czwartek, 29 września 2005

...

wróciłam wcześnie rano z dyżuru. gorączka co prawda nie ustępuje na krok ale dzielnie jej uciekam stosując milion różnych środków zbijających to co mi się przyplątało. wskoczyłam do ciepluchnego łóżka. po godzinie jednak poczułam się tak jakby mi z dziesięć bab targowych wpadło do mieszkania kłócąc się o jakieś trele-morele. okazało się, że za ścianą standardowo rozgrywa się kłótnia rodzinna. cóż, pomyślałam, po spaniu. a że w nocy dzielnie skleciłam kolejny rozdział pracy to przystąpiłam to jego weryfikacji. najpierw celebrując śniadaniowo chwile wolności i spokoju. zapodałam minuty muzyczne o charakterze: Pat Metheny “One quiet night”, Santo Domingo de Silos “Gregorian Chants” oraz Jan Garbarek “Rites”... cudo!
kawałek z Rites cd 2 “It`s high time” obudził mnie do tego stopnia, że śmiało mogłabym teraz założyć buty na obcasach i wyjść na najlepsze parkiety taneczne tego świata... dzień dobry wszystkim!!!

chciałam też pochwalić się filmami na dzisiaj: Emira Kusturica “Czarny kot biały kot”, powtórka owej bardzo świąteczno-erotycznej nocy z “Buena vista social club” (dziś samotnie), oraz “Apartament” ponoć ze świetną muzką.

w okolicach popołudnia mam umówione dwie wizyty lekarskie. obecnie siedzę w masce algowej przed spotkaniem z bardzo ważnym panem od bardzo ważnego projektu – spotkanie potrwa minut pewnie pięć – ale wrażenie przy dopiero drugim spotkaniu trzeba wywrzeć. wieczorem skoczymy z P. i A. do Galerii “Ciasna” w Jastrzębiu gdzie – jak wczoraj usłyszałam w Trójce – wystawa: “Niegdysiejsze gejsze czyli o wczesnej japońskiej fotografii”. mylnie uważa się, że Gejsza jest to rodzaj lepszej, ba - najlepszej, prostytutki. nic bardziej błędnego. zawód gejszy z seksem ma naprawdę niewiele wspólnego zgoła. nazwa "gejsza" pochodzi od słów "gej" - sztuka i "sia" - towarzystwo czyli jest to artystka, artystka spędzania wolnego czasu, umilania życia mężczyznom - samurajom. kobieta to podobno wypoczynek wojownika. zważywszy na to, że ostatnio nazwałam jk moim wojownikiem światła w walce o sens tego co robimy – to muszę zaczerpnąć wzoru umilającej mu życie. jasne.

dzień dziś bardzo pochmurny, zanosi się na deszcz. dobrze, że wczoraj zdążyłam pobiegać po lesie i polach. dobrze, wszędzie dookoła moich znajomych słyszę dobrze jest dobrze... czyżby jesień miała tak mocny dar przekonywania i sprawiania, że wszystkim udaje się biec z zadowoloną miną ku radości życia pomimo przeszkód?


nowina dnia dzisiejszego, która mnie ucieszyła - "Kapuściński jest poważną kandydaturą do literackij nagrody Nobla w tym roku" - potwierdza recenzentka książek w szwedzkiej prasie "Dagnes Nyther"!


update:
odbiło mi dziś albo ten deszcz tak na mnie podziałał - sama sobie tańczyłam po pokoju! czując się przy tym wyśmienicie jak wtedy gdy miałam 6 lat i śpiewałam po kryjomu trzymając dezodorant jako mikrofon!

a potem przeczytałam to:
"Potępiam pychę, ale nie dumę; gdyż jeżeli tańczysz lepiej od innych, dlaczego byś się miała upokorzyć wobec tej, która tańczy źle? Istnieje forma dumy, która jest miłością tańca. Ale miłość tańca nie jest tym samym co miłość do siebie tańczącej. W dziele znajdujesz własny sens i dzieło jest ponad tobą. I nigdy go nie zakończysz, chyba umierając. Tylko próżna tancerka jest już zadowolona, nie idzie naprzód, ale wpatruje się w siebie i wyczerpuje się w tym podziwie. Co może otrzymać od patrzących – tylko oklaski. Lekceważymy takie aspiracje, my, wieczni wędrowcy kroczący ku Bogu, bo nic w nas nie może nas zadowolić.

[..]

Pokora nie wymaga, abyś się upokarzał, ale abyś się otwierał. Jest kluczem umożliwiającym wymianę. Dopiero wtedy będziesz umiał i dawać, i otrzymywać. Właściwie niepodobna odróżnić jednego od drugiego – są to słowa na oznaczenie tej samej drogi. Pokora nie jest poddaniem się wobec ludzi, ale wobec Boga. Tak jak pojedynczy kamień nie jest poddany innym kamieniom, ale świątyni. Służąc czemuś, służysz dziełu tworzenia."

środa, 28 września 2005

7:33 naszego czasu

POZDROWIENIA ZE SZCZYTU!

poniedziałek, 26 września 2005

26.09.2005r. 5:20

ŻEBY SIĘ OBUDZIĆ

żeby się obudzić rano
doprowadzić włosy do opamiętania
umyć i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tyrn co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha
kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
---------------------------------------


wczesny dziś poranek po ciężkiej i niespokojnej nocy. siedze na balkonie, słońce przedziera się przez mgłę. boje się choć wiem, że sobie poradzi. wiem to. patrzę na Jej Uśmiechniętą Twarz i wiem, że będzie dobrze. mam wrażenie, że dojrzałam, że dorosłam do Jego wyjazdów, że potrafię normalnie funkcjonować, żyć, jeść i ... czuwać jednocześnie będąc z Nim całą sobą.


update
------
no więc mam L4; KF jest najcudowniejsza; ciągle nie potrafię wyjść z zachwytu, że to takie normalne przyjacielskie i szczere zachowanie... jestem bo jesteś - na tym stoi wiara.
odpowiadam sms`owo jk z ławki kościelnej. 1-sza baza pod Agri.

13.jpg

niedziela, 25 września 2005

wdech i wydech.

...a więc; od "a więc" się nie zaczyna. koniec tygodnia. BH już pod Ararat (mam nadzieje, że zdobycie szczytu pozwoli zapomnieć o całej reszcie). u nas za to: wystawa udana; projekt zapłacony; odpoczynek w Beskidach cudownych wspaniałych etc udany; Polki mistrzyniami Europy; PiS wygrało wybory i bardzo dobrze; zdążyłam wywiązać się z trzech ważnych terminów; itd!

w tym tygodniu gonitwa w inną stronę ale o tym już wkrótce.

tymczasem...

jest subtelnie dziarsko krystalicznie miło sensownie dobrze rześko noga za nogą idę - pisze to i sama uwierzyć nie mogę - tak doskonale odczuwam ostatnio życie.

czwartek, 22 września 2005

zimowity

są rześkie poranki, poranne zdjęcia budzącego się słońca we mgle. są kawy i rozmowy. pędzący rytm dnia. powroty wieczorne. kwitnące w ogródku zimowity. gdzieś pomiędzy ludzie bliżsi i dalsi. obce mniej lub bardziej twarze. praca i katar. obdarte skórki dłoni i suche spojówki. jest ciepły uśmiech mamy i tworzone kolejne projekty. zdenerwowoanie fabryczne i pociecha w lodach z Ćmą. jest jazda jazda jazda... są za to pieniądze. jest radość i satysfakcja. tęsknię i myślę o Nim. życie kochani życie. weekendowo uciekamy z Ćmą w Bekid poszwędać się odrobinę. odpocząć.




Zimowity
Wilhelm Apolinary Kostrowicki


Jesień ustraja łąkę w kwiaty jadowite
Krowy powoli chłoną truciznę ukrytą
Zimowity koloru sińca i liliowe
Tam kwitną twoje oczy są jak kwiaty owe
Fiołkowe jak ta jesień i jak ich kielichy
Me życie dla twych oczu powoli usycha

Dzieci idą do szkoły w wieśniaczych katankach
Rozkrzyczane i grając na ustnych organkach
Zrywają zimowity które są jak matki
Córki swych córek i jak twoich powiek płatki
Które drgają jak kwiaty na wietrze sztormowym
Pasterz śpiewa cichutko podczas kiedy krowy
Opuszczają na zawsze powolne ryczące
Wielką łąkę jesienią złym kwieciem kwitnącą

Przełożyła Lidia Sujczyńska

poniedziałek, 19 września 2005

widok z Koczego na Ochodzitę miejsce dla mnie magiczne inne kochane dające oddech energię ...

13a.jpg

i tak to...

miałam cudowny dzień. zmęczona jestem fizycznie natomiast psychicznie jest dobrze. nawet teraz jeśli nawet siedzę sama w mieszkaniu. JK poleciał rano do Turcji. odwiozłam Go. pożegnałam. słucham teraz A.L. tej samej przy której tańczyliśmy na spacerze po Rudach przy której czułam tę właśnie lekkość o którą zabiegam.jeśli nie myśle o tym, że Go nie ma, jeśli całkowicie poświecam siętemu co robię - to jest całkiem całkiem tylko w środku gdzieś głęboko jest smutek i pustka, wszystko wszystko mi Nim pachnie wszystko... utulona tęsknota w piwie, pracy, morzu pracy, pomysłach, spotkaniach, muzyce, zakupach, wyjazdach zaplanowanych z ludźmi w góry, w bieganinie za dodatkowym zarobkiem, w codziennym życiu z moją rodziną z moimi przyjaciółmi. KF dziękuję Ci po stokroć za dzisiejszy obiad!

i tak to moi mili.
jestem spokojna. nigdy wcześniej przed żadnym innym wyjazdem nie czułam się tak spokojnie.

życzymy powodzenia w zdobywaniu Agri!

sobota, 17 września 2005

notka właściwa. pomiędzy (cz.2)

dałam kiedyś w prezencie szwagrowi album z czarno-białymi zdjęciami podpisanymi fragmentami wierszy. na jednym ze zdjęć był ogromny most a na nim uśmiechnięta młoda para. pod zdjęciem cytat: „już po ślubie. odchodzą. ona cała na biało. on jak pompa w ogrodzie. byle ich nie dobił pocałunek na co dzień”.

już po weselu K. i M. – ach co to było za wesele! nie bardzo lubię uczestniczyć w takich imprezach. ale na to wesele właściwie to czekałam z utęsknieniem. bo ... wiem, że ci ludzie są w sobie zakochani, wiem, że u nich wszystko wygląda szczerze i autentycznie. wiem, że w ich przypadku to oczywisty był fakt, że pójdziemy na weselisko. życzę więc im, aby nigdy nie zagościła owa rutyna, aby słowa do siebie wypowiadane nie bolały, aby czerpali z siebie wszystko co dobre i tym samym siebie nawzajem rozwijali - będąc dla siebie oparciem i opoką. wielkie słowa wiem, a tak naprawdę buduje się to latami.

w nudniejszej części wesela czyli pomiędzy obiadem deserem a tańcami – ktoś doczepił się do mojego wieku, że niby stara jestem i takie tam... co oczywiście nijak się ma do tego co czuje w środku. przyznam się. w środku wciąż czuję się małą dziewczynką, małą poukładaną blondynką z długą grzywką, która chce być dobra i odważna. na zewnątrz może i zmarszczki powoli kształtują charakter twarzy, może to nie jest już ten polot ani figlarność. za to spokój jaki ostatnio udaje mi się osiągnąć, spokój duszy, spokój umysłu – jest o stokroć ważniejszy niż młodzieńcze spojrzenie. poza tym ostatnio doskonale czuję się w moim ciele, tak na serio to nigdy tak niewiele nie ważyłam a od czasów liceum to zmieniło się sporo. pewnie, że wciąż brakuje tego i owego, że wciąż coś chciałoby się poprawiać. jednak priorytety były dla mnie zawsze zgoła odmienne. co nie oznacza, że idąc miastem nie lubię jak inni patrzą. nie o tym chciałam.

po powrocie z wakacji zaczął się taki dziwny stan zrozumienia. zrozumienia wszech-pojętego. zrozumienia tego co chcę, czego pragnę, z czym muszę się pogodzić a z czym walczyć, czego należy się obawiać a o co dzielnie zabiegać. nie mogę żyć nudno, nie mogę rutynowo, potrzebne jest mi urozmaicenie przy pewnej stabilizacji podstaw. nie mogę podchodzić do wszystkiego emocjonalnie, nie mogę od razu wszystkiego przekreślać, nie mogę fanatycznie chronić, nie mogę obrażać się na świat bo jeśli on obrazi się na mnie to już nic nie zostanie. tak wiem, to wszystko ogólne słowa i założenia – jak nigdy dotąd trzymają mnie dzielnie i pewnie.

nie, nie opiszę tego tutaj dokładnie. powiem tylko, że nie chcę żyć tak, żeby sprawy dotykały mnie do żywego mięsa; tak żeby targało mną przez całe tygodnie, bez oddechu, bez dalszego sensu, bez wiary. nadwrażliwość też musi nauczyć się dystansu i spojrzenia z boku na obrót spraw.

powiedziałam JK o głupiej wróżce; właśnie skończył się rok tarota. nie wiem dlaczego pisze o takiej głupocie. powiedziałam o księżycu i fałszywym świetle, o nieszczerych zamiarach. gdyby uwierzyć w to wszystko to – wygrywam ostatnio walcząc o to co kocham. nawet nie zdawałam sobie sprawy do końca z tego – jak mocno walczyłam z sobą, z tymi którzy mi wpajali swoje racje dotyczące sytuacji. walczyłam (w chyba pozytywnym tego słowa znaczeniu) do końca i słuchałam tylko i wyłącznie tego co czułam i wiedziałam, że jest dla mnie dobre. nauczyłam się słuchać potem rozumieć i układać w całość, ufać i wyciągać wnioski z niedomówień i nieporozumień. w zasadzie, jeśli wciąż będzie układać się w tym kierunku to odważnie powiem, że nic bez powodu się nie wydarzyło pomimo łez i bólu. (utwierdziły mnie w tym słowa wypowiedziane przez JK w trakcie trwania wesela K i M).

słucham mądrego starszego przyjaciela – nie naprawisz świata, nie wygrasz z nim, uważaj żeby świat nie zniszczył ciebie. nie pozwól żeby obroty spraw zabiły twoje wnętrze. znajdź w sobie kolebkę spokoju miłości i mądrości. potem znajdź osobę – drugą połówkę, która będzie dla ciebie opoką, wsparciem, która nigdy cię nie zawiedzie. pamiętaj - nikt nie jest samotną wyspą. razem odważcie się pójść także w tym kierunku, w którym dotąd jeszcze nikt nie poszedł – tak czasem trzeba. i nie szukajcie na zewnątrz tego, co możecie znaleźć we własnych wnętrzach. pamiętaj, że czasem jedna maleńka nadzieja – którą dajecie sobie nawzajem całując się rano na „dzień dobry” daje więcej siły niż dziesięć wspomnień.

pomiędzy (cz. 1)

nie, nie zapomniałam o tym miejscu. pojawiły się jednak ostatnio problemy czasowo - techniczne. dzieje się ostatnio sporo i dobrze się dzieje, więc nie zapeszam ale jeśli na polu uczuć i życia prywatnego układa się powiedziałabym dobrze to jest to napęd – przynajmniej dla mnie - na osiemnaście kół, które gnają mnie do moich celów do moich poprzeczek do realizacji marzeń do ogólnie pojętej – połowy drogi do szczęścia. i Broń Boże mi tego Dobry Panie nie zmieniaj! (błagam na kolanach nie zmieniaj!)

kwitnąco wyglądasz ostatnio – rzekła A. w pracy. dawno nie słyszałam takich pozytywnych uwag; bo jeśli dusza kwitnie szczęściem to jak może być inaczej. nigdy nie potrafiłam grać przy moich bliskich – jeśli coś jest nie tak – to od razu po mnie to niestety widać. jeśli jest dobrze – zazwyczaj gadam jak najęta.

od tygodnia piszę notkę – powstaje ona pomiędzy (pracą śniadaniem pracą śniadaniem rozumiecie?) wpisuje owe literki na normalnych kartkach a jednocześnie układa mi się w głowie milion myśli do odpowiednich szufladek.

w tym wpisie chciałam tylko, że wczoraj samotnie zupełnie samotnie odpoczywałam. rzadko się to zdarza – dlatego też z namaszczeniem o tym piszę – zmęczona fizyczno-psychicznie po długiej kąpieli usiadłam pod kocykiem nalałam różowego wina załączyłam Eve C. i autentycznie myśli miałam gdzieś pomiędzy marzeniami snem ciszą spokojem i tym co dobre i ciepłe. poważnie ostatnio rzadko tak bywa. „pani jest bardzo spięta bardzo” – słyszę zawsze.

na parapecie zakwitła 15 i 16 róża.

środa, 7 września 2005

z enyą i annie lennox w tle

jakkolwiek by tego nie nazwać, czy to pożegnanie lata czy też powitanie złotej jesieni, niech trwa w takim wykonaniu właśnie. dziękuję.

...and he still gives his love
he just gives it away
the love that is saved
and sometimes he is seen as
a strange spot in the sky
a human being that was given to flay...

poniedziałek, 5 września 2005

raz dwa trzy gonisz ty!

Jarucka na wczasach z mężem i dziećmi. mojego ulubionego Stasiuka pytają dlaczego na wsi mieszka a On im na to - a guzik was to obchodzi. to moja prywatna sprawa. dzięki temu niedelikatnemu i uporczywemu pytaniu zrozumiał, że w Polsce wolny wybór i zmiana miejsca, w którym chce się mieszkać, wciąż są czymś nieoczywistym, wciąż wyglądają na horrendum. triumf dody i pisaka w sopocie (Graża dziś opowiadała w pracy, że jak oglądała ten sopot to sama nie wiedzieć dlaczego chowała się ze wstydu pod kocem kiwając głową, że to jest niemożliwe). 16 szwedzkich lekarzy stomatologów zatruło się salmonellą po zjedzeniu kolacji w ekskluzywnej, francuskiej restauracji w Krakowie. mogli jeść tak jak my na rogu Poselskiej naleśniki z brokułami – nam nic nie było. itd.... a mnie i tak najbardziej zaciekawił fakt, że trzeba być w Polsce Cimoszewiczem, by nie odpowiadać karnie. można by teraz stworzyć taki „casus Cimoszewicza”. jeśli ktoś źle wypłeni oświadczenie majątkowe, to za każdym razem będzie mówić, że się tylko pomylił.

i tak to ...

nie wiem skąd u mnie ten dobry nastrój pomimo.

ciżki dzień ciężkie sprawy ale jakoś się płynie do przodu.

buźka.


P.S.
konspiracyjnie pozdrawiam BK i Jej wyprowadzonego brata i pocieszam Cię tylko tym, że u mnie trwało to rok teraz jest wyśmienicie. no, twarda baba jesteś dasz radę. wracaj. albo nie. niech ten tydzień trwa trzy tygodnie.

niedziela, 4 września 2005

leniwe przedpołudnie niedzielne. dzień dobry!


odbieram czasem takie poranne telefony gdzie się słyszy - jak ja tęsknię za Twoim głosem! (są takie osoby!)
potem rozmawiamy rozmawiamy rozmawiamy -znajomość przeistacza się powoli chyba w przyjaźń, nigdy nikomu dotąd tak szybko nie zaufałam. omawiamy najmniejsze szczegóły ostatnich dni, bo nie widziałyśmy się cały tydzień!!! i tak jak z innymi znajomymi mogę i cały miesiąc tak za Nią autentycznie tęsknię. fenomenalna osoba.

a ostatnio spotkania, wspomnienia starych czasów, panieński Kasi, spotkanie z Basią, Kraków, zakupy, (małymi powolnymi kroczkami buduje się coś innego dobrego, tak mi sie wydaje, mogę się mylić). pszczyński rynek zupełnie już inny jak ten sprzed roku. robimy sobie jakąś rocznicę?

usnęłam wczoraj zmęczona. w nocy śniła mi się makabra, dzieci z obdartymi twarzami oblepiły nasze auto a my siedząc w środku przerażeni nie bardzo wiedzieliśmy co zrobić. potem był już tylko zachód słońca w dolinie pięciu.

za chwile siadam na rower i pomykam do A. poleżeć na trawie i najeść się lodów.

to miłej niedzieli tak miłej jak moja dzisiejsza jak wczorajsza sobota jak całe ostatnie dwa tygodnie.

update
wiecie jakie to uczucie? jak masz za sobą zachód słońca, zapach lasu, mkniesz tym rowerem i myślisz sobie - jakie to wszystko chwilowo cudowne i na ten właśnie moment jesteś najszczęśliwszą osobą pod słońcem!