wtorek, 31 maja 2005

...

faktycznie ostatnie trzy dni upłynęły a następne trzy upłyną pod hasłem literek PP. czyli, że zabrałam się zamaszyście za sfinalizowanie 1,5 rocznej nauki i dokończenia pracy podyplomowej już teraz. skołowałam uczciwie te dwa patyki pln i jak Bóg da to w piątek będę miała to już za sobą. jeszcze tylko uczciwie muszę dokończyć „Życie i logikę” o Godlu, który był mi postrachem w pierwszej fazie mojej edukacji a teraz wrócił jak bumerang. w sensie takim, że ciężko mi było samej sobie udowodnić stwierdzenie, że niemożliwe jest możliwe, ale inaczej. właściwie to jest nawet ciekawy sposób na życie. uwielbienie dla paradoksów wyszarpujących nas ze zwyklizny haczykami zdziwienia. coś jak egipskie wyciąganie mózgu przez nozdrza przed zmumifikowaniem w wieczną codzienność. przy okazji przypomniało mi się, że leżąc ostatnio trzy godziny na leżance u Wiesi sprzeczałam się z nią, że wierność jest konsekwencją szczęśliwego związku i że do cholery to nie jest cena, wyrzeczenie czy jakaś kara. brak pokus to zwyczajne potwierdzenie i jednocześnie nagroda za dobry wybór. ot tyle. i nagle odkryłam, że faktycznie wszystko, czego sobie życzymy, o czym myślimy i czego się spodziewamy, z pewnością nam się przydarzy. sęk jest w tym, że zawsze za późno i zawsze jakoś inaczej. żeby nie być gołosłowną poczytać należy Andruchowycza. tak jakoś na szybko chce tu wszystko pokrótce popisać i nie bardzo wiem czy wyjdzie z tego logiczna całość. fabryką naszą zaczęła panować wielce szanowna pani dyrektor tyle wyszło z dobrze przygotowanego raportu sesyjnego itd. no nic, zacisnę jeszcze trochę zęby wezmę w najbliższym czasie sporą pożyczkę potem postaram się jak najszybciej ją spłacić i pora wypierdalać z tego bagienka, gdzie wystarczy jeszcze tylko nasrać i narzygać i będzie suuuper folwark i miłościwie nam panująca w nim pani dyrektor. nie. nie mam tu żali ani pretensji przecież wszystkim logicznie myślącym wiadomo nie od dziś, że trzeba umieć w odpowiednim czasie i miejscu odpowiednio nastawić dupę a to, co kto sobą prezentuje... kogo to dziś obchodzi tak na prawdę? leżąc tak jeszcze na tej kozetce zastanawiałam się co ja tak faktycznie potrafię? to, że pracowałam przez jakiś czas w wydawnictwie, sporo czasu w ośrodku już jestem; to, że piszemy projekty i bawimy się w stowarzyszenia; to, że od dwóch lat jestem w tej dziwnej księgowości; to, że mam wprawę w rodzinach zastępczych i potrafię załatwić to w ciągu tygodnia; to, że mój angielski jest średniej jakości; to, że napisałam ze 30 magisterek licencjatów zaliczeń i innych gówien to .... to czy to się liczy jakoś jeszcze???
gdybym tylko mogła cofnąć czas. Karpiński kiedyś tłumaczył metodę powrotu do przeszłości, że jeśli weźmiesz kij nieskończenie długi, to poruszając nim uzyskasz prędkość szybszą od światła i cofniesz czas!

mam przegrzane oczy i uczucie, że nareszcie podchodzę do tego jakoś dziwnie dojrzale!

poza tym jak tu zerkasz czasem Ty akurat, no Ty Ty, to kocham Cię wciąż i stale. niebywałe.

piątek, 27 maja 2005

...

...ktoś ukradł księżyc, świeże ślady są na mokrym mchu, dam wór pieniędzy jeśli wskażesz kto, rabusiów było dwóch...



jestem mała
coraz mniejsza
coraz to mniejsza

poniedziałek, 23 maja 2005

że co drugi głupi ma szczęście

tak szybko chciałam między jednym bieganiem a drugim po mieście które lubię i do owego biegania się nadaje:

bo chciałabym żeby wszyscy wiedzieli, że - myśmy wczoraj byli na:

KONCERCIE PAT METHENY GROUP!!!
wow!

najlepsze jest to, że pomysł spontaniczny pojawił się o 16:00; o 19:00 mieliśmy już dwa odkupione i lekko przepłacone bilety a o 20:00 zasiedliśmy a balkonie na wprost sceny.
a koncert był doskonały!
z ręką na sercu mogę stwierdzić głośno i oficjalnie, że jestem już w tym miejscu, iż wszystkie drogi muzyczne prowadzą do jazzu! człowiek wącha słucha dotyka szuka rozwija się i ... takie rzeczy takie rzeczy! ostatnio takie motyle w brzuchu miałam dobrych pięć lat temu i to był zupełnie inny rodzaj muzyki.


doskonale

sobota, 21 maja 2005

21.05.2005r.

to nieprawdziwe trudne nieudane
ta radość półidiotka bólu nowy kretyn
żale jak byliny kwiaty zimnotrwałe
rozum co nie przeszkadza żadnemu odejściu
miłość której nigdy nie ma bez rozpaczy
serce ciemne do końca choć jasne wzruszenia
pociecha po to tylko że prawdę oddala
żuczek co nas nie złączył choć obleciał wkoło
śnieg tak bardzo wzruszony że niewiele wiedział
jedna mrówka co zbiegła nareszcie z mrowiska
uśmiech twój co za życia mi się nie należał
wszystko stało się drogą
co było cierpieniem



czytam to co napisałam w 2003 i 2004 (z komentarzem jeszcze kk) w ten dzień, który od siedmiu lat pachnie inaczej. inny zapach, inne poczucie rzeczywistości, więcej pokory, więcej spokoju i dużo dużo muzyki, którą MZ ubóstwiał ponad wszystko, chyba tylko Indie kochał na równi. gdyby żył obchodziłby 29 urodziny. może byłby moim mężem a może zostałby na stałe w Indiach, a może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. z roku na rok jest łatwiej, pewniej a wszelkie gdybanie już do niczego nie prowadzi i w niczym nie pomaga.
jadę z szaleńczą prędkością na rowerze. spieprzam jednym słowem, bynajmniej w umyśle, taką mam zabawę. w uszach „I`m not afraid” Skunk, łzy głupie idiotki ciekną mi po policzkach, rozmazują wstrętny makijaż, mam poczucie ciężaru i brzydoty ale siadamy na trawie nad rzeką. niebieskie niebo, słońce i zielona trawa, Boże jaka zielona trawa!!! robimy kanapki i wywalamy nogi do wody, jest cholernie zimno i błogo zarazem.
pamiętam jak po raz pierwszy opowiadałam kk o tamtym życiu, usłyszałam, że jesteśmy podobnie pokiereszowani i że to się da wyleczyć bo potrafimy przecież kochać i w tym tkwi cała siła. dawno sobie to już poukładałam, skleciłam tak żeby nie budzić się w nocy z płaczem i poczuciem pustki. może i jestem pokiereszowana ale ból ustąpił i dawno już jestem otwarta na kolejne etapy życia. i za taki uważam wczorajszy spacer, bo to właśnie o to chodzi, żeby się kurwa wyryczeć, wydrzeć, mieć komu to wszystko wypierdolić dosłownie z mózgu! to nie naprawia sytuacji ale oczyszcza i nie czyni nikomu krzywdy! to był wbrew pozorom ciepły i pijany spacer. poprzednie wpisy gdzieś się tu zlewają i ostatnie dni to jedno wielkie uświadomienie, że pracuję w bagnie, że żyję w kraju bagna i że wszystko to sprawia, że gadać mi się nie chce nie chce!!!
mam, no właśnie że mam szufladki a w nich ludzi. środkowa szufladka to rodzina a w niej małe szafki z podziałem na najbliższą i dalszą (dziś w nocy zmarł brat babci). z lewej strony są szufladki kobiet, osobna z Zieloną, osobna z Monią, osobna z bliskimi mi kobietami i osobna z całą masą reszty bab mnie otaczających. po prawej stronie stoi szufladka z facetami a w niej szufladka-pomnik z Markiem i Karolem oraz szufladka z całą resztą facetów mniej lub bardziej trawionych przeze mnie. na początku korowodu stoi szuflada z człowiekiem mojego życia, człowiekiem powtarzam! to taki prosty podział bez urazy dla nikogo.

egoistycznie dziś niebo paliło się dla nas. pstryk. zdjęcie uśmiechu. pstryk zdjęcie jaskrawo-zielonej trawy. pstryk. muzyka ciszy i życia w spokoju. pstryk. kolorowa parodia dnia.

jestem bo jesteś
słabo mi

p.s.
najlepsze życzenia dla Groo

incubus drive

Sometimes, I feel
the fear of uncertainty stinging clear.
And I can't help but ask myself how much I'll let the
fear take the wheel and steer.
It's driven me before, and it seems to have a vague, haunting
mass appeal.
But lately I am beginning to find that
I should be the one behind the wheel.

Whatever tomorrow brings, I'll be there with open arms and open eyes,yeah.
Whatever tomorrow brings I'll be there,I'll be there

So if I decide to waiver my chance to be one of the hive
will I choose water over wine and hold my own and drive?
It's driven me before and it seems to be the way that everyone
else gets around.
But lately I'm beginning to find that
when I drive myself my light is found.

So whatever tomorrow brings, I'll be there with open arms and open eyes, yeah.
Whatever tomorrow brings I'll be there, I'll be there.

Would you choose water over wine....
hold the wheel and drive?

piątek, 20 maja 2005

...

godnym odnotowania w annałach jest wczorajszy fakt, a mianowicie premiera gwiezdnych wojen! nie to żebym się spodziewała otoczki premiery, czerwonych dywanów, biegających małych yodów, rycerzy jedi ze świetlnymi mieczami, ze dwie leie, waderów i jednej Plava Laguna... było spokojnie, cicho, miło i z JK zasiedliśmy lekko zniecierpliwieni w wygodnych fotelach. a film; na początku nastawiłam się na brak logiki i zero myślenia a jedynie efekty specjalne, tak właśnie, chwyciłam się mocno oparcia i wyrzucając z głowy wszystkie smutasy z całego tygodnia (bo się zebrało tego mnóstwo) starałam się przenieść w inną przestrzeń. z racji braku efektów, które by mnie oszołomiły przestawiłam się szybko na rozwój wydarzeń. biedne rozdzielone dzieci bo ojciec przeszedł na stronę ciemnej mocy i umierająca matka. sama przemiana vadera z dobrego w złego trwała jedną scenę minut parę równie szybko jak moje przestawienie na ciąg zdarzeń. tego nie bardzo rozumiem, znaczy tej jego szybkiej przemiany duchowej po której wyrąbał setki jedi. ogólnie ubaw miałam tylko, że troche nie ten. bo jeśli to mają oglądać dwunastolatki to chyba nie powinny. ale to jeszcze nic. bo w nocy miałam rzucanie się ciałem tam i z powrotem. jakieś miecze, walki, jedi, mistrz Joda – jedyny pozytywny bohater jak dla mnie, nie spałam do 2:30. a dziś rano w drodze do pracy usłyszeliśmy w Trójce, że film ma aspekt polityczny, że jest antybushowski i że „kto nie jest ze mną jest moim wrogiem” i ... trzeba to obejrzeć jeszcze raz.

to tyle odnośnie filmu.

poza tym mamy kanał telewizyjny i cieszymy się jak dziesięć lat temu z anteny satelitarnej i kanałów muzycznych. mamy siedem programów tadam!

całkiem już w środku to jestem uspokojona lekko. choć ból i poczucie strachu przeszywa czasem na wylot. miotam się trochę co zrobić z mieszkaniem, mam chętnych na wynajem, w życiu tam nie zamieszkam bo po pierwsze śmierdzi, po drugie hałas, po trzecie otoczenie. a sprzedać póki co nie mogę. co dalej. o fabryce nie warto wspominać bo jest to okres obrażeń, pomówień i innych głupich stanów, którymi się brzydzę, więc stoję z boku i nie trzymam żadnej strony. wspomnę może o bliskim końcu podyplomówki; o mocnym zastanowieniu się co dalej. a może by tak kasę wreszcie przeznaczyć na jakiś sprzęt? aparat śpiwór buty w ogóle marzy mi się samochód. zmierzła jestem w tym temacie bo jak tu wykombinować żeby móc wszystko na raz ? a tak na poważnie w tej chwili to potrzebuję najbardziej Twojego ramienia i zrozumienia, że jestem, że stoję obok Ciebie, że kocham i że to z Tobą najbardziej uwielbiam: być, rozmawiać, jeździć samochodem, jeść, pić, milczeć, kochać się, kąpać, oglądać filmy, przy Tobie czytać, pracować, spać, uczyć się, płakać i śmiać się. żyć z Tobą.



czwartek, 19 maja 2005

...

w Polsce odwrotnie niż na całym świecie, bardziej się opłaca być ofiarą niż zwycięzcą. żaden inny kraj w Europie nie przeznacza tak wielkiej części PKB na transfery socjalne (18%). no ale najważniejszy jest człowiek! (zwłaszcza ten co ma dwie lewe ręce) i wiem co mówię bo w dziale socjalnym siedze te osiem godzin dziennie. powiedzmy, że to doskonały system broniący człowieka przed wilczym kapitalizmem. ci, którzy sobie radzą, wyjeżdżają sobie radzić gdzie indziej bo mają już dość i są za bardzo zirytowani faktem, że są tu uważani za frajerów. szkoda im zwyczajnie pracy i sił włożonych w zdobycie wykształcenia fachu umiejętności, szkoda sił na utrzymywanie bandy nierobów, meneli i wyłudzających świadczenia cwaniaków. i być może owi wyjeżdżający głosu w państwie zorientowanym na wrażliwość społeczną nie mają, ale mają nogi. za chwile obudzimy się zdumieni, że coraz trudniej u nas o fachowców bo ... wyjechali! za komuny się mówiło: otworzyć granice a ostatni zgasi światło; wtedy myśleliśmy że to żarty!
robię obecnie zestawienia statystyczne z paru lat. liczbę korzystających z zasiłków socjalnych wszelkiej maści. wykresy dane i inne pierdy. wychodzi mi, że uzależniamy tych nierobów, że z ręką na sercu mogę podać, iż 80 % korzystających to naciągacze, kombinatorzy i co najważniejsze, elita ta jest coraz to śmielsza i pewniejsza swego. no ale jak rząd wymyśla coś takiego jak ładnie nazwany rządowy program posiłku dla potrzebujących i rozdaje kasę i podwyższa kryterium dochodu do 150% to co my robimy? proszę państwa rozdajemy pieniądze do rączek nie splamionych nigdy żadną pracą (nasze pieniądze) na alkohol i niech mi nikt nie mówi, że nasze dzieci są głodne w szkole!
jestem tym wszystkim coraz bardziej wkurzona, brak mi już w tej chwili jakiegokolwiek współczucia i zrozumienia. to jest jeden wielki syndrom wyuczonej bezradności! w tej chwili każdy petent jest dla mnie potencjalnym kłamcą, doskonałym aktorem, zjadaczem moich pieniędzy! (za przyzwoleniem ustaw i przepisów oczywiście). a z darów z Unii (notabene dla najbiedniejszej ludzności Unii) typu ryż i mleko to nasi klienci śmieją się i mają gdzieś owe ochłapy! gdyby byli głodni i tak biedni to pewnie byłaby cisza? tak myślę.

bezsens goni bezsens i tylko hasła mamy piękne i podrywające; wszystko ładnie się nazywa i groźnie brzmi. a takich żebrzących na parkingu odsyłam do najbliższego ośrodka tam pewnie łatwo i szybko uzyska kasę z co najmniej trzech tytułów swego marnego położenia.

poniekąd ci ludzie też pracują. my wstajemy rano i idziemy na osiem i więcej godzin do pracy za biurkiem. oni wstają koło południa i kombinują co by tu zrobić żeby się nie narobić a na flaszkę zarobić.

wtorek, 17 maja 2005

rattan

nie śpię całą noc, klikam myszką po zdjęciach, oglądam Maracaibo, Ciudad Guayna ... powiększam klik klik zdjęcia Kasi, mam sto tysiąc milion marzeń w głowie obrazy obrazy... kupuje stolik z rattanu na allegro dla Olgi (wygrałyśmy wiesz!),potem opanowuję 'english translator'. coraz bardziej to lubię coraz lepiej czuje się w grupie. nad ranem szybki prysznic. szkolenie z SDWI. przede mną warsztaty z Bratkowskim. myślę mój alternatywny świat do fabrycznego jest taki przyjemny.
a przy tym boję się od stóp do głów, powiem wam szczerze, boję się, jestem przerażona jak nigdy dotąd, mój instynkt samozachowawczy mimo to każe mi siedzieć cicho.
więc siedzę.
i tak to.

niedziela, 15 maja 2005

niedziela inna tak jakaś frywolna nawet czy whatever

pozwólcie, że będę bardzo wolno stukać w klawiaturę i powoli pisać notkę o uczuciu SPOKOJU.
jeśli ktoś chciałby poczuć się lekko zwiewnie z delikatnym szumem w głowie z wrażeniem że czas mógłby się zatrzymać na dłużej to ... proszę zasnąć w objętych ramionach, obudzić około południa, zjeść śniadanie, zaparzyć kawy, nalać czerwonego wina, zacząć poprawiać pracę, pisząc zaległe komentarze i mail`e do znajomych, poczytać to co się zaplanowało a nie znalazło się czasu, i myśleć o dziwo pozytywnie.
proste nie? gdybym to samo robiła u siebie w mieszkaniu to nie byłoby tak cudownie; szczera tu jestem do bólu ale zasada taka od początku.

dostaje esa od Moni, że leży do góry brzuchem i je ciacho z bitą śmietaną; a BK pisze, że zawsze mi mówiła o swojej miłości do Blooma; dopiero po wczorajszym obejrzeniu "Królestwa niebieskiego" przyznaję Jej zupełną rację. tak przy okazji oprócz boskiego Baliana, świetnych zdjęć, dobrej jak zwykle u Scotta muzyki, głównym przesłaniem jak dla mnie jest twierdzenie, że wiara, której nie wspiera mądrość, jest rzeczą niebezpieczną!
(z przyjemnością poczytam historię pomiędzy drugą a trzecią wyprawą krzyżową o odebraniu przez muzułmańskiego władcę Saladyna Jerozolimy z rąk chrześcijan w 1187r. gdzie KN było pod panowaniem francuskiego króla BaldwinaIV)

piątkowe spotkanie. lubię posłuchać Jej od czasu do czasu może dlatego, że mamy różne charaktery. kiedyś miałyśmy podobne smutne przeżycia. potem to ona była twardsza mądrzejsza, pewniejsza swego, potrafiła zawsze postawić na swoim, odejść z honorem, nie żałować, nie rozpamiętywać. pytam dlaczego życie czasem się tak pieprzy? życie! odp. życie to moja droga jest wspaniałe; wszystko jest do ułożenia, obgadania, przemyślenia - to ludzie swoimi durnymi pomysłami, egoistycznymi znużeniami, chorymi ambicjami potrafią wszystko zniszczyć.
szczerze to nie lubię do końca takiej postawy ale chciałabym choć w paru procentach zdobyć większą pewność siebie, poczucie własnej wartości, być taką zimną stówą, która tłamsi wszelkie wrażliwości w sobie i nie wywala wszystkiego na zewnątrz!

biegnę wczoraj do przyjaznej groty, dzieciaki z czereśni krzyczą: ej pszczółka maja która godzina? szesnasta chyba szesnasta; dalej bez kwitnie, słonce świeci, darek wciąż jeździ tą trasą na rowerze, zamknęłam się całkowicie na niektóre sprawy a Jej oczy są ciągle ciepłe, pewne, mądre, pocieszające i w tej jednej chwili wiem, że to ma sens. ma.

jak mi się cos jeszcze przypomni to wrócę.

update:
posłał dwa esy że przeprasza i że na trzeźwo to on zdaje sobie sprawę ze swej choleryczności; sobie myśle, po kimś to mam; tylko że kiedyś byłam głupia mała wystraszona że zawodzę teraz to chwila zdenerwowania i MAM SWOJE ŻYCIE. zero wzruszeń moi mili.
Piotr ostatnio powiedział mi coś co mnie dziwnie pozytywnie nastawiło: umówmy się, że gadając na różne tamty że przebywając w swoim towarzystwie płaczemy tylko wzruszając się nad artyzmem! (bo oboje należymy do beksów pierwszej klasy)

czy ćwierćwieczny rzęch może bać się panicznie ewentualnej rehabilitacji?
no może nie marudźmy tylko pomyślmy najpierw o okularach Brendy o których marzę od zeszłego roku. pa.

aha jeszcze jedno z moich ulubionych greguerias: q to p wracające ze spaceru.

czwartek, 12 maja 2005

faza plateau

tydzień iście towarzyski, wciąż around the band, tym dobrym, myśli dziwaczne w stronę czegoś nowego, don`t you think you`ve done enough? nie jestem pewna. ale się staram.
dzisiejsze spotkanie zdecydowanie za krótkie. co roku nas mniej. mimo to kameralnie w szóstkę też jest miło. tomasz z częstochowy darek z radomia maciek z katowic daria z ulą z gliwic. jesteśmy czymś w rodzaju „grupy studenciaków” i tak jak z przyjaźniami z wojska, nigdy się nie zapomina! w naleśnikarni zagrali Pearl Jam dla nas!

a jutro proszę państwa będzie jeszcze kameralniej, runda druga i dziewczyny z gliwic i knurowa. powspominamy eve i tomasza, poopowiadamy co zdarzyło się w ciągu ostatniego roku i pewnie pożegnamy się na rok. ale najpierw... egzamin u niego wygląda następująco: siada delikwent za biurkiem, w sensie panienka siada za biurkiem i mało ważne co mówi mądrego, musi mieć głęboki dekold i sterczące piersi i musi odpowiadać kokieteryjnie żeby co najmniej zaliczyć semestr. no więc po raz drugi w życiu zamierzam zastosować ową metodę, choć już w tej chwili bierze mnie obrzydzenie, powiedzmy że ograniczę się do dekoldu. zamierzam też jednak obronić stanowisko, iż jestem zdecydowaną rzeczniczką wprowadzenia biologii do socjologii i zwolenniczką teorii zachowań zgodnych z płcią kulturową. zobaczymy tak?

no więc jestem w fazie między podnieceniem a odprężeniem. takim istnym plateau. you`re an angel when you sleep how I want your soul to keep on and on around the band.

w głowie mam więcej chaosu niż spokoju. mała rewolucja nigdy nie zaszkodzi i jednym z wniosków jest fakt, że musimy umieć traktować przeszkody jako wyzwania i optymistycznie patrzeć w przyszłoś, dostrzegając w niej zawsze zalążki rozwoju. wniosków jest znacznie więcej ...
wybaczcie ale idę spać.

poniedziałek, 9 maja 2005

niewidomi śnią, niemi myślą, głusi czują; a ty? czy patrząc widzisz?


w życiu nie sądziłam, że zobaczę scenę orderowania Jaruzelskiego! byłam przekonana, że Putin celowo upokorzy Polskę nie wspominając ni słowa na nasz temat; chwała Rosji! tak tak to była tylko krótka wypowiedź mająca niestety ograniczone ramy czasowe i nie sposób było przecież wymienić wszystkich – pierdoły pociskane przez Kwasiora; jestem pełna obaw co do prawdy: historia kołem się toczy! i coraz bardziej pewna, że wojna dla nas tak na serio skończyła się w 1989 roku a nie w 1945!

jestem daleka od osądzania każdego bogatego w naszym kraju, iż jest złodziejem. tylko, że w naszym ukochanym kraju nie da się uczciwie zarobić sporej sumy i żyć spokojnie. dla potwierdzenia wystarczy podać dla porównania dwa nazwiska Kulczyk i Kluska. jeśli nie zabiją cię przepisy zusy sanepidy podatki i inne hieny to zniszczą cię inni bo z zasady nie tańczysz tak jak zagrają. (a swoją drogą kwota 5 500 000 000zł fuck fuck fuck)

i my tacy malutcy w tym wszystkim jedziemy sobie do takiego Poronina i też staramy się być szczęśliwi. i pomyśleć, że burmistrz Zakopca usytuował się na 73 pozycji rankingu bogatych tego kraju. chyba przyjdzie pogodzić się z tym, że dziś bogaty to ten co nikomu nic nie jest winien i cieszy się z tego co ma. obawiam się, że inaczej się nie da. choć chęć jakiegoś działania, jakiegoś wyrwania się z tej głupiej rutyny fabrycznej, chęć jest ogromna mimo braku pomysłu z czym i gdzie uderzyć.

ekipa Pustelnika jest w bazie na 6900 a do szczytu Annapurny brakuje im 1191m npm

weekendowo pospacerowaliśmy z JK w dolinach tatrzańskich, spacer Dolina Roztoki – Dolina Pięciu – Świstówka – Morskie obudził delikatnie strach z zeszłorocznej Łomnicy (nie no, nie było tak strasznie, poczucie radości na dole jest ogromne i niweluje cały strach). weekendowo ukulturalniliśmy się sztuką (o powikłaniach małżeńskich, o swoistej życiowej pustce zmęczonych monotonią i kłamstwem ludzi, o wywalaniu żali i pretensji, o grze pełnej poniżeń i oskarżeń – ku przestrodze!) „Kto się boi Virginii Woolf?” w Teatrze Witkacego. weekendowo usnęłam na nocnych filmach a przy tym wszystkim powrót przedłużony o taki poranek to ja uwielbiam proszę państwa! bo uwielbiam mojego JK.

zastanawiam się tylko dlaczego dowiaduje się o tym na samym końcu? może dlatego, że mało przebywam w domu i nie bardzo siedzę w szczegółach rozmów. ktoś zranił dogłębnie mojego Mistrza, ktoś wiedział gdzie jest Jego najczulszy punkt. już chyba nic nie będzie tak jak być powinno. jestem pełna nie tyle wściekłości co ... opadły mi zwyczajnie ręce w tym temacie. najgorsze jest to, że nie będę, powtarzam, nie będę działać na tym polu bo chcę prowadzić spokojne życie osobiste.

czytam u Kundery, że nie zrozumiemy nic z ludzkiego życia, jeżeli nie przyznamy się, że w każdej jego chwili „rzeczywistość taka, jaka była, już nie istnieje; jej odtwarzanie nie jest możliwe” dlatego w drodze powrotnej słuchając kawałka „local hero” a raczej „wild theme”, mając na uwadze, że rzeczywistość z tych czasów muzycznych niemożliwa jest do odtworzenia powiało mi nową i świeżą radością, zapachem szczęścia z osobą będącą najbliżej mnie teraz.


czwartek, 5 maja 2005

c.d.

poza tym dziś wyjątkowo liberalnie działamy na polu nam zakaznym; mój internetowy znajomy (swoją drogą wielki eremita, tylko nikomu nie mówić) został właśnie zwolniony do domu!
- ten świat coraz bardziej głupieje a ja bynajmniej nie mam zamiaru płakać.

to spadam na 4 dni wolności od fabryki
icchhhhhaaaaa

05.05.05r.

„Nie mam srebra ani złota.
Nie mam gotowych odpowiedzi na ważne pytania.
Postaram się spojrzeć na nie w świetle Jezusa Chrystusa.
I mówię do was: wstań, nie skupiaj się na słabościach i wątpliwościach, wyprostuj się... Wstań i idź.”
(Jan Paweł II do młodzieży, Lyon 1986r.)

śniło mi się duże stare miasto, potem zdany egzamin, gołe piersi, uczucie wolności i inności.
obudziłam się z ciszą i pełnym spokojem, przygotowana na wszystko co nastąpi w ciągu dnia.
słucham od rana Mikołaja Wójcika i jego muzyki klezmerskiej.
czytam przypadkowo w głupim horoskopie – „zmień całkowicie swój sposób postępowania, zaakceptuj gorzkie słowa, idź za głosem serca” tak jakbym ciągle słyszała „czucie i wiara silniej do mnie mówią niż mędrca szkiełko i oko” i nawet cena w tej chwili nie ma znaczenia.
„miłość bywa taka trudna, gdyż człowieka trzeba kochać takiego, jakim jest, a nie takiego, jakim chciałoby się go widzieć” – kto rozumie tę myśl, wie więcej o miłości niż ten, kto przestudiuje wszystkie naukowe książki.
wciąż wydaje mi się, że to jest wielką tajemnicą, silniejsze ode mnie, że opiera się na logice i ocenom, dlatego trzeba iść za wewnętrznym głosem bez względu na koszty;


„Panie nasz, jak-się-kolwiek nazywasz
Dla nas masz miłość, w której ożywasz.
Boże nasz, który z góry spozierasz,
Ty co dnia w naszej złości umierasz”


wchłaniam nowe Zwierciadło cudowny numer, cudowny. chce mi się kochać; oglądam kolory piasku i nieba, drewno zszarzałe z pozostawionymi resztkami farby, elegancka pościel wzorowana na tradycji śródziemnomorskiej, migdały i niebieskie kuleczki olejku do kąpieli albo gorące barwy jedwabnych i kaszmirowych tkanin, dużo migotliwego światła lampionów a w powietrzu woń kadzideł.

pogoda która jest za oknem przekonuje mnie, że jednak szczęście mamy w sobie nawet jeśli chodzi się ulicami z pochmurną miną, nawet jeśli wciąż poszukuje się własnej tożsamości, nawet jeśli plany i marzenia rozmywają się mgliście, bo trzeba na nowo walczyć, bo trzeba patrzeć na tych którym udało się osiągnąć harmonię, trzeba wciąż ufać i szukać nowych rozwiązań.

myśli mam takie, że w środku chciałabym tańczyć i gonić boso po zielonej trawie, myśleć kolorowo i czytać same dobre informacje, podróżować bez konkretnego celu, szwędać się ucząc się nowych rzeczy, mam nieodpartą pokusę całkowitej zmiany i nowego zachłyśnięcia się z Tobą wspólnie czymś nowym, nowego poczucia gonienia za czymś co sprawi, że nieustannie będziemy mieć motyle w brzuchu!

a poza tym ostatnio łzy zamieniłam na modlitwę i jest mi o wiele łatwiej.

niedziela, 1 maja 2005

...

dłoń zanurzasz we śnie
w zagrobowym cieniu
nie znajdujesz mnie
wołasz po imieniu

a ja leżę tu
gdzie ma być nas dwoje
brak mi tylko tchu
oto ciało moje
oto ciało moje