wtorek, 24 października 2006

1 wieczór i 3 dni przed ślubem czyli 24.10.2006r. wtorek

wieczór spędzony przy lepieniu na butelki z etoh naszego logo weselnego. uświadomiłam sobie nagle w trakcie tego lepienia, że jestem ostatnią noc (bo jk na dyżurze) sama jako narzeczona. krótki ten stan narzeczeństwa, krótki ale intensywny i pracowity.

pamiętam jak weszłam tutaj pierwszy raz; zmęczona i zmarznięta po łyżwach. zaparzył mi wtedy zielonej herbaty. liście pływały w 3/4 szklanki. siedziałam na ziemi w dużym pokoju i gadaliśmy o czymś mało istotnym. wizyta była właściwie mało istotna i taka jeszcze wtedy nic nieznacząca. następna była już bardziej romantyczna (zaproszenie niby na kontemplację mistyczno-egzystencjalną). otworzył mi drzwi w garniturze a w mieszkaniu zapalił z 50 świeczek. stałam osłupiała i zdziwiona. pamiętam jak w nocy pocałował mnie raz w szyję i dwa razy w ramię. kolejne wizyty coraz to bardziej nabierały kolorów, emocji, uczuć, tempa; rozmowy przy winie; filmy. smakowanie i uczenie się siebie; coraz więcej swoich rzeczy tu zostawiałam, na równi tych namacalnych jak i tych które się jedynie w powietrzu unoszą. cała paleta zachowań i odruchów. od płaczu po śmiech boski. ile rzeczy powiedzianych i ile spojrzeń, dotyków, kołysań, przytuleń. pierwsze nieśmiałe pocałunki i odkrywanie swojego piękna w sposób najdelikatniejszy, dostojny, bez pośpiechu. pierwszy płacz i pierwsze godzenie się. miejsce które właściwie nazywam “naszym domem”. w kolejnym roku wspólnego mieszkania po raz kolejny wchodząc do łazienki ciągle nie mogę się nacieszyć widokiem, że moja szczoteczka leży obok drugiej; że wieszam nasze pranie; że gotuję dla naszej dwójki; że związek dwóch ciał i dwóch dusz, że ... tyle pracy przed nami.

odebrałam suknię. hm... jak do tego białego cuda dojdzie odpowiednia fryzura i odpowiedni makijaż i ogólnie boskie nastawienie to ... wyjedzie stula w bieli z ukochanym przed ołtarzem.

a teraz polecę zmyć stwardniałą nieco maseczkę z glinki zielonej. przepraszam.

8 komentarzy:

stula pisze...

Mówią płonie stodoła płonie aż strach
Trzeszczy wszystko dokoła ściany i dach gorąco, że hej
Pobiegnij tam ze mną szkoda czasu , bo
stodoła płonie a w niej ludzie jacyś są,
Sołtys chyba już zwołał prawie pół wsi, pomagaj i ty.
Płonie stodoła, alarm trwa, jesteśmy na dnie.
Dlaczego właśnie ja miałbym brać w dudy miech?

Chwytam wiadro więc w dłonie biegnę co tchu i widzę tam co :
Płoną oczy i skronie, bawi się tłum, par chyba ze sto,
To sołtys swoją córkę za mąż dzisiaj dał
Do żonki pali się pan młody - chłop na schwał.
Zbrakło miejsca w mieszkaniu, ojciec i teść ugościć chciał wieś -
W swojej stodole zrobił bal, tańczyłem i ja....
Tak mogą płonąć stodoły każdego dnia...

Mówią płonie stodoła płonie aż strach
Trzeszczy wszystko dokoła ściany i dach gorąco, że hej
To sołtys swoją córkę za mąż dzisiaj dał
Do żonki pali się pan młody - chłop na schwał.
Zbrakło miejsca w mieszkaniu, ojciec i teść ugościć chciał wieś -
W swojej stodole zrobił bal, tańczyłem i ja....
Tak mogą płonąć stodoły każdego dnia...

e.flow pisze...

1 wieczor 3 dni...
kurcze ale to musi byc niesamowite uczucie...

bo to w ogole jest niesamowite Uczucie

delektuje sie ile wlezie :)))

e.flow pisze...

a tak swoja droga...50 swieczek?
gdzies Ty go wyszukala?

stula pisze...

prawda?
tymi świeczkami mnie ujął!

PiotrTen pisze...

bosze....
niesamowite
z calych sił Ci zyczę SZCZĘŚCIA!

mary pisze...

.....
:)

piękny bedzie ten Wasz ślub..

andalo pisze...

:))))

Elfica pisze...

ależ się rozmarzyłam tak pięknie napisałaś, wszystko co najlepsze przed Wami :) całuję Cię moja kochana