poniedziałek, 13 grudnia 2004

...

i przepędzam czarne myśli z mego nieba
swe anoioły budzę śpiące słodko gdzieś we mgle


jak słyszę Jej drżący głos w słuchawce to panikuję lekko i najchętniej siedziałabym z Nią 24 godziny na dobę; myślę myślę cały czas oddychaj będzie dobrze. przecież ma Rafała będzie dobrze. ma przy sobie telefon i samochód jest na zawołanie. przecież nie urodzi w autobusie bo nimi nie jeździ nie?

w ogóle to mam lekki luz w tym roku. i przypominam sobie zeszły i ... mniej więcej wiem, że angażowałam się we wszystko po kolei byleby nie myśleć, byleby nie płakać, byleby znowu nie musieć układać siebie na nowo, byleby móc umęczyć się i zasnąć jak najszybciej przez to. 18 grudnia 2003r nie zapomnę do końca życia jako tego jednego z najgorszych dni w życiu. i jak sobie to wszystko przypomnę to teraz jest o niebo właściwie o seven heaven lepiej. założenia noworoczne udane w 80% i o to chodziło. nie wracam i nie wchodzę do tej samej rzeki żeby ominąć złe wspomnienia żeby ominąć coś co było sztuczne i takie byle jakie na pocieszenie.

zapomniałam dodać a to dość dziwny zbieg okoliczności. bo rano komórka na moich oczach samoczynnie wyłączyła się niewiedzieć czemu. zegar w pracy nad moim biurkiem zatrzymał się o 1:20 a w domu irlandzki zegarek Zielonej luck of the irish nad komputerm zatrzymał się 16:05

to że niby co że moje dni są policzone?

3 komentarze:

olga pisze...

ale weź przestań!

PiotrTen pisze...

a tam zaraz policzone. zbieg okoliczności i tyle.

crazymary-75 pisze...

głupie zabobony ;) daj spokoj