wtorek, 24 sierpnia 2004

„niebezpiecznie jest wierzyć w to że coś trwa wiecznie”

rozładowała mi się komórka, chyba odgórnie ktoś przewidział dla mnie odpoczynek od tego małego przywiązania; naładowałam, spoko myślę na szczycie Rycerzowej i ... zapomniałam pinu no jasne że wszyscy wiedzą że nie pamiętam pinów haseł loginów kodów itp. a że zabrałam nowy portfel to nie znalazłam oczywiście żadnej żółtej karteczki z podpowiedzią; i tak to zostałam na czas jakiś bez simensa ale najważniejszym posłałam sms`y z komórki mistrza i powinni czuć się wyróżnieni.

„zajmij się nierobieniem niczego; usiłuj nic nie usiłować; kosztuj to, co nie ma smaku; uważaj to, co nieważne, za ważne; wiele razy wykorzystuj niewiele; odpłacaj dobrem za zło; planuj, co zrobisz, gdy będzie trudno, gdy jeszcze jest łatwo; rób to, co wielkie, gdy jeszcze jest małe”

wieczory z ogniskiem winem książkami „Zima w Sztokholmie” „Jadąc do babadag” zapach suszącego się drewna szum rzeki znajomy zapach pościeli znajome kąty przypominające ludzi zdarzenia rozmowy; nie nie, jestem inna miejsce to samo to jeszcze z czasów „rzeki piedry” ale ja to już nie ja, inne myśli inne marzenia nawet sny inne właściwie jakieś. na szlaku znajduje dwie poziomki (znam ten smak z dzieciństwa) dwie najprawdziwsze czerwone koraliki które w słońcu wyglądają jak dostojna słodycz świata i ten smak w ustach; uśmiech bardziej szczery niż kiedykolwiek.

„wielbiciele sierpnia delektują się nicnierobieniem. trzydzieści stopni w cieniu to zdecydowanie za gorąco żeby robić cokolwiek oprócz bycia wrażliwym i zadumanym”

na Raczy biedny mały kot, borajstwo chude i głodne, z mojej czasówki na pętli nici, 30 minut karmienia kota kiełbasa; nic nie jest w stanie mnie pospieszyć, szlak i tak skończony o dwie godziny prędzej niż planowo, krótki wykład ze szczytów wysłuchany wraz z uczestnikami kursu na przewodników beskidzkich.

wieczorny chłód świece arbuz czerwone wino winogrona ktoś opowiada o Toskanii ktoś o włoskich winnicach i jest bosko czerwono słońce zachodzi potem spadają persejdy wawrzyńca.

„dzisiaj urządziłam sobie samotność, najsłodszą samotność przez cały dzień; książki a potem jeszcze muzyka, jak mogą istnieć ludzie, którzy się nudzą, Boże, jak zdążyć przeczytać wszystkie książki, wysłuchać całej muzyki, zobaczyć wszystkie miejsca na ziemi, nie... nie... ja nie chcę oglądać wszystkich miejsc ale zamiast tego chcę mieć czas na niezwykłe przeżywanie natury ludzi i sztuki, które oferuje ta krótka chwilka życia, i jeszcze trzeba by mieć te kilka chwil na to, aby tylko posiedzieć i pogapić się bezmyślnie”

totalny upał plecak coraz cięższy w uszach raz dwa trzy „gdyby były same piękne chwile nie wiedziałbym że żyłem” zmęczenie spiekota pot i ... uśmiech z wolności tak właśnie świadomie i po swojemu wybrałam wolność odpoczynek beskid żywiecki zaliczone (nie lubię tego słowa) racza rycerzowa babia pilso rysianka romanka krawców choćbym była tu po raz enty zawsze ta sama radość wybrałam narzucony z zaskoczenia wyjazd i zdobycie Lodowego i lubie lubie takie zaskoczenia.

trójka gra nostalgicznie i dostojnie. pada deszcz. zapach palącego się drewna. mam konkretne i obrazowe sny. jest ani smutno ani zanadto wesoło. jest dostojnie dziwnie poważnie. widać sens, sens mądrego życia. nigdy do końca nie rozumiałam Jego wierszy. Miłosz kojarzył mi się zawsze z mądrym i odważnym wyrażaniem swojego zdania. nie bał się krytyki i ataku ze strony kogokolwiek. odwaga bycia nonkonformistą.

„wspinanie się na szczyty jest środkiem, a nie cele życia: środkiem, żeby w młodych latach zahartować charakter do bliskiej walki, żeby zachować w wieku męskim żywotność i przygotować na lata starcze skarb wspomnień radosnych i wolnych od wyrzutów sumienia”

„wchodzenie pod górę jest najbardziej autentyczną aspiracją, która dowartościowuje nawet najsłabsze siły i wynosi na szczyty”

z gór wyszli wielcy i święci ludzi bo ze „szczęśliwej samotności” uczynili swą „jedyną szczęśliwość”

„góry są niemymi nauczycielami i czynią milczących uczniów”


otwieram oczy załączam nigela kennedy`ego z kroke band otwieram okno dzień dobry światu zieleń zza okna mnie poraziła jestem wolna jak nigdy w życiu

Nakręcono nie jeden film i napisano nie jedną książkę o tym jak to dwie kobiety – byłe kobiety jednego faceta spotykają się nagle na wspólnej kawie, piwie, winie; no i się zaczyna! Boże, do tej pory mam pootwierane oczy na maksymalnej szerokości. Ułożyłyśmy całą układankę. Nawet nie sposób opisać tego wszystkiego słowami. Dokładnie te same odczucia, te same emocje, te same reakcje, teksty, szmery i ściemnienia. Wszystko złożyło się nam pięknie w jedną wielką całość. Tzn. jego całość a nasze chore wymysły oczywiście! To niesamowite uczucie słuchać siebie w kimś innym. Niesamowite wysłuchać opowieści które potem powieliły się dokładnie na mnie samej. O kochany, my nie jesteśmy takie głupie jak się ci wydaje, my nie jesteśmy aż tak naiwne i mamy do jasnej cholery uczucia wrażliwość i swoją godność i świat.
Niesamowite. To była najbardziej dosadna i stawiająca na nogi rozmowa tego urlopu. Bo już się gdzieś po drodze rozmazywałam w środku. Udowodniłam sobie wreszcie, że to nie ja jestem ta inna. I niech go szlag trafi za te wszystkie zranienia patrząc z perspektywy czasu. Wkrótce zrobimy wspólną stronę pochwalną pana o którym mowa. Wkrótce. A szczerze powiedziawszy to chyba szkoda czasu oczu i zdrowia.



a Alpy?
mogę półsłówkami?
dzięki.

winogrona i uliczki Innsbrucka... jest cudownie mi...

siedzę na tyrolskim balkonie w Niederau z widokiem na kościół i góry, kolorowe lampki cmentarza dodawają majestatu ... siedzę i wiem, że gdybym nie podjęła takiej decyzji to... Co się ma do takich widoków to, co jeszcze w mojej głowie? uprzątnęłam trochę miejsca na nowe wrażenia.

piję kawę (lattę na zamku Ambras w Innsbrucku) i nic właściwie mi do szczęścia nie potrzeba

mała uliczka Zell am See z kobietami z zakrytymi twarzami jest mi niedobrze a pizza we włoskiej dzielnicy smakuje inaczej niż zwykle, wyzwolenie...

chcieliśmy jak najbliżej tej tęczy spod krimmlowskich wodospadów, wyszliśmy mokrzy i ubawieni jak dzieci potem droga na koniec alpejskiej doliny z kuflem zipferta dalej to już jakiś koniec świata z lodowymi szczytami... gdzie czuło się to zwykłe oderwanie od rzeczywistości.

rzeka Inn w Rattenberg ze szczytem Rettenstein; dyndamy nogami mając cały ten świat w garści choć przez chwilę

świstaki na franz-josefs-hoehe są wyszkolone i głodne i pasują do jęzora lodowca Pasterze, stamtąd wracałam niepocieszona Dzwonnik nie pokazał się w całości taki miał widocznie kaprys; kiedyś tam jeszcze wrócimy ... krowy milki na 2500m npm przebiły wszystko!

svarovski śni mi się po nocach pelargonie i piękne domy i trawa jak pomalowana najpiękniejszą zielenią

najadłam się widokami alp pasma nakładające się jedne na drugie jedne zielone i łagodne niczym nasz beskid inne zgoła odmienne taury prawdziwe po śnieżne szczyty wschody i zachody słońca najlepiej mieć oczy dookoła głowy żeby pochłonąć tego więcej i więcej

można pisać więcej i więcej
zawsze mogę wytłumaczyć gdzie jest dom Mozarta w Salzburgu bo ... Kamila wie. ale buzie miałyśmy pootwierane na widok śmietanki która zjechała się na jakiś strasznie ważny koncert do opery... te stroje bryki nastrój...

powrót do szarej rzeczywistości jeszcze mnie nie boli jeszcze...
jak myślisz że mnie tak łatwo złamiesz to się grubo mylisz.
jak myślisz że ... odp...... sie

zaczęło mi się rodzić w głowie nowe spojrzenie z analizą sytuacji obecnej na czele.dostałam propozycję nowej podyplomówki i w ogóle dobrze ze jest Monia w pracy

9 komentarzy:

kk pisze...

Jezu...
krócej nie szło?
dobrze że byłem na bieżąco.
mógłbym się rozpisać w odp. równie podobnie ale... wolę powiedzieć Ci to osobiście.więc... piękny miałaś urlop pięky.
DUŻY WDECH NA ROK.

Kamila pisze...

masz racje, powrot do szarej rzeczywistosci nie boli i raczej tak szybko go nie poczuje...pelna optymizmu, radosci...nawet na rowerze zrobilam 40 km (jak na mnie to duzy wyczyn) i chyba jutro bedzie powtorka z rozrywki...jeszcze widze te gory, ten wodospad, te szczyty i sistars, az sie usmiech pcha na usta...nic tylko zyc nie umierac...pesymista to optymista z doswiadczeniem, optymista to pesymista po rehabilitacji...cos w tym jest...pozdrawiam i 3maj sie...

olga pisze...

wreszcie!!!!!!!!
siostra!!!!!!!
wydrukowałam sobie czytam do kawy to najwspanialsza dziś prasa z rana.
zamek w innsbrucku no.... potem Ci opowiem.
kochana superancko!
to tymczasem.

mary pisze...

ranyyyyy :) ale pieknie.. ale cudnie..

ps. ale dobrze ze juz wrocilas ;)

andalo pisze...

piękne wakacje, a opis taki, że aż sama w myślach w te wszystkie miejsca się przeniosłam...

PiotrTen pisze...

i nawet przez chwilę mogę czuć się dumnym uczestnikiem niektórych z wyżej opisanych sytuacji;
powiem Ci w zaufaniu - fajna jesteś wiesz!

scarabee pisze...

a "Jadąc do Babadag" jest takie, takie cudowne....

eve pisze...

tylko się proszę nie denerwować nie smucić nie stresować nie ponosić emocjami zbytnio przesadnie nieninie złu mówimy nie!

stula pisze...

eve - za późno!!!!!!!!!!!

Kamila - dzięki!!!!!!!!

Piotr - przestań bo sie rozpłacze!