środa, 29 grudnia 2004

...

643,40 grudniowa wypłata na koncie. nie żeby miała pójść się pociąć czy coś. jest przecież super a mogło być gorzej ble ble ble! już wiem o co chodziło z wczorajszym porannym stresem i tym że nawet papier spływający do kanalizacji mnie autentycznie wystraszył. się otwarła szufladka wieczorem właściwie o północy, szufladka którą szczelnie zamykam tłamszę i zamykam od 5 lat na milion kluczy na milion razy tłumacząc sobie że – jestem zwykłą osobą ze zwykłym życiem że nie ma szans na szczęśliwe życie według scenariusza marzeń że inni mają gorzej że nie jest przecież aż tak źle że ... kurwa mać mam się cieszyć z tego co już mam i doceniać to że ... jestem ja i jesteś ty i w miarę normalne rodziny mamy i nie mamy szans wyjechać gdziekolwiek bo nie mamy punktu zaczepienia bo nie mamy albo odwagi albo jesteśmy zbytnio tchórzliwi albo zbytnio odpowiedzialni za to co tutaj. miałeś całkowitą rację mówiąc że w tym przypadku nie ma złotego środka. pozostaje raczej nadzieja że będzie lepiej ale do tego trzeba albo ruszenia dupy albo głowy albo wiary w złote rybki i czekania do 60-tki aż zdarzy się cud, tylko wtedy to już tylko w postaci pewnych środków chemicznych wspomagających lub łagodzących ból – tylko co może wtedy pomóc zaleczyć niespełnienie?

ludzie dzielą się na trzy rodzaje: na tych co koszą trawę na tych co zanieczyszczają studnię i wreszcie na tych którzy wnoszę coś wartościowego w swoje życie.

wtorek, 28 grudnia 2004

2004

obudziłam się rano z poczuciem dziwnego wąchania rzeczywistości. coś wisi w powietrzu. nie wiem czy potraktować to poważnie czy olać przeczucie które mnie ostatnio nie myli. powiem jutro.
usnęłam wczoraj bardzo szybko załamana faktem że – nie znam doskonale angielskiego nie mam papierów grafika komputerowego nie mam 10-letniego doświadczenia w branży reklamowej i w ogóle te moje cv jest jakieś jednokierunkowe... na dodatek jestem PRYMITYWNA.
- to tak na początek szukania nowej pracy! ale twarda baba jestem i dam radę!

podsumowujemy powoli rok w fabryce. dla mnie był on wyjątkowy pod paroma względami...
w styczniu postawiłam mocno pewne założenia i staram się je utrzymywać w mocy do tej pory. w styczniu wróciła Zielona i do samych świąt wielkanocnych szalałyśmy delikatnie. wyjazdy góry kina wystawy wina dziesiątki przegadanych wieczorów i spacerów czernickich. potem się coś urwało i każda z nas poszła w swoją stronę nie uciekając od siebie. wiosna powitana w trakcie świąt wielkanocnych w Karkonoszach. przecudny czas odnajdywania siebie całkowitego oderwania się od rzeczywistości – do tej pory podziwiam siebie że potrafiłam aż tak bardzo! potem kolejne wyjazdy w Tatry. zaliczony 27 czerwca szczyt Łomnicy. potem poznanie kilka nowych osób. pare bezsensownych randek zakończonych wybuchem śmiechu już po. jakieś zacieńcie się w sobie że można sobie żyć dobrze się przy tym bawiąc. nowa nienowa ja. zakończone to wszystko finałowym spotkaniem z jednym człowiekiem z Łodzi który utwierdził mnie w tym, że to co robię jest wredne – choć doskonale zdaję sobie z tego sprawę. mam do Ciebie wielki szacunek człowieku. uświadomiłam sobie że można być szczęśliwą samej sobie nie raniąc przy tym innych. potem diagnoza KK i strach o całą resztę. potem news w postaci istnienia małej fasolki w brzuchu Anki, która już za chwilę będzie z nami. lato to utwierdzenie siebie w przekonaniu że wyszłam z zeszłorocznego bagna na prostą i ... jestem pewna swego i wakacje w dobrym towarzystwie w alpach austriackich. potem dalsze wyjazdy w góry. sierpień wrzesień to czas krakowa ewki rozmów życiowych bardzo konkretnych. pamiętne chorobowe i Czerwona Ławka i utwór Dżemu dedykowany komuś wyjątkowemu (od zawsze wyjątkowemu ale nie za to kim i gdzie jest) całkiem źle zinterpretowany dał początek czegoś niezwykłego. poważna pszczyńska rozmowa. pierwsze wspólne inne niż zwykle wyjazdy. jeseniki beskidy tatry bieszczady. milion filmów rozmów konkretów umów wszystko otoczone uczuciem i uczeniem siebie nawzajem. jesień – zima (zaczęłam wierzyć w całoroczne horoskopy (sic!) i szczere życzenia mojej mamy; wróżkę olałam i jak na razie dobrze na tym wychodzę) to najwspanialszy czas w moim życiu; już zapomniałam jak to jest móc kochać i być kochaną; grudzień jest wyjątkowym miesiącem, wiele zmieniło się we mnie samej, wciąż mam sporo pytań na które powolutku uzyskuje odpowiedzi i choć to jeszcze świeże i takie do posklejania to coś mówi mi że jeszcze wszystko będzie możliwe...

mam nowe założenia na 2005.
mam. co wyjdzie zobaczymy.

póki co dziękuję za wszystko Najwyższemu!
z prośbą o dalsze...

poniedziałek, 27 grudnia 2004

27.12.2004r. 11:39

w Trójce „Chomiczówka” i przypominają mi się wczorajsze wieczorno-deszczowe rozmowy o kolorowych foliach i kapslach... mam szczęście bo miałam cudowne dzieciństwo bez ferii bez wakacji na drogich obozach wyjazdach czy koloniach bez wypaśnych wyjazdów z rodzicami za granicą czy chociażby nad morzem. ale miałam dzieciństwo przebarwione byciem ukochaną córeczką mądrą na dodatek i błyskotliwą. w wieku 6 lat rozmawiałam z mamą i jej koleżankami przy kawie jakbym miała 18 lat i znała problemy świata. uwielbiałam siedzieć z rodzicami do północy i opowiadać im niestworzone rzeczy. pamiętam jak pierwszy raz zadałam pytanie: co to jest sex? do dziś pamiętam jak Mistrz z poważną miną odparł że jest to przyjemna i miła forma okazywania miłości drugiej osobie. sobie wtedy mądrze poukładałam w głowie i myślę że nadal w to wierzę. i nadal chciałabym móc okazywać sobie nawzajem uczucie bliskości – innej formy oraz motywacji nie uznawałam i nie uznaję. pamiętam te ”kapsle w foliach” nad rzeką i stawami i pamiętam że zawsze było się tą najważniejszą czy to w domu własnym dziadków czy innych ciotek i wujków. dziecko przede wszystkim musiało być pojedzone uśmiechnięte zabawione i tyle... innej formy w rodzinie nie uznawano. ale pamiętam też że doskonale wiedziałam co mi wolno a czego nie. tak więc obustronne chęci i poukładanie dało mi obraz bardzo kolorowy i beztroski.

Święta były. inne były. wymarzone takie beztroskie.
Wigilia od rana wolna jak nigdy. budzenie się bez budzika telefonu i innych mechanicznych straszydeł porannych. dopołudniowa gorączka przygotowań. a potem już całkowity spokój humor nastrój jaki tylko można sobie wymarzyć. zero powagi. właściwie to nawet o to chodzi. oczy trzymane do góry żeby nie rozbeczeć się z nadmiaru pozytywnych emocji i poczucia że jest wciąż nieprzerwanie pięknie. życzenia. pamiętam w zeszłym roku życzenia mamy – spełniły się! w tym roku kolejne ważne – oby się spełniło. wieczorkiem czekanie które samo w sobie jest cudownym stanem podniecenia. właściwie od 20:00 zaczęło się świętowanie zakończone wczoraj o północy audycją Kaczkowskiego, gapieniem się na naszą choinkę, odbiciem serduszek ciastkowych na suficie i cienia królewny na koniu na ścianie... do pracy dzwoni rodzicielka że się stęskniła i mam wrócić do domu. a ja powiem całkiem otwarcie i szczerze że były to najpiękniejsze święta w moim życiu. niczym nie przyspieszone tempo życia. opłatek i wspólne życzenia. prezenty. karoca i konie. jedzenie odgrzewane ryby kapusta moja twoja nasza. jest bosko. chusteczki piwo wino buena vista dwa razy... wzruszenie nad Prostą historią. niedopowiedzenia kochane na właściwym miejscu. wizyta u Anki z brzuchem wypełnionym po brzegi Nadką. słabość mszalna i spacer w deszczu przytulania. bez zagłaskania się na śmierć bez hipokryzji bez obłudy i sztucznych uśmiechów...

spędziłam dobre Święta Bożego Narodzenia z człowiekiem mojego życia. amen.

piątek, 24 grudnia 2004

wigilijnie

Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.

Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.

Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek,
tak jak goryla niemądrego.

Aby się wszystko uprościło
było zwyczajne - proste sobie -
by szpak pstrokaty, zagrypiony,
fikał koziołki nam na grobie.

Aby wątpiący się rozpłakał
na cud czekają w swej kolejce,
a Matka Boska - cichych, ufnych -
na zawsze wzięła w swoje ręce.


23.jpg

czwartek, 23 grudnia 2004

...

czterodniowo-nocne KRĄŻENIE między trzema miastami między mną a nimi między tysiącem pochamowań i zagryzaniem warg żeby czegoś głupiego nie palnąć między chwilami wzruszeń że gdzieś tam warto jeszcze zarywać noce żeby potem móc zobaczyć choć na parę minut uśmiechnięte buzie malców ... wciąż nas tak mało mało mało wszędzie kurewna walka o interes o prywatę o pieniądze moi drodzy.

obrzydł mi widok kolejnych osób nie połamałam opłatka z niektórymi bo zwyczajnie przerosło mnie to...

z roku na rok nadzieja po cichu wygasa na tym polu i nic na to nie poradzę

za to pali się nowa. i prztulałam dziś w nocy jak mogłam najmocniej żeby mi wyzdrowiała na święta.

stałam dziś pod ogromną choiną na rynku. milion świateł wkoło tysiąc zabieganych ludzi. stałam zmarznięta i zwyczajnie szczęśliwa jak nigdy dotąd. wierzcie mi przecudownej urody uczucie ciepła w sercu!

święto to ponoć oaza w życiu tylko że czasem święto ginie z braku umiaru, od interesownych prezentów
i przymusu uczestnictwa w nim.

nie przymuszajcie więc nikogo do uczestnictwa w nim pozwólcie każdemu przeżyć je po swojemu.

stanu błogości życzę

niedziela, 19 grudnia 2004

...

w związku z poniższym wpisem twarda będę i się nie rozryczę. a jak siebie znam powinnam.

bo chciałam tylko o tym że w sobotę spełniło się moje marzenie. raniutko na stojąco wypiłam kubek kawy i zjadłam kawałek chleba. i do popołudnia bez bielizny w stroju iście wygodnym przy dźwiękach pearljamowych biegałam szczęśliwa jak szczur na otwarcie kanałów (tu skojarzenie z myszą balkonową) ze szmatami wiadrami płynami odkurzaczem firanami krzesłami uważając przy tym żeby nie zniszczyć puzzli matterhornu i żeby za bardzo nie być wścibską bo w końcu sprzątam tak do końca nie moje mieszkanie. swoją drogą śmiesznie zabrzmiało – oto moja konkubina. potem z BH wspaniałomyślnie wymyśliliśmy obiad w tawernie i filmy na wieczór obok piwa oczywiście. zawsze jak już chciałabym się upić to albo bierze mnie sen albo potworny ból żołądka. BH mówi że za mało wódki pijemy. może. dziś cudowny poranek i południowy spokojny i jak dla mnie odprężający spacer po rudzkim lesie w poszukiwaniu choinki. pachnie mimo zimna lasem śnieg majestatycznie spada z nieba ptaki śpiewają. idą święta idą święta... biegnie biegnie łoś... może przyniesie coś. tak na serio mam wszystko na chwilę obecną. siedzę po cichu jak mam w zwyczaju i cieszę się chwilą tą która minęła i tą która jest. bo nie wiem nie wiem co będzie za rok. zaczął mi się okres podsumowań. najbardziej chce mi się śmiać z tego że w styczniu powiedziałam głośno i stanowczo że na jesień się zakocham. i masz... a mówiłam że trzeba uważać na to o czym się marzy. dobra to teraz marzy mi się tydzień z BH w ciepłym miejscu bo zima zimą ale mam ostatnio takie dziwnie odważne myśli. nauczyłeś mnie marzyć człowieku i kocham Cię po raz pierwszy „za coś” choć kochać powinno się po prostu.

powielam schematy wypowiadam słowa które gdzieś tam kiedyś ułożyłam że niby do mnie pasują – wybaczam ale nie zapominam – mam niebezpieczną pamięć. nie mam przy tym żadnych złych intencji nie wypominam nie mam zamiaru komuś przypomnieć że było mi wtedy przykro. to właściwie po co to robię? bo najbardziej ranią nas najbliżsi ale też najprościej im wybaczyć i po sprawie, natomiast długo się nie zapomina. i tyle.

tak dzisiaj lazłam za BH w lesie i patrzyłam na nas z boku. dwójka podążająca za wolnością i chwilą spokoju. możemy się nie odzywać a i tak jest między nami rozmowa. między słowami między płatkami śniegu między tym co w mojej i twojej głowie. jak pomyślałam o tych biednych ludziach którzy w gorączce dziś zakupowej biegną to pozazdrościłam nam i chciałabym żeby tak trwało wiecznie.

kobieta powinna być inteligentna żeby mogła dobrze wybrać ale też powinna mieć sporo poczucia humoru po to żeby móc pośmiać się z samej siebie kiedy źle wybierze – mam taką znajomą która doskonale czuje się w swoim związku choć wie że źle wybrała natomiast czyni z tego taki kolorowy świat że pozazdrościć. natomiast powyższe zdanie nie dotyczy tylko i wyłącznie wyboru partnera życiowego oczywiście.

to zaczynamy tydzień przed świętami. powoli nie spiesząc się nigdzie (tak to w tym roku zaplanowałam) pójdę do fryzjera do dwóch lekarzy podsumuje miesiąc w Majce dokończę prezenty i w ogóle kupię sobie niebieski śliczny komplet bielizny o!

trzymajcie się dzielnie byle do piątku wieczora!

...

ok miało być przyjemnie i miło i miałam popisać coś tam pitu pitu i ... ok usłyszałam na nowo. tylko nie wiem dlaczego teraz przed świętami jakby nie moża było zaczekać na później.
mam dożywotnie pozwolenie na mieszkanie tutaj. zerwano ultimatum za to postawiono warunki nieodwołalne. do świąt wielkanocnych zamienią mój pokój w graciarnie zerwią moją pomarańczową tapetę wstawią jakieś gówniane meble które mi ni chuja pasują i bedę spała z Ćmą. jest kurwa super!

środa, 15 grudnia 2004

...

przy porodzie nie traci się z bólu świadomości. tak to sobie wymyśliła natura.

dotykałam dziś jej nóżek. piętki to raczje były. wiła się w brzuchu anki jakby chciała nam pokazać że już jestem prawie gotowa żeby was zobaczyć. główka gdzieś pod lewą piersią jakby chciała już possać i pogładzić rączuchną obolałe piersi mamy.

pokazywałyśmy jej nowe ciuszki pościel smoczki i chyba zmęczona patrzyła na nas dwie głupie przewrażliwione baby - zasnęła. wywaliła nóżkę w bok i czuć było jej sny...

kochane nasze maleństwo.

wtorek, 14 grudnia 2004

...

posiwiał mi głos postarzał się od wczoraj chyba tak mi się wydaje. 3:05 kończę pracę i ¾ butelki wina różowego. 7:00 otwieram oczy i ledwo dochodzę do łazienki. mam kaca i wstręt do różowego carlo r. prysznic zimny prysznic dobrze mi robi. zakładam spodnie w kratę – chyba wzięłam z nimi ślub albo coś – koszulka niebieski polar rudy szal i zieloną czapkę w paski – ulubione rzeczy nijak pasujące razem w komplecie ale co mi tam bez makijażu idę na krótki ziomowo-poranny spacer z myślami adwentowymi. przy okazji kupuje bułki i zimowe onkena z kawą i mlekiem. przyleciały ptaki gile konkretnie to chyba zapowiada ostrą zimę bo one biedne wróciły przecież z zimniejszych okolic. policzki chyba mi lekko pękają na zimnie po wczorajszych kwasach powinny być pod szczególną ochroną. mam skierowania trzy na trzy różne testy próby i badania. mam też poczucie wolności i ... Boże jak bym chciała móc zawsze tak pracować wtedy kiedy i jak chcę.
dzień dobry wszystkim!
szczególnie zaś witam Doroy i Andalo One wiedzą o czym piszę.

poniedziałek, 13 grudnia 2004

...

i przepędzam czarne myśli z mego nieba
swe anoioły budzę śpiące słodko gdzieś we mgle


jak słyszę Jej drżący głos w słuchawce to panikuję lekko i najchętniej siedziałabym z Nią 24 godziny na dobę; myślę myślę cały czas oddychaj będzie dobrze. przecież ma Rafała będzie dobrze. ma przy sobie telefon i samochód jest na zawołanie. przecież nie urodzi w autobusie bo nimi nie jeździ nie?

w ogóle to mam lekki luz w tym roku. i przypominam sobie zeszły i ... mniej więcej wiem, że angażowałam się we wszystko po kolei byleby nie myśleć, byleby nie płakać, byleby znowu nie musieć układać siebie na nowo, byleby móc umęczyć się i zasnąć jak najszybciej przez to. 18 grudnia 2003r nie zapomnę do końca życia jako tego jednego z najgorszych dni w życiu. i jak sobie to wszystko przypomnę to teraz jest o niebo właściwie o seven heaven lepiej. założenia noworoczne udane w 80% i o to chodziło. nie wracam i nie wchodzę do tej samej rzeki żeby ominąć złe wspomnienia żeby ominąć coś co było sztuczne i takie byle jakie na pocieszenie.

zapomniałam dodać a to dość dziwny zbieg okoliczności. bo rano komórka na moich oczach samoczynnie wyłączyła się niewiedzieć czemu. zegar w pracy nad moim biurkiem zatrzymał się o 1:20 a w domu irlandzki zegarek Zielonej luck of the irish nad komputerm zatrzymał się 16:05

to że niby co że moje dni są policzone?

niedziela, 12 grudnia 2004

oddech mój twój nasz ... chciałabym

chciałabym zawsze mieć tyle czasu by móc bez pośpiechu czytać i delektować się słowami gretkowskiej w Polce. chciałabym przy tym móc zawsze w takiej atmosferze gotować niedzielny obiad. chciałabym móc zawsze całować cię w nos i czuć że jesteś obok w pokoju i robisz swoje. chciałabym zwyczajnie móc być w swoim świecie i żeby potem te światy zlewały się w jeden nasz i tylko nasz. chciałabym żeby ten nasz związek był jak łaska łagodnego oddychania. nie oddychasz - nie żyjesz. chciałabym żebyś mi zaufał i spróbował od razu po wejściu do auta otwarcie powiedzieć o co chodzi jeśli zdarzy się Twój gorszy dzień i jest ci smutno. chciałabym żeby anka mniej się bała i żeby wszystko poszło dobrze. dochodzi to do mnie coraz bardziej, to że moja młodsza siostra za dni parę zostanie mamą!

czwartek, 9 grudnia 2004

bo w sumie co się zmieniło?

no zmieniło się to że jak czytam bloga wstecz to albo dużo się działo na zewnątrz tylko po to żeby zabić nudę i tęsknotę wewnętrzną albo nie działo się nic na zewnątrz i wtedy rozdrapywanie szło mi najpiękniej.
a zmieniło się to o paręset stopni. bo nie gram tam żadnej twardzielki i płaczę ostatnio ze wzruszenia wszędzie tam gdzie się wzruszam zazwyczaj naszym uczuciem twoim dobrem i zachowaniem. i jest to rzecz istotna i ważna bo dodaje mi poczucia pewności i tego że to jest poważne i żywe aż do kości. mam świadomość odpowiedzialności. wciąż daleko mi do pełnego zaufania ale nie mogę wyjść z podziwu że jestem już tak ogromnie daleko. budzę się rano i nie mogę uwierzyć że jesteś obok i oddychasz swoim rytmem tak blisko. chciałabym czuć się tak zawsze. chciałabym więcej i więcej nie odkładać nic na potem nie marnować tego co już i tak zmarnowaliśmy a co istotnie musiało dojrzeć bo przecież nic bez powodu się nie dzieje. nie zapomniałam do tej pory jak mówiłeś w zeszłym roku że chciałbyś żeby następne święta były inne. takich rzeczy nie zapominam. oby były inne!
zachłyśnięcie się miłością jest rzeczą budującą na każdej płaszczyźnie i dlatego nie przyjmuje zarzutów że nagle odsunęłam się od niektórych ludzi i planów. bo w końcu znalazałm sens i to o czym zawsze w środku marzyłam. taka kolej rzeczy nie robię już nic z przymusu i ...
pora na podusmowanie roku, choć pewnie jeszcze wiele pięknych rzeczy przed nami. adwentowy koncert sdm dodał skrzydeł bieszczadzkich aniołów i jest to rzecz doskonalsza niż poranne roraty niż spowiedź i oczyszczenie. na nowo zabieliła się wiara w niebo i prostotę miłości ogólno pojętej. i czuję święta sens ich który znajduje się w środku a nie w kiczowatych ozdobach bibielotach.

trzeci dzień lekkiego ciepła i zimna na przemian faluje mi i układam sobie wszystko w głowie unikam ludzi konfliktowych staram się oduczyć złych objawów zdenerwowania pierdołami idzie mi coraz lepiej potrzebuje jeszcze tylko trochę czasu. wiem wiem wczorajsze zakupy były najgorszym przejawem mnie samej. postaram się unikać pewnych wydarzeń z którymi sobie nie radzę. na drugi raz kup mi batona. przejdzie.

póki co daleki kilku milowy krok naprzód sprawił że jestem o niebo bardziej pewna swego choć o tyle wciąż za daleko.





poniedziałek, 6 grudnia 2004

...

pije trzeci kub kawy. mam wolną głowę. powoli a wręcz ślamazarnie spełniam urzędnicze obowiązki. jest nijak choć w środku pięknie i chyba o to chodziło. jeszcze w grudniu trzeba wklepać sporo tekstu i przerasta mnie to fizycznie; nie wyrabiam i coraz bardziej nie mogę patrzeć na doły pod oczami i drgające mięśnie. tyle że psychicznie nad tym panuje i mam sporo satysfakcji. rozmawiam o planach na dzisiejszy mikołajowy wieczór w „majce” i chyba nie mam już siły tam jechać. rozliczę popiszę zamknę w księgi żeby wszystko grało potem. taka rola w tym roku.

wiatraki poniekąd bardzo udane. slajdy muzyka filmy ludzie ... kolejne zdjęcia z pawłowskim całkiem przypadkowe powitanie przy drzwiach krótkie rozmowy uśmiechy ciekawi ludzie piwo chleb ze smalcem ogórek australia australia australia...

takich wieczorów jak piątkowy długo się nie zapomina. właściwie to pogubiłam się już w tym który dzień lepszy od którego. bo ciągle jest inaczej, piękniej coraz bliżej. obyśmy mogli w tym wytrwać oby nie popaść w rutynę oby móc zawsze trzymać się za ręce i szczypać w pośladki układać puzzle do północy i wygłupiać jak teraz.

pomyliłam szlaki. dobra przyznaje się. nie miałam sił. i w ogóle ... było całkiem zabawnie. rzadko bywa że w schronisku zamawiamy naraz: żurek z jajkiem barszcz z krokietem pstrąga z frytkami batony piwo kawę soki pepsi... takie niezłe uczucie jak schodzisz ze szlaku i pozostawionego rano auta nie ma na miejscu. i nie że ukradzione tyle że autentycznie poranna pomyłka wpłynęła na całość. BH mówi że niebo że jest pięknie i gwiazdy spadają nam na głowy i ... no, nie zamieniłabym tego za żadne skarby tego świata!!!




sobota, 4 grudnia 2004

...

na naszej drodze we właściwej godzinie właściwy człowiek właściwe przeżycie właściwe słowo właściwe gesty...

takie ukryte zasady życia

środa, 1 grudnia 2004

wiosennazima2004

załatwiając dziś parę spraw w ważnych punktach miasta lazłam tak z godzinę rozanielona nie mogąc nadziwić się taką pogodą. rano wschód słońca powiedział mi violuchna ten grudzień będzie dobry. bo wiadomo że każdego września i grudnia boję się jak ognia. teraz mam poczucie że jestem w stanie o który modliłam się od zawsze w stanie dziwnej euforii i spokoju zarazem. wszystko to oprócz paru spraw które mnie przytłaczają. no ale... nie może być inaczej. i nie wiem czy to poukładałam sama czy samo się ułożyło czy ...

schodząc na ziemię, rammstein nie zagrał za to mam bilety na SDM inna kategoria i wymiar ale ...

pytam dziś jedynego faceta w fabryce z racji słuchanej trójkowej audycji o molestowaniu w pracy:
- czechu ty się czujesz molestowany u nas?
- chciałbym.
ncm

mam wrażenie że znajomość od kołyski jest rzeczą fenomenalną.

poza tym tęsknię za BH. ale to jeszcze parę chwil.

poza tym mam dość układania uzasadnień do tysiąca uchwał i tematu maklera giełdowego. przez jakiś czas proszę nie podchodzić z czymś takim plizzz...

to tymczasem