środa, 3 sierpnia 2005

...

słucham Oldfielda wpieprzam górę melonów popijam winem kończe te popieprzone x-dzieści godzin pracy.
nie pytaj o nic bo wybuchnę.
zrzucam zdjęcia na komputer - jedyną radość.Oni pakują się do wyjazdu. pada deszcz i jest przynajmniej chłodno. otwieram "Pokalanie" Czerwińskiego wsiąkam normalnie wsiąkam. zostawcie mi chociaż słoik kiszonych ogórków.

p.s.
gdyby wyjechali tydzień temu zwyczajnie wiem, że nie dałabym rady. wracając z pracy do pełnego domu ludzi nie wypada płakać przecież.

6 komentarzy:

andalo pisze...

dobrze, że zostali i byli dla Ciebie wsparciem przez te najtrudniejsze dni. dobrze mieć takich bliskich ludzi. to jest zresztą najważniejsze, że jest na kogo liczyć.

olga pisze...

hmmm melony! mniammmmm

i tak tortellini bije wszystko czy to zima czy to lato!

PiotrTen pisze...

A. na wakacje też wzięła Czerwińskiego to sobie pogadacie nad morzem.

eve pisze...

pozazdrościć no pozazdrościć.

pewnie,że nie wypada.

A. pisze...

ja pierdole! Łzy na Trójkowej liście!!!

Violcia plizzz nie pij za dużo!!!

vm pisze...

słyszałam to.

zupełnie dziś oderwanie od świata od godziny 17:00 zrobiłam sobie maraton filmów Kieślowskiego, wina białego, westów iceów, oderwania od tego co rutyną. zaczęłam urlop nie tak jakbym pragnęła ale tak jak tylko dałam sobie wobec tego co się stało radę zrobić sama dla siebie.

jestem pijana.

oglądam zdjęcia Nadii i mam wyrzuty sumienia, że nie potrafiłam Jej pokochać tak mocno jak teraz, zaraz po urodzeniu.

jeszcze tydzień i się widzimy