sobota, 11 listopada 2006

jesień 2006r.

02.11.2006r. czwartek Katowice – Ligota
pokój nr 9 z trzema paniami w tym jedna siostra zakonna z niebiańskim spojrzeniem. dziwnie ale bezpiecznie...
było...

piątek (27.10.2006r.)
samochód, jazda z butelkami, owocami; rybnik – kraków – katowice. stres. katar. kaszel. gorączka. Rynek krakowski i spacer (jakbym szła obok siebie). jemy ulubione naleśniki ze szpinakiem i brokułami; kapią mi łzy z oczu z kataru z emocji z niemocyz wysiłku ale przecież trzyma mnie tylko to, że jutro jeden z ważniejszych dni w moim życiu!

SOBOTA (28.10.2006r.)
1:30 jeszcze nie śpię; 2:30 powoli zamykają mi się oczy. budzę się o 6:10, prysznic, kawa i lekki stres na śniadanie; jadę pod salon, zapominam welonu, wracam. S. siedzi już na krześle, K. maluje mi moje pięknie wyhodowane paznokcie, M. czesze mnie zakłada welon i wogóle podoba mi się to co stworzono na mojej głowie. dzieci na ulicy widząc mnie krzyczą “patrz, pół pani młoda”. odbieram bukiety dla rodziców, oglądam mój ślubny – jest taki jaki sobie wymarzyłam. wracam do domu. L. maluje już Ćmę; potem siadam ja, dopiero w butach i sukni całość wygląda tak jak miałam w planach. dzięki Ci Boże za to, przepraszam za chwile zwątpienia. spokój miałam w sobie do momentu jak przyjechali dziadkowie i reszta rodziny. zerkając przez okno i widząc już podjeżdżający samochód z moim JK zrozumiałam, że to już, że to ten moment. spokój i opanowanie, wewnętrzna radość. błogosławieństwo rodziców. jazda przez las w słońcu i rudych liściach do kościoła (naszego ukochanego od św. Wawrzyńca). pare zdjęć przed mszą, witanie gości. radość. i wreszcie wejście do kościoła z uśmiechniętym księdzem w środku. czas mszy był chyba najdostojniejszym i najmilszym etapem całego dnia. dopiero w połowie zaczęły mi drżeć nogi. przysięga przed Bogiem i świadkami - wypowiedziana pięknie i pewnie, z delikatnym wzruszeniem w głosie. patrzę w oczy JK widzę ciepło i dobroć – mówi specjalnie dla mnie “ciebie violu”. śmieje mi się głowa, śmieje mi się całe wnętrze. życzenia księdza to w zasadzie pierwszy autentyczny moment wzruszenia, łzy spływają po policzkach (twardo wytrzymałam w trakcie czytania mojej siostry). wychodzimy przed kościół, życzenia, wzruszenie przy życzeniach S. R.A. A. milion kwiatów i prezentów. każda najmniejsza rzecz cieszy nawet elfik na szczęście. w drodze na salę sesja zdjęciowa. pierwszy taniec przy Kenny G. i podziękowania dla rodziców, obiad, tort. uciekamy do lasu do rudych kolorów do spokoju zapachu. potem już tylko zabawa, w którymś momencie zerkam zza stołu na bawiących się naszych gości i ... nie umiem uwierzyć, że to nasi ludzie, nasi bliscy przednio bawią się na naszym weselu!!! ciarki przechodzą mnie po plecach, wzruszona i radosna wywijam z mężem przy rytmach weselnych (dobre dobre). tchu czasem brakuje bo wszyscy chcą zatańczyć z młodą. popijam delikatnie białe wino i mam wrażenie dobrej imprezy której wraz z Paśnym jesteśmy autorami dedykując ją dla naszych bliskich. w okolicach czwartej nad ranem padamy w łóżku zmęczeni. teoretycznie zmęczeni.

niedziela (29.10.2006r.)
śniadanie z naszymi gośćmi hotelowymi. rozmowy, podziękowania, zaproszenia. pakujemy plecaki i wybieramy się na “trzydniówkę” po weselną. po zmroku docieramy do krynicy do naszego “domu z duchami”. zajadamy sery z żurawiną zapijając butelkami czerwonego wina, wspominamy, wrażenia na gorąco. jest pysznie!!!

poniedziałek (30.10.2006r.)
przebudzenie. powolne niczym nie przyspieszone wstawanie z łóżka w radości, wolności i wypoczynku. za oknem pierwszy śnieg, przymrozek. przełęcz tylicka, cerkwie łemkowskie, wody lecznicze. autentyczny dzień radości z życia, z siebie, z wolności. siadamy wieczorem na naszej werandzie. nic dodać nic ująć. czerwone wino i nasze ciepło. pachnie świeżym górskim powietrzem. kocham.

wtorek (31.10.2006r.)
rano muzeum i Nikofor. pijemy wodę i chłoniemy zielony kolor bananowców i bambusów. spokój o jakim marzyliśmy przez cały rok. łapczywie łapiemy te momenty z świadomością, że długo się nie powtórzą. jedziemy przez Muszynę, Piwniczną, Rytro do Starego Sącza. w Marysieńce pijemy pyszną kawę i jemy przepyszny obiad! szukamy noclegu. w Słoneczku opychamy się roladami i kotletami weselnymi (gdyby nie ta żurawina). urodzinowo dla rodziców zamawiamy box Marka Grechuty.

środa (01.11.2006r.)
msza u Klarysek w Starym Sączu w kościele św. Kingi. powolna podróż w stronę domu. kawa w Nowym Targu we włoskiej kafejce. wizyta u rodziców. cmentarz. oglądamy zdjęcia z wesela. nie śpię pół nocy. marzę o spokojnym śnie, może kiedyś jeszcze.

czwartek (02.11.2006r.)
pobudka 5:15. klinika. jestem jeszcze żywa. zobaczymy kiedy zdołam tu jeszcze kiedyś naskrobać?
przeczytałam zalecenia anestezjologa. postaram się.

wtorek (07.11.2006r.)
pamiętam dreszcze i zimno zaraz po powrocie z bloku na salę pooperacyjną. pamiętam zapach męża przy mnie i jego ciepłe ręce. pamiętam całą rozmowę z nim i potem już ciepło... pamiętam ból i odmawiane po cichu modlitwy. pamiętam pierwszy szok po zobaczeniu rany i szwów (17chyba). pamiętam pierwsze drżenie kolan i zawroty głowy przy pierwszych samodzielnych krokach przez korytarz w drugiej dobie pooperacyjnej. pamiętam wizyty najbliższych. z godziny na godzinę nabieranie siły i radości do życia. pierwszy kleik i zupka warzywna; kisiel i ziemniaczki. zielona herbata w kawiarence na dole wśród żywych dodała mi skrzydeł. poniedziałkowy spacer z mężem korytarzami kliniki i winda tylko dla nas. wszystkie noce oprócz ostatniej były bogate w sny (chyba po morfinie). po pierwszej kąpieli czułam się jak po tygodniu w spa w krynicy. wszystkim mówiłam, że udaję chorą. bywały momenty kryzysu i fizyczne i psychiczne ale z taką rodziną jaką mam to można góry przenosić!
a więc wyleżałam się tutaj, jestem wśród żywych i sny mam iście kulinarno-erotyczne,

dziś 11 listopada 2006r. szwędam się w pidżamach i szlafroku. popijam sok buraczano-jabłkowy. jem suchary i wyciągnęłam pangę z zamarażarki. Ćma mi posprzątała mieszkanie i za chwilę poplotkujemy i obejrzymy ok. 700 zdjęć z wesela. ba.

6985493_img_5548.jpg


7057872_img_5554.jpg

9 komentarzy:

mary pisze...

boże jak pięknie...

:*

Siencja pisze...

Piękne te wspomnienia. Twoje. Wasze. Na zawsze.
Pozdrawiam i życzę Wam wielu pięknych wspomnień tych miłych dni, jak również tych trudnych, ale równie silnie umacniających Waszą Miłość.

e.flow pisze...

hmmm az sie rozmarzylam..
rany co to znow za operacja? dobrze wszystko nie? trzymaj sie i zdrowa mi tam badz
buziaki

Elfica pisze...

niesamowite to wszystko tyle przeżyć w tak krótkim czasie, tyle emocji :) aż nie mogę się doczekać naszych rozmów przy kawce jak będziesz mi opowiadać :) cieszę się, że powolutku wracasz do sibie teraz zdrówko jest najważniejsze :) całusy

domi pisze...

Ale jesteś odważna kobieto...!!!
Przynajmniej to już za Tobą i możesz cieszyć się Waszym szczęściem ! Jeszcze raz gratuluję! Całuje i trzymam kciuki!

DD pisze...

podziwiam i życzę siły i pomyślności :) z całego serducha!!

elik pisze...

Kochana, piękne te wspomnienia. Jejku, jak mnie ta myśl cieszy!! Gratulacje, gratulacje..:) Życzę Wam z całego mojego serducha dużo szczęścia Mili Małżonkowie ;) A Tobie dodatkowo dużo zdrówka. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko wszystko dobrze.

andalo pisze...

pięknie....
moc uśmiechów :))))))))

DD pisze...

a można prosić o zdjęcie??? :)