poniedziałek, 31 października 2005

31.10.2005r.

jeden z dwóch najukochańszych mężczyzn mojego życia obchodzi dziś urodziny. osobiście życzę jeszcze więcej spokoju i cierpliwości! kocham mojego rodziciela za dobroć i pracowitość, za szczerość i miłość, za wszystkie zasady, które w nas zaszczepił. jest dla mnie wzorem. nie potrafię opisać ogromu miłości i szacunku jakim Go darzę!

STO LAT!!!

piątek, 28 października 2005

28.10.2005r.

dla A. miałam napisać wesołą notatkę; postaram się moja droga. pomijając naszą fabrykę w której ostatnio dzieje się o wiele za dużo i na dodatek dzieją się same smutne rzeczy (potwierdzisz prawda? BK też pewnie to uczyni jak tu zajrzy) to poza nią wszystko inne jest przecież wesołe! gratuluje obrony Pani Magister! (od miesiąca mamy zaległą kawę i ciacho wiem).

wyczytawszy z moich poprzednich jesiennych wpisów, że przeczucia z początku roku, dotyczące dobrej jesieni się zwyczajnie sprawdzają – to dodam tylko, że tej jesieni tylko z moich włosów jestem niezadowolona.

żeby nie było aż tak optymistycznie to przyznam się do:
- chwilowych opadów rąk, do płaczów oczyszczających, do paru chwilowych załamań, do myśli czarnych, że nie zdążę, że nie dam rady; do sekundowych zwątpień, do całej masy pogodzenia się z tym, że póki co tak być musi i inaczej nie będzie.

nie skomentuję sytuacji politycznej bo za dużo czytam powtarzanych głupot, za dużo narzekań. odnoszę wrażenie, że naród został chyba zmuszony do zagłosowania na PiS. odnoszę wrażenie, że to PiS wygrał wybory parlamentarne to PiS prezydenckie a teraz jakoś nie chcą PO włączyć do klubu sprawujących władzę! jak to tak? wniosek z tego taki, że gdyby naród chciał żeby władzę sprawowało PO to co, to trzeba na PO zagłosować? wiem wiem, połowa została w domu i to ta owa połowa narzeka najbardziej. za 4-5 lat należy poważnie obawiać się rządów Giertycha i Leppera. to jest jedyne zło i zagrożenie.

wracając do wesołości. wesołe są powroty wieczorne do domu z jk. wesoło jest jeśli ludzie się dogadują ze sobą w kulturalny sposób bez podchodów i kombinacji. wesołe są purpurowo – żółte liście. czy ktoś kiedyś zastanawiał się na życiem takiego sobie liścia od zieloności po rudość, spadek na ziemię i zgnicie w niej, śmierć w kontynerze na suche liście które ktoś zagrabił lub takie spalenie się w ogniu? wesołe jest mocne i pewne stąpanie po ziemi ze świadomością całego zła o które chcąc nie chcąc trzeba się otrzeć a jednak umiejętnie nie pozwala się na dotarcie do wnętrza własnego umysłu. to też jest pewien rodzaj radości. cichy płacz w kącie jeśli nikt nie widzi też przynosi radość bo daje ulgę, uwolnienie, oczyszczenie, nabranie dystansu. czy tyle na dziś o radości wystarczy droga A.?

czy to prawda, że wszystko, co wiemy o drugim człowieku, to w 20 proc. fakty, a w 80 proc. fantazja, koszmar, iluzja, projekcja... czy to prawda? wiem co Go denerwuje, wiem co boli, wiem czym Go zdenerwować a czym udobruchać, wiem jaką zrobi minę i wiem co każda oznacza, wyczuwam każde spięcie w powietrzu, milczenia rozpoznaje nawet. najgorzej jednak byłoby znać się na wylot, do znudzenia, do zgubnego przewidzenia wszystkiego od a do z. najważniejsze w tym wszystkim to te same chęci, te same zapatrywania, podobne reakcje. mówi mi: pooglądajmy dziś telewizje i oglądamy głupie filmy odpoczywając; proszę go napijmy się babskiego wina i pijemy dwie butelki tocząc rozmowy z cyklu o życiu ogólnie; dopasowujemy godziny pracy, dyżurów, zajęć, idziemy na pozytywne kompromisy, rozmawiamy o analogicznych problemach zawodowych, robimy sobie prezenty, posyłamy szczere do bólu sms`y, kochamy się, jemy, robimy zdjęcia, słuchamy muzyki ... ja naprawdę nie muszę niczego wiedzieć na 100 proc. wystarczy, że ufam, kocham i mam wreszcie szczere poczucie bycia kimś najważniejszym dla Niego. jesteśmy MY, to jest NASZE, to MY mamy coś tam – aż mnie ciarki przechodzą po plecach jak to słyszę.

jestem w fazie gdzie zmęczenie fizyczne jest wprost odwrotne do zdrowego i szczęśliwego stanu psychicznego. i powiem szczerze, że taką zależność chciałabym utrzymywać jak najdłużej!

mimo zmierzłości chociażby przy dzisiejszym śniadaniu (przyznaje się że mi głupio) to powiem Wam moi mili JESTEM SZCZĘŚLIWĄ 26 LETNIĄ LASKĄ KTÓRA BYNAJMNIEJ NIE ZAMIERZA SIĘ Z TEJ SZCZĘŚLIWOŚCI COFAĆ TYLKO DLATEGO ŻE PRZYSZŁO NAM ŻYĆ W NIEZBYT RADOSNYCH CZASACH.




poniedziałek, 24 października 2005

24.10.2005r. 21:09

Zielona była jest i będzie, zawsze, jakkolwiek by nie była daleko ode mnie. Nie ważne czy widzimy się co dwa lata czy co rok, nie ważne, że kiedyś pisałyśmy listy co dwa tygodnie teraz raczej co porę roku. Jest w moim sercu i umyśle taki kawał sporego i ciepłego dla Niej miejsca. Jest przyjacielem takim przez duże P. Jest wspomnieniem pierwszych górskich kroków, zwyczajów, zachowań. Jest pierwszym moim przewodnikiem. To nie jest ktoś kto przychodzi i odchodzi, Ona jest cały czas, jest.
Są momenty kiedy mi Jej autentycznie brakuje, idę szlakiem i czuję Jej zapach obok tak namacalnie ale wszystko to dobre, pozytywne i wesołe. W zasadzie dopiero rok po Jej wyjeździe będąc w górach na Hali Krupowej płakałam z tęsknoty po raz pierwszy. Samą siebie wystraszyłam, że to aż takie mocne!


(pomijam, że pms przyszedł niespodziewanie i się poryczałam do monitora, dobrze, że nikt nie widzi. na długą dzisiejszą nockę w eter załączyłam "O dwóch takich..." bez aluzji bo autentycznie lubię słuchać tej bajkowej muzyki)

niedziela, 23 października 2005

local hero 1983

wróciliśmy do źródeł czyli początków luty 2003r.(update 22:49 już poprawione i póki słonecznik trzyma nam się w kuchni to tak też będzie, potem mam malutki plan)
w ramach wolnej niedzieli zaraz tutaj coś wykombinujemy, ubierzemy jakoś tę stronę, póki co zbieram zespół w sensie: aparat książkę i płytę z filmem i spadam do moich przyjaciół.(update 22:49 było miło zasnę z poczuciem niezmarnowanego dnia)

dobra ale pusta jakaś niedziela. dobra bo ciepła i ruda. pusta bo bez jk.(update 22:49 już nie taka pusta zaraz zasnę ciepło i miło marząc o mlecznych snach)

aha i wybory...
(update 22:51 i już po... przyznam się że delikatnie jestem w szoku; co będzie zobaczymy, w każdym razie usypiam bezpiecznie


coś za dużo o tym śnie
a więc

d o b r a n o c k a

czwartek, 20 października 2005

...

to będzie notka w duchu optymizmu dlatego też osoby z jesienną depresją, co by je bardziej nie rozdrażnić, proszone są o zamknięcie tej strony.

bo muszę się przyznać do czegoś zanim to coś zniknie zanim odejdzie nie wiem, zanim zniknie tudzież uśnie snem zimowym.

jest to najłagodniejszy październik w moim życiu. wszystko ale to absolutnie wszystko idzie w dobrym kierunku. nie nie. nic rewolucyjnego się nie dzieje. nic. wszystko w normie i po staremu. pare porządnych umów prac pobocznych, nowe roczne studia od soboty, nowy aparat fotograficzny, w planie osiem kolejnych felietonów i cztery prace, kontynuacja zaczętych projektów dwa lata temu. niby nic. ale w jak cudownie dobranym czasie to się odbywa to sama wyjść z podziwu nie mogę. pomijam oczywiste zawiłości i moje złości czasem. pomijam nerwy i chwilowe stresy - nie jest dobrze jeśli przez trzy godziny szukasz zgubionych paru tysięcy w raporcie a potem i tak znajduesz. jeszcze do końca nie opanowałam spokoju. płaczę potem jak już jestem w bezpiecznym miejscu i nikt oprócz najbliższych nie widzi, płaczę jak mnie głaska po głowie i na sto procent rozumie bo któż inny. tylko zanim to wszystko legnie w gruzach to chciałabym pochwalić się tym, że od niepamiętnych czasów jestem tak szalenie szczęśliwa, tak szalenie cieszą mnie dźwięki i kolory, tak wyraziście wiem co bedzie dalej i cieszę sie jeśli to następuje a dodatkowe atrakcje ocieplają dodatkową energią duszę ponoć na zimę. wędrujemy po czeskich ogrodach, fotografujemy zamki, przedzieramy się zielonym-uśmiechniętym drogą do szczęścia, przykładamy głowę do głośników z których uspokajająca muzyka, wchłaniamy spokój, ciszę, przyrodę, siebie...

jest absolutnie dobrze.
więc cicho w duchu zbieram siłę na dalszą wędrówkę do przodu. ze stoickim spokojem i nadzieją przyjmuję do świadomości, że przed nami jeszczce większa pogoń!

byleby nie zgubić po drodze siebie nas.
to moje marzenie jesienne.


środa, 19 października 2005

dziś trochę o fotografii...

...jak oddać to, co nieuchwytne? czy można sfotografować stan modlitwy, miłości, szczęścia? jak pokazać na zdjęciu coś, co stanie się za chwilę?

(bo zapomniałam się pochwalić, że od paru dni posiadam niejakie cudo a mianowicie kodaka dx 7590)

„we współczesnej fotografii królują dwie skrajności. z jednej strony to fotograficzny język inwektyw, z drugiej – przestylizowany świat retuszowany komputerowo, jak komplementy bez pokrycia. i jedna, i druga skrajność pozbawia nas możliwości zrozumienia człowieka. Bóg dał nam jedną twarz, a my dorabiamy drugą. czasem lepszą, czasem gorszą. ale najczęściej nieprawdziwą. z próżności lub z chęci zysku. najciekawsze i najpiękniejsze jest to, co znajduje się pomiędzy skrajnościami. rzeczywistość. kwintesencją sztuki jest – empatia, cisza, bezruch. robienie zdjęć jest kontemplacją otaczającego nas świata. uczucie szacunku i zachwytu dla realnego świata. mimo że czasem trudno kochać rzeczywistość, to jest ona w istocie oszałamiająco piękna i fascynująca. fotografia może służyć odsłanianiu ukrytej prawdy o ludziach, o świecie.” (Anna Włoch)

„fotografia jest środkiem, dzięki któremu możemy utrwalić to, co niewidzialne. fotografia jest często pretekstem do zdobycia nowych doświadczeń. cykl „de profundis” to próba sfotografowania stanu modlitwy; przeniknięcia do rzeczywistości transcendentalnej. czyli coś, do czego zdążają wszystkie religie świata, czyli Miłość. Miłość jest zasadą budowy kosmosu. kto nie umie kochać, nie umie się otworzyć. kto kocha, ten przyjmuje. Miłość jest warunkiem wzrostu i rozwoju. nikt nie zapyta nas u kresu, czy byliśmy katolikami, buddystami, ale ile kochaliśmy. a fotografia... to droga kształtowania życia, pracy nad sobą. robienie zdjęć zmienia percepcję świata. można dostrzec rzeczy, które umykają innym. Minor White wyróżnił cztery etapy, przez które przechodzi fotografujący. pierwszy – fotografowanie tego, co zewnętrzne. drugi to identyfikacja z podmiotem. trzeci etap dotyka sfery duchowej, wiąże się z przekazywaniem przeżyć. w czwartym etapie „doznaje się oświecenia”. zdjęcia nie mogą być tylko zewnętrzną rejestracją rzeczywistości, ale również przekazem emocjonalnym.” (Izabela Jaroszewska)

„fotografia jest idealną formą wyrazu. słowa są niepotrzebne, bardzo łatwo zakłamują rzeczywistość. myśli się obrazami – nie słowami. dobre zdjęcie zawiera w sobie całą sytuację – to, co było wcześniej, co dzieje się w tej chwili i co stanie się za moment. kobiecie fotografowi chyba łatwiej przekroczyć granicę zewnętrznego piękna i zachwycić się wnętrzem osoby, która pozuje.” (Agata Cholewińska)

niedziela, 16 października 2005

przemyślenia niedzielno poranne spod ciepłej kołdry w 27 rocznicę!

trzeba stale eksponować to, co w sobie mamy dobre. jeśli masz w sobie wiele światła to świeć. masz go mniej, to świeć słabiej. zawsze pozwól swemu światłu świecić, nie ma nic gorszego niż rozsiewanie własnych ciemności, własnych mrocznych zakamarków duszy i umysłu.

prawdziwa szczerość polega na tym, że dajesz stale pierwszeństwo dobru w tobie i pozwalasz aby promieniowało. taka szczerość prowadzi do prawdziwej wolności. prawdziwa wolność polega na tym, że nie kierujesz się zewnętrznymi impulsami, że nie jesteś niewolnikiem wszelkich możliwych wrażeń, uczuć, pożądań.

potocznie uważa się, że wolność to możliwość nieograniczonego wyboru tego, co się chce. jednak taka wolność jest znakiem, że jesteśmy istotami upadłymi. tragizm takiej istoty odsłania fakt, że niestety mamy skłonności do wybierania tego, co złe, ciemne, szare. tylko człowiek prawdziwie wolny spontanicznie wybiera światło i dobro. jeśli tylko pozwolisz prowadziś się temu, co pochodzi z głębi ciebie, z tego co dobre i jasne - wtedy będziesz autentycznym i dobrym.

apropos jeszcze milczenia, które jak odkrywam powoli - ma niesłychaną moc! stwarza atmosferę, w której łatwo dosięgnąć głębi. w milczeniu otwierają się nowe perspektywy. słowo, które pada w milczenie, ma o wiele większą uwagę!

- miłej niedzieli!

poniedziałek, 10 października 2005

...

ogólnie wiem, że nie wyrabiam cokolwiek by to nie oznaczało!

pewnie się ułoży ale póki co mam wrażenie, że przygniotło mnie milion ton naraz!

update! 11.10.2005r. 7:45
poranek nazwijmy "płytowy" - po którym już do końca życia będę pamiętać zasadę obchodzenia się z cd. zasadę płytową przyjęłam żelaźnie - nigdy więcej!!! wbiłam sobie do głowy. przepraszam. (śmiej się lub złość ale w życiu nie przypuszczałam że to takie ważne.)
wczorajszy dzień był zabiegany cztery następne zapowiadają się podobnie. oczywiście, że gdzieś po drodze wszystko ułożyło się w plan idealny i oby tak do piątku!
najważniejsze to - a. katowice - szkolenie b. kędzierzyn - zakup c. racibórz - praca i lekarz usg d. gliwice - umowa o przyszłość e. rybnik i spółka f. tychy i artykuł g. spokój spokój spokój spokój ... wszystko będzie dobrze!
wiem to ... lubię jak idziemy lasem w uszach mamy muzykę, potykam się o kamienie, przytulam się do Ciebie, wystraszona ale szczęśliwa wiem, że nic innego ważniejszego wewnętrznie ponad to... potem świeci żołty księżyc a w tle Niemen śpiewa "mimozami jesień się zaczyna ... świeci żółty październik". ładuje swoje akumulatory wtuleniem głowy tak żeby czuć rytmiczne uderzenie Twojego serca czuć to ciepło na którym najbardziej mi zależy.

nie potrafię się obrażać już na nikogo; nie jest w stanie mnie wyprowadzić nic ale to absolutnie nic z równowagi; nie potrafię a nawet nie chcę zwracać uwagi. tak mi zwyczajnie - nie wszystko jedno nie! - ale tak według mnie można bez urazy funkcjonować w trywialnych sprawach dnia codziennego w pracy w domu w życiu!

w tle Even Flow Pearl Jam`u (przypomniało mi się że mam złote jedyne moje płytyki PJ i nie wyobrażam sobie żeby ktoś mógłby je dotknąć swoimi paluchami!!!!!!!!!!! no tak!!!a jednak coś w tym jest!!!!!!)

kocham mojego mężczyznę ponad ponad ...
- dobrego dnia nocy !!!


no i zapomniałam dodać! moja droga A. ma syna Aleksandra Gabriela wczoraj 3,5 kg chłop jak dąb! gratulujemy!

piątek, 7 października 2005

...

otwieram tygodnik i na jednej stronie wszystko co cenię najbardziej ostatnimi czasy: - jazzowy szept Garbarek i jego koncert w kościele warszawskim; - nowa płyta Cracov Klezmer Band z Johnem Zorną; - nostalgiczna Cesarie Evora!

zrobiliśmy w pracy z Tomkiem test wyborczy; o wynikach nie mówimy głośno. nigdy nie należy wierzyć testom!

nigdy nigdy

poza tym jest BAjECZNIE normalnie i kochanie.

niedziela, 2 października 2005

...

telefon JK; Nike dla ulubionego Stasiuka; obrączkowe zaćmienie słońca (jutro 10:13 - 12:20); Oliver Twist - przepłakane całe dwie godziny ale warte obejrzenia. właściwie to idę spać. dobranoc.

sobota, 1 października 2005

1 październik 2005r. 4:20

na dobry początek

"Według mnie największą odwagą jest życie w stanie zadowolenia. Smutek to ogromne tchórzostwo. Do tego, aby być szczęśliwym, nic nie jest potrzebne. Każdy tchórz, każdy głupiec może się tak czuć. Każdy potrafi być nieszczęśliwy. Ale do poczucia błogości potrzebna jest ogromna odwaga - a żeby ją poczuć, trzeba nad sobą popracować" (Osho)

update:
bo po wczorajszym całym dniu wnioski mam jasne i krystaliczne i znowu wyszło mi, że intuicja nie zawodzi mnie ostatnio prawie nigdy, mam lekkie zachwianie na które sama sobie zasłużyłam a które mnie autentycznie wzmocniło i wiem jedno a raczej jestem pewna! ale o tym cichoszaszasza.....aaa.......

ściskam wszystkich mocno!