstein nie zagrał za to mam bilety na SDM inna kategoria i wymiar ale ...

pytam dziś jedynego faceta w fabryce z racji słuchanej trójkowej audycji o molestowaniu w pracy:
- czechu ty się czujesz molestowany u nas?
- chciałbym.
ncm

mam wrażenie że znajomość od kołyski jest rzeczą fenomenalną.

poza tym tęsknię za BH. ale to jeszcze parę chwil.

poza tym mam dość układania uzasadnień do tysiąca uchwał i tematu maklera giełdowego. przez jakiś czas proszę nie podchodzić z czymś takim plizzz...

to tymczasem

poniedziałek, 29 listopada 2004

...

właściwie to wyjmuje mi ostatnio z ust to co chcę powiedzieć słyszę dokładnie to co chciałabym usłyszeć jest dokładnie tak jak mogłam sobie wymarzyć; najcudowniejsze jest to że nie muszę się naginać wyginać grać jest niesamowicie móc najzwyczajniej w świecie być sobą i nie bać swoich reakcji i nie zadręczać się wiecznie a czy tak aby wypada. czasem tylko boję się że powiem coś nie tak albo spieprzę to co już jest. albo że chcę za bardzo być... bo chciałabym być dla niego najwspanialszą pod słońcem kobietą miłością kochanką przyjaciółką doradczynią powierniczką słuchaczką dziewczyną z którą można pić i tańczyć do rana pomilczeć albo zagadać się na amen.

każdego dnia mówię sobie że piękniej być nie może
a jednak
może

niesamowite

...

wychowani w katolickich rodzinach, przestają wierzyć, ale do kościoła chodzą pod dyktando rodziców. uznają antykoncepcję ale jej nie stosują bo wstydzą się iść do lekarza. marzą o prawdziwej miłości a inicjację seksualną przeżywają na imprezie z przypadkowym partnerem. żyją bez sensu, bo sami nie potrafią nadać go swojemu życiu, a dziś prawdziwych autorytetów z prawdziwego zdarzenia ze świeczką szukać. media żonglują wartościami i uczuciami tłumów, wynosząc na piedestał coraz to nowe twarze, tym lepsze – im bardziej komercyjne. świat jest jak supermarket, pełen kolorowych pudełek z czekoladkami. można je mieć, ale jak? skoro ojciec już od dwóch lat jest na bezrobociu, matka tyra na dwóch etatach, nauczyciel nienawidzi swojej pracy, kolegę z bloku zamknęli za piractwo a znany psychoterapeuta podejrzany jest o pedofilię. zero drogowskazów. obecnie sytuacja młodych jest trudniejsza niż za okupacji. muszą znaleźć swoje miejsce w życiu, dowiedzieć się kim są i czego chcą. tysiące egzystencjalnych pytań. co jest ważne. jak ułożyć sobie życie. o co walczyć szukają autorytetów. a tymczasem dorośli czują się bezradni bo sami pogubili się we współczesnym świecie.

patrzę na Ćmę i Ona kończy w lutym 15 lat. widzę, że nigdy się nie nudzi. i nie wiem czy ma jakiś autorytet; pytam Ją, odpowiada ‘no Mistrz przecież i na przykład chyba ty’. się boję, mówię wam, boję.

piątek, 26 listopada 2004

brand new day

7:00 wolny dzień wolna się czuje choć obudziłam się w innym wymiarze niejako coś chyba się stało ciepło mi...

9:00 biorę ruinę i jadę poszukać urlopowego dnia na pełnych obrotach...

kocham Cię

poniedziałek, 22 listopada 2004

a wszystko przez sny; bo gdzieś mi się przyśniło, że

znowu coś się kończy. zrozumiałam to na zacnym wieczornym wykładzie, z przyjemnością wysłuchanym po ponurym dniu. bo nie wierzymy tak do końca w definitywny koniec świata. i ten brak wiary napełnia nas poczuciem rezygnacji: świat w sumie będzie istniał, ale grozi mu śmierć z nudy, śmierć z powtarzalności. ale jest jeszcze inna różnica która jest jednocześnie podobieństwem, czyli powtórzeniem. alternatywnej interpretacji nie podlega dziś Pismo Święte. podlega jej całe dziedzictwo kultury i cywilizacji. herezja staje się czymś tak banalnym i powszechnym, że zaczyna przypominać ortodoksję. nie dotyczy to jedynie religii, dotyczy sposobu istnienia człowieka w świecie. ograniczona umiejętność czytania i pisania przekłada się dzisiaj na powierzchowność właściwą synkretyzmowi. na naukę pisma własnej kultury potrzeba czasu i umieramy z poczuciem, że niewiele zrozumieliśmy. i niestety pragmatyzm współczesności nie ma ochoty na płacenie takiej ceny. wyrusza dalej i dochodzi tam gdzie odpowiedzi są dane i gotowe. w końcu to analfabetyzm pozwala nam żywić nadzieję, ze prawda została gdzieś zapisana.

a poza tym
na Ukrainie wciąż nie wiadomo.
na Słowacji klęska.
Warszawa bez prądu.
Aneta wróciła do pracy – w takim stanie – to nie wiem czy to dobry pomysł.
BH ncm. tylko że wciąż jestem.
Zielona pisze smutnie.
- czasami czuję się dokładnie tak, jakbym jechała autobusem siedząc na ostatnim siedzeniu trzymam się kurczowo poręczy, żeby nie wylecieć na ostrych zakrętach.

niedziela, 21 listopada 2004

to approach the level

21 XI 04 Dzień P.S.
czasami wydaje mi się, że to się wszystko śni.
zima powitana na wczorajszym spacerze.
lubię jak masz taki właśnie humor; Boże, jak lubię.
patrzę i nie mogę uwierzyć że Ty to Ty taki właśnie kochany.
nieutulony jeszcze skrzypiący śnieg pod nogami.

wiem a raczej wiedziałam, że przyjdą te normalne ponure chwile i co wtedy? codziennie zdaje się jakieś egzaminy zaliczenia z życia, wydaje się człowiekowi że jest do nich przygotowany ale nie wiem przypadkiem czy nie wolelibyśmy wykuć jakąś partię materiału zdać zaliczyć zapomnieć.

potrafię cieszyć się wszystkim tym co mam.
przy nadmiarze wrażeń wyjazdów miejsc człowiek lekko się rozpieszcza i czasem zwykłe posiedzenie w domu przy kubku kawy i gazetach być może traci magię i gdzieś nad nami unosi się nuda.

a ja właśnie cieszę się z takich chwil, nawet gdyby to wyglądało inaczej; nawet jeśli pada od niechcenia pytanie ‘co robimy?’ bo w takie dni wystarcza mi może i głupia odpowiedź: ‘ co robimy? jesteśmy. jesteś Ty i jestem ja mamy ciepłe mieszkanie kawę i bieżącą wodę mamy stos książek i rzeczy nie przeczytanych nie zrobionych Ty masz swój stres i pracujesz w niedzielę ja mam w głowie tysiąc tematów i parę tematów które trzeba zaliczyć i odwiedzamy siebie w pokojach całujemy i jest cudnie; poza tym cholera zapomniałam o Anecie i jej pracy...

jest normalnie...

poza tym „Czerwony” i „Shrek” w ramach weekendowych filmów.
„Oblężenie” ostatnio mnie wzruszyło; Anka ze swoimi wystraszonymi oczami przed porodem; Karol mówiący powolnym głosem o przeplatanych dniach raz intensywna praca do rana raz sen do popołudnia; zaufanie Evy bo chyba nie potrafiłabym powiedzieć o tym komukolwiek.

środa, 17 listopada 2004

...

jemy dynię w occie i mamy mase roboty jeszcze przed świętem jak zwykle cyrki...
a tam.
E r O t Y c Z n I e m I.
tyle właściwie chciałam powiedzieć.

poniedziałek, 15 listopada 2004

homeczooffka

samobójczy skok zakochanej pary
niedowiary


jakby eva powiedziała: zakochaaam sie ty wiedźma mariola odezwij się co do ciebie pisze.

a poza tym.
sentymentalny wyjazd do czasów gdzie się miało 3 -14 lat i się krowy kochało kury osy rzekę kamień na górce i powietrze. ja wiem że dla BH nie miało to większego znaczenia ani wrażenia też pewnie żadnego nie wywołało ale dzięki że byłeś właśnie Ty obok. sie starałam nie rozbeczeć uwierz mi. a poza tym dzięki za kolejny przedziwny weekend w wersji hotel las woda piwo auto kilometry miejsca takie nasze nie nasze slajdy kilometry filmy my... przyznaje się. z niepokojem jechałam i nie zawiodłam się kolejny raz. który to już raz i czy to nabieraniem zaufania się nazywa?
a poza tym gdyby ktoś chciał uciec gdzieś w swoje marzenia w realu to tu jest żywa reklama! polecam.

powiedzmy że tym razem z weekendu zjechało się dość łagodnie i wyczułam rano podnosząc powieki że będzie długa fabryczna narada pworót do brutalnego realu głupich ludzi i układów nijakośći bylejakości w złości fuj!

złamane serce i ból rozpacz zachwyt wielka miłość porażająca tęsknota nienawiść trwoga - to są prawdziwe imiona żywego życia a nie tak sobie nic specjalnego moze być od biedy nie najgorzej jakoś...

jakoś przeżyjemy bo musimy.

...trzymam kapsle w kolorowych foliach liczę piętra a głowa zupełnie wolna.

czwartek, 11 listopada 2004

wolność – siła – wyzwolenie – ojczyzna – ojciec


„oprócz wiary nie ma nic” słyszę w Trójce po obudzeniu się. „jak już nadziei ci braknie. jak wszyscy cię opuszczą a ty nie będziesz miała w kim pokłaść nadziei to wtedy będziesz skończona. więc dbaj o to póki jest czas”. usłyszałam twardym głosem ostatnio od dobrego człowieka.

przy okazji narodowego święta mam dziwny zwyczaj chodzenia na mszę. mam takie magiczne dni w które dziwne (?) zwyczaje samoczynnie utarły się od lat. i jest mi z tym dobrze. i nie jest mi wstyd o tym pisać, nie jest mi wstyd ze łzami w oczach śpiewać „Boże, coś Polskę” bo tylko tyle mogę zrobić w tej kwestii ostatnio, modlić się o mądrą i dobrą Polskę, we wszystkim innym straciłam nadzieję. nie przejawiamy w niczym patriotyzmu; nawet nie wiem czy on jest w nas. może i objawia się w śladowych elementach, których nie zauważamy. ze współczesnych bohaterów narodowych których możemy wymienić? Jan Paweł II. i cisza. mam paru takich jednak obok mnie. zwyczajnych – niezwyczajnych. garstka ich ale są. wciąż o twardych zasadach. wciąż wiernie trwających przy swoich mądrych i wartościowych zasadach. i to co w nich podziwiam to nieugiętość przy wszystkich zmianach z zewnątrz płynących. tak naprawdę to nieważne czy ojczyzna mi się podoba czy nie. przyjmuję ją taką jaka jest z wadami i zaletami z nieszczęściami i sukcesami. często powtarzam ironicznie i złośliwie – no jasne to tylko Polska – a tak na serio ona jest cząstką mnie bo do niej należę. a „... Polacy są indywidualistami. i w tym się właśnie zatracają. każdy Polak chce być ministrem bez teki. każdy wie jak Polskę zbawić. każdy chce założyć własną partię. ta nieumiejętność podporządkowania się większości i w ogóle dyscyplinie społecznej oraz nasza skłonność do przedkładania interesu własnego nad dobro ogólne, od których zależy pomyślność – a nawet w niektórych okresach naszej historii zależało istnienie samego państwa – jest straszną polską wadą.” Jan Nowak Jeziorański
sobie zostawiłam na boku dziś politykę narzekania troski frustracje spory i podziały ... dumnie założyłam zielony sweter dla kochanego Białego Dziadunia który patrzy z góry, zaparzyłam herbaty z cytryną i sobie czytam szczęśliwa.
(BH musi pracować, a chciałabym żeby napił się tej herbaty ze mną, ale wiem, że tak być musi, jestem wobec tego z Tobą)




mam takie momenty po których wiem, że warto; w których widzę i czuję dalekosiężny sens. TO szczęśliwy i wesoło spędzony rodzinny wieczór. mam szczęście do dobrej rodziny, wiem to, chciałabym taką stworzyć kiedyś, mamy wzorzec, choć jeden, inni nawet jednego nie mają, pomyśl. TO Twój oddech przy uchu i Twoje ramiona kiedy mnie przytulasz; bo wtedy czuję że jesteśmy tak właśnie po prostu, bez słów, bez zbędnego wyjaśniania. TO południe zamyślenia się nad wiarą i sensem. TO uśmiech, mimo wszystko uśmiech zupełnie obcej osoby na ulicy, zupełnie przypadkowi i bezwarunkowo złożony...

wtorek, 9 listopada 2004

nadlatują stada słów...

gapie się w rysiowy kalendarz i jak dobrze pójdzie nabędziemy go tutaj już za trzy tygodnie. gdzieś od rana plączą mi się słowa o tym żeby żyć z całych sił i uśmiechać się do ludzi... do których ludzi się pytam do tych też uśmiechniętych po drodze do tych szczęśliwie zakochanych czy do tych zmęczonych brudnych i śmierdzących? bo ostatnio nie wiem z której strony dostanie się za to w twarz. rano komisariatowo nie potrafiłam odpowiadać równie żartobliwie na rozluźniające pytania wojtka nawet jak pytał czy nadal szaleje za maldinim. i w związku z tym odechcewa mi się uśmiechać i pomagać i robić coś komuś bo tak trzeba. potem płaci się taką właśnie cenę i nie mów mi na pocieszenie że przeżyję. bo jasne że przeżyję. a Bóg niech uśmiecha się nade mną częściej bo inaczej nie będzie dobrze. posiedziałam o wiele za krótko przy łóżku kk zawsze jest za krótko i ciągle za mało się widujemy. uwierz mi że zarażenie się dobrocią i szczerym Twoim spojrzeniem pozwala łatwiej spojrzeć na niecielesność. pomyślę nad tym wszystkim co powiedziałeś. obiecuję. dawno nie pozwoliłam aśce wycisnąć z siebie tyle na siłowni. po takim dniu to wskazane. u mnie tym bardziej bo od trzech dni czuję że jem. w sensie za dużo jem. jutro rodzicielka ma urodziny. chciałabym kiedyś być tak jak Ona. mimo wszystko. tęsknię za grobem dziadków.

niedziela, 7 listopada 2004

wyciszona lekkość bytu z ogromem wrażeń jednak, czyli czas 30.10.-03.11.2004r.

sama sobie ostatnio zaordynowałam ćwiczenie – p o w o l n e g o robienia wszystkiego tego co do moich obowiązków należy – tylko się czasem zwyczajnie nie-da-fizycznie-nie-da. ale staram się jak mogę wcielić w życie zasadę żeby wiecznie nie uciekać i tym samym nie sprawiać wrażenia że się jest gonionym (czasem jak pies się czuję goniona ale to podobno ma też i dobry wpływ na tzw. hart ducha; pozytywny wpływ stresującej części życia czy whatever...).
ok. umówmy się na długą notkę która będzie się przeplatać z teraźniejszością i przeszłością o której chcę najwięcej napisać. mamy sobotę. mój ulubiony dzień tygodnia. to pierwsza od niepamiętnych czasów wolna sobota spędzona w domu. mówię wam jaka błogość! rano bezstresowo budzę się w ramionach lekko zestresowanych jednak nie-weekendowo bo te szkolenie, no więc poprawiamy BH krawat i do obowiązków a my do wanny wody poleżeć za wszystkie czasy z książką o Nikiforze. małe łezki wpadają do wody. nikt nie widzi. nikt nie słyszy. cisza. sprzątanie. śniadanie drugie zresztą. spacer po lesie. wanna wody druga a co! remanent w płytach mp3 bo lekko wnerwia mnie już załączanie wiecznie nie tych płyt co trzeba. przy okazji wygrzebałam mp3 z wszystkim od kultu po pearl jam rage again the machine po tori amos anouk skin kaliber 44 paktofonike i na szcześniaku kończąc (istna muzyczna rozkosz miszmaszowa). myślę sobie, no jest bosko! a jeszcze wczoraj o tej porze paznokcie gryzłam bo mi znajomi chorują ostatnio. ok. żeby tak do końca czuć się błogo dzwonię do kk do anety esujemy z wkurwionym BH który musi przeżyć temat encefalopatii (a swoją drogą pisałam kiedyś o tej chorobie u dzieci urodzonych z fetal alcohol syndrome).
ok. nie. dziś nie o tym. a więc trzymając się tematu wiodącego przesuwamy stolik w jaśniejsze miejsce pod oknem bo lubię pisać w świetle dziennym, gazety książki mapa przewodnik płyty muzyka kubek kawy listy niedokończone... w przyszłość nie wybiegam chociaż jak w wannie siedziałam to mi się Praga nocą zamarzyła przez moment. póki co nadal jestem pod dziwnym aczkolwiek takim co przyciąga wrażeniem Krynicy. ale zanim do Krynicy dojechaliśmy to...
30.10.2004r. 16:00 wyruszamy „uśmiechniętym” zielonym na wschód. 1:00 docieramy do sentymentu mojego Wetliny, PTTK i brak prądu (ja sikałam BH mył ręce i korki strzeliły. bywa). gnieździmy się w jednym śpiworze i jest w miarę ciepło. dobrze że rano przychodzi szybko. pierwsze śniadanie z wrzątkiem bo o jajecznicy można zapomnieć. obecnie miejscowi dawno już świętują koniec sezonu. tyle z Wetliny, u Rumcajsa zamknięte, pod Strzechą też, barak opustoszały, jadłodajnia zamknięta chyba, Bazę Ludzi z Mgły przeoczyłam. tyle z sentymentu. i obiecałam sobie zerwać ten romans bo przytłacza dość skrzętnie od paru lat niepotrzebnie. mam nowe płuca serce myśli jestem szczęśliwa i niech tak trwa. szukałam ducha wśród żyjących. po konfrontacji z miejscowymi udajemy się do Ustrzyk Górnych gdzie w goprówce dostajemy na poddaszu pokój o jakim marzę tylko w pomarańczu bym go zrobiła i drewnie. jest trójkątne okno i jesteśmy my i deszcz nie pada.
31.10.2004r. dzień urodzin Mistrza. spacerujemy Tarnica-Halicz-Rozsypaniec-Bukowska. mówię że to moje góry tak jakbym miała do nich jakieś prawo. a one tymczasem przygotowane do zimy. słupek ukraiński stoi jak stał przed rokiem i brak tylko czerwonej jarzębiny i brusznicy. ale w końcu to nie ta pora. są w wyobraźni i jak dla mnie to wystarczy. (z ciekawostek historycznych warto dodać że przy okazji delimitacji polsko-sowieckiej sprostowano nonsens z austriackich jeszcze czasów bo okazuje się że dawna granica austriacko-węgierska tworzyła klin na stokach Rozsypańca tak że droga z Wołosatego na Połoninę Bukowską przebiegała przez terytorium węgierskie. klin ten utrzymywał się do 1946r.) pokonanie Wołosatego było istnie piwno-erotyczno-chipsowo-torfowe. nauczyłam się na pamięć jak powstaje torfowisko wysokie. a przy okazji dni pierwszolistopadowych zwiedzamy cmentarz w Wołosatym. 01.11.2004r. dzień z racji oczywistych i gdy pogoda tworzy klimat spędzamy na trasie Ustrzyki-Muczne-Beniowa-Sianki. podsumowaliśmy to wyprawą pastuszków po szczęście w sentymencie... przez cmentarze (cmentarz w Beniowej gdzie ocalała jego północna część z 13 nagrobkami i podmurówką cerkwi z 1909r. z kamienną płytą z rysunkiem ryby – podstawa starej chrzcielnicy) grobu hrabiny (grobowiec Klary zm.186? i Franciszka Stroińskich zm.1893r. oraz podmurówka po spalonej w 1947r. cerkwi) pola łąki na granicy polsko-ukraińskiej gdzie jak rzekł BH czuć pożogę i w środku czuć dziwną radość że nikt do nas jednak nie strzela. siedzimy na końcu Polski i patrzymy na 01.jpg; trzeba być innym, takim pastuszkiem pokornym jak Ty i ja. wcale nie miałam zamiaru wspominać o tym jak BH obsikał kot w schronie bo musiałabym napisać jaką “glebę” zaliczyłam w drodze do Sianek. popołudniowe cerkwie w Smolniku (p.w. św. Michała Archanioła z 1791r. jedna z dwóch zachowanych w Polsce cerkwi tzw. typu bojkowskiego)smolnik2.jpg w Chmielu (z 1906r. p.w. św. Mikołaja, przy cerkwi znajduje się plyta nagrobna z 1641 r z inskrypcją w języku starocerkiewnosłowiańskim i herbem Sas). cmentarz w Lutowiskach. nie znaleźliśmy żydowskiego kirkuta bo nie było nam dane w ciemności. „zielone uśmiechnięte” wpadło nam do rowu ale dzielnie radzimy sobie dalej i docieramy do goprówki. umówmy się że notebook i film w tym miejscu to nie jest dobra rozrywka. no może klimatu nie było albo zmęczeni byliśmy. wiem, film był zwyczajnie nudny.
02.11.2004 rano dzielnie spoglądamy na połoniny ale plany mamy nad Solinę. po drodze: Lutowiska i kirkut za dnia (rozległy kirkut leżący na stoku wzniesienia gdzie zachowało się co najmniej 500 macew czyli nagrobków; Upamiętnione miejsce stracenia przez hitlerowców 22.VI.1943 r. 650 miejscowych Żydów; jest to drugi co do wielkości po leskim cmentarz żydowski na terenie Bieszczadów). w Polanie mamy szczęście na otwartą cerkiew p.w. św. Mikołaja datowaną na 1790r. z charakterystycznym rysunkiem na suficie Trójcy Świętej nad kulą ziemską. Chrewt (przykład typowej cerkwi wybudowanej w 1670r. jako budynek na planie podłużnym, podzielony na trzy części: babiniec, nawę i prezbiterium – przykryte trzema oddzielnymi zwieńczeniami w formie łamanych dachów brogowych). Wołkowyja (gdzie nie ma cerkwi ale jest pstrąg u Łosia). i mogę wreszcie zaśpiewać zielone a raczej jesienno-bure wzgórza nad Soliną. (z zaporą o długości 664m) jak widzę taki ogrom wody to jednak marzy mi się morze. zapisać do „zrealizowania” jeszcze z Pragą Słowenią Węgrami i Kapadocją po drodze. my raczej podążamy w kierunku Krynicy. ślęczymy w korku w Jaśle ale za to podziwiamy kościół w Średniej Wsi (najstarszy drewniany kościół w Bieszczadach - piękny polecam - p.w. Wniebowzięcia Matki Bożej zbudowany w II polowie XVI w. jako kaplica dworska Balów), i w gęstej mgle dojeżdżając do celu dokładnie w Bereście najdostojniejsza z cerkwi – być może całą magię sprawiło oświetlenie i mgła właśnie. określenie “cerkiew” pochodzi od greckiego kyriakon czyli “Pański” (dom). w okresie międzywojennym na 190 bieszczadzkich miejscowości przypadało 155 cerkwi. w czasie II wojny światowej i walk z UPA uległo zniszczeniu tylko kilka cerkwi. dopiero po wysiedleniu Ukraińców w okresie 1948-56 były one masowo rozbierane. dziś jest 59 cerkwi w tym 10 w ruinie. wracając do naszego wyjazdu - w Krynicy wysoki dom z wysokimi pokojami, ze schodami i wielkimi lustrami. przyznaje się do strachu i zaglądania zza zasłonki pod prysznicem czy nikt przypadkiem nie stoi (bo jakby stał to co no nie?). coś dziwnego było w tym domu i już. teraz to lightowo ale wtedy. spacer wieczorny. "Romanówka" Nikifora czyli tego który niesie zwycięstwo. gdyby tak wszystko dopracować w najmniejszym szczególe. bo w końcu ze szczegółów z maleńkich drobin składa się nasze życie. turkusowo-niebieski kolor nocnej Romanówki mnie rozczulił. wody lecznicze raczej nie za to BH nie może się doczekać rana żeby móc nachlać się zuberta. nie będę też pisać o weczornym pęknięciu na werandzie mam tylko nadzieję, że zrozumiałeś właściwie. żółty kolor pokoju budzi nas słońcem zza okna. (żółty to ponoć na inteligencję wpływa... ęą). podążamy w kierunku Krakowa gdzie BH odbiera dumnie w ubłoconych butach dyplom i z tejże okazji zajadamy się naleśnikami w „różowym słoniu” (bez kurczaka bo zabrakło i bez boczku bo się przypalił – spoko damy radę). i dalej chciałabym już tylko zapamiętać zamek lipowiecki, od razu zaznaczam że wpisał się u mnie jako jedne z ciekawszych miejsc bo wrócę tam na pewno.
1100 km. ponad 100 godzin. takie małe krótkie spontaniczne dość wakacje.
od lat cieszy mnie możliwość własnego i dobrowolnego wyboru jak i gdzie spędzę czas, mój wolny czas. od lat dziękuję Najwyższemu, że układa wszystkie ścieżki tak a nie inaczej. od lat wiem że nic bez powodu. że inny nie znaczy gorszy. że ... od niedawna śpię dziwnie i zupełnie spokojnie szczęśliwie.
tyle... (BH ma zdjęcia jakby co)
chociaż tyle bo...
subtelne odcienie naszych indywidualnych przeżyć nikną niestety gdy ktoś próbuje zamknąć w zdania to co niewypowiedziane.
dziękuję.

czwartek, 4 listopada 2004

...

maszyneria od nowa ruszyła parą pełną i ciemną jak noc, trwa to zazwyczaj jeden dzień takie cholernie ciasne dostosowanie się psychiczne do. i coraz bardziej tu ciaśniej i nawet już nadzieje które gdzieś tam obiecane nie trzymają się kupy.
ale świeci słońce są gdzieś książki jest milion przyjemnych obowiązków na zaliczenie jest pisanie do szuflady jest pracowanie nad i jest świat pełen pomysłów wokół. jesteś ty i przede wszystkim jesteś ostatnio ty i cała reszta z boku ale tylko w całość wzięta równie ważna.
wieczorem siedzimy przy lodach z trójką i dżemem w tle i pięcioma magicznymi dniami wolnego i mówisz że jedziemy w bieszczady i.
pełna relacja z dokładnymi danymi (bo takowa z pewnością powstanie, bawię się póki co w najdokładniejszą historię) będzie wkrótce.
najogólniej rzec nie można nic. bo jesteśmy zupełnie wtedy inni. zupełnie inne spojrzenia miny gesty myślenia zachowania. lubię nas takich uśmiechniętych beztroskich gdzieś tam na granicy z ukrainą nawet jak się płacze przez część wieczora krynickiego do kurtki i koca z piwem i chusteczkami mokrymi od szczęścia. i wiem że to nie jest bynajmniej szczęście wynikające jedynie z tej chwili...
c.d.n.



update 6.11. 10:00
WIATRAKI!!!

sobota, 30 października 2004

...

...strącamy siebie w przepaść bo bierzemy co podtyka los zamiast po prostu uciec gdy jest na to czas.
co jeśli szczęście minie cię spętane ręce widząc twe. czy warto iść pod prąd zapytam ciebie. sam teraz pewniesz widzisz że z poczucia winy nie da się zbudować nic na dłużej tylko domek z kart.


uciekamy w Bieszczad!
ha!

środa, 27 października 2004

między skrajnościami: cynizmem i poczuciem winy

jeśli ciekawią kogoś powody kryjące się za brudną mieszaniną cynizmu i winy w której spędza się życie oto one - cynizm, ponieważ nie akceptujemy ani nie praktykujemy etyki altruistycznej; wina, ponieważ nie mamy odwagi na jej odrzucenie.

po "między słowami" autentycznie zamarzyło mi się ponudzenie z samą sobą - wiem że nie takie wnioski należało wyciągnąć z tegoż filmu.

poza tym mam nowy kolor w fabryce i ... nowe coraz to wyraziste jaśniejsze i poważne spojrzenie na Ciebie.

wniosek: należy zacząć głośno wyrażać to co się myśli bez żadnego wstydu i poczucia bo tak wypada!

wtorek, 26 października 2004

this is the end....

jak powiem że się wszystko ale to wszystko wszystko wszystko fabrycznie na łeb zlało to prawdziwszej prawdy nie ma.

jemy na sucho o 13:50 musli chyba jakieś stare bez mleka nie chce mi się nawet za siebie ogladać a telefon wypieprze za chwilę w ten burdel obok i nie powiem już ani razu kurwa mać dzień dobry!!!!!!!!!!!!!!!!!

bioręurlopbyledopiątku

niedziela, 24 października 2004

powoli...

wątpliwości to zdrajcy mimo wszystko, to zdrajcy którzy sprawiają, że bojąc się spróbować, tracimy często dobra, jakie mogliśmy zyskać...

chciała bym przestać w końcu odpowiadać sobie na pytanie dlaczego właśnie ja? to też z niedowiarstwa.

dobranoc.

piątek, 22 października 2004

myśli po etapie czarnego piątku teraz już tylko będę się bawić

był Nikifor były Pręgi czytam Kapuścińskiego a niebo ma teraz kolor purpury szaro - fioletowej.
Boska dziś wyskoczyła z kolorem wielbłądzim popatrzyłyśmy z Beatą i .. nie da się już tego cholerstwa tej głupoty uszami parującej tego smrodu wytrzymać na trzeźwo.
jest dobrze powiem wam i nawet nie potrafię w tym dobrze się zatrzymać i nawet nie wiem czy chcę.
udało nam się dziś zebrać na wieczór maluje paznokcie i zastanawiam się jak to będzie dziś jak jutro jak cały następny rok... jak Zielonej nie będzie.
ok. obiecałam sobie że nie będę płakać.
choć pamiętam dokładnie dwa lata temu jak żegnałyśmy się i potem stałam jak głupia w tej firance i czekałam jak wyparuje z mojego pokoju Jej zapach jak...
będzie inaczej bo dużo się zmieniło.
będzie.
bo jest dobrze.
kocham Cię Siostra i już zaczynam pisać listy!

środa, 20 października 2004

...

w nocy śni mi się że słucha sama Dżemu w pustym ciemnym pokoju o milion tysięcy kilometrów stąd. siedzi na dużym czerwonym łóżku i słucha polskich słów i dźwięków i oczy ma spuchnięte i układ twarzy taki jaki już widziałam w okolicach stycznia...

otwieram szeroko okno jest 4:50 usnęłam przed chwilą nie potrafię o niczym innym myśleć serce mi pęka i nie potrafię zrozumieć jak można ranić i zabijać siebie nawzajem to takie rodzinne tak? i boję się o Nią choć wiem że nic nie dzieje się bez powodu...

stęskniłam się za Twoim przytuleniem po całym dniu po całych dwóch dniach taka nieobecność sprawia że im dłużej Cię nie ma tym bardziej wiem... uwielbiam Twój zapach Twoje ciepło Twój głos ale najbardziej to że jesteś taki jaki jesteś. tak chciałabym obiecać że będzie dobrze coraz lepiej.
piasek w oczach muzyka jakaś dziwna praca lekkie pomarańczowe światło wciąż mi pachnie Wami w pokoju kocham Was i ...

... obiecajcie mi że za naście lat spotkamy się w dużym ogrodzie na winie i będziemy zwyczajnymi szczęśliwymi ludźmi a wkoło nas będą tańczyć nasze dzieciaki...

sobota, 16 października 2004

prawdziwe kolory światła


wracam rano do domu z domu w którym robi się coraz przytulniej wracam i zbieram całusy od wszystkich domowników jemy śniadanie słyszę: tylko zmień pościel tylko musicie coś jeść wyciąg już mięso z zamrażalki i wyśpijcie się jutro i nie włóczcie się nigdzie i nie pijcie za dużo zrób ten obiad!!!!!!!!!!!!!!!!!!

otwieram oczy najszerzej jak potrafię
otwieram ze zdziwienia że właściwie to takie normalne prawda?
oj jak bardzo przypomniały mi się stare dobre czasy.
siedzę w wannie kapią mi łzy radości poczucia wolności i pewności zarazem. nawet nie wiesz ile radości wnosisz w moje życie. stało się nowe i ... nie powiedziałam wczoraj tego co chciałam ale to jeszcze zaczeka na... wino było pyszne i Twój dotyk i ...

spokój
muzyka
i ... świetlne momenty poczucia tworzenia czegoś na miarę tylko nam znaną.
reszta niech trzyma sie z daleka.

środa, 13 października 2004

...

...TRZY KROPLE MGŁY
TO TWOJE ŁZY
PODOBNO CZASEM BYWASZ SMUTNY
JEŻELI TAK PRZYDŹ TU CHOĆ RAZ
POSŁUCHAĆ JAK ODDYCHA LAS...

sobie pędzi czas i niech pędzi może gdzieś dobiegnie w końcu a może w samym biegu tkwi sens co?

co spojrze na graże to widzę nas tańczących z berniem zimnym na koncercie pearl jamu w stanach
jakoś mi wesoło na duszy. poza tym dużo muzyki dużo sońca dużo jazdy tam i z powrotem dużo kartek papierów czytań przepisywań podliczeń. jestem pani ryżowa i ubaw mam przy tym bo niby za karę a suma sumarą w dupie mam wszystko inne i przynajmniej mogę poczytać spokojnie.

o reszcie spraw pisać nie będę bo też jest cudnie! i tak też nadal będzie!

lubie jak mrugasz oczami
lubie i już

niedziela, 10 października 2004

jak osiągnąć życiową harmonię?

w równych proporcjach zmieszać desperację cierpliwość i pasję nie żałować miłości dorzucić odwagi oprószyć marzeniami zawinąć w ciszę odstawić w czas czekać trwać.

jak patrzę na październikowe słońce i rude liście to życie wydaje się tak piękne że już więcej nic nie potrzebuję do szczęścia.

uśmiechaj się częściej proszę.

sobota, 9 października 2004

u w a g a

jedną prostą i szczerą rozmową raczej monologiem jestem pogubiona.
pomieszało mi się znowu.
na pograniczu płaczu kupuje dla nich kilogram ptasiego mleczka i zastanawiam się kurwa dlaczego ja?!dlaczego nie może być tak normalnie prosto zwyczajnie kochanie uczciwie po prostu????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????


ENTER SANDMAN FULL VOLUME

piątek, 8 października 2004

ok.jestem sobą.przynajmniej dzisiaj.

dobra. umówmy się że dziś nie będzie więcej mądrych myśli przemyśleń i zastanawiania się nad... znudziło mi się cholernie. nie chce mi się nawet myśleć o tym a czy warto a czy echy ochy jaaaa... nie chce mi się wam tłumaczć że nie musicie się martwić o mnie. no za stara jestem na to. jestem spokojna ufam człowiekowi i niech tak zostanie. amen.
rodzicielka ze mną cudownie rozmawia kocham kocham kocham Ją. tyle wiem. gadamy przez telefon rano o kremach ciastach dyskietakch jakbyśmy nie mogły jak wrócę do domu. jak wrócę to wrócę z trzema żywcami dziś na pewno. jutro zakręcony dzień dziś zakręcone popołudnie.
zasypiam i budzę się spokojnie i nie wiem powiedz mi jak wiesz, to dobrze? patrzę rano w nie swoje lustro i staram się rutynowo robić to co u siebie nie spiesząc się nawet przyzwyczajam się - miałam nie myśleć nie?
gdzie nie ma miejsca na dziecięcą zabawę tam dorośli giną z samotności no więc ludziki były na miejscu osiem przelewów poszło mi dziś łagodnie bez problemów marudzę trochę na pogodę zasypiam nad stosem nienapisanych decyzji rozmawiam jak najęta z fabrykantkami i parzę trzecią kawę.
ot taka proza życia nie?

różności_nie_moje

"Miłość nie jest za cokolwiek, tylko pomimo wszystko. Nie jest nagrodą za urodę, nie jest podziwem za talent. Jest za nic."

"W życiu najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam tylko dobrze - to niedobrze."

"Nie bierz na siebie za wiele spraw, bo jeśli będziesz je mnożył, nie unikniesz szkody. I choćbyś pędził, nie dopędzisz, a uciekając, nie uciekniesz."

wtorek, 5 października 2004

mad about you STING

nie jest mi potrzebna żadna joga ani uspokajające szydełkowanie czy haftowanie do zapomnienia o całym świecie po całym dniu pracy wystarczy mi godzinne malowanie paznokci. mam w tym mistrza. uwielbiam tak pociągać lakierem po płytce paznokcia kilkakrotnie myśląc o tym i owym zatracając się właściwie która godzina i jaki dzień. niezłe uczucie. mówię wam. ktoś mi obiecał robienie ludzików z kasztanów orzechów i żołędzi. przez godzinę dziś spacerowaliśmy z maluchami po rudo złocistym parku zbierając kasztany do stworów. szurające liście mają w sobie coś z pogranicza alchemicznych dźwięków głuszy i szelestu. tu szeleszczą świerszcze. słońce ciepły wiatr uśmiechnięte buzie dzieciaków i trzech wariatów udających że wiemy o co chodzi w tej całej jesieni. umówmy się że nie wolno być Ofiarą życia trzeba być jego Świadkiem. jeśli przestaniesz bać się swoich uczuć możesz angażować się w nie ze znacznie większą siłą. życie przestaje być wtedy filmem ani do niego nie legniesz ani go nie unikasz. tym samym nie próbujesz go ani przytępić ani rozwodnić. film nabiera jaskrawości realności i jednocześnie jakiegoś niesamowitego wigoru. nie tłumisz siły doznań. możesz nawet płakać mocniej śmiać się głośniej skakać wyżej. świadomość wolna od preferencji nie oznacza braku uczuć oznacza że czujesz w pełni głęboko bezgranicznie i śmiejesz się płaczesz kochasz aż do bólu. życie wali się na ciebie prosto z ekranu a ty nie wzdrygasz się przed nim a całkowicie się z nim stapiasz.

powoli...

i tak to od malowanych paznokci przechodzi się do wilbera
można?
można.

to był jeden z najcudowniejszych dni tej jesieni.
do zobaczenia w rudo-złocisto-szeleszczącym lesie...


„poproście Matkę Bożą abyśmy po śmierci w każdą wolną sobotę chodzili po lesie bo niebo nie jest niebem jeśli wyjścia nie ma” kx J. Twardowski

sobota, 2 października 2004

błądzące opuszki palców

czasami to wydaje mi się że potrafiłabym zniknąć dla całego świata tylko po to żeby móc bez reszty zatracić się w tym co czuję w środku.
boje się tego jak cholera.
wiem że można to ułożyć obgadać poukładać a potem zacząć wreszcie żyć normalnie. zabić swój strach i niepewność. nabrać zaufania i móc zaangażować się tak jak serce podpowiada.
tylko czy ryzyko po obu stronach jest takie samo?
i komu ewentualnie przyjdzie zapłacić większą cenę?
a może zwyczajnie nie warto nad tym się zastanawiać?
może wystarczy zaryzykować i robić to co się czuje?
chyba można sporo stracić odgradzając się barierą nieufności od człowieka.

kk pisze: „już cię teraz widzę: rozgadaną uśmiechniętą roześmianą pokręconą rozczuloną zapracowaną rozebraną pachnącą przejętą zasłuchaną zapatrzoną kąciki ust ci się śmieją w drodze do i z pracy cię kurcze nie widziałem dwa tygodnie a jednak wiem dokładnie jak wyglądasz teraz właśnie”
- tylko skąd on to wie?

z Małego Księcia: (bo mnie zawsze w takich chwilach dziwnie trzyma)
- oswojenie to stworzenie więzi – sprawienie że ktoś staje się dla nas jedynym w swoim rodzaju. wszystkie róże są jednakowe i dla każdego przechodnia nie ma większego znaczenia ta róża o którą sam osobiście zabiegałeś pielęgnowałeś osłaniałeś podlewałeś i to ona ma dla ciebie największe znaczenie ponieważ to ty słuchałeś jej skarg jej trosk czasem milczenia, ponieważ jest twoją różą. najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. ludzie zapomnieli o tej prawdzie. lecz tobie nie wolno zapomnieć. stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to co oswoiłeś. decyzja oswojenia zawsze niesie w sobie ryzyko łez.

żeby nie było monotematycznie (choć w głowie tak właśnie) to powiem że Piotrek oznajmił w południe ze nasz projekt przeszedł w całości! yeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeees! – już nawet wiem co sobie kupię! poza tym Sting ma urodziny słucham nadal Khmera przeplatając Trójką i AMJ.

są takie chwile kiedy chciałabym tak przeraźliwie szczerze opowiedzieć ci wszystko od początku do końca tylko gdzieś po drodze sześciu lat nauczyłam się że chyba nie warto choć jestem pewna że tej prawdy właśnie jesteś wart

no
ciiii.......
nic nie mów
jakoś to będzie.
damy radę.

środa, 29 września 2004

tak wiem to z trójki

"Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce"
R.Kapuściński

...

tak jakby tryptyk najtrudniejszych dni zakończył się godzinę temu.
przez godzinę flegmatycznie jadłam pierogi z serem i rzucaliśmy się z Mistrzem kostkami czekolady.
Ćma nie wytrzymała naszej głupkowatej atmosfery i poszła z rodzicielką na spacer. lubię jak jesteśmy tacy.
wychodząc z przesłuchania wstąpiłam najpierw do garażu gdzie dostałam najpiękniejsze jabłko z worka a potem do domu gdzie dostałam największe prince polo i weź tu ich nie kochaj!
poza tym pan z firmy podpisał czek na paredziesiąt tysięcy i obiecał dalszą współpracę z MAJĄ poza tym...
będziemy dziś ogladać Bravehearta leżeć pod kocykiem pić grzańca i bedziemy mieć w nosie cały ten świat. O!
I jak tu nie kochać życia!
(dziś tak mogę powiedzieć w poniedziałek o 6:00 nie wiedziałam czy do dzisiaj przeżyję)
oj te zadziwienia...

poniedziałek, 27 września 2004

velke losiny

wracam do domu padam kapie z nosa gardło głowa zmęczenie.
nieważne.
pozytywne potwierdzenia paru konkretnych rozmów z możnymi tego świata dzięki czemu można ruszyć do przodu z pomysłem.
nieważne.
właściwie to nie wiem jak nazwać weekend który minął. brakuje mi odpowiednich słów i pojęć. może jednak bezpieczniej będzie nie nazywać tego co takie nieziemskie. sobie w duchu myślę: to takie niesamowite móc tak naturalnie prosto nieskrępowanie pięknie i bez udawania okazywać to co się czuje.
ramiona jak dwa świetlne promienie wskazujące trasę
byle by się nie sparzyć
byle by

szczęście to mieć kogoś kto nas stale oczekuje.

Nils Petter Molvaer „Khmer”
Natalka Śniadanko „Kolekcja namiętności”


kocyk herbata z sokiem malinowym polopiryna
czasem to już nie wystarcza
już nie.

piątek, 24 września 2004

czy rozumiesz mnie?

najbardziej absurdalne i niewiarygodne nadzieje były czasem przyczyną niezwykłego sukcesu, więc...

największym bogactwem jest głęboki spokój z jakim powinno się podejmować wysiłek i zdobywać dzięki temu to, czego świat nie może nam odebrać, no więc...

piękny tydzień piękne dni jakieś bardziej łagodne i spokojne mimo zepsutej pogody trzeba się jakoś ratować muzyką książkami mądrymi bardziej lub mniej rozmowami przy kawie z dziewczynami pracą wykładami czyimiś ramionami nad ranem i dmuchaniem do ucha kinem niekoniecznie Hellboyem smakowaniem na przykład fig w sosie karmelowym do kawy z kardamonem w towarzystwie miłego starszego pana doktora od socjologii - jakie to przyjemne uczucie móc choć przez chwilę porozmawiać z kimś tak mądrym i nie dającym odczuć że jesteś tylko jakąś tam szarą studentką chodząc z nim na kawę przy okazji 'mitingów sponsorskich' ze stowarzyszeń.

że życie ma czasem sens.

CZY ROZUMIESZ MNIE?

milion złudzeń i zdarzeń
i to zaledwie kilka chwil
życie to krótki sen.

środa, 22 września 2004

‘umówmy się jeszcze na takie momenty’

naciągam bardziej na dłonie ulubiony zielony sweter poprawiam soczewki i nadaje się już tylko do położenia posłuchania bjork i podłubania w bardziej odległych myślach niekoniecznie mądrych.
w południe dzwoni anka i ... opowiada że siedzi nad moimi zdjęciami i mówi do przyszłej/go Nadii/Macieja że ciocia viola zabierze cię kiedyś w te miejsca i zobaczysz jak będzie ciekawie i ... takie ciepłe łzy mi kapią po policzkach i nie wiem co mam powiedzieć, niby taki banał a wzruszyć potrafi jak nic innego.
i umówmy się że to moment taki, ułamek ciepła które zapala czerwoną lampkę gdzieś w środku i nadaje niesamowity sens.
przytulam się w nocy do bliskiej mi osoby, uwielbiam uczucie ciepłego oddechu na szyi, uwielbiam tylko dlatego że z mojej strony to najbardziej szczere gesty i reakcje. nie myślę o niczym więcej i robię błąd bo... i umówmy się że to też momenty i chwile dzięki którym łatwiej później funkcjonować psychicznie bo fizycznie bywa rożnie.
momenty
tylko czy o to nam waśnie chodzi?
to już sobie nie przeszkadzam i zabieram się do dalszej pracy

poniedziałek, 20 września 2004

byłam cholera u tej wróżki no!

na chwilę obecną to sobie postanowiłam że muszę zrobić jeszcze jedną głupią rzecz i zrobię to choćby nie wiem co. na chwilę obecną pierdolę wszystkie wróżki i całą swoją gorycz do świata że coś jest nie tak!


update
ok przepraszam za powyższy wpis strasznie mi głupio i w ogóle ucieknę do kącika i będę siedzieć cichutko i już nic nikomu nie powiem i już nie bedę walczyć ze światem

taaaakiego!

czwartek, 16 września 2004

...

ok. umówmy się że wpisu nie ma. pewnie i tak go zaraz wypieprze.
umówmy się że nawet nie wiem czy to pms czy cholera wie co!? jakoś dziwnie nic mi nie pasuje chociaż wszystkie znaki na niebie wskazują że jednak. pracowałam do późnej nocy. potem do rana siedziałam w wannie z gorącą wodą czytając „dziewczynę z perłą” chewalier i byłoby wszystko ładnie i cudownie gdyby nie to wezwanie tak! umówmy się że próbowałam się opanować grać twardą i w ogóle że to taka procedura i w ogóle... w dupe, żadne tłumaczenia i uspokojenia mnie nie pocieszą. come down bush`a to ze skrzypcami. pakuje się na jutro bo mi ten kraków jest cholernie bardzo bardzo potrzebny, jeśli wcześniej nie umrę na wrzody żołądka oczywiście. jakoś bardziej niż zwykle mam ochotę po prostu się zdrowo upić i ubawić po pachy, jeśli w ogóle uda mi się przestawić trybiki myślowe, jeśli jeszcze takowe posiadam.

ok. zbyt skomplikowane to to.

niesamowite uczucie siedzieć w południe na rynku pić piwo i czytać mając przeczucie że to tylko chwila że to takie rozpieszczenie siebie że to moment łapanie słońca za promienie układanie w głowie tego co jeszcze wkrótce lub w ogóle muszę!


ogólnie chorobowe pozwoliło mi ułożyć masę spraw poukładać co nie co posklejać wystartować z czymś nowym...

to iść jutro do tej wróżki?

środa, 15 września 2004

...

cynamonowa dziewczyna prince`a od rana.
sms od siostry na dzień dobry.
obudziłam się z tzw kolejnym etapem i świeżym zapasem spokoju po wczorajszej rozmowie.
słuchając pink floydów przeglądałyśmy z Anką trzy torby ciuszków zaczynając od kaftaników śpioszków sukienek bucików mikroskopijnych rozmiarów poprzez sweterki polarki pieluszki czapeczki kończąc na karuzeli z misiami i grającą pozytywką. policzyłyśmy że to jeszcze 94 dni i przyjdzie na świat nasz mały skarb najcudowniejszy ze wszystkich cudów na ziemi.
o winogronach śniłam w nocy pięknych dużych słodkich winogronach. ktoś mi wytłumaczy na co to?

wtorek, 14 września 2004

...

najpierw sama musisz być w porządku żeby móc komuś coś zarzucać.

oczyszczenie pola szczerą rozmową nie jest zarzucaniem komuś czegoś.

tak. nie wiecie pewnie o co mi chodzi. ale my wiemy i niech tak zostanie.

czuję się bardziej spokojniej i normalniej niż kiedykolwiek dotychczas.

jestem jeszcze komuś coś winna?

nie. to dobranoc.

poniedziałek, 13 września 2004

już dobrze dobrze już

...całych siebie chcemy dać
kilku ludzi dobrze nas zna
tylko czasem słabnie nam puls
może trzeba upaść na twarz
swoje rzeczy ubogium dać
i zacząć malować bez farb
przeklinamy dzień za dniem
śpisz bo życie nie nie jest snem
taki ciężar tylko zgina ci kark...
już dobrze dobrze już


a poza tym kupiłam zielony płaszcz i usłyszałam od grubej w sklepie - pani to w ramionach jest chudziutka dalej już raczej nie!
obleśne babsko.

no ale co. no byliśmy sobie na wycieczce pod nazwą 'ale z tym tempem" pogoda dopisała. na Czerwoną Ławkę sporo ludzi chciało dotrzeć. jednak słowacka strona Tatr jest o wiele kulturalniejsza. są już zdjęcia. były przemyślenia widoki słońce spacer do auta cierpliwość chłopaków dobre humory lekkawo spocone czoło i ... pomyśleć że całkiem niedawno patrzyłam na zbójecka chatę z małej wysokiej i wydawał mi się to całkiem nieosiągalny teren a teraz zatoczyłam tam takie małe kółko. ba. plany są dla bogaczy. biedni mają marzenia. przyznam że czerowna jest moim marzeniem które spełniło się w ciągu trzech tygodni.

zdawczo-odbiorczo powiem że jestem bardzo wolną osobą i że nie muszę nigdzie wstawać do ... zobaczymy. poza tym wydaje mi się że:
- podołam temu co wzięłam na siebie;
- dostałam opieprz że zawiodłam;
- potem że nic nie jem;
- potem że nie szanuję pracy
- potem że ...
nie powiem gdzie to mam bo musiałabym skłamać bo pare spraw mnie conajmniej zadziwiło resztę wytłumacyzłam a na pozostałe nie mam wpływu

jesteście tu jeszcze?

nie to już nie zanudzam

tak, żyjemy w czasach barabrzyństwa żyjemy w średniowieczu nic nie jest pewne nic.

czwartek, 9 września 2004

ale sie zamyśliłam

znajoma przekornie napisała mi, że szuka faceta który musiałby być: „jesienny odmienny czuły i zdrowy beznałogowy namiętny majętny i obojętny dla owych zawsze gotowych... „ dobre pomyślałam dobre. ideałów nie ma i nie będzie. zapytała też jakiego ja szukam bo o ile pamięta naszą ostatnią rozmowę to zależało mi tylko żeby nosił ciemno-zielone sztruksy i miał niski barytonowy głos i był choć w połowie tak stanowczy i zarazem ciepły jak M. no i w zasadzie zaczęłam się zastanawiać czy ja w ogóle szukam? czy ja szukam faceta? otóż odpowiadam sobie że nie. że podoba mi się takie życie jakie mam. (choć czasem przeszywają mnie myśli o zakorzenieniu rodzeniu męskim ramieniu itp). że broń Boże spotykając się z facetami nie patrzę na każdego jako kandydata na męża. że wkurza mnie strach w oczach mężczyzn jak już jesteś miła życzliwa pomagasz mówisz przyjemne rzeczy to u nich zapala się żarówka typu- no ja zakochała się no ja trzeba spieprzać – i tak też się zachowują. wkurza mnie tym bardziej, że faceci na ogół szczerzy nie są nigdy do końca. że ostatnimi czasy przekonałam się o ich egoizmie własnej prywacie i własnym szczęściu (tutaj i teraz ma być mi dobrze reszta jest nie ważna nie ważne są uczucia przyjaźnie wcześniej przeżyte chwile słowa rozmowy) i spoko jeśli gość jest na tyle odważny, że potrafi konkretnie określić stanowisko wobec tego co zaszło a do czego mogło dojść gdyby... niestety takich znam dwóch tylko dwóch, którzy są już dojrzałymi panami z dziećmi i cudownymi żonami.
przeczytałam ostatnio w Przekroju artykuł o psychopatach, którzy ponoć drzemią w każdym z nas. tacy co to wyróżniają się cudownym błyskiem w towarzystwie, mógłby ci nieba przybliżyć – niestety zachowanie to wynika z interesu i kluczowych znajomości które w przyszłości być może przyniosą jakiś zysk. i ja cholera nie potrafię zrozumieć dlaczego ci ludzie nie umieją zrozumieć, że takie wyrafinowanie i bezczelność, że taka gra pozorów i takie bawienie się czyimiś uczuciami są wyczuwane na kilometr – w moim przypadku niestety dopiero po półrocznej znajomości. naprawiłam to ostatnio. uczę się. ubaw przy tym mając a zarazem smutek, że to aż tak wyłazi na wierzch, a ty nie chcąc skrzywdzić gościa uśmiechasz się pod nosem bo ci go zwyczajnie szkoda, że taki nieszczęśliwy i nadrabia biedak czym tylko może opowiadając bzdury bardziej lub mniej zmyślone.
mogę śmiało powiedzieć, że znam czterech szczerych facetów. jeden jest moim ojcem drugi przyszywanym dziadkiem. dwóch pozostałych chodzi w sztruksach nie ma barytonowych głosów nie są bynajmniej majętni jeden z nich jest namiętny obydwaj nie lecą bynajmniej na te zawsze gotowe. obydwaj są mi bardzo bliscy choć z żadnym z nich nie wyobrażam sobie wspólnego żywota. a może ja mało wiem. może za parę lat będę sobie wyrzucać że kocham kogoś (a raczej leczę się z tego) kto nigdy w życiu nie będzie mnie szanował bo wiem to tu i teraz.
- wybacz Gocha, że odpowiadam w tej formie właśnie.

ufff. to teraz wybaczcie ale znikam na akcję jabłka potem akcję okna oraz sprzątanie reszty świata. jezu jak jest super. mówię wam.

środa, 8 września 2004

hm...

normalnie czuję że czas powrotu do czegoś tam się kończy. normalnie dochodzę do wniosku że ogólnie można rzec: `mam tak samo jak ty` i że jesteśmy do siebie podobni w tych powrotach - trudno nam zaaklimatyzować się na nowo w pracy trudno złapać odpowiednie tempo eva pisze że wtedy staje się melancholijna olga że przesadza po raz enty te cholerne kwiatki nie wiadomo po co. pocieszam się tym że inni też tak mają. działanie jest wrogiem myślenia. zwłaszcza myślenia o tym jak jesteśy samotni niekochani i nadajemy się już tylko do kserowania całej fabryce kolejnej ustawy...
koniec z tym okresem. teraz czas dziwięcio miesięcznej ciąży. (spoko odbija mi na punkcie ciężarnej siostry która ma coraz to bardziej spowolnione ruchy i reakcję na cały ten gówniany świat)
ale normalnie uwielbiam ten stan kiedy to nareszcie rusza cała maszyneria. bo w zasadzie mam już dość książek filmów muzyki kawuni - w nadmiarze tracą one swoją magię niestety. myślę że już można zakupić więcej guarany bo oto dwa projekty przede mną telefon po mgr kolejny na późną jesień bo oto nabieram coraz to większego zachłyśnięcia się tym poczuciem bezbpieczeństwa jakie nadal posiadam bo mam już plan zajęć i mam nowy pomysł na współpracę z pr. mam to wszystko mam w garści i nie wypuszczę.
no i co? no rozdzwoniły się telefony ba! upijemy się ja nic winem w karkowie 18-19 września z evką i ekipą. wejdziemy se na czerwoną ławkę choćby i z tery`ego z wojcieszkiem i zieloną. poślęczymy parę nocek z piorem nad projektem - i o to wszystko mi chodziło!!!

póki co wymieniam okna potem kupię samochód.

do dzieła...

poniedziałek, 6 września 2004

...

ćma leżąca do góry brzuchem, marzy o tym, że jest obrzydliwie bogata i robi nam prezenty. otrzymuję: mieszkanie w rybniku, nowiutkiego granatowego (niech będzie garnkowego) peugeota i na dorzutkę 100 mln plnów na pocieszenie się i rekompensatę tego wszystkiego co złe mnie ostatnio dopadło.
milutką mam siostrę co.

dostałam od izki cudowne lusterko z avonu
nie lubię tylko w nie patrzeć.

pierdoły piszę bo się pierdołowato czuję.

karol rano przez telefon: ty weź spakuj tylko te bordowe sztruksy koszulkę i polar i uciekajmy w bieszczad. chciałoby się. szlag mnie trafia jak widzę za oknem taką pogodę a słońce grzeje mnie w plecki. ufff można by tyle szlaków zrobić.

nie opowiadaj znajomym jak kończy się ten film. to ja wam powiem: kończy się kiczowato tak jak i cała jego kiczowatość fabuły więc nie warto czekać do końca. („Osada”) myśmy przyszli na koniec więc spoko. co z kolei można powiedzieć o najnowszym filmie Almodowaro? („Złe wychowanie”) ano że ten gość proszę państwa im starszy tym gorsze głupoty stwarza, tematyka przejedzona zero smaku i emocji. takie pyszne naleśniki zjedliśmy wcześniej że szkoda byłoby je zwrócić gdybyśmy dotrwali do końca. Wojtek nie pytaj jak kończy się ten film Ty go po prostu nie oglądaj!

szukałam dziś rano kluczy do fabryki wszędzie je szukałam wyrzuciłam wszystko z torebki : notes kalendarz portfele dwa guarane betakaroten krem do rąk kosmetyczkę 4 paczki chusteczek komórkę gumę do włosów pamiętnik rachunki książkę ... i po cholerę ja to wszystko codziennie tacham? w osobnej oczywiście aktówce gazety notatki zeszyty dyskietki bez których nie oddycham. też tak macie?

jak przywalę w to radio które mi tu buczy to pójdzie w cholerę razem z oknem i kwiatkiem po drodze pnącym się w chuj wie jakim kierunku?


update 23:08
"Piętno" wobec powyższych głupot bez porównania; piękny wieczór ciepłe wrześniowe słońce i jedno z ostatnich piw ogródkowych i marzę żeby kiedyś móc zatańczyć na takiej werandzie z takim mężczyzną przy takiej muzyce...

update 15:00
dziś "Sierpień" z Anthony Hopkinsem chyba się w nim zakochałam

niedziela, 5 września 2004

homecoming

a poza tym mam jeszcze takie całe zaplecze na możliwość realizacji siebie samej, Najwyższy wybacz za pogubienie się wybacz za chaos za zatracenie siebie w sobie za głupoty i za głupich bożków za świat który nie jest moim światem za obrazę za ... słucham dziś na full volume Przyjdź 2TM2,3 i Duch`a Armii;
biegamy wczoraj z Ćmą po sklepach spędzamy cały dzień ze sobą tak bardzo boję się o Jej dorosły świat i jednocześnie wiem że sobie poradzi wiem to. amen.

Był pewien człowiek co zbudował wielką łódź
Bo tak bardzo wierzył w to co mówił mu Bóg
że nadchodzi potop straszny w sile swej
I nie będzie miejsca ani czasu by zmienić światopogląd

Był pewien człowiek który z Bogiem żył
Sto lat miał gdy urodził się syn
Przeszedł do historii jako symbol wiary nieugiętej

Wierzyć to znaczy chodzić po wodzie
Chodzić za Jezusem kiedy lepiej jest lub kiedy gorzej
Wierzyć to znaczy spoglądać w niebo
Kochać bliźniego umieć żyć z nim na co dzień

Słuchaj przyjacielu dobrej rady mej
Możesz przeżyć życie które może mieć sens
Jezus jest mym Panem
Lepszym jutrem mym
Jemu zaufałem nie żałuję tego wcale

piątek, 3 września 2004

kruk między innymi

"- Najpierw trzeba szeroko rozpostrzeć skrzydła, potem pomachać ze trzy razy na próbę, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, a potem...
- Ale ja nie mam skrzydeł - przerwał łoś.
- Aha - odrzekł zmieszany swoją nieuwagą kruk.
- Ale mam bogatą wyobraźnię. Może wystarczy, jak sobie wyobrażę, że mam skrzydła - dodał łoś bez kompleksów."



wczorajsze lody a`la krówka z bitą śmietaną z czekoladą orzechami kawa jamajka blue montain dla koneserów dla specjalnych gości od karola wygadanie się przed monią wieczorne potem wesołe rozmowy z mistrzem i ćmą do północy czuje że mogę wiele tak wiele z taką pomocą jakieś mętne jeszcze ale już szeroko pojawiające się plany tęsknię za przytuleniem gdybyś tu tylko był...

dobry nastrój dziś
proszę podać dalej...
no już już


<U>update
Osetia; zero nastroju jakiegokolwiek cokolwiek by mądre głowy nie wymyśliły byłoby źle; wolę nie myśleć gdyby to był budynek w którym uczy się ćma

ncm


andalo jesteś boska! no żesz mnie oświeciło, że znam takiego właśnie Szuwarka i co? no powinnam wziąć dupe w troki i spieprzać jak najdalej!

fenks very macz

czwartek, 2 września 2004

...

w sumie to czuję że mimo wszystko mimo całej mistyki ostatecznej mimo bólu mimo chorób mimo śmierci mimo przerażenia świat jest w pewnym sensie w porządku ... żegnaliśmy wczoraj z karolem lato, w zasdzie nie wiem po co to robiliśmy ale dorośli jesteśmy więc; kultura chyba w jakimś tam stopniu ogranicza naszą natuarlną dobroć, dlatego warto czasem odrzucić kulturę i podążyć za naturą, kiedyś chyba nawet Nietzsche śmiał się z poglądu, że jeśli odrzucisz społeczne instytucje, to pod spodem znajdziesz tylko naturalną dobroć. dobroć ludzka z natury jest pogrzebana przez instytucje kultury w formie społeczeństwa państwa edukacji itd. no ale nie wiem czy znajdziemy jakieś skarby jak będziemy szukać w regresywnej przeszłości ludzkości?

ostatnio oboje jesteśmy wyznawcami - dobroci i przyjemności chwili - zwłaszcza że człowiek nigdy nie wie ile tak na prawdę tych chwil mu zostało.

wróciłam po urlopie wypoczęta i zadowolona. wystarczyło dwa dni a poczułam się dobita i przyparta do muru, straciłam sens mojej pracy, znienawidziłam całą patologię tego świata i agresję wywołują we mnie ludzie będący klientami ośrodka. nie nawidzę ich niezaradności smrodu uzależnień cwaniactwa prostactwa i wszelkich innych oznak słabości i małości. nie wiem co mi się stało ale altruistką już chyba nie będę i zaangażuje się tylko tam gdzie mi zapłacą albo jeśli będę widziała dalekosiężny sens mojego wysiłku.

a w sumie to czasu i sił nie starcza mi nawet na rozmowę z mistrzem. żyjemy pod jednym dachem i czasem nie widzimy się cztery dni. ance brzuch urósł dość znacznie pięknie z nim wygląda nawet zbieram wokół opinie że mam śliczną siostrę. ćma zaczęła szkołę i dumnie stwierdziła że teraz przynajmniej będzie bardziej doceniałą chwile wolności. a rodzicielka jest do rany przyłóż nie wiem może to wynik tego że ostatnio wyciągamy te same wnioski.

przechodzi mi powoli chęć uciekania stąd, chociaż zaskakuje podobieństwo wniosków z których kiedyś się śmiałam a teraz odczuwam je na własnej skórze.

czasem chciałabym popracować na trzy etaty i nie mieć czasu na zbędne i dołujące przemyślenia.



wtorek, 31 sierpnia 2004

w przerwie na szybko pisane

tak sobie myślę, że to się już powoli przelewa i że jeśli nie ucichnie w ciągu miesiąca to nie wytrzymam; zastanawiam się tylko czy gdzie indziej byłoby równie podobnie czy może gorzej bo lepiej już chyba być nie może. lubię jak się dużo dzieje no ale bez przesady i dlaczego same przykre sytuacje i dlaczego mnie dotyczą? wsadź ręce w za dużo spraw to potem masz efekty.
dawno nie czułam takiej nienawiści do ludzi w fabryce. dawno a raczej nigdy nie odczuwałam tego poziomu prostactwa bałaganu braku kompetencji i ogólnie pojętego burdelu.

schodzę z kościelca, wchodzi pod górę dwójka odpicowanych solarnianych gości na oko wyglądających z warszawki (przepraszam z góry wszystkich znajomych ze stołecznego) i ten dialog między nimi: co za pojebana góra! wejść to jeszcze wejdziemy ale jak zejść z tego kurestwa?
po raz pierwszy czuję, że szlaki powinny być słono opłacane, że powinno się robić totalną selekcję, że nie powinno się wpuszczać gnojków z adidasami papierosami piwami – do takich powinno się strzelać z bliska!

nie mam ostatnio siły i uważam za marnotrawienie czasu tłumaczenie komuś że to nie tak, że tak się nie robi, nie mówi i tak nie wypada ... no jak mam zareagować na to jak facet opowiada mi o tym jak to pograł w piłkę i potem miał totalne zakwasy i wszystko go bolało? sorry ale jakbym była tym facetem to ze wstydu najpierw bym się spaliła zanim opowiedziałabym jak mnie bolało! co za czasy! albo słyszę przez telefon jak ktoś mnie zaprasza na imprezę – ale wiesz wszyscy będą z chłopami bo mój chłop będzie i w ogóle, to może byś przyszła z kimś też co? – jak mnie zaprosiłaś tak też i przyjdę a twojego grubego starego i obleśnego no! ale irlandczyka męża mam głęboko gdzieś więc nie martw się że ci go poderwę nawet jak przyjdę sama. ubaw mam niezły! i nawet ciekawi mnie ten cyrk który nastąpi, ten ogólny pokaz miłości szczęścia i happy endu!

no dobra wiem, mam okres czepny czy cuś ale ...
jeśli powiem coś śmiesznego, dziwnego, głupiego, niepoważnego, infantylnego, dobijającego to proszę cię daj mi znać plizzzz

gdyby wiara na swojej drodze straciła swoją siostrę wątpliwość, przestałaby być szukaniem i pytaniem, a przekształciłaby się w bezduszną praktykę i ideologię. gdyby wątpliwość straciła swoją siostrę wiarę, zmieniłaby się w rozpacz lub ogólno destrukcyjny cyniczny sceptycyzm. to może nasza epoka wstrząsów, w której „niezachwiana pewność” rozpływa się jak płatek śniegu na gorącej dłoni, jest „epoką odpowiednią” - kairos - dla takiego właśnie, wzajemnie się wzbogacającego, współżycia wiary i wątpliwości. widocznie najpierw musiał się mocno rozchwiać grunt naszej pewności, po którym do tej pory stąpaliśmy, - i odtąd będzie się chwiać długo, być może stale. wiara i wątpliwość muszą kroczyć razem i wzajemnie się podpierać, jeśli nie chcą z wąskiego, chwiejącego się mostu, którego obejść już dzisiaj nie mogą, runąć w bagno fanatyzmu i beznadziei.

poniedziałek, 30 sierpnia 2004

uśmiech przyjaciel i brokuła

ok. umówmy się że od godziny mam to wszystko w dupie mam głęboko jakieś poczucie winy infantylności tego że człowiek nieskazitelny i zawsze porządny poukładany z zasadami i teraz skrzywdzili dzieciątko i płaczemy bo jak to tak można być nie dobrym oszukiwać i wrabiać kogoś w jakieś gówno. koniec tak? koniec tego właśnie świata. zobaczymy jutro?
póki co smaruje opuchnięte stopy słucham kaśki kowalskiej parzę miętę pieprzową i już nie mogę się doczekać książki do poduchy. o!


gdybyś lubił mnie choć trochę
gdybyś kochał jak mnie kochasz
byłbyś wiatrem a ja polem
byłbyś niebem ja topolą
byłbyś słońcem a ja cieniem
gdybyś tylko zmienił się

gdybyś nie śnił mi się w nocy
gdybyś dał mi wreszcie spokój
może bym ci darowała
może zapomniała

atos portos i amigos

atos portos i aramis (amigos?) wybrali się w trójkę w tatry i zaliczyli rysy zaliczyli kościelec oprócz atosa bo miał ochotę na inny odpoczynek i inne przemyślenia mniej lub bardziej głupie.
a poza tym zaliczyli to bardzo brzydkie słowo wcale nie oddające tego dlaczego i po co chodzimy po górach.
atos wrócił do cyrku i siedzi cicho i zadają mu głupie pytania dlaczego po co ale co się stało. a jemu się nic nie stało zwyczajnie w świecie nacieszył się widokami i sobie milczy bo mu szkoda słów na ten cały pusty i głupi świat wokoło.

tee to room to two tralalala

role muszą być podzielone ktoś jest od wkładania ktoś od podtrzymywania i nadrabiania słodkości bo jakoś pms ominęty bokiem co wynikiem jest nadmiaru wrażeń niekoniecznie pozytywnych.

czuje że zbliża sie koniec świata
albo znowu nabieram dystansu
nie wiem

czwartek, 26 sierpnia 2004

nie że się wyżalam

być może uda się weekendowo wejść na Rysy to może uda mi się z nich nie zejść to może wtedy nie będę się już musiała męczyć i stresować; pisze głupio wiem ale jak wracasz z urlopu i pierwszy dzień jest piękny i cudowny i dostajesz parę sensownych propozycji cacy cacy a następnego dostajesz kopniaka w głowę od tyłu i teraz czeka cię policja sprawa grafolog czekanie półroczne na wyjaśnienia a ty uczciwy i posrany ze strachu schudniesz z 10 kilo jak nie więcej i zeżre cię poczucie że nie jesteś w stanie nic kurwa mać zrobić!

po raz enty przekonałam się że należę do tych którzy nie mogą się cieszyć ciągle i stale, że nawet boję się pomyśleć: no teraz to jest dobrze! że nawet... Karol mówi, że są gorsze sprawy na ziemi i żeby nie myśleć o tym, że... wiem, jeszcze wiem jak się nazywam jeszcze...

czytam ostatnie zdania z poprzedniej notki i ... złamało mnie a jednak i o dziwo osoba której najbardziej się bałam nawet okazała się wspaniałomyślna bo uderzyło z całkiem inne strony!

mam tylko nadzieję że to nie jest ten czas w którym to wszystko co złe dzieje się na raz o tej samej porze!
bo nie dam rady
tym razem nie!

wtorek, 24 sierpnia 2004

„niebezpiecznie jest wierzyć w to że coś trwa wiecznie”

rozładowała mi się komórka, chyba odgórnie ktoś przewidział dla mnie odpoczynek od tego małego przywiązania; naładowałam, spoko myślę na szczycie Rycerzowej i ... zapomniałam pinu no jasne że wszyscy wiedzą że nie pamiętam pinów haseł loginów kodów itp. a że zabrałam nowy portfel to nie znalazłam oczywiście żadnej żółtej karteczki z podpowiedzią; i tak to zostałam na czas jakiś bez simensa ale najważniejszym posłałam sms`y z komórki mistrza i powinni czuć się wyróżnieni.

„zajmij się nierobieniem niczego; usiłuj nic nie usiłować; kosztuj to, co nie ma smaku; uważaj to, co nieważne, za ważne; wiele razy wykorzystuj niewiele; odpłacaj dobrem za zło; planuj, co zrobisz, gdy będzie trudno, gdy jeszcze jest łatwo; rób to, co wielkie, gdy jeszcze jest małe”

wieczory z ogniskiem winem książkami „Zima w Sztokholmie” „Jadąc do babadag” zapach suszącego się drewna szum rzeki znajomy zapach pościeli znajome kąty przypominające ludzi zdarzenia rozmowy; nie nie, jestem inna miejsce to samo to jeszcze z czasów „rzeki piedry” ale ja to już nie ja, inne myśli inne marzenia nawet sny inne właściwie jakieś. na szlaku znajduje dwie poziomki (znam ten smak z dzieciństwa) dwie najprawdziwsze czerwone koraliki które w słońcu wyglądają jak dostojna słodycz świata i ten smak w ustach; uśmiech bardziej szczery niż kiedykolwiek.

„wielbiciele sierpnia delektują się nicnierobieniem. trzydzieści stopni w cieniu to zdecydowanie za gorąco żeby robić cokolwiek oprócz bycia wrażliwym i zadumanym”

na Raczy biedny mały kot, borajstwo chude i głodne, z mojej czasówki na pętli nici, 30 minut karmienia kota kiełbasa; nic nie jest w stanie mnie pospieszyć, szlak i tak skończony o dwie godziny prędzej niż planowo, krótki wykład ze szczytów wysłuchany wraz z uczestnikami kursu na przewodników beskidzkich.

wieczorny chłód świece arbuz czerwone wino winogrona ktoś opowiada o Toskanii ktoś o włoskich winnicach i jest bosko czerwono słońce zachodzi potem spadają persejdy wawrzyńca.

„dzisiaj urządziłam sobie samotność, najsłodszą samotność przez cały dzień; książki a potem jeszcze muzyka, jak mogą istnieć ludzie, którzy się nudzą, Boże, jak zdążyć przeczytać wszystkie książki, wysłuchać całej muzyki, zobaczyć wszystkie miejsca na ziemi, nie... nie... ja nie chcę oglądać wszystkich miejsc ale zamiast tego chcę mieć czas na niezwykłe przeżywanie natury ludzi i sztuki, które oferuje ta krótka chwilka życia, i jeszcze trzeba by mieć te kilka chwil na to, aby tylko posiedzieć i pogapić się bezmyślnie”

totalny upał plecak coraz cięższy w uszach raz dwa trzy „gdyby były same piękne chwile nie wiedziałbym że żyłem” zmęczenie spiekota pot i ... uśmiech z wolności tak właśnie świadomie i po swojemu wybrałam wolność odpoczynek beskid żywiecki zaliczone (nie lubię tego słowa) racza rycerzowa babia pilso rysianka romanka krawców choćbym była tu po raz enty zawsze ta sama radość wybrałam narzucony z zaskoczenia wyjazd i zdobycie Lodowego i lubie lubie takie zaskoczenia.

trójka gra nostalgicznie i dostojnie. pada deszcz. zapach palącego się drewna. mam konkretne i obrazowe sny. jest ani smutno ani zanadto wesoło. jest dostojnie dziwnie poważnie. widać sens, sens mądrego życia. nigdy do końca nie rozumiałam Jego wierszy. Miłosz kojarzył mi się zawsze z mądrym i odważnym wyrażaniem swojego zdania. nie bał się krytyki i ataku ze strony kogokolwiek. odwaga bycia nonkonformistą.

„wspinanie się na szczyty jest środkiem, a nie cele życia: środkiem, żeby w młodych latach zahartować charakter do bliskiej walki, żeby zachować w wieku męskim żywotność i przygotować na lata starcze skarb wspomnień radosnych i wolnych od wyrzutów sumienia”

„wchodzenie pod górę jest najbardziej autentyczną aspiracją, która dowartościowuje nawet najsłabsze siły i wynosi na szczyty”

z gór wyszli wielcy i święci ludzi bo ze „szczęśliwej samotności” uczynili swą „jedyną szczęśliwość”

„góry są niemymi nauczycielami i czynią milczących uczniów”


otwieram oczy załączam nigela kennedy`ego z kroke band otwieram okno dzień dobry światu zieleń zza okna mnie poraziła jestem wolna jak nigdy w życiu

Nakręcono nie jeden film i napisano nie jedną książkę o tym jak to dwie kobiety – byłe kobiety jednego faceta spotykają się nagle na wspólnej kawie, piwie, winie; no i się zaczyna! Boże, do tej pory mam pootwierane oczy na maksymalnej szerokości. Ułożyłyśmy całą układankę. Nawet nie sposób opisać tego wszystkiego słowami. Dokładnie te same odczucia, te same emocje, te same reakcje, teksty, szmery i ściemnienia. Wszystko złożyło się nam pięknie w jedną wielką całość. Tzn. jego całość a nasze chore wymysły oczywiście! To niesamowite uczucie słuchać siebie w kimś innym. Niesamowite wysłuchać opowieści które potem powieliły się dokładnie na mnie samej. O kochany, my nie jesteśmy takie głupie jak się ci wydaje, my nie jesteśmy aż tak naiwne i mamy do jasnej cholery uczucia wrażliwość i swoją godność i świat.
Niesamowite. To była najbardziej dosadna i stawiająca na nogi rozmowa tego urlopu. Bo już się gdzieś po drodze rozmazywałam w środku. Udowodniłam sobie wreszcie, że to nie ja jestem ta inna. I niech go szlag trafi za te wszystkie zranienia patrząc z perspektywy czasu. Wkrótce zrobimy wspólną stronę pochwalną pana o którym mowa. Wkrótce. A szczerze powiedziawszy to chyba szkoda czasu oczu i zdrowia.



a Alpy?
mogę półsłówkami?
dzięki.

winogrona i uliczki Innsbrucka... jest cudownie mi...

siedzę na tyrolskim balkonie w Niederau z widokiem na kościół i góry, kolorowe lampki cmentarza dodawają majestatu ... siedzę i wiem, że gdybym nie podjęła takiej decyzji to... Co się ma do takich widoków to, co jeszcze w mojej głowie? uprzątnęłam trochę miejsca na nowe wrażenia.

piję kawę (lattę na zamku Ambras w Innsbrucku) i nic właściwie mi do szczęścia nie potrzeba

mała uliczka Zell am See z kobietami z zakrytymi twarzami jest mi niedobrze a pizza we włoskiej dzielnicy smakuje inaczej niż zwykle, wyzwolenie...

chcieliśmy jak najbliżej tej tęczy spod krimmlowskich wodospadów, wyszliśmy mokrzy i ubawieni jak dzieci potem droga na koniec alpejskiej doliny z kuflem zipferta dalej to już jakiś koniec świata z lodowymi szczytami... gdzie czuło się to zwykłe oderwanie od rzeczywistości.

rzeka Inn w Rattenberg ze szczytem Rettenstein; dyndamy nogami mając cały ten świat w garści choć przez chwilę

świstaki na franz-josefs-hoehe są wyszkolone i głodne i pasują do jęzora lodowca Pasterze, stamtąd wracałam niepocieszona Dzwonnik nie pokazał się w całości taki miał widocznie kaprys; kiedyś tam jeszcze wrócimy ... krowy milki na 2500m npm przebiły wszystko!

svarovski śni mi się po nocach pelargonie i piękne domy i trawa jak pomalowana najpiękniejszą zielenią

najadłam się widokami alp pasma nakładające się jedne na drugie jedne zielone i łagodne niczym nasz beskid inne zgoła odmienne taury prawdziwe po śnieżne szczyty wschody i zachody słońca najlepiej mieć oczy dookoła głowy żeby pochłonąć tego więcej i więcej

można pisać więcej i więcej
zawsze mogę wytłumaczyć gdzie jest dom Mozarta w Salzburgu bo ... Kamila wie. ale buzie miałyśmy pootwierane na widok śmietanki która zjechała się na jakiś strasznie ważny koncert do opery... te stroje bryki nastrój...

powrót do szarej rzeczywistości jeszcze mnie nie boli jeszcze...
jak myślisz że mnie tak łatwo złamiesz to się grubo mylisz.
jak myślisz że ... odp...... sie

zaczęło mi się rodzić w głowie nowe spojrzenie z analizą sytuacji obecnej na czele.dostałam propozycję nowej podyplomówki i w ogóle dobrze ze jest Monia w pracy

piątek, 6 sierpnia 2004

kroke

będę godzinami siedziała na świeżym powietrzu wcierała zmiękczający krem w stopy czytała trzy książki naraz i będę tęskniła bo inaczej moja natura nie potrafi (sie zjechali do domu moi ludzie a ja spierniczam i śmiejcie się ale nie jest dobrze mi na duszy nie) ale jestem dorosła mam wakacje pstro w głowie tak dobrze jak teraz to dawno u mnie w domciu nie było mam zaplanowany każdy dzień i dobrze będzie... pomyślcie czasem co?

wtorek, 3 sierpnia 2004

bhd

to jest sobie zwykły realizm. to jest dochodzenia do prawdy że nie warto. to jest pomylenie z poukładaniem. piszę tak jakbym samą siebie chciała ustawić. teraz grzecznie zjedz obiad a potem zdążysz na pewno zdążysz dokończyć wszystko co powinnaś dokończyć. a w dupie to mam. pojadę na basen. poćwiczę na siłowni. mam już dość. od 10 miesięcy nie byłam poza pracą dłużej niż 4 dni. mam dość i nie pisać mi proszę w komentarzach że violuchna jeszcze parę dni dasz radę no no no... bo dam na pewno! a potem se palne w łeb z przemęczenia.
jak ktoś twierdzi że miłość jest siłą sprawczą i że pcha w sensie pobudza do życia to ... a nie wiem co tak z tą miłością wyskoczyłam.
jestem upierdliwa do bólu. i sama nie wiem czego chcę. i jestem nie poukładana w tym tygodniu. i piszę jakieś bzdury potem mi wstyd bo nie umiem o sednie sprawy bo w końcu przecież nie mogę tego zrobić. potem płaczę i zastanawiam się co taka gówniara jak ja chce od życia więcej. kupuje co jej się podoba, umawia się z kim tylko chce, świadomie i całkiem szczęśliwie jedzie z rodzinką na parę dni odpoczynku w ulubione miejsce w beskidzie i będzie sielankowo. potem jedzie w alpy. i czego ... tak tak wysłuchałam ostatnio znowu za dużo o tym jak może być źle od pewnych starych znajomych. a dziś z kolei wygadałam się. no przeraża mnie ten fakt że muszę się wygadać pierwszej lepszej napotkanej osobie żeby mi przeszło wyrzucić to z siebie zrobić z kogoś śmietnik. że też jeszcze nikt mi nie wyryczał weź się odpierdol, takie problemy to ma każdy na każdym zakręcie i nie afiszuje światu że jest mu źle. może wtedy przestałabym być pępkiem swojego świata albo skończyłyby się problemy egzystencjalno-emocjonalne.


hans zimmer BHD

update
23:59 nie jest źle nie rozłożyłam się na łopatki poryczałam się dopiero przy trzecim piwie wygrałam wojnę ostatecznie; kochana krakuska evka znalazła mnie w roku z kubkiem earl grey zabrała na piwo do tej pory bawiłam się przednio. wielgachne dzięki. ja mówiłam że mam szczęście do ludzi w odpowiednim momencie pojawiajacych się?
jutro od rana to samo luz w końcu jeszcze trafiam w klawiaturę.
update
05.08.2004 4:52
wczorajszy 15 km inny wymiar rzeczywistości na wyciągnięcie ręki zielono mi

niedziela, 1 sierpnia 2004

...

wkładam do odtwarzacza płytę mp3 o nazwie ‘agusieńka’ był kiedyś taki pan i była pani i się nie dogadali ale teraz każde na swój sposób jest szczęśliwe a mnie z tego okresu zostało masę boskiej muzyki.

po wejściu do mojego pokoju można wstępnie przypuszczać, że mamy zimę bo: leżą wełniane skarpety do kolan, para zakopiańskich kapci i takie ze wzorkiem filcowe z bishkeku, w rogu pudełko 1500 puzzli z matterhornem i pięć nowych książek a w barku miód pitny cztery butelki wina i grzaniec – to powiedziałabym że niezły fullowy wypas zabezpieczenia na zimowe wieczory. fajnie się mam.

dziękuję wszystkim za pamięć życzenia i czas. jestem lekko spłoszona zdziwiona że aż tyle odzewów jestem do granic możliwości i trzymam gule w gardle żeby nie wybuchnąć płaczem bo nie przywykłam być w centrum zainteresowania. dzięki. w zeszłym roku uciekłam w ten dzień. to nie był do końca dobry pomysł. dziś to wiem.

w sumie te łzy które kapały później były jednym wielkim oczyszczeniem. półtoragodzinne wiosłowanie w łódce u Tymona gdzie magnolie kwitną po raz drugi. wygadanie się bez zbędnych słów. że jest ktoś ważny kto zapomina i to wcale nie jego wina i że jest ktoś kto nie zapomina że nie jest w stanie przyjechać bo choroba bo. promienie słońca odbite w stawie. muchy i osy atakujące. trzeba być twardym mówisz do znudzenia i pachniesz goździkami. przytulasz jak robił to dziadek i wtedy wszystko staje się takie ulotne i błahe. muszę koniecznie wrócić. muszę znowu nie pozwolić żeby to coś nie przysłoniło mi tego co ważne.

lubię opolszczyznę.

śni mi się że piję pyszną kawę w cudownym miejscu w obecności mocno opalonego starszego pana który dotyka moich rąk i całuje w usta. karol mówi żebym czasem nie przywołała sobie kolejnego kłopotu. no co ty!

Oskar i Pani Róża

"Życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, że krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć. Im bardziej człowiek się starzeje, tym większym smakiem musi się wykazać, żeby docenić życie. Musi być wyrafinowany, stać się po trosze artystą. Byle kretyn może cieszyć się życiem w wieku dziesięciu dwudziestu lat, ale kiedy człowiek ma sto lat, kiedy już nie może się ruszyć, musi uruchomić swoją inteligencję”.

„Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych śmierdzących myśli jeśli ich nie wypowiesz”.

„Jeśli będę zajmował się tym, co myślą głupcy, nie będę miał czasu na to, o czym myślą ludzie inteligentni”.

czwartek, 29 lipca 2004

teddybar 30.07.2004

Gdyby ktoś kiedyś miał więcej kompleksów niż mu się wydaje, gdyby miał z tego powodu jakiekolwiek problemy, to niech przeczyta dziwną listę kończącej właśnie 25 rok życia samotnej, ale nie osamotnionej, która w głębokim poważaniu ma - kto i co myśli na jej temat.

1. Lubię ostatnio kolor zielony taka zmiana z niebieskiego i granatu.
2. Śpię na boku, zawsze twarzą w stronę ściany.
3. Sypiać mogę tylko tam gdzie łączy się chemia i uczucie.
4. Sprawiam wrażenie osoby wyniosłej i konkretnej co nijak się ma do mnie samej. Pozory mylą.
5. Uwielbiam kawę, wino i piwo. Od roku mam kompleks związany z tym, że raczej rzadko odmawiam powyższych trunków; ale nauczyłam się już odmawiać osobom, które tylko czekają żeby mieć satysfakcję puszczenia potem w eter, że ze mnie alkoholiczka. Fuj.
6. W związku z pkt 5 nie lubię pewnych osób i lubieć już nie będę. Trudno nabrać mi drugie zaufanie.
7. Zamieniłam okrągłe paznokcie na kwadratowe oraz schudłam 10 kg bez negatywnego wpływu na swoje zdrowie. Jak mi się to udało? Nie wiem bo nic takiego w tym kierunku specjalnie nie robiłam.
8. Za mało ostatnio czytam, tłumaczenie że brak czasu nic tu nie pomoże.
9. Jak skończę podyplomówkę z socjologii to pójdę na dziennikarstwo.
10. Kiedyś założę własne wydawnictwo, póki co kupiłam koszulkę „Czarne”.
11. Chciałabym zamieszkać w Australii i jeździć chevroletem lacetti.
12. Popracowałam wreszcie nad podwyższeniem poczucia własnej wartości. Troszkę zaufałam samej sobie. Psychologicznie patrząc – im człowiek starszy tym bardziej pewien swego.
13. Wciąż nieustannie kocham Pearl Jam i Evę Cassidy.
14. Bohaterami dnia codziennego są moi rodzice. Uwielbiam Ich!
15. Najukochańszą osoba pod słońcem jest Ćma.
16. Standardowo jestem w układzie, że kocham nie-kochającego mnie, a jestem kochana przez nie-kochanego przeze mnie. (sic! spoko tak nawet lightowo to ujęłam!)
17. Mam wokół siebie parę osób, które cenię, szanuję, podziwiam ale na dzień dzisiejszy nikt ale to nikt z nich tak na prawdę nie może powiedzieć, że wie o mnie sporo! Coraz rzadziej ufam komukolwiek.
18. Wciąż dziwi mnie zwracanie się do mnie Proszę Pani i proszenie o porady tudzież chociaż wysłuchanie.
19. Nie byłam nigdzie w świecie i wcale mnie nie ciągnie za to w góry jakiekolwiek jestem w 20 minut spakowana.
20. Boję się choroby i nieodpowiedzialności i tego że już nigdy nie wyrwę mojej siostry na kawę.
21. Potrafię słuchać przez trzy dni tego samego utworu.
22. W ogóle nie lubię mówić o planach i marzeniach nierealnych.
23. Czuję nieustająco - odgórną opiekę Marka i Dziadków.
24. Ostatnio coraz mniej mówię a pisać mogłabym wszędzie i zawsze.
25. Urodziłam się 30.07.1979r. na drugie mam Barbara, uwielbiam to imię, w tym roku zostanę mamą chrzestną Nadii lub Macieja; na bycie mamą właściwą się nie zanosi bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

i tak to ćwierćwiecze mignęło nim się obejrzałam



środa, 28 lipca 2004

...

głupie układy mówisz że w fabryce też płacę? zapierniczałam z 50-cioma tysiakami; poza tym chyba mnie lekko angina bierze czy coś, migdały powiększone - nie, nie będę tym razem łykała czegoś zawczasu - chce chorobowe!

właśnie weszłam do domu
woda prysznic olejek kapie ze mnie mam ochotę na zapach cygara i smak melona czy to za dużo po takim dniu?

dobra sie rozbebeszyłam...ide sie pozbierać


no comments wysiadam