czwartek, 28 października 2010

28.10.2010

kwiatowa rocznica ślubu (czwarta).

więc z rana nakropiłam się: różowy pieprz, biała frezja, mandarynka, heliotrop, jaśmin, kwiat migdałowca, bób tonka, wanilia, piżmo.
i coś mi jednak w tej mieszance nie pasuje. bleee...

cztery lata jako żona. a mnie się wydaje, że to już dziesięć.

kurujemy się. lena raz lepiej raz gorzej kaszle, raz lepiej raz gorzej wypija wszystkie leki.
moja sinusoida emocji i zachowań zmienia się co dziesięć minut.
zlecenia przelatują mi koło nosa. ale przecież nie to jest najważniejsze.

pieczemy babeczki chleby ciasta i gotujemy z różnym skutkiem obiady.
uczymy się liczyć pisać zgadywać i rysować.
wyklejamy naklejamy sklejamy.

wyszłam wczoraj z warsztatów psychologicznych szkoły dla rodziców wypluta.
pojechałam w cimną noc pojeździć sobie ot tak samochodem.
z dźwiękami.

kontakt wzrokowy z dzieckiem działa jak balsam na jego duszę.
kocham tego mojego kasłaka.

i po raz pierwszy nie mam ochoty na szykowanie kolacji i niespodzianki.
marze o tym, żeby to mnie dziś zaskoczono miło.
choć raz. (mąż mój sms poinformował, że proponuje maleńki bukiet w tonacji listopadowej. dodałam: z napisem UKOCHANEJ OSTATNIE POŻEGNANIE WOLNY JUŻ ACZKOLWIEK KOCHAJĄCY MĄŻ:)

---

to jedziemy ze zdjęciami :)