piątek, 30 grudnia 2005

zima

musiałam tu wrócić.
na zewnątrz zima biało wieje sypie stłuczki wypadki autobusy z godzinnym opóźnieniem na wystawach mylne słowo 'remament' jak niewiele trzeba by to wszystko sparaliżować...

zaczęłam dość kulturalnie żegnać alkowo ten stary dobry rok.

jestem szczęśliwa.

czwartek, 29 grudnia 2005

Ostatni wpis w tym roku będzie dotyczył RODZINY!

(... i nie ma to nic wspólnego z poronionym pomysłem becikowego)

Siedem nawyków szczęśliwej rodziny:
1.bycie aktywnym; najskuteczniejsze są działania, które zaczyna się od siebie;
2.inicjowanie każdego przedsięwzięcia z wizją końca;
3.organizowanie życia wokół rodzinnych priorytetów;
4.myślenie w kategoriach „ja jestem wygrana i ty też jesteś wygrany”;
5.najpierw słuchanie i próba zrozumienia innych, dopiero potem staranie się, by byc zrozumianym;
6.twórcze współdziałanie zwane synergią;
7.regularna odnowa na wszystkich poziomach funkcjonowania rodziny: fizycznym, społeczno-emocjonalnym, umysłowym i duchowym.

Budując szczęśliwą rodzinę należy rozwijać w sobie pięć darów, które posiada tylko człowiek: samoświadomość, sumienie, wyobraźnia, wolna wola, poczucie humoru.

W szczęśliwej rodzinie nikt nie czuje się ograniczony; każdy realizuje swoje pasje, a ich owoce przynosi do domu.

Współdziałanie czyli synergia – nie jest to współpraca handlowa, gdzie jeden plus jeden równa się dwa, ani współpraca oparta na kompromisie, w której jeden dodać jeden wynosi półtora. Nie jest to również wrogie komunikowanie się, gdzie ponad połowę energii traci sie na walkę i obronę, w związku z czym jeden plus jeden wynosi mniej niż jeden. Z synergią mamy do czynienia, gdy jeden dodać jeden równa się co najmniej trzy! Jest to najwyższy, najbardziej produktywny i satysfakcjonujący poziom ludzkiej współzależności.

Synergię osiągają ci, którzy nauczyli się cenić różnice między członkami rodziny i wykorzystywać je do tworzenia czegoś nowego.

----------------------------------------
Dziękuję wszystkim tym, dzięki którym ten rok był udany! Dziękuję mojemu najważniejszemu człowiekowi bez którego nie wyobrażam sobie szczęśliwego życia i tworzenia czegoś tak wyjątkowego i jedynego w swym rodzaju!
----------------------------------------

SPEŁNIONEGO 2006 roku!


29.12.2005r. godz. 19:09

środa, 28 grudnia 2005

G.Ł.

"Wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody, zaplącze ścieżki, pomyli prawdy, nim zboże oddzieli od trawy.
Bronisz się, siejesz wiatr, myślisz jestem tak młody,
czas nas uczy pogody,
tak od lat, tak od lat."

wtorek, 27 grudnia 2005

27.12.2005r.

Mam trzy kilo więcej niż w październiku. Zauważyłam, że przybywa mi tu i tam tłuszczyku okropnego – wtedy, kiedy jest sielankowo i spokojnie w moim życiu. Chociaż przyznam się, że o obżarstwie świątecznym nie ma mowy! Jak sobie przypomnę poprzednie lata – to do dziś mam wyrzuty sumienia. A teraz light`cik jakiś; skromna kolacja wigilijna (stół się uginał jak co roku ale apetyt już nie ten sam); na śniadanie świąteczne zachciało mi się pomidora i cebuli; niedojedzony obiad zostawiłam niekulturalnie u państwa K. na talerzu (nie żeby mi nie smakowało, było pyszne tylko porcja była taka jak JK i mamy K. razem wzięte). No dobrze, słoik moczki zjadłam sama; JK swojej makówki i usmażyliśmy cztery maluteńkie płaty pangi (panierka odpadła po drodze i w ogóle smakowało jak gotowane rybsko bez przypraw) ale za to była to NASZA ryba, SAMI żeśmy sobie ją przygotowali i SAMI w spokoju świętym-świątecznym-kochanym zjedli. Amen. Zapomniałam dodać, że zasłużenie wypiłam lampkę wina czerwonego, białego i jedno piwo, zapomniałam ... jeszcze dwa kieliszeczki wiśnióweczki mamy K. mniam...
Tyle kulinariów i miłych spotkań. Przechodzę na dietę Montignac`a (żartuję) i obliczyłam jak na razie wskaźnik masy ciała i wyszedł mi wynik - „twoje BMI: 20.08 twoja waga jest w normie zawartość tłuszczu: 24.68 zbyt mało tkanki tłuszczowej!” (przy wzroście – 164cm i wadze -53 kg). Popijam teraz zioła i wcale nie myślę o tym co w lodówce z wałówek świątecznych mam naszych mamy!

----------------------------------------

W Wigilię byłam dzielna i twarda, nie płakałam. Nadkę z całej góry prezentów interesowały najbardziej wstążki i papier ozdobny. To była moja pierwsza, odkąd pamiętam Wigilia bez wzruszeń. Dziwnie dorosła i dojrzała. Wcale nie gorsza od poprzednich. Nie poukładałam tego sobie jeszcze dokładnie, potrzeba mi czasu a wszystko będzie dobrze. Płaczem za to nadrobiłam wieczór świąteczny dnia pierwszego. Było smutno i zarazem czułam się tak jakby mi kamień z szyi odwiązali. Wreszcie! Usłyszałam to, co było TAKIE WAŻNE dla mnie. Czasami człowiek musi, musi usłyszeć coś szczerego nawet jeśli boli, by potem usłyszeć COŚ NAJWAŻNIEJSZEGO, czego nie trzeba już nigdy powtarzać bo to zwyczajnie JEST! (Jestem wdzięczna i szczęśliwa i dziękuję za szczere słowa).

----------------------------------------

W zasadzie poukładałam plan do samego marca. Konkretne założenia. Rano poświątecznie obudziłam się pewnie, spokojnie, z zapałem do pracy...
... przeczytałam rozmowę z panem Lemem, panem którego bardzo cenię i szanuję. Rozczarowałam się i jakoś smutno mi się zrobiło w takiej Polsce jaką przedstawił pan Lem (choć czy można się nie zgodzić tak do końca ze wszystkim?). W Polsce, która wg W/w jest cywilizacyjnym zadupiem, które tak naprawdę nie liczy się w świecie. Gdzie, jeśli ktoś ma jeszcze włosy na głowie, to patrząc na to wszystko co się tutaj dzieje, powinien je sobie wyrywać. W Polsce, gdzie jesteśmy wg W/w wspaniałym narodem ale bezwartościowym społeczeństwem. W Polsce, gdzie jeśli chce się żyć szczęśliwie to należy mieć pieniądze i miedziane czoło. Inaczej nic z tego! Postarałam się wynieść z tego co przeczytałam jedną rzecz, a mianowicie, że jeśli nie podwinę rękawów i nie zacznę czegoś robić, to zawsze będę kończyć na gadaniu i narzekaniu. I jeszcze jedno mi się nasuwa. Nasze oczekiwania; cały rok a potem ich weryfikacja – to się powiodło tam to nie. Tak łatwo zapominamy o tym, co dobre. Czasem te oczekiwania są zbyt wygórowane i zbyt roszczeniowo podchodzimy do życia, że niby coś nam się należy. Postanowiłam w tym roku nie robić podsumowań, już nie! A nowy rok przywitam z szampanem myśląc – niech żyją moje nowe wełniane skarpetki z misiami i niech po prostu nie będzie gorzej i niech nadchodzący rok zaskakuje mnie raz po raz. Sama zakasam rękawy i zacznę pracować i uczyć się a moim jedynym oczekiwaniem wobec nowego roku będzie to, by być odważną i rozsądną i sięgać po to, czego pragnę, bez wstydu.

(A swoją drogą żal mi, zwyczajnie żal mi wszystkich ateistów, którzy nie mają oparcia w niczym innym oprócz wytworów swojej wyobraźni; którym się wydaje, że mogą obrażać wierzących, kpić i ironizować z rzeczy, które niestety nie mieszczą się im w rozumach! Przykro mi, że zawiodłam się zarówno na panu Lemie jak i kiedyś na tak szanowanej przez mnie Pani Janion)

piątek, 23 grudnia 2005

Boże Narodzenie 2005

czekam na nie jak na dobry spokojny sen. pewnie, że wczoraj ryczałam jak bóbr przy ubieraniu choinki. naszej drugiej wspólnej choinki. nawet nie wiecie jakie to uczucie spokoju i ciszy, jakie to niesamowite móc ubierać swoją choinkę, bez pośpiechu, bez hałasu, bez... potem przychodzi jk i ładuje mnie taką energią, takim pozytywnym nastawieniem, taką radością i miłością - że aż mi wstyd, że jestem jakaś taka nijaka przed tymi świętami. kocham tego Lutka jak nikogo nikogo innego.

jakoś cieplej dziś rozmawia się z wszystkimi. słyszę w słuchawce głosy moich najbliższych, jestem uspokojona i właściwie przygotowana na kolejne Boże Narodzenie. spokoju życzę i spełnienia!


"Zaniechać wszelkiej przemocy,
leczyć ostrożną ręką wszystkie rany
zadane człowiekowi
i pokój zawiesić nad ziemią"

czwartek, 22 grudnia 2005

22.12.2005r.

jest
duża
nasza
dostojna
piękna
pachnie lasem rudzkim

choinka marzeń

naszych wspólnych marzeń

dostojna zielona radość życia

środa, 21 grudnia 2005

21.12.2005r. kochaj mnie mimo wszystko...

mamona i prezenty
życzenia i pretensje
płacz i śmiech
pośpiech i rutyna
zimno i ciepłe łzy
skupienie i wewnętrzny niepokój


- to coroczny przedświąteczny misz-masz po którym następują dwa dni w trakcie których wszyscy dla wszystkich chcą być mili i uprzejmi. jak dobrze, że w trakcie tych dwóch dni nie muszę oglądać nikogo kto sprawia, że ten czas przedświąteczny jest zwyczajnie okrutny!!!

"... a ty kim? kim dla mnie mógłbyś być. może czymś w dotyku miły tak jak plusz?"

sobota, 17 grudnia 2005

17.12.2005r.

Przez ten czas kiedy mnie nie było, to różnie bywało. Jak mówi Aneta, bolała mnie dusza. Nie pisałam bo czasu zbytnio nie było a o tym co się działo postanowiłam nie pisać bo zbyt osobiste. Zmieniłam zasady tego miejsca i nie będę tutaj pisała o sprawach które gdzieś tam po trosze dotykają moich bliskich. Tak z zasady i z szacunku dla Nich.

Jak mówi KF, przeszłam kolejną lekcję dorosłości, aż dziw, że tak długo żyłam w takiej nieświadomości. Tak długo nie oderwałam siebie i tego mojego „układania sobie życia” – od tego co w pewnym momencie zaczyna być przesadzone. Co za dużo to niezdrowo. Do tej pory trudno mi się z tym pogodzić w sensie, ciężko mi wyzbyć się wyrzutów sumienia i jak patrzę na ... to. Ale wiem co jest ważne i wiem czego chcę, wiem z kim i wiem jak. Powoli do celu bez nacisku, sugestii, prowokacji, stereotypów i innych takich. To co tworzę ma sens i z perspektywy czasu jest czymś coraz to doskonalszym. Wszystko to co „przed” było absolutnie potrzebne. Nagroda przychodzi w postaci usłyszanych złotych-słów, wyszeptanych gdzieś po cichu do ucha późnym wieczorem.

Tak, byłam zmęczona i miałam poczucie, że przyszła jesień z najgorszymi akcentami. Ciemno, mokro, ponuro, smutno i bez sensu. Wyniki, zdjęcia, rezonans, hiperPRL, niskie ciśnienie. Coroczna jazda przedświąteczna w fabrykach. Poczucie zimna, niewyspania i inne tego typu symptomy.

Ale minęło, obudziło mnie podsumowanie rozpoczęte w trakcie niedzielnych spacerów po Rudach i mszy o 16tej. Podsumowując rok – żadna rewelacja i żaden wstyd. Porównując z innymi latami i innymi osobami wokół mnie – nie najgorzej. Mogło być lepiej, zawsze może być lepiej a czas jest po to żeby móc wszystko naprawić, poprawić, popracować. Czas jest takim cierpliwym aczkolwiek surowym sprzymierzeńcem, on płynie swoim tempem a my albo dryfujemy albo płyniemy z prądem, czasem stawiamy opór i dzielnie znosimy przeciwności a czasem odnajdujemy się w odpowiednim miejscu w odpowiednim momencie. Grunt by nie marnować czasu nam danego, nie marnować na popełnianie tych samych błędów, błędów które już kiedyś odpokutowaliśmy.

Idzie do przodu. Mój „czepek”, „trzynastka” JK, wzmożone starania i chęci, praca do nocy, rozsądne rozwiązania, cierpliwość, wyrozumiałość, miłość. Powoluteńku to wszystko owocuje na wszystkich poziomach życia. Aby normalnie funkcjonować nie należy zapominać, że tuż za cienką ścianą czai się Groza. Zło i dobro, życie i śmierć, szczęście i rozpacz są jak syjamskie rodzeństwo, które posiada wspólny krwiobieg. Kto o tym nie pamięta, łudzi się i oszukuje – i zostanie prędzej czy później oszukany. Do bólu będę powtarzać sobie o pokorze i postawie stojącej, o wolnych ale pewnych i wypracowanych krokach do przodu.

Aż wstyd się przyznać, ale atmosferę świąt odczułam dopiero dziś. O dziwo stało się to w centrum handlowym (cent i rum fuj fuj niby tego nie lubimy ale lgniemy tam). Wyspana i rozkojarzona oddałam pracę zaliczeniową profesorowi, pogadałam z ludźmi o sprawach bieżących i pognałam do sklepów. Chodzę taka zadowolona, grzebię w ciuszkach dla Nadki, sukienki, bluzeczki, opakowania z łosiem, obserwuję ludzi, dziś wyjątkowo spokojni i jacyś tacy fajni, mikołaje rozdają dzieciakom płyty z muzyką, w głośnikach płynie kolęda i nagle pękam. Mgła w oczach, ciepło od środka, łzy płyną mi po policzkach. Siadam na ławce, piszę sms`a, pęka we mnie poczucie, że ostatnie dwa lata rozmawiałyśmy o pogodzie a przecież można było od razu tak jak teraz. Mam poczucie odzyskania czegoś co było i jest dla mnie ważne. Ludzie gapią się i nie wiedzą, że jestem w tym momencie taka szczęśliwa pomimo płaczu. Oczyszczenie. Zakładam słuchawki ze Stingiem, „Brand New Day”, wyczerpuje mi się bateria we f-penie. W eterze, w tym wielgachnym budynku tego durnego cent-rumu „Once” Pearl Jam`u i zaraz potem Jeremiasz... I pomyśleć, że jak rano zgubiłam soczewkę to prorokowałam dziś pechowy dla siebie dzień!

Nie boli mnie już dusza. Po piątkowym basenie jemy obiad z Anetą w knajpie, cieszymy się chwilą, odpoczywamy od fabryki, rozumiemy się, palimy papierosy i celebrujemy te momenty w których można się zatrzymać, porozmawiać, pobyć ze sobą. Nabrać dystansu i zrobić coś tylko i wyłacznie dla siebie.

film roku: „Wierny ogrodnik”
piosenka roku: „Nine million bicycles” - Katie Melua „Mimo wszystko” - Hey
cytat roku: „czas jest po to żeby wszystko nie działo się jednocześnie”
plany wykonane: 1/3

kocham wciąż tego samego człowieka: JK
nowa przyjaźń jakże ważna: KF
milion innych podsumowań mogłaby tutaj...
to jest dobry rok!

Życzenia świąteczne złożę wkrótce.



czwartek, 15 grudnia 2005

...

zaraz będę

wtorek, 6 grudnia 2005

mała rewolucja 07.12.2005

pępowina musiała się kiedyś oderwać!
tylko dlaczego tak późno i takim kosztem?

niedziela, 4 grudnia 2005

04.12.2005

1.coś się dzieje od roku już czasu.
niech tak trwa...
nie żałuję ani chwili.

2.Basiom - wszystkiego dobrego!

3.Crazy Mary - najlepszego!

--------------------------------------

Górnikom tym pracującym i Temu najważniejszemu, który na emeryturze - spokoju!

czwartek, 1 grudnia 2005

środa, 30 listopada 2005

01.12.2005 enigmatycznie

wygląda na to, że grudzień powitam dość magnetycznie.

poniedziałek, 28 listopada 2005

tęsknię za latem a co... (co za żart tej zimy)

P1010657.jpgupdate 29.11.2005r. 13:00
właśnie umówiłam się na kolację z mężczyzną mojego życia. a co! powiedz co jest ważniejsze? co przynosi większą radość i sprawia, że życie ma sens?

niedziela, 27 listopada 2005

I niedziela adwentu (27.11.2005r.)

"Gdyby wiara na swojej drodze straciła swoją siostrę wątpliwość, przestałaby być szukaniem i pytaniem, a przekształciłaby się w bezduszną praktykę religijną, rytualizm i ideologię. Gdyby wątpliwość straciła swoją siostrę wiarę, zmieniłaby się w rozpacz lub ogólno destrukcyjny cyniczny sceptycyzm. Być może nasza epoka wstrząsów, w której „niezachwiana pewność” rozpływa się jak płatek śniegu na gorącej dłoni, jest „epoką odpowiednią” - kairos - dla takiego właśnie, wzajemnie się wzbogacającego, współżycia wiary i wątpliwości. Widocznie najpierw musiał się mocno rozchwiać grunt naszej pewności, po którym do tej pory stąpaliśmy, - i odtąd będzie się chwiać długo, być może stale. Wiara i wątpliwość muszą kroczyć razem i wzajemnie się podpierać, jeśli nie chcą z wąskiego, chwiejącego się mostu, którego obejść już dzisiaj nie mogą, runąć w bagno fanatyzmu i beznadziei."

po mokrym samotnym spacerze słyszę potem w ciepłych i przyjaznych murach - nie można żyć tymczasowo, nie można pozwolić sobie na wieczne czekanie, że kiedyś to naprawię, kiedyś będę żyć pełnią, kiedyś kiedyś kiedyś... tu i teraz bądź gotowy, tu i teraz zmieniaj, tu i teraz walcz o szczęście tu i teraz rozmawiaj, bądź namacalny i szczery, autentyczny, dbaj nieustannie o siebie i tych, których naprawdę kochasz. nie uciekaj i nie daj się gonić. TO WCALE NIE TAKIE PROSTE!

JK nazywa to co Go martwi (a ja nie potrafię pomóc) "reumatyzmem psychicznym" dla mnie to nieustanna tęsknota za czymś nienazwanym to nie strach to zwykła wewnętrzna tęsknota... która trwa już tyle lat.

czwartek, 24 listopada 2005

24.11.2005r.

w skrócie powiem tylko, że ostatnio uczę się intensywniej życia. obawiam się, że będzie jeszcze bardziej intensywniej.

niczym balsam działają teraz ciepłe zaśnięcia ciepłe bezpieczne miękkie zaśnięcia gdzie wyraźnie czuję bicie drugiego serca obok - nic już wtedy nie jest ważne nic
..."jeśli wiesz co chcę powiedzieć"...

358.jpg

poniedziałek, 21 listopada 2005

21.11.2005r.


Aneta dziś:
-"napiszesz coś o naszym święcie?"

usiadłam i myślę. wymyśliłam tylko to, że na pierwszym wykładzie z historii pracy socjalnej usłyszałam: "państwo muszą się dobrze zastanowić bo w tej pracy 80 % to porażka"

trzeba mieć wiele światów alternatywnych żeby nie zwariowac w tym zawodzie. wiele.

po sześciu latach można się sporo nauczyć aby mądrze zdrowo i spokojnie funkcjonować. trzeba to jednak robić każdego dnia na nowo.

sama usłyszałąś dziś od bogów "nagroda przyjdzie po śmierci"

sarkazm dziś przeze mnie przemawia gorycz i ... gdyby nie światy alternatywne!

(czekam z utęsknieniem czekam na weekend chcę w góry!)

sobota, 19 listopada 2005

tęskniąc za aniołem bieszczadzkim...

Czy widzisz
za jałowcem wiatr trąca boskie pióra
które drżą
ach drżą
ze wstydu chyba
że stopy bose
że nie w górskich butach

Czy widzisz
za jałowcem małe słońce
za jałowcem wstrzymany oddech
za jałowcem stoi anioł
który bardzo nie chce
by go widać było

a przecież
za jałowcem anioł stoi
zawsze

piątek, 18 listopada 2005

...

"Bez Ciebie pustka, ślepa ulica Złowroga cisza u schyłku dnia. Z Tobą gorąca nud nawałnica. Pieszczota, czerwień i pełny ja.

Jesteś moją kokainą, planetą mocy bez dna
Jesteś moją kokainą, fa na na na, fa na na na
Fa na na na

Bez Ciebie światła jakbym nie widział
Mimo, że oczy otwarte mam
Z Tobą dostrzegam każdą różnicę
Czasu nie liczę, nie jestem sam

Bez Ciebie ziemi brakuje wdzięku
Niebu polotu, zapachu bzom
I tak bez końca mógłbym Ci śpiewać
Fa na na na na na na"


- w sumie ten Staszek to wiedział co śpiewa... takie banały a takie to mocne i silne.

JK - moja planeta mocy bez dna

18.11.2005r.

pociesza jedynie fakt, że droga, która na pozór wydaje się szeroka i wygodna, często potem okazuje się mylna i fałszywa i że nadzieja - jaką jeszcze ciągle posiadam - jest związana z przyszłością. ta sama nadzieja określa jednak stan duszy tu i teraz . w tej chwili mam nadzieję czegoś, co być może osiągnie się później.

trudne to i trzeba cierpliwości spokoju wiedzy mądrości nauki

czwartek, 17 listopada 2005

...

za wczorajszy lekko przynudnawy wpis wielkie sorry. a dziś przygniotła mnie sprawa sprzed dwóch lat. mam wizje takie jak stąd donikąd.

środa, 16 listopada 2005

c.d.

naltrekson jest jedynym środkiem dostępnym w sprzedaży w USA, który jest wymierzony w oddziaływanie alkoholu na mózg. w kombinacji z różnymi programami leczenia, naltrekson zmniejsza częstotliwość picia, wydłuża abstynencję i utrudnia nawrót niekontrolowanego picia wśród leczących się alkoholików, którzy próbowali alkoholu podczas leczenia. naltrekson może być podawany aktywnie pijącym alkoholikom podczas leczenia i poźniej, w miarę potrzeby, gdy można spodziewać się picia. docelowe używanie naltreksonu może być także efektywne dla zmniejszenia poziomu konsumpcji alkoholu wśród osób nieuzależnionych, pijących problemowo.

wyniki badań sugerują, że akamprosat może zmniejszać głód alkoholu, pomagając w przywróceniu fizjologicznej równowagi mózgu, po tym, jak została osiągnięta abstynencja. akamprosat poprawia różne miary abstynencji w 14 spośród 16 badań przeprowadzonych w Europie i w wieloośrodkowych badaniach przeprowadzonych w 21 miejscach w Stanach Zjednoczonych. akamprosat jest dostępny na receptę w Europie i oczekuje na dopuszczenie do obrotu przez Urząd ds. Żywności i Leków w USA.

16.11.2005

horoskop na dziś niezbyt pomyślny więc dobrze że zostaje w domu. oj dobrze. za szybka pobudka (w śnie podawano mi właśnie filiżankę kawy w salonie fryzjerskim. jk w swoim śnie doganiał właśnie pierwszych w biegu maratońskim). pani w laboratorium pobiera nam odrobinę krwi. jemy długie śniadanie, powiesiłam nowe firanki w kuchni, piersi z kurczaka rozmrażają się potem coś wymyślę kulinarnego. jk do pracy. parzę garnek kawy. siadam do pisania. właśnie toczy się czas z cyklu - pisarsko-kurodomowo-rewitalizujący dzień błogiego spokoju.

o jak mi dobrze.
----------------------------------------

...ciepło rąk, dłoni, brzucha, ramion, głosu, oddechu; bezpieczeństwo, spokój, kocham Cię...


Mieguszowiecki1.jpg

wtorek, 15 listopada 2005

netshow i nie tylko 15.11.2005r.

dla takiego laika jak ja, jeśli mi to wszystko działa i mogę dzięki temu dwa razy szybciej pracować - to reakcja jest oczywista. serce mi bije szybciej i wyjść z zachwytu nie mogę do tej pory! jestem ciągle pod wrażeniem stałego łącza i niskiej ceny. jestem pod wrażeniem, że nie muszę już nigdzie się spieszyć. odtąd bowiem mogę wolno klikać w klawiaturę pisząc cokolwiek, czytając cokolwiek, robiąc tak w ogóle cokolwiek. niesamowite. ja wiem, że dla kogoś kto jest rozwinięty informatycznie o 20 klas wyżej to nic takiego. trzeba jednak uwierzyć mi, że radość odczuwam dzięki temu ogromniastą. do tego dochodzi notebook i flashpen i całe stado muzyki w uszach i ta wygoda przenoszenia danych we wszystkie miejsca w których pracuję. UNBELIEVABLE!

pewna część mojej pracy odbywa się jednak w terenie. oprócz wielu pozytywów o których wolałabym tu nie pisać, ma ona to do siebie, że mogę zakupić sobie po drodze na przykład dwa pączki naraz i zjeść ot tak. hmm... zaczęły się te dni w których to intensywniej myśli się o słodyczach. brrr.... właściwie zaczęło się od wczorajszego wieczornego gyrosa. i trwa... pomaga mi zielona herbata z opuncją figową. nie myślę o jedzeniu! nie mogę!

a Ty się Aneta nie śmiej. daj znać jutro co słychać.

jutrzejszy urlop przeznaczę (rano na wkłucie się w moją żyłę) na klikanie stukanie dopieszczanie kolejnego twórczego a jednak naukowego dzieła - żadna rewelacja, uwierzcie mi. pochlebiam sobie.

w najbliższym czasie koniecznie trzeba odwiedzić kurhan dwóch Stanisławów. górujący nad Radziechowami szczyt Matyski. to na tym szczycie zaczęto usypywać kurhan do którego domieszana zostanie ziemia z grobów dwóch Stanisławów: Pyjasa i Pietraszki. kurhan ma upamiętnić tragiczną śmierć tych młodych którzy pochodzili z Żywiecczyzny. jak wiadomo ciało skatowanego Pyjasa znaleziono 7 maja 1977r. w krakowskiej kamienicy. jedną z ostatnich osób, która widziała Pyjasa, był Pietraszko, jego szkolny kolega. Pietraszko utonął kilka tygodni po śmierci przyjaciela w Zalewie Solińskim.

z książek: „Pokalanie” Czerwińskiego, której nie polecam bo dołuje w dość specyficzny i agresywny sposób. ale „Szeroka woda „ Łukosza czy „Z głowy” Głowackiego no i „Statek” Łysiaka – a i owszem polecam. muzycznie: wciąż nieprzerwanie Annie Lennox, REM, Anouk, Garbarek, Cracow Klezmer Band i inne.



2516-4.jpg
PANORAMA BESKIDÓW Z MATYSKI

poniedziałek, 14 listopada 2005

d r z e w a 14.11.2005r.

dendroskopia - nauka, która nakłania uszy na szelest drzewiego języka, ze słojów odtwarza dzieje, którym czka się porządkiem małej, agresywnej historii człowieka. znajdujemy w pniu zapis przebytych pożarów, skażenia gleby, wzmożonej działalności szkodnika. Dendroskopia - teoria sztuki procesualnej, zajmująca się tropieniem czasu w rzeźbie drewna (uwaga! definicja domorosła).

uparte trwanie trawi. trwoni materiał.

przywiązanie do życia wydaje kolejne, rozpychające się,jak się zdaje niemądrze, słoje. tuż obok butwieje w dusznym uścisku ściółki potężny pień drzewa. jest to n a t u r a l n e - jego dojrzewający latami king size prowokował gniewne wiatry. od jego upadku drżała ziemia - mors repentia, śmierć gwałtowna, która porusza - monarszy przywilej.
wystarczy dzienna porcja słońca i wody, by w ignorancji śmiertelnego zagrożenia wzrastały kolejne, dumne drzewa.

kwas czasu wytrawia skutecznie i namiętnie. wżera się z wolna, pogłębia bruzdy, ubogaca krajobraz.

najmocniej fascynują te drzewa, które toczą z wiatrem świadome boje. poskręcane, objawiają charakter - rodem z japońskich drzeworytów - w teatralnych gestach. w swej chropowatej sękowatości przywodzą na myśl ciała dojrzałych aktorów, na których odcisnęły się zmagania z darem i chorobą życia. ciała te,transparenty, będąc wyraziste i ascetyczne zarazem - jak japońskie drzeworyty - dopuszczają do swojej historii. do pełni swojej historii.



a dziś TO i TO

niedziela, 13 listopada 2005

13.11.2005

wiecie co?
powiem krótko.
szczęśliwam jak diabli!
szczęśliwa jak nigdy!
szczęśliwa.

znikam bo mnie stos roboty przywalił po paru dniach lekkich obowiązków.


ch_autumnstarts.JPG

piątek, 11 listopada 2005

11 listopad 2005r.

uczmy się cieszyć z małych sukcesów
-----------------------------------

bez wartości staniesz się padliną a tam gdzie padlina tam też pojawią się sępy. uważaj.
-----------------------------------



od dziś jestem tutaj on line!!!


update:
właściwie to mogłabym napisać dokładnie to samo co rok temu!

niesamowite!

środa, 9 listopada 2005

09.11.2005r.

pewnie pare siwych włosow z głupoty własnej mi przybyło. baby już takie są. na szczęście wyrozumiałość ponad miłość ponad ... ech lutu mój.

no i płynie wszystko swoim niczym nie przyspieszonym tempem. układa się powoli jak puzzle. pare nowopoznanych osób. starzy nie zawodzą. siedzę w intercafe i z radością zupełną wklepuje to Wam, oddałam prace na konkurs, wysłałam ostatni w tym roku felieton, odpisałam na wszystkie mail`e, czekam na kawę i znajomego od zdjęć ikon, zabieram się za kosmetyczne już zmiany mgr dla kolejnej mamy dwójki dzieci, która nie ma czasu a mgr mieć chce. w międzyczasie dzwoni K.F. i mówi mi o Jerzego urodzinach i stresie i ... życie czasem jest za dorosłe.

siadam na 5 minut w czytelni, biorę do ręki pierwszą z brzegu gazetę, przeglądam bezmyślnie; odwracam na okładkę - numer z maja 2004r.
gdybym chciałam archiwum to bym poprosiła chyba no nie?

dostałam dziś prezent od dzieciątka
fajnie mi...

update:
Tomasz dziś opowiadał o nowej saunie w mieście. rozpoczęłam nową serię kwasów. sauna jak balsam. zakryje tylko twarz przy kwasach nie wskazane. idę.

sobota, 5 listopada 2005

05.11.2005

o dziesiątej rano proponować mi pomidorową w uczelnianym barze? eee... sobie myślę - JK tam dzielnie walczy a ja tu będę na pomidorową uciekać! wysłuchuję wykładu robimy testy odporność mi wychodzi; wychodzi mi bokiem jak patrzę co dzieje się ze znajomymi kobietami z fabryki. obiecuje sobie w duchu mnie to ominie, ucieknę. uciekamy wykończeni w kompelks sklepowo plazowo plejadowo imaxowo mcdonaldowo multikinowy. płacz i śmiech mam na zawołanie. czytam fragmenty "Samotności w sieci" o śmierci Natalii potem oglądamy "Wiernego ogrodnika" łzy mi same kapią - nie zgadzam się na taką rzeczywistość tylko jakie to ma znacznie jeśli nic nie potrafię zrobić. wypalenie zawodowe. itd. zatykam mu dziurki nosa wygłupiamy się przy Trójce. mam wszystko poukładane do bólu a prowizoryczny bałagan zwie się porządkiem operacyjnym. zmęczona jestem, ledwo widzę na oczy na urodzinach I.N. śmieję się szczerze. piękno w przyrodzie tkwi w jej różnorodności. muszę mieć urozmaicenie. potem przykrywa mnie w nocy kołdrą i wszystko wtedy jest takie proste i piękne.

północ. koniec tygodnia.

dobranoc

koniecznie idźcie na "Wiernego...

wtorek, 1 listopada 2005

1 listopad 2005

to jedyny dzień ZATRZYMANIA SIĘ totalne wyrzucenie z siebie tempa ruchu błądzenia w myślach o rzeczach trywialnych ścigania się wzroku ze wskazówkami zegara

życzenia do DOROY!

poniedziałek, 31 października 2005

31.10.2005r.

jeden z dwóch najukochańszych mężczyzn mojego życia obchodzi dziś urodziny. osobiście życzę jeszcze więcej spokoju i cierpliwości! kocham mojego rodziciela za dobroć i pracowitość, za szczerość i miłość, za wszystkie zasady, które w nas zaszczepił. jest dla mnie wzorem. nie potrafię opisać ogromu miłości i szacunku jakim Go darzę!

STO LAT!!!

piątek, 28 października 2005

28.10.2005r.

dla A. miałam napisać wesołą notatkę; postaram się moja droga. pomijając naszą fabrykę w której ostatnio dzieje się o wiele za dużo i na dodatek dzieją się same smutne rzeczy (potwierdzisz prawda? BK też pewnie to uczyni jak tu zajrzy) to poza nią wszystko inne jest przecież wesołe! gratuluje obrony Pani Magister! (od miesiąca mamy zaległą kawę i ciacho wiem).

wyczytawszy z moich poprzednich jesiennych wpisów, że przeczucia z początku roku, dotyczące dobrej jesieni się zwyczajnie sprawdzają – to dodam tylko, że tej jesieni tylko z moich włosów jestem niezadowolona.

żeby nie było aż tak optymistycznie to przyznam się do:
- chwilowych opadów rąk, do płaczów oczyszczających, do paru chwilowych załamań, do myśli czarnych, że nie zdążę, że nie dam rady; do sekundowych zwątpień, do całej masy pogodzenia się z tym, że póki co tak być musi i inaczej nie będzie.

nie skomentuję sytuacji politycznej bo za dużo czytam powtarzanych głupot, za dużo narzekań. odnoszę wrażenie, że naród został chyba zmuszony do zagłosowania na PiS. odnoszę wrażenie, że to PiS wygrał wybory parlamentarne to PiS prezydenckie a teraz jakoś nie chcą PO włączyć do klubu sprawujących władzę! jak to tak? wniosek z tego taki, że gdyby naród chciał żeby władzę sprawowało PO to co, to trzeba na PO zagłosować? wiem wiem, połowa została w domu i to ta owa połowa narzeka najbardziej. za 4-5 lat należy poważnie obawiać się rządów Giertycha i Leppera. to jest jedyne zło i zagrożenie.

wracając do wesołości. wesołe są powroty wieczorne do domu z jk. wesoło jest jeśli ludzie się dogadują ze sobą w kulturalny sposób bez podchodów i kombinacji. wesołe są purpurowo – żółte liście. czy ktoś kiedyś zastanawiał się na życiem takiego sobie liścia od zieloności po rudość, spadek na ziemię i zgnicie w niej, śmierć w kontynerze na suche liście które ktoś zagrabił lub takie spalenie się w ogniu? wesołe jest mocne i pewne stąpanie po ziemi ze świadomością całego zła o które chcąc nie chcąc trzeba się otrzeć a jednak umiejętnie nie pozwala się na dotarcie do wnętrza własnego umysłu. to też jest pewien rodzaj radości. cichy płacz w kącie jeśli nikt nie widzi też przynosi radość bo daje ulgę, uwolnienie, oczyszczenie, nabranie dystansu. czy tyle na dziś o radości wystarczy droga A.?

czy to prawda, że wszystko, co wiemy o drugim człowieku, to w 20 proc. fakty, a w 80 proc. fantazja, koszmar, iluzja, projekcja... czy to prawda? wiem co Go denerwuje, wiem co boli, wiem czym Go zdenerwować a czym udobruchać, wiem jaką zrobi minę i wiem co każda oznacza, wyczuwam każde spięcie w powietrzu, milczenia rozpoznaje nawet. najgorzej jednak byłoby znać się na wylot, do znudzenia, do zgubnego przewidzenia wszystkiego od a do z. najważniejsze w tym wszystkim to te same chęci, te same zapatrywania, podobne reakcje. mówi mi: pooglądajmy dziś telewizje i oglądamy głupie filmy odpoczywając; proszę go napijmy się babskiego wina i pijemy dwie butelki tocząc rozmowy z cyklu o życiu ogólnie; dopasowujemy godziny pracy, dyżurów, zajęć, idziemy na pozytywne kompromisy, rozmawiamy o analogicznych problemach zawodowych, robimy sobie prezenty, posyłamy szczere do bólu sms`y, kochamy się, jemy, robimy zdjęcia, słuchamy muzyki ... ja naprawdę nie muszę niczego wiedzieć na 100 proc. wystarczy, że ufam, kocham i mam wreszcie szczere poczucie bycia kimś najważniejszym dla Niego. jesteśmy MY, to jest NASZE, to MY mamy coś tam – aż mnie ciarki przechodzą po plecach jak to słyszę.

jestem w fazie gdzie zmęczenie fizyczne jest wprost odwrotne do zdrowego i szczęśliwego stanu psychicznego. i powiem szczerze, że taką zależność chciałabym utrzymywać jak najdłużej!

mimo zmierzłości chociażby przy dzisiejszym śniadaniu (przyznaje się że mi głupio) to powiem Wam moi mili JESTEM SZCZĘŚLIWĄ 26 LETNIĄ LASKĄ KTÓRA BYNAJMNIEJ NIE ZAMIERZA SIĘ Z TEJ SZCZĘŚLIWOŚCI COFAĆ TYLKO DLATEGO ŻE PRZYSZŁO NAM ŻYĆ W NIEZBYT RADOSNYCH CZASACH.




poniedziałek, 24 października 2005

24.10.2005r. 21:09

Zielona była jest i będzie, zawsze, jakkolwiek by nie była daleko ode mnie. Nie ważne czy widzimy się co dwa lata czy co rok, nie ważne, że kiedyś pisałyśmy listy co dwa tygodnie teraz raczej co porę roku. Jest w moim sercu i umyśle taki kawał sporego i ciepłego dla Niej miejsca. Jest przyjacielem takim przez duże P. Jest wspomnieniem pierwszych górskich kroków, zwyczajów, zachowań. Jest pierwszym moim przewodnikiem. To nie jest ktoś kto przychodzi i odchodzi, Ona jest cały czas, jest.
Są momenty kiedy mi Jej autentycznie brakuje, idę szlakiem i czuję Jej zapach obok tak namacalnie ale wszystko to dobre, pozytywne i wesołe. W zasadzie dopiero rok po Jej wyjeździe będąc w górach na Hali Krupowej płakałam z tęsknoty po raz pierwszy. Samą siebie wystraszyłam, że to aż takie mocne!


(pomijam, że pms przyszedł niespodziewanie i się poryczałam do monitora, dobrze, że nikt nie widzi. na długą dzisiejszą nockę w eter załączyłam "O dwóch takich..." bez aluzji bo autentycznie lubię słuchać tej bajkowej muzyki)

niedziela, 23 października 2005

local hero 1983

wróciliśmy do źródeł czyli początków luty 2003r.(update 22:49 już poprawione i póki słonecznik trzyma nam się w kuchni to tak też będzie, potem mam malutki plan)
w ramach wolnej niedzieli zaraz tutaj coś wykombinujemy, ubierzemy jakoś tę stronę, póki co zbieram zespół w sensie: aparat książkę i płytę z filmem i spadam do moich przyjaciół.(update 22:49 było miło zasnę z poczuciem niezmarnowanego dnia)

dobra ale pusta jakaś niedziela. dobra bo ciepła i ruda. pusta bo bez jk.(update 22:49 już nie taka pusta zaraz zasnę ciepło i miło marząc o mlecznych snach)

aha i wybory...
(update 22:51 i już po... przyznam się że delikatnie jestem w szoku; co będzie zobaczymy, w każdym razie usypiam bezpiecznie


coś za dużo o tym śnie
a więc

d o b r a n o c k a

czwartek, 20 października 2005

...

to będzie notka w duchu optymizmu dlatego też osoby z jesienną depresją, co by je bardziej nie rozdrażnić, proszone są o zamknięcie tej strony.

bo muszę się przyznać do czegoś zanim to coś zniknie zanim odejdzie nie wiem, zanim zniknie tudzież uśnie snem zimowym.

jest to najłagodniejszy październik w moim życiu. wszystko ale to absolutnie wszystko idzie w dobrym kierunku. nie nie. nic rewolucyjnego się nie dzieje. nic. wszystko w normie i po staremu. pare porządnych umów prac pobocznych, nowe roczne studia od soboty, nowy aparat fotograficzny, w planie osiem kolejnych felietonów i cztery prace, kontynuacja zaczętych projektów dwa lata temu. niby nic. ale w jak cudownie dobranym czasie to się odbywa to sama wyjść z podziwu nie mogę. pomijam oczywiste zawiłości i moje złości czasem. pomijam nerwy i chwilowe stresy - nie jest dobrze jeśli przez trzy godziny szukasz zgubionych paru tysięcy w raporcie a potem i tak znajduesz. jeszcze do końca nie opanowałam spokoju. płaczę potem jak już jestem w bezpiecznym miejscu i nikt oprócz najbliższych nie widzi, płaczę jak mnie głaska po głowie i na sto procent rozumie bo któż inny. tylko zanim to wszystko legnie w gruzach to chciałabym pochwalić się tym, że od niepamiętnych czasów jestem tak szalenie szczęśliwa, tak szalenie cieszą mnie dźwięki i kolory, tak wyraziście wiem co bedzie dalej i cieszę sie jeśli to następuje a dodatkowe atrakcje ocieplają dodatkową energią duszę ponoć na zimę. wędrujemy po czeskich ogrodach, fotografujemy zamki, przedzieramy się zielonym-uśmiechniętym drogą do szczęścia, przykładamy głowę do głośników z których uspokajająca muzyka, wchłaniamy spokój, ciszę, przyrodę, siebie...

jest absolutnie dobrze.
więc cicho w duchu zbieram siłę na dalszą wędrówkę do przodu. ze stoickim spokojem i nadzieją przyjmuję do świadomości, że przed nami jeszczce większa pogoń!

byleby nie zgubić po drodze siebie nas.
to moje marzenie jesienne.


środa, 19 października 2005

dziś trochę o fotografii...

...jak oddać to, co nieuchwytne? czy można sfotografować stan modlitwy, miłości, szczęścia? jak pokazać na zdjęciu coś, co stanie się za chwilę?

(bo zapomniałam się pochwalić, że od paru dni posiadam niejakie cudo a mianowicie kodaka dx 7590)

„we współczesnej fotografii królują dwie skrajności. z jednej strony to fotograficzny język inwektyw, z drugiej – przestylizowany świat retuszowany komputerowo, jak komplementy bez pokrycia. i jedna, i druga skrajność pozbawia nas możliwości zrozumienia człowieka. Bóg dał nam jedną twarz, a my dorabiamy drugą. czasem lepszą, czasem gorszą. ale najczęściej nieprawdziwą. z próżności lub z chęci zysku. najciekawsze i najpiękniejsze jest to, co znajduje się pomiędzy skrajnościami. rzeczywistość. kwintesencją sztuki jest – empatia, cisza, bezruch. robienie zdjęć jest kontemplacją otaczającego nas świata. uczucie szacunku i zachwytu dla realnego świata. mimo że czasem trudno kochać rzeczywistość, to jest ona w istocie oszałamiająco piękna i fascynująca. fotografia może służyć odsłanianiu ukrytej prawdy o ludziach, o świecie.” (Anna Włoch)

„fotografia jest środkiem, dzięki któremu możemy utrwalić to, co niewidzialne. fotografia jest często pretekstem do zdobycia nowych doświadczeń. cykl „de profundis” to próba sfotografowania stanu modlitwy; przeniknięcia do rzeczywistości transcendentalnej. czyli coś, do czego zdążają wszystkie religie świata, czyli Miłość. Miłość jest zasadą budowy kosmosu. kto nie umie kochać, nie umie się otworzyć. kto kocha, ten przyjmuje. Miłość jest warunkiem wzrostu i rozwoju. nikt nie zapyta nas u kresu, czy byliśmy katolikami, buddystami, ale ile kochaliśmy. a fotografia... to droga kształtowania życia, pracy nad sobą. robienie zdjęć zmienia percepcję świata. można dostrzec rzeczy, które umykają innym. Minor White wyróżnił cztery etapy, przez które przechodzi fotografujący. pierwszy – fotografowanie tego, co zewnętrzne. drugi to identyfikacja z podmiotem. trzeci etap dotyka sfery duchowej, wiąże się z przekazywaniem przeżyć. w czwartym etapie „doznaje się oświecenia”. zdjęcia nie mogą być tylko zewnętrzną rejestracją rzeczywistości, ale również przekazem emocjonalnym.” (Izabela Jaroszewska)

„fotografia jest idealną formą wyrazu. słowa są niepotrzebne, bardzo łatwo zakłamują rzeczywistość. myśli się obrazami – nie słowami. dobre zdjęcie zawiera w sobie całą sytuację – to, co było wcześniej, co dzieje się w tej chwili i co stanie się za moment. kobiecie fotografowi chyba łatwiej przekroczyć granicę zewnętrznego piękna i zachwycić się wnętrzem osoby, która pozuje.” (Agata Cholewińska)

niedziela, 16 października 2005

przemyślenia niedzielno poranne spod ciepłej kołdry w 27 rocznicę!

trzeba stale eksponować to, co w sobie mamy dobre. jeśli masz w sobie wiele światła to świeć. masz go mniej, to świeć słabiej. zawsze pozwól swemu światłu świecić, nie ma nic gorszego niż rozsiewanie własnych ciemności, własnych mrocznych zakamarków duszy i umysłu.

prawdziwa szczerość polega na tym, że dajesz stale pierwszeństwo dobru w tobie i pozwalasz aby promieniowało. taka szczerość prowadzi do prawdziwej wolności. prawdziwa wolność polega na tym, że nie kierujesz się zewnętrznymi impulsami, że nie jesteś niewolnikiem wszelkich możliwych wrażeń, uczuć, pożądań.

potocznie uważa się, że wolność to możliwość nieograniczonego wyboru tego, co się chce. jednak taka wolność jest znakiem, że jesteśmy istotami upadłymi. tragizm takiej istoty odsłania fakt, że niestety mamy skłonności do wybierania tego, co złe, ciemne, szare. tylko człowiek prawdziwie wolny spontanicznie wybiera światło i dobro. jeśli tylko pozwolisz prowadziś się temu, co pochodzi z głębi ciebie, z tego co dobre i jasne - wtedy będziesz autentycznym i dobrym.

apropos jeszcze milczenia, które jak odkrywam powoli - ma niesłychaną moc! stwarza atmosferę, w której łatwo dosięgnąć głębi. w milczeniu otwierają się nowe perspektywy. słowo, które pada w milczenie, ma o wiele większą uwagę!

- miłej niedzieli!

poniedziałek, 10 października 2005

...

ogólnie wiem, że nie wyrabiam cokolwiek by to nie oznaczało!

pewnie się ułoży ale póki co mam wrażenie, że przygniotło mnie milion ton naraz!

update! 11.10.2005r. 7:45
poranek nazwijmy "płytowy" - po którym już do końca życia będę pamiętać zasadę obchodzenia się z cd. zasadę płytową przyjęłam żelaźnie - nigdy więcej!!! wbiłam sobie do głowy. przepraszam. (śmiej się lub złość ale w życiu nie przypuszczałam że to takie ważne.)
wczorajszy dzień był zabiegany cztery następne zapowiadają się podobnie. oczywiście, że gdzieś po drodze wszystko ułożyło się w plan idealny i oby tak do piątku!
najważniejsze to - a. katowice - szkolenie b. kędzierzyn - zakup c. racibórz - praca i lekarz usg d. gliwice - umowa o przyszłość e. rybnik i spółka f. tychy i artykuł g. spokój spokój spokój spokój ... wszystko będzie dobrze!
wiem to ... lubię jak idziemy lasem w uszach mamy muzykę, potykam się o kamienie, przytulam się do Ciebie, wystraszona ale szczęśliwa wiem, że nic innego ważniejszego wewnętrznie ponad to... potem świeci żołty księżyc a w tle Niemen śpiewa "mimozami jesień się zaczyna ... świeci żółty październik". ładuje swoje akumulatory wtuleniem głowy tak żeby czuć rytmiczne uderzenie Twojego serca czuć to ciepło na którym najbardziej mi zależy.

nie potrafię się obrażać już na nikogo; nie jest w stanie mnie wyprowadzić nic ale to absolutnie nic z równowagi; nie potrafię a nawet nie chcę zwracać uwagi. tak mi zwyczajnie - nie wszystko jedno nie! - ale tak według mnie można bez urazy funkcjonować w trywialnych sprawach dnia codziennego w pracy w domu w życiu!

w tle Even Flow Pearl Jam`u (przypomniało mi się że mam złote jedyne moje płytyki PJ i nie wyobrażam sobie żeby ktoś mógłby je dotknąć swoimi paluchami!!!!!!!!!!! no tak!!!a jednak coś w tym jest!!!!!!)

kocham mojego mężczyznę ponad ponad ...
- dobrego dnia nocy !!!


no i zapomniałam dodać! moja droga A. ma syna Aleksandra Gabriela wczoraj 3,5 kg chłop jak dąb! gratulujemy!

piątek, 7 października 2005

...

otwieram tygodnik i na jednej stronie wszystko co cenię najbardziej ostatnimi czasy: - jazzowy szept Garbarek i jego koncert w kościele warszawskim; - nowa płyta Cracov Klezmer Band z Johnem Zorną; - nostalgiczna Cesarie Evora!

zrobiliśmy w pracy z Tomkiem test wyborczy; o wynikach nie mówimy głośno. nigdy nie należy wierzyć testom!

nigdy nigdy

poza tym jest BAjECZNIE normalnie i kochanie.

niedziela, 2 października 2005

...

telefon JK; Nike dla ulubionego Stasiuka; obrączkowe zaćmienie słońca (jutro 10:13 - 12:20); Oliver Twist - przepłakane całe dwie godziny ale warte obejrzenia. właściwie to idę spać. dobranoc.

sobota, 1 października 2005

1 październik 2005r. 4:20

na dobry początek

"Według mnie największą odwagą jest życie w stanie zadowolenia. Smutek to ogromne tchórzostwo. Do tego, aby być szczęśliwym, nic nie jest potrzebne. Każdy tchórz, każdy głupiec może się tak czuć. Każdy potrafi być nieszczęśliwy. Ale do poczucia błogości potrzebna jest ogromna odwaga - a żeby ją poczuć, trzeba nad sobą popracować" (Osho)

update:
bo po wczorajszym całym dniu wnioski mam jasne i krystaliczne i znowu wyszło mi, że intuicja nie zawodzi mnie ostatnio prawie nigdy, mam lekkie zachwianie na które sama sobie zasłużyłam a które mnie autentycznie wzmocniło i wiem jedno a raczej jestem pewna! ale o tym cichoszaszasza.....aaa.......

ściskam wszystkich mocno!

czwartek, 29 września 2005

...

wróciłam wcześnie rano z dyżuru. gorączka co prawda nie ustępuje na krok ale dzielnie jej uciekam stosując milion różnych środków zbijających to co mi się przyplątało. wskoczyłam do ciepluchnego łóżka. po godzinie jednak poczułam się tak jakby mi z dziesięć bab targowych wpadło do mieszkania kłócąc się o jakieś trele-morele. okazało się, że za ścianą standardowo rozgrywa się kłótnia rodzinna. cóż, pomyślałam, po spaniu. a że w nocy dzielnie skleciłam kolejny rozdział pracy to przystąpiłam to jego weryfikacji. najpierw celebrując śniadaniowo chwile wolności i spokoju. zapodałam minuty muzyczne o charakterze: Pat Metheny “One quiet night”, Santo Domingo de Silos “Gregorian Chants” oraz Jan Garbarek “Rites”... cudo!
kawałek z Rites cd 2 “It`s high time” obudził mnie do tego stopnia, że śmiało mogłabym teraz założyć buty na obcasach i wyjść na najlepsze parkiety taneczne tego świata... dzień dobry wszystkim!!!

chciałam też pochwalić się filmami na dzisiaj: Emira Kusturica “Czarny kot biały kot”, powtórka owej bardzo świąteczno-erotycznej nocy z “Buena vista social club” (dziś samotnie), oraz “Apartament” ponoć ze świetną muzką.

w okolicach popołudnia mam umówione dwie wizyty lekarskie. obecnie siedzę w masce algowej przed spotkaniem z bardzo ważnym panem od bardzo ważnego projektu – spotkanie potrwa minut pewnie pięć – ale wrażenie przy dopiero drugim spotkaniu trzeba wywrzeć. wieczorem skoczymy z P. i A. do Galerii “Ciasna” w Jastrzębiu gdzie – jak wczoraj usłyszałam w Trójce – wystawa: “Niegdysiejsze gejsze czyli o wczesnej japońskiej fotografii”. mylnie uważa się, że Gejsza jest to rodzaj lepszej, ba - najlepszej, prostytutki. nic bardziej błędnego. zawód gejszy z seksem ma naprawdę niewiele wspólnego zgoła. nazwa "gejsza" pochodzi od słów "gej" - sztuka i "sia" - towarzystwo czyli jest to artystka, artystka spędzania wolnego czasu, umilania życia mężczyznom - samurajom. kobieta to podobno wypoczynek wojownika. zważywszy na to, że ostatnio nazwałam jk moim wojownikiem światła w walce o sens tego co robimy – to muszę zaczerpnąć wzoru umilającej mu życie. jasne.

dzień dziś bardzo pochmurny, zanosi się na deszcz. dobrze, że wczoraj zdążyłam pobiegać po lesie i polach. dobrze, wszędzie dookoła moich znajomych słyszę dobrze jest dobrze... czyżby jesień miała tak mocny dar przekonywania i sprawiania, że wszystkim udaje się biec z zadowoloną miną ku radości życia pomimo przeszkód?


nowina dnia dzisiejszego, która mnie ucieszyła - "Kapuściński jest poważną kandydaturą do literackij nagrody Nobla w tym roku" - potwierdza recenzentka książek w szwedzkiej prasie "Dagnes Nyther"!


update:
odbiło mi dziś albo ten deszcz tak na mnie podziałał - sama sobie tańczyłam po pokoju! czując się przy tym wyśmienicie jak wtedy gdy miałam 6 lat i śpiewałam po kryjomu trzymając dezodorant jako mikrofon!

a potem przeczytałam to:
"Potępiam pychę, ale nie dumę; gdyż jeżeli tańczysz lepiej od innych, dlaczego byś się miała upokorzyć wobec tej, która tańczy źle? Istnieje forma dumy, która jest miłością tańca. Ale miłość tańca nie jest tym samym co miłość do siebie tańczącej. W dziele znajdujesz własny sens i dzieło jest ponad tobą. I nigdy go nie zakończysz, chyba umierając. Tylko próżna tancerka jest już zadowolona, nie idzie naprzód, ale wpatruje się w siebie i wyczerpuje się w tym podziwie. Co może otrzymać od patrzących – tylko oklaski. Lekceważymy takie aspiracje, my, wieczni wędrowcy kroczący ku Bogu, bo nic w nas nie może nas zadowolić.

[..]

Pokora nie wymaga, abyś się upokarzał, ale abyś się otwierał. Jest kluczem umożliwiającym wymianę. Dopiero wtedy będziesz umiał i dawać, i otrzymywać. Właściwie niepodobna odróżnić jednego od drugiego – są to słowa na oznaczenie tej samej drogi. Pokora nie jest poddaniem się wobec ludzi, ale wobec Boga. Tak jak pojedynczy kamień nie jest poddany innym kamieniom, ale świątyni. Służąc czemuś, służysz dziełu tworzenia."

środa, 28 września 2005

7:33 naszego czasu

POZDROWIENIA ZE SZCZYTU!

poniedziałek, 26 września 2005

26.09.2005r. 5:20

ŻEBY SIĘ OBUDZIĆ

żeby się obudzić rano
doprowadzić włosy do opamiętania
umyć i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tyrn co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha
kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
---------------------------------------


wczesny dziś poranek po ciężkiej i niespokojnej nocy. siedze na balkonie, słońce przedziera się przez mgłę. boje się choć wiem, że sobie poradzi. wiem to. patrzę na Jej Uśmiechniętą Twarz i wiem, że będzie dobrze. mam wrażenie, że dojrzałam, że dorosłam do Jego wyjazdów, że potrafię normalnie funkcjonować, żyć, jeść i ... czuwać jednocześnie będąc z Nim całą sobą.


update
------
no więc mam L4; KF jest najcudowniejsza; ciągle nie potrafię wyjść z zachwytu, że to takie normalne przyjacielskie i szczere zachowanie... jestem bo jesteś - na tym stoi wiara.
odpowiadam sms`owo jk z ławki kościelnej. 1-sza baza pod Agri.

13.jpg

niedziela, 25 września 2005

wdech i wydech.

...a więc; od "a więc" się nie zaczyna. koniec tygodnia. BH już pod Ararat (mam nadzieje, że zdobycie szczytu pozwoli zapomnieć o całej reszcie). u nas za to: wystawa udana; projekt zapłacony; odpoczynek w Beskidach cudownych wspaniałych etc udany; Polki mistrzyniami Europy; PiS wygrało wybory i bardzo dobrze; zdążyłam wywiązać się z trzech ważnych terminów; itd!

w tym tygodniu gonitwa w inną stronę ale o tym już wkrótce.

tymczasem...

jest subtelnie dziarsko krystalicznie miło sensownie dobrze rześko noga za nogą idę - pisze to i sama uwierzyć nie mogę - tak doskonale odczuwam ostatnio życie.

czwartek, 22 września 2005

zimowity

są rześkie poranki, poranne zdjęcia budzącego się słońca we mgle. są kawy i rozmowy. pędzący rytm dnia. powroty wieczorne. kwitnące w ogródku zimowity. gdzieś pomiędzy ludzie bliżsi i dalsi. obce mniej lub bardziej twarze. praca i katar. obdarte skórki dłoni i suche spojówki. jest ciepły uśmiech mamy i tworzone kolejne projekty. zdenerwowoanie fabryczne i pociecha w lodach z Ćmą. jest jazda jazda jazda... są za to pieniądze. jest radość i satysfakcja. tęsknię i myślę o Nim. życie kochani życie. weekendowo uciekamy z Ćmą w Bekid poszwędać się odrobinę. odpocząć.




Zimowity
Wilhelm Apolinary Kostrowicki


Jesień ustraja łąkę w kwiaty jadowite
Krowy powoli chłoną truciznę ukrytą
Zimowity koloru sińca i liliowe
Tam kwitną twoje oczy są jak kwiaty owe
Fiołkowe jak ta jesień i jak ich kielichy
Me życie dla twych oczu powoli usycha

Dzieci idą do szkoły w wieśniaczych katankach
Rozkrzyczane i grając na ustnych organkach
Zrywają zimowity które są jak matki
Córki swych córek i jak twoich powiek płatki
Które drgają jak kwiaty na wietrze sztormowym
Pasterz śpiewa cichutko podczas kiedy krowy
Opuszczają na zawsze powolne ryczące
Wielką łąkę jesienią złym kwieciem kwitnącą

Przełożyła Lidia Sujczyńska

poniedziałek, 19 września 2005

widok z Koczego na Ochodzitę miejsce dla mnie magiczne inne kochane dające oddech energię ...

13a.jpg

i tak to...

miałam cudowny dzień. zmęczona jestem fizycznie natomiast psychicznie jest dobrze. nawet teraz jeśli nawet siedzę sama w mieszkaniu. JK poleciał rano do Turcji. odwiozłam Go. pożegnałam. słucham teraz A.L. tej samej przy której tańczyliśmy na spacerze po Rudach przy której czułam tę właśnie lekkość o którą zabiegam.jeśli nie myśle o tym, że Go nie ma, jeśli całkowicie poświecam siętemu co robię - to jest całkiem całkiem tylko w środku gdzieś głęboko jest smutek i pustka, wszystko wszystko mi Nim pachnie wszystko... utulona tęsknota w piwie, pracy, morzu pracy, pomysłach, spotkaniach, muzyce, zakupach, wyjazdach zaplanowanych z ludźmi w góry, w bieganinie za dodatkowym zarobkiem, w codziennym życiu z moją rodziną z moimi przyjaciółmi. KF dziękuję Ci po stokroć za dzisiejszy obiad!

i tak to moi mili.
jestem spokojna. nigdy wcześniej przed żadnym innym wyjazdem nie czułam się tak spokojnie.

życzymy powodzenia w zdobywaniu Agri!

sobota, 17 września 2005

notka właściwa. pomiędzy (cz.2)

dałam kiedyś w prezencie szwagrowi album z czarno-białymi zdjęciami podpisanymi fragmentami wierszy. na jednym ze zdjęć był ogromny most a na nim uśmiechnięta młoda para. pod zdjęciem cytat: „już po ślubie. odchodzą. ona cała na biało. on jak pompa w ogrodzie. byle ich nie dobił pocałunek na co dzień”.

już po weselu K. i M. – ach co to było za wesele! nie bardzo lubię uczestniczyć w takich imprezach. ale na to wesele właściwie to czekałam z utęsknieniem. bo ... wiem, że ci ludzie są w sobie zakochani, wiem, że u nich wszystko wygląda szczerze i autentycznie. wiem, że w ich przypadku to oczywisty był fakt, że pójdziemy na weselisko. życzę więc im, aby nigdy nie zagościła owa rutyna, aby słowa do siebie wypowiadane nie bolały, aby czerpali z siebie wszystko co dobre i tym samym siebie nawzajem rozwijali - będąc dla siebie oparciem i opoką. wielkie słowa wiem, a tak naprawdę buduje się to latami.

w nudniejszej części wesela czyli pomiędzy obiadem deserem a tańcami – ktoś doczepił się do mojego wieku, że niby stara jestem i takie tam... co oczywiście nijak się ma do tego co czuje w środku. przyznam się. w środku wciąż czuję się małą dziewczynką, małą poukładaną blondynką z długą grzywką, która chce być dobra i odważna. na zewnątrz może i zmarszczki powoli kształtują charakter twarzy, może to nie jest już ten polot ani figlarność. za to spokój jaki ostatnio udaje mi się osiągnąć, spokój duszy, spokój umysłu – jest o stokroć ważniejszy niż młodzieńcze spojrzenie. poza tym ostatnio doskonale czuję się w moim ciele, tak na serio to nigdy tak niewiele nie ważyłam a od czasów liceum to zmieniło się sporo. pewnie, że wciąż brakuje tego i owego, że wciąż coś chciałoby się poprawiać. jednak priorytety były dla mnie zawsze zgoła odmienne. co nie oznacza, że idąc miastem nie lubię jak inni patrzą. nie o tym chciałam.

po powrocie z wakacji zaczął się taki dziwny stan zrozumienia. zrozumienia wszech-pojętego. zrozumienia tego co chcę, czego pragnę, z czym muszę się pogodzić a z czym walczyć, czego należy się obawiać a o co dzielnie zabiegać. nie mogę żyć nudno, nie mogę rutynowo, potrzebne jest mi urozmaicenie przy pewnej stabilizacji podstaw. nie mogę podchodzić do wszystkiego emocjonalnie, nie mogę od razu wszystkiego przekreślać, nie mogę fanatycznie chronić, nie mogę obrażać się na świat bo jeśli on obrazi się na mnie to już nic nie zostanie. tak wiem, to wszystko ogólne słowa i założenia – jak nigdy dotąd trzymają mnie dzielnie i pewnie.

nie, nie opiszę tego tutaj dokładnie. powiem tylko, że nie chcę żyć tak, żeby sprawy dotykały mnie do żywego mięsa; tak żeby targało mną przez całe tygodnie, bez oddechu, bez dalszego sensu, bez wiary. nadwrażliwość też musi nauczyć się dystansu i spojrzenia z boku na obrót spraw.

powiedziałam JK o głupiej wróżce; właśnie skończył się rok tarota. nie wiem dlaczego pisze o takiej głupocie. powiedziałam o księżycu i fałszywym świetle, o nieszczerych zamiarach. gdyby uwierzyć w to wszystko to – wygrywam ostatnio walcząc o to co kocham. nawet nie zdawałam sobie sprawy do końca z tego – jak mocno walczyłam z sobą, z tymi którzy mi wpajali swoje racje dotyczące sytuacji. walczyłam (w chyba pozytywnym tego słowa znaczeniu) do końca i słuchałam tylko i wyłącznie tego co czułam i wiedziałam, że jest dla mnie dobre. nauczyłam się słuchać potem rozumieć i układać w całość, ufać i wyciągać wnioski z niedomówień i nieporozumień. w zasadzie, jeśli wciąż będzie układać się w tym kierunku to odważnie powiem, że nic bez powodu się nie wydarzyło pomimo łez i bólu. (utwierdziły mnie w tym słowa wypowiedziane przez JK w trakcie trwania wesela K i M).

słucham mądrego starszego przyjaciela – nie naprawisz świata, nie wygrasz z nim, uważaj żeby świat nie zniszczył ciebie. nie pozwól żeby obroty spraw zabiły twoje wnętrze. znajdź w sobie kolebkę spokoju miłości i mądrości. potem znajdź osobę – drugą połówkę, która będzie dla ciebie opoką, wsparciem, która nigdy cię nie zawiedzie. pamiętaj - nikt nie jest samotną wyspą. razem odważcie się pójść także w tym kierunku, w którym dotąd jeszcze nikt nie poszedł – tak czasem trzeba. i nie szukajcie na zewnątrz tego, co możecie znaleźć we własnych wnętrzach. pamiętaj, że czasem jedna maleńka nadzieja – którą dajecie sobie nawzajem całując się rano na „dzień dobry” daje więcej siły niż dziesięć wspomnień.

pomiędzy (cz. 1)

nie, nie zapomniałam o tym miejscu. pojawiły się jednak ostatnio problemy czasowo - techniczne. dzieje się ostatnio sporo i dobrze się dzieje, więc nie zapeszam ale jeśli na polu uczuć i życia prywatnego układa się powiedziałabym dobrze to jest to napęd – przynajmniej dla mnie - na osiemnaście kół, które gnają mnie do moich celów do moich poprzeczek do realizacji marzeń do ogólnie pojętej – połowy drogi do szczęścia. i Broń Boże mi tego Dobry Panie nie zmieniaj! (błagam na kolanach nie zmieniaj!)

kwitnąco wyglądasz ostatnio – rzekła A. w pracy. dawno nie słyszałam takich pozytywnych uwag; bo jeśli dusza kwitnie szczęściem to jak może być inaczej. nigdy nie potrafiłam grać przy moich bliskich – jeśli coś jest nie tak – to od razu po mnie to niestety widać. jeśli jest dobrze – zazwyczaj gadam jak najęta.

od tygodnia piszę notkę – powstaje ona pomiędzy (pracą śniadaniem pracą śniadaniem rozumiecie?) wpisuje owe literki na normalnych kartkach a jednocześnie układa mi się w głowie milion myśli do odpowiednich szufladek.

w tym wpisie chciałam tylko, że wczoraj samotnie zupełnie samotnie odpoczywałam. rzadko się to zdarza – dlatego też z namaszczeniem o tym piszę – zmęczona fizyczno-psychicznie po długiej kąpieli usiadłam pod kocykiem nalałam różowego wina załączyłam Eve C. i autentycznie myśli miałam gdzieś pomiędzy marzeniami snem ciszą spokojem i tym co dobre i ciepłe. poważnie ostatnio rzadko tak bywa. „pani jest bardzo spięta bardzo” – słyszę zawsze.

na parapecie zakwitła 15 i 16 róża.

środa, 7 września 2005

z enyą i annie lennox w tle

jakkolwiek by tego nie nazwać, czy to pożegnanie lata czy też powitanie złotej jesieni, niech trwa w takim wykonaniu właśnie. dziękuję.

...and he still gives his love
he just gives it away
the love that is saved
and sometimes he is seen as
a strange spot in the sky
a human being that was given to flay...

poniedziałek, 5 września 2005

raz dwa trzy gonisz ty!

Jarucka na wczasach z mężem i dziećmi. mojego ulubionego Stasiuka pytają dlaczego na wsi mieszka a On im na to - a guzik was to obchodzi. to moja prywatna sprawa. dzięki temu niedelikatnemu i uporczywemu pytaniu zrozumiał, że w Polsce wolny wybór i zmiana miejsca, w którym chce się mieszkać, wciąż są czymś nieoczywistym, wciąż wyglądają na horrendum. triumf dody i pisaka w sopocie (Graża dziś opowiadała w pracy, że jak oglądała ten sopot to sama nie wiedzieć dlaczego chowała się ze wstydu pod kocem kiwając głową, że to jest niemożliwe). 16 szwedzkich lekarzy stomatologów zatruło się salmonellą po zjedzeniu kolacji w ekskluzywnej, francuskiej restauracji w Krakowie. mogli jeść tak jak my na rogu Poselskiej naleśniki z brokułami – nam nic nie było. itd.... a mnie i tak najbardziej zaciekawił fakt, że trzeba być w Polsce Cimoszewiczem, by nie odpowiadać karnie. można by teraz stworzyć taki „casus Cimoszewicza”. jeśli ktoś źle wypłeni oświadczenie majątkowe, to za każdym razem będzie mówić, że się tylko pomylił.

i tak to ...

nie wiem skąd u mnie ten dobry nastrój pomimo.

ciżki dzień ciężkie sprawy ale jakoś się płynie do przodu.

buźka.


P.S.
konspiracyjnie pozdrawiam BK i Jej wyprowadzonego brata i pocieszam Cię tylko tym, że u mnie trwało to rok teraz jest wyśmienicie. no, twarda baba jesteś dasz radę. wracaj. albo nie. niech ten tydzień trwa trzy tygodnie.

niedziela, 4 września 2005

leniwe przedpołudnie niedzielne. dzień dobry!


odbieram czasem takie poranne telefony gdzie się słyszy - jak ja tęsknię za Twoim głosem! (są takie osoby!)
potem rozmawiamy rozmawiamy rozmawiamy -znajomość przeistacza się powoli chyba w przyjaźń, nigdy nikomu dotąd tak szybko nie zaufałam. omawiamy najmniejsze szczegóły ostatnich dni, bo nie widziałyśmy się cały tydzień!!! i tak jak z innymi znajomymi mogę i cały miesiąc tak za Nią autentycznie tęsknię. fenomenalna osoba.

a ostatnio spotkania, wspomnienia starych czasów, panieński Kasi, spotkanie z Basią, Kraków, zakupy, (małymi powolnymi kroczkami buduje się coś innego dobrego, tak mi sie wydaje, mogę się mylić). pszczyński rynek zupełnie już inny jak ten sprzed roku. robimy sobie jakąś rocznicę?

usnęłam wczoraj zmęczona. w nocy śniła mi się makabra, dzieci z obdartymi twarzami oblepiły nasze auto a my siedząc w środku przerażeni nie bardzo wiedzieliśmy co zrobić. potem był już tylko zachód słońca w dolinie pięciu.

za chwile siadam na rower i pomykam do A. poleżeć na trawie i najeść się lodów.

to miłej niedzieli tak miłej jak moja dzisiejsza jak wczorajsza sobota jak całe ostatnie dwa tygodnie.

update
wiecie jakie to uczucie? jak masz za sobą zachód słońca, zapach lasu, mkniesz tym rowerem i myślisz sobie - jakie to wszystko chwilowo cudowne i na ten właśnie moment jesteś najszczęśliwszą osobą pod słońcem!

środa, 31 sierpnia 2005

31.08.1980r.

„W tej chwili przyszła na naszą Ojczyznę godzina rachunku sumienia. Jeżeli budzi się w nas świadomość odpowiedzialności za Naród, to musi się z tym wiązać poczucie odpowiedzialności za życie każdego z nas, za życie naszej rodziny, całego Narodu i Państwa. (...) Odpowiedzialność jest więc wspólna. Dlaczego? Bo wspólna jest i wina”.
- Prymas Stefan Wyszyński z kazania na Jasnej Górze

poniedziałek, 29 sierpnia 2005

błogiego spokoju ciąg dalszy ciiiiii....

"bo kiedy trzymasz mnie za rękę to nawet w starej ładnie mi sukience"

niedziela, 28 sierpnia 2005

...

"...a jak przyjdziemy tam następnym razem, to napotkamy sad czereśniowo-wiśniowy, z naszych pestek, szczątków słów niedopowiedzianych wyrosły..."

niebywałe ciepło odczuwam w środku. tydzień pourlopowy podsumowuje właśnie i widać można odpowiednio ciepło się nastawić. nie do całego marazmu szarych zwykłych dni rutynowej pracy. nie. można to zrobić do samej siebie. mam żywy przykład. rzetelnie przepracowane dni w pracy. zero kłótni afer i pomówień. nocny dyżur. spotkania z przyjaciółmi. odwiedziny u Nadki - mojej radości największej. pare odebranych lekcji dorosłości. noc w ramionach ukochanej osoby. ustalenia radiowo-prasowo-wystawowe z możnymi tego świata. rower słońce smak wolności i ciepło autentyczne bez żadnej zbędnej euforii najzwyklejsze ciepło serca dotyku uczucia spokoju ...

poza tym udowadniam sobie każdego dnia, że spokojna rozmowa jest naszym ziemskim zbawieniem (zakładając, że dążymy do jednego celu)

marzy mi się piąta rano na Hlavni Nadrażi marzy mi się o świcie stanąć na środku pustego mostu Karola z Tobą. śniły mi się dziś wzgórza na Hradczanach a potem w pociągu kobieta obok nas zjadała muchy, które nas budziły ze snu.

dziwne

czwartek, 25 sierpnia 2005

21:00

poza tym, że wysypało mnie od stóp do głów to chciałam tylko i wyłącznie popisać o tym, że miałam dziś cudowny dzień. zaczybający się od przyjemnego poranka poprzez miły i pracowity dzień na ciekawym wieczorze kończąc.

niezwykłe prawda?

środa, 24 sierpnia 2005

...

jednym ze wskaźników świadczących o właściwym wychowaniu jest to, czy dziecko potrafi skutecznie stawiać czoło zmiennym kolejom losu i trudnościom życiowym. a potrafi głównie dzięki poczuciu własnej wartości. osoba odpowiednio dobrze wychowana - niewolna od wątpliwości - są ich pozbawieni jedynie zarozumiali głupcy - posiada jednak bogaty świat wewnętrzny, dający satysfakcję, cokolwiek zdarzy się w jej życiu. dorastanie w rodzinie, w której relacje między rodzicami i dziećmi są zawsze dobre, pozwala jednostce kształtować trwałe i dające poczucie szczęścia więzy z innymi i w ten sposób nadawać sens własnemu życiu.

...

tak zgadza się, skasowałam wpis urlopowy.

tak zgadza się, odebrałam wczoraj i dziś dwie poważne mądre dorosłe i pouczające lekcje, za które dziękuję.

tak zgadza się, zwrócenie uwagi przez ważne mądre i bliskie osoby jest nauką na przyszłość.

poniedziałek, 22 sierpnia 2005

...

"Któż to nas tak odwrócił, że cokolwiek byśmy czynili jesteśmy w postawie odchodzącego, kiedy na ostatnim wzgórzu, co mu raz jeszcze całą ukaże dolinę inną, staje, ogląda się, zwleka... Tak my żyjemy żegnając się wiecznie" Rilke



sie pożegnałam urlopowo.nie bardzo chce mi się o nim pisać. musze to wszystko przetrawić. ułożyć w wąkich szczelinach pokładu tak żeby czerpać w chwilach rutynowego ogłupienia.

właściwie do wczoraj żyłam jeszcze totalnym latem, wyszłam z namiotu w majtkach i koszulce, rozwiane włosy we wszystkie strony, śniadanie na trawie, słońce, cieplutko, wesoło, spokojnie, las dookoła, skały, nic mi do szczęścia nie brakowało...

... wróciłam do domu. a w sklepach - płaszcze, swetry, wysokie buty, jesień no normalnie jesień!!!

a ja na upartego szukam jeszcze letniej sukienki na wesele Kasi 10 września!

(w tajemnicy powiem, że cieszę się na tę jesień - bo wiem, że będzie magiczna. po prostu to wiem.)



póki co czuje się pogubiona lekko i lekko zdziczała, uciekłabym stąd jeszcze trochę, tak na troszkę jeszcze

sobota, 6 sierpnia 2005

...

05.08.05.
chciałabym zachować chwile chciałabym egoistycznie je zatrzymać uchwycić przycisnąć do siebie zostawić i oddychać nimi tak długo jak tylko się da

kawa muzyka zdjęcia Nadki wyciągnięty plecak pranie się suszy wino w lodówce zakupy zrobione urlop wolność spokój plany ludzie wczorajszy widok ukochanej osoby

06.08.05.
niektórzy wierzą, że często powtarzane słowa, którym towarzyszy wiara i afirmacja, stają się rzeczywistością. w Egipcie mówią na to hesi.

powtarzam więc mantrę hesi:

jadę odpocząć jadę pożyć innym życiem jadę odpocząć jadę pożyć innym życiem jadę...

środa, 3 sierpnia 2005

...

słucham Oldfielda wpieprzam górę melonów popijam winem kończe te popieprzone x-dzieści godzin pracy.
nie pytaj o nic bo wybuchnę.
zrzucam zdjęcia na komputer - jedyną radość.Oni pakują się do wyjazdu. pada deszcz i jest przynajmniej chłodno. otwieram "Pokalanie" Czerwińskiego wsiąkam normalnie wsiąkam. zostawcie mi chociaż słoik kiszonych ogórków.

p.s.
gdyby wyjechali tydzień temu zwyczajnie wiem, że nie dałabym rady. wracając z pracy do pełnego domu ludzi nie wypada płakać przecież.

wtorek, 2 sierpnia 2005

...

celowo nie piszę tu o moim wnętrzu. nie piszę, bo to jest jedna wielka NIEWIADOMA jeden wieli STRACH i jeden wielki BAŁAGAN

między pracą a dyżurem. trochę dziś kobieco.


słońce i spokój. zamawiam kawę i owoce z bitą śmietaną. siadam przy stoliku tak żeby słońce dotykało plecy. otwieram z majestatem sierpniowy numer Zwierciadła. czytam z tęsknotą: „by przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. by zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie. by się rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie.” posyłam z uściskiem sms`a Zielonej. jeszcze cztery dni i pojadę trochę pożyć po swojemu.

stolik obok starsza o jakieś pięć lat kobieta zamawia kawę. otwiera nowe Zwierciadło. uśmiechamy się do siebie. jest zgrabną, krótko obciętą blondynką. ma piękne kawowe oczy. zastanawiam się co robi w życiu, czy jest szczęśliwa, dlaczego pije popołudniową kawę sama w mieście, dlaczego na pierwszy rzut oka jesteśmy do siebie tak podobne i skąd blizna na lewym policzku?

przyglądamy się sobie. w końcu przysiada się do mojego stolika. częstuje mnie papierosem i rozmowa właściwie sama sobie płynie. pracuje w tej samej działce co ja. dokładnie tego samego dnia zaczynamy wymarzony urlop. śmiejemy się, że jest on niestety o niskonakładowym budżecie ale za to wypracowanym nocnymi dyżurami (u mnie) i jej tłumaczeniami tekstów. obydwie jedziemy z przyjaciółkami i mamy zamiar dobrze wypocząć niekoniecznie fizycznie. ona najpierw jedzie nad morze potem w góry, ja na odwrót. jest rozwiedzioną samotną energiczną mądrą i piękną trzydziestolatką mającą pracę własne mieszanie samochód i skończone dwa fakultety.

przypomina mi się artykuł z newsweeka czytany wczoraj z KarolinąF o ... młodych wykształconych pięknych mądrych niezależnych kobietach 30letnich, którym najtrudniej znaleźć męża.
dyskutujemy o tym z nową znajomą. wysłuchuje tego co mówi – że należy inwestować w siebie, nie oglądać się na innych, szanować samą siebie, pozwolić sobie na kurs językowy, studia, basen i kawę zamówioną w dobrej knajpie. nie stać w miejscu. nie wstydzić się troski o samą siebie, o rozwój. mieć dla siebie szacunek.

umawiamy się na jutrzejszą jogę.

mam szczęście spotykać się codzienne z mądrymi kobietami. po ostatnim dość egoistycznym przefiltrowaniu kręgu moich znajomych jestem dumna ze znajomości z wszystkimi cudownymi kobietami (od tych robiących karierę zawodową po te które są doskonałymi mamami i żonami), które wiedzą czego chcą i nie wstydzą się o tym głośno mówić, które są bardziej lub mniej pokaleczone, których podstawowa zasada życia jest jasna i prosta – dążenie do duchowej równowagi, do spokoju i harmonii; do pogodzenia wszelkich aspektów życia. zasada prosta ale trudno osiągalna. warto z całych sił próbować.

musze napisać jeszcze o przykładzie z życia zawodowego wzięte. rozmawiam z rodziną. on ona i 2 dzieci. byli szczęśliwym małżeństwem z rocznym synkiem do momentu kiedy to ona poznała pana, który namieszał w ich życiu. przeprowadziła się do niego, zaszła w ciążę, została pobita i wyrzucona. wróciła do domu. pytam go czy było trudno mu wybaczyć. odpowiada: do końca moich dni będę dbał o szczęście mojej czteroosobowej rodziny. wybaczyłem bo kocham moją żonę. potęga miłości jest większa od potęgi śmierci i zła.

wychodzę niesiona na skrzydłach z poczuciem, że jeszcze są cudowni ludzie na tej ziemi.

...

wspomnieć muszę muszę muszę, że dzięki JK bawię się od wczoraj cudeńkiem Olympus C-4000 zdobyłam knigi o fotografii i póki co z fascynacją i zacięciem zadowolonego i podnieconego dzieciaka ślęczę nad instrukcją obsługi sprawdzając każdą funkcję. ciesząc się jak mi wychodzi to co piszą.

opanowałam już przyciski, wiem gdzie zmienić balans bieli, ostrość, tryb nagrywania, lampę błyskową, tryb macro, eliminowanie efektu czerwonych oczu, opanowałam robienie zdjęć w sepii i black&white, zapisywanie dwóch wykonywanych po sobie zdjęć w jeden obraz, zdjęć seryjnych .............

każde nowe odkrycie w/w elementów sprawia mi tyle radochy porównywalnie z tym jak samej dochodzisz do pewnych rzeczy w komputerze i ze zdziwieniem stwierdzasz: ja pierdziele jakie to sprytne! i te możliwości!


„najważniejsze atrybuty aparatu cyfrowego to: wyświetlacz ciekłokrystaliczny i funkcja balansu bieli”
„liczba pikseli nie jest najważniejszym wskaźnikiem jakości obrazu. decyduje ona o wielkości obrazu, który będziemy drukować.

„np. 3000 pikseli wszerz i 2000 pikseli wzwyż po przemnożeniu tych wymiarów otrzymamy pikselową powierzchnię obrazu = 6000000 pikseli czyli 6 megapikseli.”

„przy większej liczbie pikseli zyskujemy na zdolności do oddania drobnych szczegółów obrazu oraz płynnych przejściach tonalnych”

„aparat musi mieć minimum 1 megapiksel i to wystarcza na uzyskanie dobrej klasy odbitki w formie 10 x 15”

„fotografowanie to rysowanie światłem”

„podstawowa zasada działania aparatu cyfrowego: światłoczuły czujnik przetwarza energię świetlną w impulsy elektryczne. ten analogowy sygnał podlega w mikroprocesorze interpretacji i translacji na pliki cyfrowe; pliki te są następnie zapisywane na karcie pamięci”

niedziela, 31 lipca 2005

„czy dla miłości, dla marzenia, dla przygody życia zaryzykujesz, że wezmą cię za głupca?"

jeśli się poukłada potem to teraz jest dobrze. jeśli.

popołudniowa niedzielna trójka sprawia, że stan dnia wczorajszego ulatnia się gdzieś w powietrzu nad głową i jest przepysznie. spałam spokojnie i szczęśliwie. jeśli. jeśli nam się to uda. nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie szczęście miałam w sobie wczoraj mając wszystkich których kocham i szanuję na wyciągnięcie ręki. w słuchawce telefonu. jeśli...

27 rok życia rozpoczął mi się snem z Koczego Zamku, sączeniem orzechówki, rozpoczął się wielką tęsknotą za Twoim dotykiem, rozpoczął uciszeniem takim dziwnym i spokojem, że jednak jeśli to wszystko to ...

środa, 27 lipca 2005

wszystko jest tak boleśnie jasne...


właściwie zrozumiałam, że nie obchodzi mnie TYMCZASOWOŚĆ i że tak naprawdę to potrzebuję czegoś trwałego mocnego prawdziwego kochanego intensywnego odpowiedzialnego dorosłego mądrego wielkiego STABILNEGO

że właściwie to randkuje od szesnastego roku życia i mam już dość zabawy początków i końców spotkań bez zobowiązań seksu dla zdrowia chwilowych uniesień zauroczeń zniewoleń wyzwoleń i donikąd prowadzących rozmów o życiu. przez te dziesięć lat zabaw zwyczajnie mi się znudziło, choć było miło.

za trzy dni skończę dwadzieścia sześć lat (to będą smutne urodziny) i dopiero TERAZ dorosłam do tego, że bez zakłopotania, bez ironii w głosie, bez najmniejszego wstydu mogę głośno powiedzieć, że moim największym marzeniem jest mieć własną RODZINĘ

zawalił mi się świat, od paru miesięcy słyszałam prawdę, która nie jest moją prawdą. słyszałam egoistyczne wywody. to tak pokrótce. nie mam zamiaru tu wyrzucać tych żali i pretensji i daleka jestem od mściwych uwag i ... bo wciąż kocham. tylko, że ta miłość nie prowadzi do MOICH marzeń.

za ostatni ciężki tydzień dziękuję moim staruszkom. mam najmądrzejszego ojca na ziemi. dziękuję cudownym kobietom. Karolinie F. za konstruktywne rozmowy za piwa rowery za czas. Moni, że zawsze zawsze zawsze miała rację i to od dwóch lat. Zielonej za esy i humor. Anecie za obiady kalafiory i muzykę. Adze, że zaplanowała ze mną każdy dzień urlopu. Piotrowi za mądry męski punkt widzenia i orzechową wódkę. Ance za masaże i klimat bajki. Tymoteuszowi za dwa cudowne nocne dyżury.

śmiejcie się, ale to taki sztab moich najbliższych osób, którzy nagle bez moich zbędnych wyjaśnień, tłumaczeń i omówień – wiedzieli jak się zachować i byli, zwyczajnie byli; są. dziękuję andalo i crazy mary!

modlę się teraz o stan ATMA; błagam o spokój; proszę o zrozumienie



idę dziś wcześnie rano do pracy, na niebie słońce i księżyc, i pomyśleć, że być może ... w tym gwiezdnym projekcie czasu nasze niestałe istnienia nie znaczą być może nic.

kocham Cię. nie można kogoś zmusić do kochania. wiem.

...

śpiącemu Karolowi o tym co jest


na razie wszystko jest jednym
na razie wszystko dzieje się tu i teraz i żadnych planów
na razie walczę ze łzami
na razie długo jeszcze nie powiem:
wszystko jest przede mną
póki co wszystko przypomina mi o tym co było



„Jest w mówieniu „Nie” ogromna siła i czasem wydaje mi się, że jest ona tak wielka, iż nawet nią samą można żyć.”
(Elias Canetti „Tajne serce zegara”)

poniedziałek, 18 lipca 2005

...

zawalił mi się świat

właściwie nic już teraz nie jest ważne

nic

niedziela, 17 lipca 2005

„życie to sen wariata, śniony nieprzytomnie”


po kilkudziesięciu kilometrach wędrówki rowerowej trwającej od wczoraj rzucam zwłoki na trawę, przykrywam się kurtką. zapach szlamu i ryb, dźwięk motorówek nad zalewem. M. rozkłada grilla P. przynosi piwa. A. czyta na głos Gretkowską: „moja twarz jest bardziej naga od ciała. dlatego, kochając się, szukam twojego spojrzenia, przyciągam je do niej. patrz na mnie, w moje oczy. ręce, biodra i nogi znajdą się same. kocham się z twoim uśmiechem, reszta to rytmiczne, coraz gorętsze oklaski. aplauz orgazmu. i cisza jak po każdym cudzie. bo miałam mężczyznę. pod skórą, tam gdzie zawsze boli. gdzie nie można się wedrzeć inaczej, niż raniąc”. w tle sączy się jazzowa sjesta Kydryńskiego. jest soczyście i wakacyjnie. autentycznie to brakuje mi tylko ramion jk i byłoby idealnie. tylko, że nie ma ideałów prawda? (a ja wiem, kocham, rozumiem, wyrozumiałość wylew mi się po brzegi, czekam, czekam na moment tylko dla nas). rozmawiamy o polityce; śmieję się, że w Polsce facet u władzy nie czuje się kompetentny, bo najczęściej nie jest. on jest po prostu lepszy od każdego innego w swoim mniemaniu i od wszystkich kobiet w przekonaniu powszechnym. prosimy gościa z ogródka piwnego o Erykę Badu leżymy i tak gapimy się w niebo i ... właściwie to smutne wnioski nam wychodzą. brakuje mi do nich pięć lat życia ale faktycznie podzielam zdanie, że żyjemy zanurzeni w nieprzejrzystości, niejednoznaczności i że być może będziemy tak żyć zawsze. że rozmaite szaleństwa tkwią nie tylko w głowach szaleńców ale też ludzi rozsądnych, bo w sytuacji nieprzejrzystości uruchamiają się irracjonalne mechanizmy także w najbardziej rozumnych głowach. po czym stwierdzamy, że im człowiek starszy, im bardziej częściej więcej obraca się w różnych środowiskach, im ma większą świadomość - tym szybciej traci optymizm. i niestety stajemy się pesymistami uważającymi, że świat jest raczej nienaprawialny. dlatego też należy zająć się egoistycznie sobą i tylko sobą. rękami i nogami bronić siebie. dawno minęły już czasy kiedy to w imię wyższości gotowi byliśmy poświęcić wszystko. teraz wiem, że jeśli ktoś próbuje energicznie naprawiać świat, ściąga na siebie jeszcze większe kłopoty. (przykładów z autopsji mogłabym podać sporo). miłość jako doświadczenie etyczne, nie tylko erotyczne, może być punktem wyjścia do poszukiwania fundamentu. otwiera człowieka na dobre rzeczy, pozostaje nienaruszona przez rozmaite sceptycyzmy i dystanse. Bardzo Chcę W To Wierzyć.

piątek, 15 lipca 2005

...

omijam neta dalekim kołem. trochę z braku czasu trochę z przyzwyczajenia, że jak już znajdę trochę czasu to wolę bikiem zdążyć zajechać się na amen. tydzień obfitował w: urodziny, dyżury, pogrzeby, wesela i pracę.
jest nieźle.
nie. kłamię.
dopijam wczorajszego żywca. jest mi zwyczajnie źle. tyle.

update
bo odebrałam te zdjęcia z wesela Izki, zdjęcia Nadusi naszej pszczółki, potem zrobiłam szybkie 10 km na rowerku, potem postanowiłam przeczekać do urlopu po którym czekają mnie poważniejsze raczej obowiązki ... ba. plany są najważniejsze.
wiecie jak rozmawiam czasami z ludźmi to chce mi się tikować rzucać rękami i nogami w różne strony ślinić się i tylko kaftan i adios na gliwicką. macie też to?

...

no więc przyznam się, że sporadycznie biorę Ją do ręki. ale mam taki swój ulubiony, kultowy, jedyny w swym rodzaju fragment. jak to wiecie ta grupa schamiałych oburzonych wkurzonych gotowych zabić ludzisków czeka w zastygłym ruchu co On powie. a On, luzik, spokój, opanowanie, siada jakby nigdy nic na ziemi, pisze coś spokojnie palcem w piachu, podnosi swój charyzmatyczny i ciepły wzrok i co mówi: 'kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień'

doznali syndromu opadniętej szczęki
ja też

...

...kiedy stałam samotna jak pies
ty byłeś jeden krok stąd...

poniedziałek, 11 lipca 2005

...

na normalnym rynku zwykle toczy się gra o sumie niezerowej, natomiast na rynku, na którym pojawiają się razem ze swoim śmiercionośnym towarem terroryści, toczy się wyłącznie gra o sumie zerowej, co oznacza, że albo my wyeliminujemy ich, albo oni wyeliminują nas. to naprawdę najprawdziwsza z prawdziwych gier na śmierć i życie; gra, w której trzeciego wyjścia nie ma i im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej dla nas, bo oni wiedzą o tym od samego początku. wiedzą o tym Polacy, którzy ucierpieli w zamachach w Londynie. no więc albo my zredukujemy indeks giełdy Al-Kaidy do zera, czyli nasz byk pośle im potężnego niedźwiedzia albo oni na amen wyzerują indeksy naszych giełd. a wtedy wszyscy inwestować będziemy mogli już tylko w lepsze życie na drugim świecie. amen.

specjalnie wczoraj montowałam skype żeby móc z Anką pogadać, żyje i chodzi do pracy w panicznym strachu. martwi mnie Martara bo jeszcze nie dała znaku. jest ok. wiem.

ciężko było mi dziś dojść po przebudzeniu do tego, jaki dzień tygodnia. asekuracyjnie wstałam i ewentualnie poszłam do łazienki. przypomniało mi się, że to dzień roboczy, że przez najbliższe 10 godzin nie będzie ani roweru, ani cukierków odpustowych, ani piwa, ani... (Ania właśnie wróciła z urlopu). potem ten telefon, że implanty nie przyjęły się i sześciogodzinna operacja poszła na marne i że oni rozkładają ręce. potem, że zmarł sąsiad i że .... JA POWOLI ZACZYNAM ZADAWAĆ DOŚ INFANTYLNE MOŻE PYTANIE – DLACZEGO SPOTYKA TO DOBRYCH I UCZCIWYCH ?

CO?

(potem dzwonię i rozmawiamy o pieniądzach, o oburzeniu które wywołałam ponoć za kulisami żądając odpowiedniej kwoty; no halo!!! skończyły się dobre czasy, ktoś zapomniał??? ktoś zapomniał o warunkach??? papierek mam w ręku i śmiać mi się chce bo człowiek całe życie się uczy.)

sobota, 9 lipca 2005

...

jak to bywa ostatnio? że po trzech nocnych piwach siadamy z KF na bike i zasuwamy miastem do domu. mam siniaki od bagażnika i szerokość drogi wciąż mnie zadziwia, że też tak można. wywalamy przy tym wszystkim koszyk śmiejąc się jak idiotki zbieramy zwłoki na nowo i dziarsko suniemy naprzód. wczoraj były urodziny naszej Zielonej. no i wiem, że chciała być z nami. bo my tutaj piliśmy za Jej zdrowie, Anka, Rychard, Franek, Karola, mimo deszczu mimo zapieprzu ogólnego siadamy i do późna gadamy, śmiejemy się zdrowo, jest tak n o r m a l n i e. potem już kameralnie w dwójkę, właściwie wysłuchuję czegoś o czym doskonale wiem i co mnie przytłacza co mnie zabija co mnie zniewala tak na prawdę. nie nie płaczę. jestem raczej enty raz uświadomiona że to nie w tę stronę powinno biec. a mimo to. Boże jaki banał mnie spotkał. jaki banał.

jk jeszcze parę dni. zleciało prawda? w trakcie miałam dwa gorsze dni. w jednym do tego stopnia, że napisałam że tęsknię i czy on tęskni? (spoko, śmiejcie się śmiejcie) no nie bo jak człowiek jest zajęty od rana do nocy to nie ma czasu myśleć o niczym. o niczym. ale że całuje porannie. głupio i naiwnie chciało by się poczytać tak zwyczajnie – kocham i tęsknię, będę wkrótce. i ciągle uważam, że panuję nad sytuacją. a właśnie dziś pojadę bikem polami i będę płakać tak żeby nikt nie widział. i nie z tęsknoty bo do tego można się przyzwyczaić. będę bo taki mam dzień. poza tym panuję nad wszystkim wręcz idealnie.

a Franio ma 31 sierpnia o 17:00 wernisaż w Wilnie i nie może nas tam zabraknąć.

...

najlepsze w nagle odnowionej dość intensywnie znajomości jest to, że można jeszcze raz, po raz setny przyodziać się zgrabnie w wiarygodną maskę układności, zrozumienia, sympatii, pokazać komuś, jakim się jest w gruncie rzeczy świetnym człowiekiem, ile skarbów pod tą maską, ile do odkrycia, do poznania, aż zachłysnąć się można tą obfitością zalet. i zaraz po napisaniu "w maskę" zaczynam się zastanawiać czy to aby nie jest krzywdzące uogólnienie, no bo niby dlaczego zakładać, że równo ze startem nowej znajomości udaję, udajesz, udajemy zbiorowo i indywidualnie? może po prostu chodzi o to, że dla tej świeżej apetycznej nowalijki jednak się chce, uruchamia się pokłady zrozumienia i dobrej woli, trochę w hołdzie dla filozofii "brand new day", trochę żeby samemu sobie pokazać, że tamte porażki i klęski układów międzyludzkich i/albo męsko-damskich to był przypadek, wybrakowany trybik, wszystko nie tak, więc jazda, przewińmy taśmę, odwróćmy kartkę i nas przy tym nigdy nie było. znowu można ładnie rozmawiać, zgadzać się przy każdym słowie, a jeżeli konflikt, to pokazowy, dla inteligentnej akademickiej dyskusji. znów można gratulować, rozumieć, wspierać, jednoczyć się w słusznym gniewie, I'll be there for you i wzruszać się, że taka wspaniała jednostka spotkała drugą równie albo bardziej, z którą tak ogromnie nam po drodze.

jasne, że za jakiś czas nowalijka przywiędnie i przestanie apetycznie chrupać, zrozumienie, wyczucie i sympatia przejdą w postać własnych negatywów, a historia, która miała być niepowtarzalna, wyjątkowa i tylko dla nas właściwa - zataczać będzie kółka, od których ilości i niezmiennego kierunku w końcu zemdli solidnie.

w wyrafinowanej i trudnej sztuce palenia za sobą mostów najcięższa była dla mnie była świadomość, że gdzieś tam z kimś innym i dla kogoś innego - tak samo jak kiedyś dla mnie i ze mną. To utrudnia sen i oddychanie, kiedy myślisz, że tak się spieprzyło, a było tak wyjątkowo. że pewnie gdyby na moim miejscu był ktoś inny - nie spieprzyło by się wcale, albo choć mniej spektakularnie. teraz już wiem, że nie. dużo ułatwia, owszem. bardzo pomaga, tak. wolałabym tego nie wiedzieć, zgadza się.

i niech mi, bardzo proszę, nikt nie mówi, że przyganiał kocioł garnkowi. przecież wiem.

(notka dotyczy odświeżonych znajomości z paroma wspaniałymi ludziskami. wyzbyłam się paru starych znajomych – w sensie już nie chce mi się z nimi gadać. już chyba wszyscy jesteśmy sobą zmęczeni. nie palę mostów ale od tygodnia wyczuwam niesamowitą ulgę, że już nic z nimi nie muszę)

jeszcze jeden dość istotny szczegół - ja wprost zakochuje się w ludziach, którzy zawsze zawsze niezależnie od pogody, nawet gdyby gradem śniegiem i innymi żabami waliło - są o wyznaczonej porze i wcześniej uzgodnionym miejscu uśmiechnięci i cieszący sie ze spotkania!

środa, 6 lipca 2005

...

tak się czuję wakacyjnie moi drodzy i nigdzie się nie spieszę ani z niczym też nie raczej. wyczuwam na kilometr zmiany w fabryce. dziwnie się dzieje oj dziwnie. ale co mnie to... zapłaciłam dziś ostatnie zaliczki na noclegi. zaklepałam ostatecznie terminy teraz tylko urlop podpisać. co tam jeszcze. aha kupiłam nowy telefon i do niego mały taki śmieszny aparat cyfrowy. tak z głupoty właściwie. co tam jeszcze dostałam list od Zielonej. byłam na piwie z Wojcieszkiem. z Karlą F. i Agą Ł. piszemy soczyste esy i snujemy plany imprezowe. czytam trzy książki naraz i słucham 24 h trójki. mało śpię, wzięłam co trzeci dzień dyżury w pogotowiu. jestem i tu o dziwo dziwnie zadowolona z życia.

dziś w trójce o tym londynie że nie ma takiego miasta jest lądek itd... pamiętam, że jak słałam pierwszy list do Agi do Irlandii to pani w okienku, która zawsze była obleśna jadła chleb owinięty w gazetę smarkała do szarego papieru toaletowego i prychała na wszystkie strony zapytała znudzonym głosem "a ta irlandia to gdzie leży w europie jeszcze czy już w londynie?"

tylko w jakiej dziurze mieszkam.

wtorek, 5 lipca 2005

desire, one, I will follow, pride, sunday bloody sunday, with or without you......

świetnie świetnie świetnie się dziś słucha U2 świetnie świetnie świetnie jest usłyszeć że wszystkie dziś drogi prowadzą do Chorzowa i choć osobiście tam nie będę to i tak mamy prosze państwa święto. chyba nie wyrosnę z takiego szczeniackiego podniecenia muzycznych świąt!!!!!!!

wiem wiem, wy też nie! i za to was lubie!

poniedziałek, 4 lipca 2005

...

jak tak przemieszczałam się w tę inną przestrzeń, wiecie, z tym plecarem pełnym rzeczy dla siebie i z tą litrową butelką litewskiego redvina i tak sobie głupawo i wesoło uciekałam do spokoju to czułam się jak jakiś uciekinier, nie wiem, zbieg oszust i to podniecenie że nikt od teraz nie wie gdzie jestem.

i jest! nareszcie... pierwszy raz w tym roku „... wniesie mnóstwo radości, zwłaszcza jeśli potraktujesz ją jak barwnego motyla, który sam przyleciał do ciebie. nie próbuj go złapać, nie próbuj przebijać szpilką...” a gdzież bym śmiała...

człowiek taki mały robak takie nic tutaj pośrodku sam w ciszy. drugi człowiek też w sumie takie nic. tam pośrodku innego świata. niby nic. a ile w tym uczucia nie do opisania. tęsknię za Tobą.

ostatni raz ktoś wiózł mnie na bagażniku chyba 15 lat temu. popiłyśmy z Karlą F. a że było grubo po północy i było lekko zataczająco się i że był rower to ja sru na bagażnik i zasuwałyśmy niczym nastolatki na wakacjach na wsi ubaw przy tym mając, głupawka trzyma mnie do tej pory. a poza tym wliczam od tego weekendu w/w osobę do grona najbliższych mi ludzi.

no. to tyle. to idę na dyżur.
pa.

aha bym zapomniała:

Trzy czarownice oglądają trzy zegarki Swatcha.
Która czarownica ogląda który zegarek?


Three witches watch three Swatch watches.
Which witch watch which Swatch watch?




Trzy czarownice po zmianie płci oglądają trzy guziczki przy zegarkach Swatcha. Która czarownica ogląda który guziczek?

i teraz po angielsku:

Three switched witches watch three Swatch watch switches. Which switched witch watch which Swatch watch switch?

środa, 29 czerwca 2005

...

95s1024x768.jpg

wtorek, 28 czerwca 2005

...

jak się wraca z fabryki po takich dniach dziwadeł wszelkiej maści to sił psychicznych wystarcza na prysznic, zaparzenie herbaty i zero komplikacji intelektualno-ruchowo-ćwiczeniowych. na całe szczęście dom jest pusty więc nikomu ani w drogę nie wchodzę ani na mnie też nikt nie wejdzie. cisza, aż pachnie wanilią i nacukrowanymi truskawkami w kuchni. w rządku stoi trzydzieści słoików gotowych przyjąć tę słodycz po to żeby utrzymać ją do świąt Bożego Narodzenia na przykład. owocowa ciasnota smaku. esencja soku nadziei na lepszą porę przezimowania.
parzę tą herbatę odpisuję na esy kilku przyjaznych kobiet (cztery dobre znajome naraz esują o egzystencji, coś chyba jest w powietrzu dziś nie teges) i siadam na balkonie czując się przez moment jak wypalone dno starej studni na skraju lasu. dziwne. przez moment chciałabym być taką Melindą, która eksperymentuje i bawi się życiem. z drugiej strony ta druga Melinda we mnie boi się i wie, że zasady które przyjęła są zgoła inne. wychodzę wczoraj z dkf`u, późny wieczór i ta totalna jasność mnie omamia. gapię się zdziwiona w niebiesko-szarawo-białe niebo, jest jasno, ciepło, błogo... poważnie ... BŁOGO to jest odpowiednie określenie słowo. wyjść z innego (filmowego) świata i zderzyć się z ciepłą i jasną rzeczywistością. nagle ogarnia mnie taki lęk o kogoś kto jest na innym kontynencie. chciałabym być pewna, że też czuje się tak jak ja. odruchowo wyciągam telefon, posyłam tylko esa. nie, raczej nie potrafię tego odpowiednio nazwać, nawet nie próbuje. kupuje z Nibym cappuccino, wyciągamy swoje książki i czytamy prawie do północy przy lampkach, delikatnej muzyce i ciepłym powietrzu miejskiego lata. w drodze do domu rozmawiamy o seksie a raczej o tym jak uboga jest Polaków reakcja na ten właśnie temat. owa chora reakcja na seks jest taka sama jak antysemityzm, pada na mózg niezależnie od wykształcenia profesorowi i sprzątaczce. a przecież kochanie się jest przybliżeniem sobie odrobiny nieba tu na ziemi i zależy to tylko i wyłącznie od nas samych co i jak chcemy.

marzenia zdobywa się ponoć przez osmozę a nie negocjacje. no więc z Agulą ustaliłyśmy w bardzo spontaniczny sposób szybki plan wyjazdu wakacyjnego. parę telefonów i następująca kolejność: tatry-morze-kazimierz-bieszczady. amen. gładko poszło, wystarczy teraz przeczekać jedynie do 7 sierpnia. (pomijam fakt, że już mnie sumienie zżera, że bez Niego bez Niego...) ale taka jestem i albo się przyzwyczaję albo... innego wyjścia nie ma.

opowiadam jej o tym, że po paru latach pracy można się oduczyć naiwności, przestać wierzyć w przyjaźnie między znajomymi z którymi pracujemy; po paru latach przestaje ci zależeć na tym fabrycznym światku, tym żeby było dobrze, żeby się układało f a j n i e bo nigdy tak nie będzie. kończy się pracę, zabiera się swoje zabawki i spada się do swojego świata. taka jest prawdziwa rzeczywistość. za dużo widziałam i słyszałam żeby móc uwierzyć w coś innego. (obym się myliła bo być może kiedyś zostanę miło zaskoczona).

mam tak blade stopy i dłonie, że czasem się ich boję. to samo z workami pod oczami. jutro kolejny nocny dyżur. boję się. psychicznie wysiadam. to nie jest dobre miejsce dla mnie. wzięłam te dyżury żeby zająć sobie czas jak jk nie będzie i po to żeby zarobić. wstyd mi bo rodziciele zapychają oboje popołudniami żeby spłacić dług. więc musze im pomóc i zrobię to choćby nie wiem co. żadna ze mnie bohaterka, zwyczajnie wstyd mi za siebie, że widzę tylko mój własny czubek nosa.

i na koniec - jestem okropna ale Boże spraw żeby te dwie potencjalne ciąże okazały się fikcją, w przeciwnym wypadku ciężko będzie, oj ciężko.

na śmierć bym zapomniała wspomnieć o 27 czerwca! trzy lata temu zerwałam pewną miłość bez szans i bez sensu zresztą i tak go nie kochałam, to był cudny dzień. dwa lata temu broniłam magisterkę a przed obroną nie dość że nie umiałam otworzyć garażu to potem zabrakło mi nagle hamulcy ale wszystko ok skończyło się nocą z jk. rok temu też z jk zdobyłam szczyt o nazwie Łomnica Tatrzańska też ok. a w tym roku ... autentycznie z samego rana osrał mnie ptak. na szczęście. potem tre dziwno niebo i ... wierzę w magię 27 czerwca w moim życiu.

sobota, 25 czerwca 2005

skrótowo


odwracam stare zużyte schematy, przetrącam łby nie moim prawdom, kupionym bez namysłu, i stwarzam siebie na nowo na lepszym i prawdziwszym gruncie. odkrywam światy zakryte. wybaczam, naprawiam, rzucam przekleństwa i nieodmiennie się dziwię, że najciekawszą podróżą w życiu może być poznanie siebie, jak doskonalenie narzędzia, którego używa się przez całe życie, ale wciąż nie zna się jego wszystkich możliwości.

wszystko da się załatwić przez miłość. całą reszta to strach.

dla twórczości niezbędne są: wesołe usposobienie, spontaniczność, zdolność przeżywania chwili obecnej, doświadczania cudu, a także bycia dla siebie jedynym punktem odniesienia przy dokonywaniu wszelkich ocen.

czwartek, 23 czerwca 2005

...

no i co ja tam chciałam. ano że mam najkochańszego na świecie tatusia który to dziś rano usiadł na rower i pojechał do Lichenia. dzowni mi w godzinach popołudniowych violuś mamy 170 km w nogach i szukamy hotelu. no powiedzcie czyż nie jest rozkoszny?

co tam jeszcze. po licznych wkurwieniach fabryczny i innych romowach z zawistnymi zazdrosnymi chamowatymi ludźmi postanowiłam wziąć się w garść. i powiem szczerze mój świat po godzinie 16:00 staje się boski. no przecież te dzisiejsze 50 km z rodzicielką na rowerach i te zimne piwo w zachodzącycm słońcu to pełna rozkosz. a te plany weekendowe... pływam zwyczajnie pływam z radości.

przeglądam strony z cyfrówkami nie wiem na co się zdecydować. pachnie mi dziś wyjątkowo pewną osobą. jestem spokojna jak nigdy. mam parę nowych pomysłów i ciepłe spojrzenie na mój świat.

wtorek, 21 czerwca 2005

lato 2005r.


bo to Crazy zaczęła: sratatata pierwszy dzień lata. mamy lato wow! według wszelkich znaków na ziemi i niebie to po nim ma nastąpić poprawa mojego życia. wow! czekam. wiecznie na coś czekam. jedna z ulubionych znajomych niejaka Karolina F. zadeklarowała wczoraj przy nocnym piwie że wróciła na stałe. tylko mi nie mów kurwa dlaczego zostaje w tym pieprzonym kraju i dlaczego taka decyzja. no co ty moja droga, jestem ostatnim człekiem który by ci tak palnął, no może półtorej miesiąca temu jeszcze w przypływie złości tak ale teraz znowu jestem na ziemi. cieszy mnie to. przeglądamy oferty wakacyjne grecji i jest jakieś dziwne w pełni księżyca doładowanie bez euforii ale jednak. pęd z rana zaraz po przebudzeniu i ciągła myśl ze coś tam się dzieje a ja w tym nie uczestnicze i stąd te obawy że ze wszystkim kiedyś nie zdążę. znowu powrót do Crazy. biegać mi się chce opalać i tańczyć. czytać takie knigi jak "Wodospad" Oates i oglądać takie filmy jak "Lawendowe wzgórze" słuchać Pink Floydów i marzyć o innym wymiarze niż to kurewne biurowe przywiązanie do kawy.

to miłego lata kochani!

update
15 km zasuwam rowerem na 2 godzinną siatkówkę 15 km wracam i łapie muchy w oczy. już czuje jak zrzucam 5 km mojej nadwagi w dupie w ciągu najbliższych dni. drżyjta glizdy!
jk pisze, że póki co żadnych rewelacji w tym peru. tia.

niedziela, 19 czerwca 2005

każdy ma swoje tempo na zielonej mili.

dość spektakularnie wróciłam wieczorem do domu i usiadłam na balkonie. zawsze w takich momentach pomaga mocny napój i jeden jedyny papieros raz na pół roku. udawałam teatralnie, że jestem spokojna opanowana, że wszystko pod kontrolą i echy achy przed siostrunią średnią, że jesteśmy dorośli i takie tam. chuj. to nawet pomogło w sumie. tak teraz to analizuję. pomogło. to, że Nadka przez całe dni u nas. do tego maleństwa można się tak kochanie przyzwyczaić, że jak wieczorem Ją odwoziłam do nowego mieszkania to uciekałam szybko żeby nie widzieli mokrych oczu. 4 godziny myłam auto i 2 godziny biegałam po lesie. postanowiłam ostro powalczyć z kondycją. żeby wreszcie...
... wziąć ciepłą kąpiel, nalać zimnego piwa, ubrać branzoletę, którą przywiózł mi z Kenii, na nogi założyć kapcie z Kirgizji i zdrowo poryczeć się przy Zielonej Mili.


Boże, jak ja Go kocham.


"Nie interesuje mnie, czym się trudnisz. Chcę wiedzieć, nad czym bolejesz i czy śmiesz marzyć o spotkaniu z tym, za czym tęskni Twoje serce. Nie interesuje mnie, ile masz lat. Chcę wiedzieć, czy gotów jesteś wyjść na głupca dla miłości, dla marzeń, przygody, jaką jest życie. Chcę wiedzieć, czy potrafisz dostrzec piękno, nawet gdy nie na co dzień świeci słońce. Nie interesuje mnie, gdzie, jakie i u kogo pobierałeś nauki. Chcę wiedzieć, co cię podtrzymuje od środka, gdy wszystko inne odpada. Chcę wiedzieć, czy umiesz być sam ze sobą i czy naprawdę lubisz tego, z kim przystajesz w chwilach pustki." (Oriah Mountain Dreamer)

sobota, 18 czerwca 2005

...

na zatroskane pytania znajomych odpowiadam krótko: skończyły nam się zapasy pisco to jedzie po kolejne butelki do tego Peru. wielka rzecz.

i będę tęsknić i dzielnie czekać na kochanego mężczyznę. będę. połowa lipca tuż tuż. życzę Ci pozytywnych wrażeń i zero stresów.

kocham Cię

poniedziałek, 13 czerwca 2005

...

czuje się tak jakby puściły wszystkie plomby każdego otworu we mnie rumianek skurcze dreszcze standardowe mdłe zachowania praca angielski stowarzyszenie pustka w głowie w krwioobiegu pulsujący ból jestem do niczego, mam tak zawalone serce ale tak przepełnione, paraliżuje mnie to wszystko, wysiadam cztery przystanki wcześniej idę polami po drodze Jej oczy łagodzą, spokój spokój

wracam i gra tak jak chcę.

środa, 8 czerwca 2005

...

najzwyczajniej w świecie mam najzwyklejszego doła.

a potem czytam TO i ...

sobota, 4 czerwca 2005

...

pada deszcz i duszność zalewa oczy. uderzające krople o parapet działają uspokajająco i dokładnie takiej pogody potrzebuję na dzisiejszy wieczór. dokładnie takiej smutasowej głupiej pogody.

półtorej godziny usypiałam na rękach Nadulkę. pachnie cudownie. macha rączkami na wszystkie strony świata. gaworzy i eksperymentując bawi się głosem zdziwiona swoimi możliwościami. w ciągu minuty strzela setką różnych minek. oczko w głowie rodziców dziadków i ciotek... lepiej być nie może.

nastała faza ochrony samej siebie bo inaczej zwariuję. doprowadziłam do końca nie-moje sprawy. uporałam się z terminami. reszta mnie NIE INTERESUJE że ktoś jest zbyt ciemny, za mało sprytny, nazbyt cielepowaty i nie potrafi obronić własnej dupy.

egoistycznie chcę odpocząć, choćby i przez najbliższy miesiąc, chcę poczytać moje książki, popisać do mojej szuflady, połazić po swoich tematach, zająć się własnymi nie koniecznie przynoszącymi dochody sprawami, a przede wszystkim chcę spokoju od telefonów, sms`ów, mail`i od ludzi, którym się wydaje, że moim obowiązkiem jest pomóc! otóż nie moi drodzy, nie, nie jest!

ja wiem, być może to wynika z tego, że w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że przełożyłam moją osobistą sprawę na drugi plan, na dalszy termin, że straciłabym na tym czasowo – finansowo i jakkolwiek i ... biegłabym z pomocą... się kurwa altruistka znalazła. z boku jednak to altruizm byłby żenujący, z boku to byłaby zwykła naiwność i niby się użalenie nad kimś kto to sprytnie potrafi wykorzystać. (dobrze, że mam ludzi, którzy czasem mi jeszcze oczy przecierają)

to tyle co do wyjaśnień.

no bo obroniłam się podyplomowo. dzięki serdeczne dla Piotra za 1,5 roku współpracy. jestem w lekkim szoku i nie bardzo wiem gdzie uciekło te parę dobrych lat studiowania – znowu wyczuwam głęboką studnię. poza tym jest nowa propozycja i podzieliłam w związku z tym kartkę na dwie części. po prawej będą pozytywy po lewej negatywy. jak podejmę decyzję wrócę żeby szerzej omówić. póki co mam oczy w ścianie i nie bardzo wiem jak to rozegrać. na szczęście mam sporo czasu na przemyślenia.

no więc wczoraj był dzień w którym odniosłam jakiś tam sukces albo inaczej dokończyłam coś co zaczęłam. brzmi dumnie a tak na serio to jakoś obyło się bez emocji i tryskającej radochy. nie wiem, może ze mną jest coś ostatnio nie tak. nie potrafię cieszyć się szaleńczo, nie potrafię już rzucić się na przykład komukolwiek na szyję z radością zdałam zdałam zdałam... jestem albo już stara albo jakaś wypalona emocjonalnie. albo. śnią mi się w nocy te dzieci zamknięte w słoiku, jęczą i płaczą i to o nich myślę przez cały dzień. wieczorem przyjeżdża JK i chciałabym mu tyle powiedzieć a mam gule w gardle i to nie z powodu tego, że nie będzie go przez 20 dni bo wyjeżdża do Peru. nie, moja złość tu niczego nie zmieni, niczego więc głupotą byłoby mieć jakiekolwiek pretensje. jedynie ścisk w sercu po usłyszeniu informacji czułam do połowy nocy. teraz jest już spokojnie i pogodnie i właściwie to jestem pewna, że ten wyjazd jest potrzebny bo potrzebna jest chyba odskocznia, nowe napełnienie akumulatorów. znacznie gorzej jest patrzeć na brak polotu, brak motywacji. bardziej martwi mnie wrażenie, jakie ostatnio odnoszę, że nie kleją się rozmowy, że jest ogólny dołek, że nadaję się już tylko do kolacyjek, tak do głupich kolacyjek. takie mam ostatnio wrażenie. a ja wolałabym wpieprzać kartofle z kefirem byleby mieć poczucie wspólnego szczęścia, zrozumienia, tęsknoty za sobą każdego dnia, wspólnego życia. bodajże córka Gucciego powiedziała, że wolałaby płakać w rols-roysie niż być szczęśliwą na rowerze. no więc wolę zdecydowanie dymać tym zasranym rowerem pod górę byleby czuć na plecach szczęśliwy wzrok bliskiej osoby pedałującej z tobą.

boję się tylko zachowania podobnego do tego przed ostatnim wyjazdem ale jestem już doświadczona i pokorne zejścia na drugi plan mam opanowane. a ostatecznie to może właśnie o to chodzi, żeby cierpliwie być z boku, wiedzieć kiedy usunąć się żeby nie przeszkadzać i nie burzyć czyjejś całości.

poza tym jestem dumna z niego i do znudzenia mogę powtarzać, że jest człowiekiem, który daje mi jedyną autentyczną i szczerą radość, kiedy ma spokojny i pewny głos, kiedy mówi do mnie i wyczuwam na pełnej linii, że jest w tym sens, szczerość i dobro. kiedy smaruje mnie wanilią przed komarami i chodzimy po lesie tak żeby nie spłoszyć dzikich kaczek, kiedy potem kochamy się i brak mi słów na te uczucie ciepła i pewności – i chciałabym tak pisać szczerze znacznie częściej.

z Ćmą dzisiaj chwytając przedpołudniowe promienie słońca jemy pierwszy kilogram truskawek, sok leje nam się po brodach, kupujemy sobie pierścionki, które mają nam dodawać wspólnej energii zwłaszcza w pokonywaniu informacji z nowego mieszkania K. śmiejemy się do dzieci oglądając darmowy spektakl pod tytułem – dzieci gołębie na rynku i wiatr porywający balony. potem po raz kolejny trafiamy na przypadkowy ślub w bazylice i słyszymy „Panie dobry jak chleb” i łzy płynął mi po twarzy...
... tak niewiele potrzeba czasem do szczęścia.