Czwartek 02.08.2012
wsch. słońca 4:50 zach. 20:25
215 dzień roku :)
„Miłość jest radością świata,
słońcem życia, wesołą melodią na pustyni” (B. Prus)
Dość wczesny poranek, jak na wakacje -
dość wczesny. Lena jeszcze słodko śpi w naszej sypialni, więc
wykorzystując ciszę, śniadanie (wiadomo płatki, otręby, maliny,
jagody, jogo, syrop z agawy, chleb janosikowy); sukienka; makijaż;
niebieski tusz do rzęs (tylko latem). Lena wstaje godzinę później więc kawa
już nie samotnica, suplementy diety i inne takie: Broncho-Vaxom i
Cleratine na odporność dla Len, Wiesiołek dwuletni (tak, to z czeskiej apteki - pupalka dvouleta) + vit.E +
Amertil dla mnie. I jedziemy do Tygla Rozmaitości na zajęcia
artystyczne u p. Julii. Dziś Lena ma też koleżanki i będą
malowały dla siebie kubki. Ostatnio była biżuteria i decoupage. Mam niecałe dwie godzinki dla siebie więc śmigam po
dwa kilogramy ogórków i kupując sobie kawkę, zasiadam wygodnie
przy stoliku w cieniu; rozkoszując się ciszą, latem, słońcem i
świętym spokojem. Chwilę to trwa, no może dwie:) Potem kilka
telefonów, w tym jeden do Ćmy, która ze swoim M. baluje w
Kostrzynie; plan dwóch konspektów; lektura „Tak sobie myślę”
p. Jerzego Stuhra, przy której mam mokre oczy, raz od śmiechu raz ze wzruszenia. Cudowność!!! W okolicach południa odbieram
przeszczęśliwą Lenę z warsztatów i śmigamy na pomidorówkę do
ulubionej knajpki. Potem dom. Lena oddaje się zabawie z lalkami a
mnie została kuchnia – myje ogórki upycham je w słoju, dorzucam
wiadomo – czosnek, gorczycę, liście wiśni, korzeń chrzanu. Uwijając się pomiędzy łazienką (pranie), Leną (mama pić
i jeść) gotuję na parze bułki drożdżowe (kluski na parze po
naszemu), szykuję kanapki na kolację oraz sobie sałatkę (buraczki
upieczone w piekarniku, ser feta, sól i pieprz ocet balsamiczny +
rzecz jasna, pomidory i ogórki). Lena je obiad, w międzyczasie
wpada JK, buzi buzi i każde w swoją stronę. My na basen fabryczny.
Boska woda, słońce, lekki powiew wiatru. Cisza. Wiry wodne, kremy z
faktorem (of course p. Kosmotolog). O 16tej zostawiamy nasze
kąpielisko i śmigamy na konie. Dziś upał ale Szajbus chętny do
jazdy, jak zawsze. Lena decyduje się na stęp i ćwiczenia
rozciągające. Po jeździe obowiązkowe lody krówkowe Zielonej
Budki i z powrotem na działkę. Przed 19tą jeszcze plusk do wody i
prysznic dziadkowy. Po lekkiej kolacji (z takiej „śniadaniówki”)
wracamy ok 21ej do domu. Lena zasypia w połowie czytania „Basi i
przedszkole”.
Tak sobie myślę, motto dzisiejszego
dnia z mojego kalendarza było trafione w 100%. Codziennie od nowa na kolanach powinnam
dziękować, za to co mam. Niby trywialne, proste, oczywiste, a
jednak magiczne chwile z miłością mojego życia.
_____*(letni projekt reportażowy dzień po dniu by stula & len)
Zapraszamy do Tygla (skąd pochodzi ostatnie zdjęcie)
POZOSTAŁE DNI Z REPORTAŻU:) NA STULA.BLOG.PL/
ZAPRASZAM!!!!!
3 komentarze:
Kolorowo,kreatywnie,wesoło,pięknie
Dla mnie ta historia już nie była aż tak bolesna, jaka by była gdybym miała ją napisać w gimnazjum. Wtedy na mojej twarzy nie było miejsca bez krost i gul, o wiele gorzej wszystko przeżywałam. Teraz odcinam się od tego co było kiedyś. Między teraźniejszością a przeszłością jest przezroczysta ściana. Widzę co było, ale jest ode mnie oddzielone, więc już mnie nie dotyczy. Długo trwało budowanie tej ściany, ale udało się i już mnie to nie boli. :)
Jak dla mnie bardzo ciekawe ,będę obserwować i czytać tego bloga.
Prześlij komentarz