poniedziałek, 22 listopada 2004

a wszystko przez sny; bo gdzieś mi się przyśniło, że

znowu coś się kończy. zrozumiałam to na zacnym wieczornym wykładzie, z przyjemnością wysłuchanym po ponurym dniu. bo nie wierzymy tak do końca w definitywny koniec świata. i ten brak wiary napełnia nas poczuciem rezygnacji: świat w sumie będzie istniał, ale grozi mu śmierć z nudy, śmierć z powtarzalności. ale jest jeszcze inna różnica która jest jednocześnie podobieństwem, czyli powtórzeniem. alternatywnej interpretacji nie podlega dziś Pismo Święte. podlega jej całe dziedzictwo kultury i cywilizacji. herezja staje się czymś tak banalnym i powszechnym, że zaczyna przypominać ortodoksję. nie dotyczy to jedynie religii, dotyczy sposobu istnienia człowieka w świecie. ograniczona umiejętność czytania i pisania przekłada się dzisiaj na powierzchowność właściwą synkretyzmowi. na naukę pisma własnej kultury potrzeba czasu i umieramy z poczuciem, że niewiele zrozumieliśmy. i niestety pragmatyzm współczesności nie ma ochoty na płacenie takiej ceny. wyrusza dalej i dochodzi tam gdzie odpowiedzi są dane i gotowe. w końcu to analfabetyzm pozwala nam żywić nadzieję, ze prawda została gdzieś zapisana.

a poza tym
na Ukrainie wciąż nie wiadomo.
na Słowacji klęska.
Warszawa bez prądu.
Aneta wróciła do pracy – w takim stanie – to nie wiem czy to dobry pomysł.
BH ncm. tylko że wciąż jestem.
Zielona pisze smutnie.
- czasami czuję się dokładnie tak, jakbym jechała autobusem siedząc na ostatnim siedzeniu trzymam się kurczowo poręczy, żeby nie wylecieć na ostrych zakrętach.

5 komentarzy:

kk pisze...

misz masz jest niezły;
empiryczność przekazu - posyłam.
miłego dnia!

andalo pisze...

sama jestem ciekawa, co będzie z Ukrainą. w każdym razie to było do przewidzenia, że Rosjanie tak łatwo się nie poddadzą i zastosują swoje zwykłe metody. w każdym razie moi znajomi z Gdańska już umawiają sie na demonstrację pod konsulatem.

przygody z prądem rzeczywiście były. akurat siedziałam w pracy po godzinach i dwa razy zgasło nam wszystko, ale natychmiast włączali. gdy dotarłam do domu, moja współlokatorka powiedziała mi, że w dzielnicy prądu nie było przez dwie godziny, a moja mama już dzwoniła przerażona, czy dojechałam z pracy, "bo w telewizji powiedzieli, że metro stoi i tramwaje też". tak więc nadgodziny okazały się szczęściem w nieszczęściu...

miłego dnia życzę i pozdrawiam :)

PiotrTen pisze...

mądry wykład przyznaję; oby owocny był... spóżniłem się tylko 20 minut potem mi uciekłaś; potrzebuje na piątek materiały, mam nadzieję że dziś wszystko poszło ok!

eve pisze...

tak myślę że musimy pogadać wkrótce;
całusy dla siostry!

doro pisze...

z Warszawy- już pod prądem- kłaniam się na pomarańczowo cała