wtorek, 28 czerwca 2005

...

jak się wraca z fabryki po takich dniach dziwadeł wszelkiej maści to sił psychicznych wystarcza na prysznic, zaparzenie herbaty i zero komplikacji intelektualno-ruchowo-ćwiczeniowych. na całe szczęście dom jest pusty więc nikomu ani w drogę nie wchodzę ani na mnie też nikt nie wejdzie. cisza, aż pachnie wanilią i nacukrowanymi truskawkami w kuchni. w rządku stoi trzydzieści słoików gotowych przyjąć tę słodycz po to żeby utrzymać ją do świąt Bożego Narodzenia na przykład. owocowa ciasnota smaku. esencja soku nadziei na lepszą porę przezimowania.
parzę tą herbatę odpisuję na esy kilku przyjaznych kobiet (cztery dobre znajome naraz esują o egzystencji, coś chyba jest w powietrzu dziś nie teges) i siadam na balkonie czując się przez moment jak wypalone dno starej studni na skraju lasu. dziwne. przez moment chciałabym być taką Melindą, która eksperymentuje i bawi się życiem. z drugiej strony ta druga Melinda we mnie boi się i wie, że zasady które przyjęła są zgoła inne. wychodzę wczoraj z dkf`u, późny wieczór i ta totalna jasność mnie omamia. gapię się zdziwiona w niebiesko-szarawo-białe niebo, jest jasno, ciepło, błogo... poważnie ... BŁOGO to jest odpowiednie określenie słowo. wyjść z innego (filmowego) świata i zderzyć się z ciepłą i jasną rzeczywistością. nagle ogarnia mnie taki lęk o kogoś kto jest na innym kontynencie. chciałabym być pewna, że też czuje się tak jak ja. odruchowo wyciągam telefon, posyłam tylko esa. nie, raczej nie potrafię tego odpowiednio nazwać, nawet nie próbuje. kupuje z Nibym cappuccino, wyciągamy swoje książki i czytamy prawie do północy przy lampkach, delikatnej muzyce i ciepłym powietrzu miejskiego lata. w drodze do domu rozmawiamy o seksie a raczej o tym jak uboga jest Polaków reakcja na ten właśnie temat. owa chora reakcja na seks jest taka sama jak antysemityzm, pada na mózg niezależnie od wykształcenia profesorowi i sprzątaczce. a przecież kochanie się jest przybliżeniem sobie odrobiny nieba tu na ziemi i zależy to tylko i wyłącznie od nas samych co i jak chcemy.

marzenia zdobywa się ponoć przez osmozę a nie negocjacje. no więc z Agulą ustaliłyśmy w bardzo spontaniczny sposób szybki plan wyjazdu wakacyjnego. parę telefonów i następująca kolejność: tatry-morze-kazimierz-bieszczady. amen. gładko poszło, wystarczy teraz przeczekać jedynie do 7 sierpnia. (pomijam fakt, że już mnie sumienie zżera, że bez Niego bez Niego...) ale taka jestem i albo się przyzwyczaję albo... innego wyjścia nie ma.

opowiadam jej o tym, że po paru latach pracy można się oduczyć naiwności, przestać wierzyć w przyjaźnie między znajomymi z którymi pracujemy; po paru latach przestaje ci zależeć na tym fabrycznym światku, tym żeby było dobrze, żeby się układało f a j n i e bo nigdy tak nie będzie. kończy się pracę, zabiera się swoje zabawki i spada się do swojego świata. taka jest prawdziwa rzeczywistość. za dużo widziałam i słyszałam żeby móc uwierzyć w coś innego. (obym się myliła bo być może kiedyś zostanę miło zaskoczona).

mam tak blade stopy i dłonie, że czasem się ich boję. to samo z workami pod oczami. jutro kolejny nocny dyżur. boję się. psychicznie wysiadam. to nie jest dobre miejsce dla mnie. wzięłam te dyżury żeby zająć sobie czas jak jk nie będzie i po to żeby zarobić. wstyd mi bo rodziciele zapychają oboje popołudniami żeby spłacić dług. więc musze im pomóc i zrobię to choćby nie wiem co. żadna ze mnie bohaterka, zwyczajnie wstyd mi za siebie, że widzę tylko mój własny czubek nosa.

i na koniec - jestem okropna ale Boże spraw żeby te dwie potencjalne ciąże okazały się fikcją, w przeciwnym wypadku ciężko będzie, oj ciężko.

na śmierć bym zapomniała wspomnieć o 27 czerwca! trzy lata temu zerwałam pewną miłość bez szans i bez sensu zresztą i tak go nie kochałam, to był cudny dzień. dwa lata temu broniłam magisterkę a przed obroną nie dość że nie umiałam otworzyć garażu to potem zabrakło mi nagle hamulcy ale wszystko ok skończyło się nocą z jk. rok temu też z jk zdobyłam szczyt o nazwie Łomnica Tatrzańska też ok. a w tym roku ... autentycznie z samego rana osrał mnie ptak. na szczęście. potem tre dziwno niebo i ... wierzę w magię 27 czerwca w moim życiu.

7 komentarzy:

andalo pisze...

niom :) z tego co piszesz, to dziwny dla Ciebie dzień. przełomowy zazwyczaj. dobrze, że dzisiejszy był spokojny i nie obfitujący w żadne życiowe przełomy.

a historia z ptakiem przypomina mi ten film, bodajże "Pamięć złotej rybki", gdzie gość oczekiwał znaku z nieba, czy ma się żenić, czy nie, i w odpowiedzi ptak na niego narobił ;) ale nie traktuj tych moich skojarzeń poważnie :)

a swoją drogą posyłam mailika, bo o pewnych rzeczach na blogu nie da się napisać, niestety :(

niby pisze...

kawałek o ptaku mnie rozbawił najbardziej.

ale z naszych nocnych rozmów o seksie wynikało że chciałabyś z kim? z kasią kowalską?

rozkosz słodkiego smaku truskawego... Tobie brakuje moja droga seksu!!!

vm pisze...

mam dziś gorącą liniĘ NA FRONCIE - AGA EWA ANIA ANETA SYLWIA IZA KARLA

matko moje drogie no jesteście cudowne!!!

i tak wolę kasiękowalską

mary pisze...

cudowna data :)

mary pisze...

ten link do komentow w ostatniej notce, zdjeciu :) PIEKNE - nie dziala..

PiotrTen pisze...

i to by było na tyle w tym pierwszym półroku. od jutra nowe lepsze brzmienie dla Lwów!!!!!!!!!

olga pisze...

to witam w lipcu!
udanych chwil odpoczywania...