ok. umówmy się na długą notkę która będzie się przeplatać z teraźniejszością i przeszłością o której chcę najwięcej napisać. mamy sobotę. mój ulubiony dzień tygodnia. to pierwsza od niepamiętnych czasów wolna sobota spędzona w domu. mówię wam jaka błogość! rano bezstresowo budzę się w ramionach lekko zestresowanych jednak nie-weekendowo bo te szkolenie, no więc poprawiamy BH krawat i do obowiązków a my do wanny wody poleżeć za wszystkie czasy z książką o Nikiforze. małe łezki wpadają do wody. nikt nie widzi. nikt nie słyszy. cisza. sprzątanie. śniadanie drugie zresztą. spacer po lesie. wanna wody druga a co! remanent w płytach mp3 bo lekko wnerwia mnie już załączanie wiecznie nie tych płyt co trzeba. przy okazji wygrzebałam mp3 z wszystkim od kultu po pearl jam rage again the machine po tori amos anouk skin kaliber 44 paktofonike i na szcześniaku kończąc (istna muzyczna rozkosz miszmaszowa). myślę sobie, no jest bosko! a jeszcze wczoraj o tej porze paznokcie gryzłam bo mi znajomi chorują ostatnio. ok. żeby tak do końca czuć się błogo dzwonię do kk do anety esujemy z wkurwionym BH który musi przeżyć temat encefalopatii (a swoją drogą pisałam kiedyś o tej chorobie u dzieci urodzonych z fetal alcohol syndrome).
ok. nie. dziś nie o tym. a więc trzymając się tematu wiodącego przesuwamy stolik w jaśniejsze miejsce pod oknem bo lubię pisać w świetle dziennym, gazety książki mapa przewodnik płyty muzyka kubek kawy listy niedokończone... w przyszłość nie wybiegam chociaż jak w wannie siedziałam to mi się Praga nocą zamarzyła przez moment. póki co nadal jestem pod dziwnym aczkolwiek takim co przyciąga wrażeniem Krynicy. ale zanim do Krynicy dojechaliśmy to...
30.10.2004r. 16:00 wyruszamy „uśmiechniętym” zielonym na wschód. 1:00 docieramy do sentymentu mojego Wetliny, PTTK i brak prądu (ja sikałam BH mył ręce i korki strzeliły. bywa). gnieździmy się w jednym śpiworze i jest w miarę ciepło. dobrze że rano przychodzi szybko. pierwsze śniadanie z wrzątkiem bo o jajecznicy można zapomnieć. obecnie miejscowi dawno już świętują koniec sezonu. tyle z Wetliny, u Rumcajsa zamknięte, pod Strzechą też, barak opustoszały, jadłodajnia zamknięta chyba, Bazę Ludzi z Mgły przeoczyłam. tyle z sentymentu. i obiecałam sobie zerwać ten romans bo przytłacza dość skrzętnie od paru lat niepotrzebnie. mam nowe płuca serce myśli jestem szczęśliwa i niech tak trwa. szukałam ducha wśród żyjących. po konfrontacji z miejscowymi udajemy się do Ustrzyk Górnych gdzie w goprówce dostajemy na poddaszu pokój o jakim marzę tylko w pomarańczu bym go zrobiła i drewnie. jest trójkątne okno i jesteśmy my i deszcz nie pada.
31.10.2004r. dzień urodzin Mistrza. spacerujemy Tarnica-Halicz-Rozsypaniec-Bukowska. mówię że to moje góry tak jakbym miała do nich jakieś prawo. a one tymczasem przygotowane do zimy. słupek ukraiński stoi jak stał przed rokiem i brak tylko czerwonej jarzębiny i brusznicy. ale w końcu to nie ta pora. są w wyobraźni i jak dla mnie to wystarczy. (z ciekawostek historycznych warto dodać że przy okazji delimitacji polsko-sowieckiej sprostowano nonsens z austriackich jeszcze czasów bo okazuje się że dawna granica austriacko-węgierska tworzyła klin na stokach Rozsypańca tak że droga z Wołosatego na Połoninę Bukowską przebiegała przez terytorium węgierskie. klin ten utrzymywał się do 1946r.) pokonanie Wołosatego było istnie piwno-erotyczno-chipsowo-torfowe. nauczyłam się na pamięć jak powstaje torfowisko wysokie. a przy okazji dni pierwszolistopadowych zwiedzamy cmentarz w Wołosatym. 01.11.2004r. dzień z racji oczywistych i gdy pogoda tworzy klimat spędzamy na trasie Ustrzyki-Muczne-Beniowa-Sianki. podsumowaliśmy to wyprawą pastuszków po szczęście w sentymencie... przez cmentarze (cmentarz w Beniowej gdzie ocalała jego północna część z 13 nagrobkami i podmurówką cerkwi z 1909r. z kamienną płytą z rysunkiem ryby – podstawa starej chrzcielnicy) grobu hrabiny (grobowiec Klary zm.186? i Franciszka Stroińskich zm.1893r. oraz podmurówka po spalonej w 1947r. cerkwi) pola łąki na granicy polsko-ukraińskiej gdzie jak rzekł BH czuć pożogę i w środku czuć dziwną radość że nikt do nas jednak nie strzela. siedzimy na końcu Polski i patrzymy na


02.11.2004 rano dzielnie spoglądamy na połoniny ale plany mamy nad Solinę. po drodze: Lutowiska i kirkut za dnia (rozległy kirkut leżący na stoku wzniesienia gdzie zachowało się co najmniej 500 macew czyli nagrobków; Upamiętnione miejsce stracenia przez hitlerowców 22.VI.1943 r. 650 miejscowych Żydów; jest to drugi co do wielkości po leskim cmentarz żydowski na terenie Bieszczadów). w Polanie mamy szczęście na otwartą cerkiew p.w. św. Mikołaja datowaną na 1790r. z charakterystycznym rysunkiem na suficie Trójcy Świętej nad kulą ziemską. Chrewt (przykład typowej cerkwi wybudowanej w 1670r. jako budynek na planie podłużnym, podzielony na trzy części: babiniec, nawę i prezbiterium – przykryte trzema oddzielnymi zwieńczeniami w formie łamanych dachów brogowych). Wołkowyja (gdzie nie ma cerkwi ale jest pstrąg u Łosia). i mogę wreszcie zaśpiewać zielone a raczej jesienno-bure wzgórza nad Soliną. (z zaporą o długości 664m) jak widzę taki ogrom wody to jednak marzy mi się morze. zapisać do „zrealizowania” jeszcze z Pragą Słowenią Węgrami i Kapadocją po drodze. my raczej podążamy w kierunku Krynicy. ślęczymy w korku w Jaśle ale za to podziwiamy kościół w Średniej Wsi (najstarszy drewniany kościół w Bieszczadach - piękny polecam - p.w. Wniebowzięcia Matki Bożej zbudowany w II polowie XVI w. jako kaplica dworska Balów), i w gęstej mgle dojeżdżając do celu dokładnie w Bereście najdostojniejsza z cerkwi – być może całą magię sprawiło oświetlenie i mgła właśnie. określenie “cerkiew” pochodzi od greckiego kyriakon czyli “Pański” (dom). w okresie międzywojennym na 190 bieszczadzkich miejscowości przypadało 155 cerkwi. w czasie II wojny światowej i walk z UPA uległo zniszczeniu tylko kilka cerkwi. dopiero po wysiedleniu Ukraińców w okresie 1948-56 były one masowo rozbierane. dziś jest 59 cerkwi w tym 10 w ruinie. wracając do naszego wyjazdu - w Krynicy wysoki dom z wysokimi pokojami, ze schodami i wielkimi lustrami. przyznaje się do strachu i zaglądania zza zasłonki pod prysznicem czy nikt przypadkiem nie stoi (bo jakby stał to co no nie?). coś dziwnego było w tym domu i już. teraz to lightowo ale wtedy. spacer wieczorny. "Romanówka" Nikifora czyli tego który niesie zwycięstwo. gdyby tak wszystko dopracować w najmniejszym szczególe. bo w końcu ze szczegółów z maleńkich drobin składa się nasze życie. turkusowo-niebieski kolor nocnej Romanówki mnie rozczulił. wody lecznicze raczej nie za to BH nie może się doczekać rana żeby móc nachlać się zuberta. nie będę też pisać o weczornym pęknięciu na werandzie mam tylko nadzieję, że zrozumiałeś właściwie. żółty kolor pokoju budzi nas słońcem zza okna. (żółty to ponoć na inteligencję wpływa... ęą). podążamy w kierunku Krakowa gdzie BH odbiera dumnie w ubłoconych butach dyplom i z tejże okazji zajadamy się naleśnikami w „różowym słoniu” (bez kurczaka bo zabrakło i bez boczku bo się przypalił – spoko damy radę). i dalej chciałabym już tylko zapamiętać zamek lipowiecki, od razu zaznaczam że wpisał się u mnie jako jedne z ciekawszych miejsc bo wrócę tam na pewno.
1100 km. ponad 100 godzin. takie małe krótkie spontaniczne dość wakacje.
od lat cieszy mnie możliwość własnego i dobrowolnego wyboru jak i gdzie spędzę czas, mój wolny czas. od lat dziękuję Najwyższemu, że układa wszystkie ścieżki tak a nie inaczej. od lat wiem że nic bez powodu. że inny nie znaczy gorszy. że ... od niedawna śpię dziwnie i zupełnie spokojnie szczęśliwie.
tyle... (BH ma zdjęcia jakby co)
chociaż tyle bo...
subtelne odcienie naszych indywidualnych przeżyć nikną niestety gdy ktoś próbuje zamknąć w zdania to co niewypowiedziane.
dziękuję.
8 komentarzy:
pięknie..
brak mi słów.
kiedyś bardzo chcialabym tak jak Ty.. w te miejsca..
GRATULUJE KOCHANA!!!!
mam nadzieje ze pozdrowilas ode mnie PULPITA i HRABINE???!!!
;-)
tylko zyc nie umierac...moze kiedys mnie zabierzesz na taka wycieczke no moze troszke krotsza :> pozdrawiam i zycze wiecej takich weekendow :))
no no no
jestem dumny!
więcej takich wpisów i chce Wasze zdjęcia co?
kopara mi opadła!
cudowna wyprawa...
a co to jest za okolica przed wetliną tam gdzie Ci mówiłam o tym pstrągu co go jedliśmy w upał i wiesz...?
cisna chyba
Prześlij komentarz