ponieważ w tym roku postanowiłam, że nasza żywa choinka będzie bez światełek i przystrojona tylko w naturalne ozdoby - zakupiłam dla Leny sztuczną, którą ubrała sobie sama od początku do końca w bombki i inne... (ok, światełka zawiesiłam ja).
uwielbiam zapachy świąteczne, a z Egiptu przywiozłam sobie wiele przypraw.
jako, że dziś sobota to zarządziłam w domu, że sprzątamy pieczemy i wyżywamy się artystycznie. kazałam Lenie przygotować się. więc przyszła do kuchni, mówiąc "jestem mamuniu gotowa", o tak przyszła:
więc upiekłyśmy najpierw piernik a potem zrobiłyśmy ozdoby z masy solnej.
potem figurki schły a myśmy poszalały na sankach i porządnie wymarzły a herbata z cytryną i sokiem malinowym smakowała jak nigdy. po czym stworzyłyśmy sobie warsztat taki:
zapach pomarańczy i goździków to podstawa zapachowa świąt!
nie ma jeszcze żywej choinki ale za to JK przyniósł do "podreperowania" bonsai więc podlewam i zraszam i czule mówię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz