poniedziałek, 7 sierpnia 2006

07.08.2006r.

czasami zdarza się taki dzień, że po umwówionych czterech spotkaniach wychodzę potłuczona. idę wolnym krokiem, kapie mi deszcz na głowę, mam zanik mowy. bo najpierw słucham opowieści młodej której lekarze dają pół roku życia. potem muszę przeprowdzić alimentcję u rodziców których córka umiera na raka głowy, on odszedł a dzieci chcą sie dalej kształcić. potem pierwsze spotkanie z młodą której mąż dwa tygodnie temu odebrał sobie życie. potem widzę na przystnku jak matka wita się z dziećmi których ojciec łaskawie zezwolił na widywanie się z nią. potem już nic nie widzę; potem muszę to zgrabnie bezemocjonlanie opisać żeby potem pomóc.

wiecie. to nie jest takie proste jak się wydaje. wcale się tu nie użalam nad nikim ani nad nimi ani nad sobą. w końcu taki zawód.

zwyczajnie czasem zdarza się taki dzień. lubię w te dni deszcz nie widać czy to kropla na twarzy czy. oki wracam do pracy.

6 komentarzy:

PT pisze...

hmmm
trzeba wiele doświadczenia wiedzy pokory spokoju... wymienić by tu trzeba wiele czynników które są niezbędne by normalnie fukcjonować w tym zawodzie.

podziwiam!

mary pisze...

..........

Elik pisze...

Ja też chyba podziwiam, bo przy zetknięciu z takimi sprawami psyche by mi pewno wysiadło...

W piątek wyjeżdżam!! Hurra!!! :))

niby pisze...

ale potem wraca się do normalnego domu i jeszcze bardziej docenia się to co się ma!

DD pisze...

Hmm. Lepiej, że masz problem z bezemocjonalnym opisywaniem „spraw” niż z wczuciem się w nie. Tak sobie myślę. Że mogłabyś podchodzić do tego tak, by jak najmniej Cię to ruszało. Niektórzy tak się właśnie bronią. Ale wrażliwość oprócz oczu w mokrym miejscu daje też dużo siły. Twoją siłę podziwiam :* Napisz mejla, co? :) Jak się czujesz?

stula pisze...

mail poszedł