niedziela, 28 maja 2006

wierszyk apokaliptyczny

Płaszczki to płaczki w płaszczach łaciatych,
Paszczęki łkają, ciał płuczą szaty,
Pałkami czkawki szał przepłaszają,
Szopy kły szczerzą, w chaszczach się czają,
W krzakach, co plączą pączki i kłącza,
Gdzie klacze kluczą, czaple się łączą,
Skąd pszczół szarżują poszczute szczepy,
Szczodrze złuszczając czół sute czaszki,
Krzepa popuszcza, pocą się łapki,
Kłamie puszcz piękno, kruszeje przepych,
Łany i łąki spłaszczone w czczość,
Szyje łuk strzałą, brzeszczot tnie kość,
Kiście już cuchną, szpetnieje liść,
Przyczyna płaczów wsącza się w dziś,
Poczty pancernych poczwarnie człapią,
Kaszą skuszone kusze odpaszą,
Odpuszczą słuszność, szczwanie skłonione
Ku przyczynieniu ciału korony,
Tymczasem sytość zmysły ogłusza,
Czop szpetny kłódką w oczach i uszach,
Choć świszczą szpaków klucze szaleńcze,
W pustej przestrzeni pieszczą powietrze,
Łasicy oko złowróżbne łyska,
Trwonią się czasze. Człek śpi. Czas pryska.

6 komentarzy:

mary pisze...

ło matko ;))

kartka-z-kalendarza pisze...

A obcokrajowiec by usłyszał tylko szczszczsczrzczzz ;)

piotrten pisze...

po ilu to lampkach wina???
lub po ilu godzinach pracy?
heeee

evenflow pisze...

wlasnie odkrylam ze mam wade wymowy

evenflow pisze...

o i w dodatku widze podwojnie..

scarabee pisze...

fantastyczne. Szkota nauczę.