niedziela, 12 lipca 2009

za(kupy)

czas przyznać się do tego, że jestem zakupoholiczką. zakup głupich kulek czekoladowych potrafi przyprawić mnie o taką radość byle by wejść do sklepu i cokolwiek kupić. ale staram się jak mogę być oszczędna. i tak garnki cudowne emaliowane delikatne z olkusza udało mi się kupić po cenie o 40 zł taniej niż na allegro. udało mi się też w nich ugotować zupę z pomysłu "stula w kuchennym azylu". czyli ucząc Lenę nazw warzyw, a co za tym idzie kolorów smaków kształtów - kroiłam do owego emaliowanego garnka z olkusza po kolei - pomidor ziemniak marchew bakłażan cukinia papryka pieczarka z ogórkiem cytryną czosnkiem i cebulą się wstrzymałam. wywar zalałam śmietaną i podałam z makaronem ala lasagne (małe kwadraciki). wyszła grzybówka warzywna. rewelacja. no i zakochałam się w emaliowanych zwykłych garnuszkach takich jak kiedyś babcie moje używały. poluje na każdą okazję byle tanio :) w szale przecen rabatów obniżek letnich zakupiałam skórzane buty na obcasie i zamierzam je zakładać po 30 roku życia, patrz za dni 19. inne też kupiłam, takie już całkowicie w moim stylu. Len jest cudowną doradczynią - patrzy i mówi: mamo są ok biezemy! albo na pytanie co robimy dalej po odejściu od kasy mówi: no co idziemy na fryty. a na czubku zjeżdżalni szuka mnie wzrokiem i krzyczy: mamo prukać nie wolno bo będzie smlód nie?! poza tym w trakcie spotkania zawodowego na które musiałam ją wziąć - siedzi przy stoliku je bitą śmietanę i przysłuchuje się rozmowie o zleceniu. nagle zauważa głośno - pac mamusia pani ma duzy cerwony biustonos no! faktycznie laska miała przebijającą bluzkę a pod spodem cerwony biustnos. ogólnie jak jadę z moją córką załatwiać sprawy czy to poczta czy bank czy urząd czy biblioteka - jest fajowo! len jest taką małą iskierką, która nadaje tym miejscom inny wymiar. mniej wtedy ponuractwa, złośliwości i rutynowego traktowania klienta. powoli młoda staje się przyjaciółką, z którą nie jedną kawę wypije się w knajpach tego świata.

poza tym książkowo (o homarach), muzycznie (joe satriani i pearl jam), zdjęciowo (kocham zdjęcia liivian talossa!)


a jutro będzie Basia kochana w białym habicie i Domini z Ire o !







czwartek, 9 lipca 2009

koło gospodyń miejskich (viol&len)

czasem nam się pozytywnie nudzi. zwłaszcza wtedy, kiedy deszcz przegania nas z placu zabaw. wtedy:

mamy maliny


tak więc wyrabiamy ciasto z malinami


następnie malujemy farbkami


jemy rosół a ciasto dalej się piecze


i piecze...


wysuzoną lawendę...


...wkładamy do woreczka


wkładamy hortensje do wazonów


i tak też...


niektórzy idą potem na popołudniową drzemkę




była jeszcze zmiana wody rybce i prośba córki o KOLCYKI...


a na koniec, chyba nie chwalilam się moimi ciężkimi drewnianymi drzwami...