sobota, 26 sierpnia 2006

26.08.2006r.

dziwny tydzień. znowu nas o jednego młodego mniej. M. był sąsiadem z klatki obok. w A. podkochiwałam się platonicznie w liceum. zatańczyliśmy pare kawałków pearl jamowych na jednej z osiemnastek. dwoje malutkich dzieci nawet nie będzie go pewnie pamiętać. smutne. staje na balkonie i mam obraz wysokiego czarnego przystojnego i dobrego faceta. wczorajsza wizyta w szpitalu u taty P. przypomniała o tym co kruche i słabe ale też uświadomiła, że nie jesteśmy wieczni dlatego warto każdego dnia żyć tak jakby był on ostatnim. odwiedziłyśmy dziś z Ćmą nasz kościół Wawrzyńca. był ślub. i pomyśleć, że za 9 tygodni o tej porze to my będziemy przed tym ołtarzem.

update 27.08.

wczorajszy wieczór noc i poranek dziś całe Pink Floydowe całe. magia zwyczajna magia. znowu odżyły dawne uczucia i emocje. jestem pod wrażeniem. mam ścisk żołądka.

4 komentarze:

domi pisze...

Szok jeden za drugim...Dostałam wiadomość od Grzipa; następnie dowiedziałam się o dwóch maleństwach od H. i L. Z jednej strony smutek, z drugiej radość... Masz rację, powinniśmy przeżywać każdy dzień jakby był naszym ostatnim, bo nie znamy ani dnia ani godziny...A ja już chciałabym się pozbyć mojego nadbagażu i mieć wszystko za sobą, za Was też trzymam kciuki! Wierzę że się uda, tak jak innym się udało...Pozdrawiam:-)

vm pisze...

trzymaj się moja droga; już nie długo "pozbędziesz" się tego maluteńkiego nadbagażu. POWODZENIA.

siencja pisze...

Kruchość człowieka...
Takie sytuacje zmuszają do refleksji egzystencjalnej.
Czasami boli...

dgsgtws pisze...

sgsgssczacza swgfws