myślę sobie, że moje przyjaciółki wiedzą najlepiej jaki rozmiar bielizny noszę. dostałam pare kompletów na panieńskim i pasują do ciała idealnie. poza tym otrzymałam kostkę z pozycjami i kamasutra kadzidełka, pare wyroków i przykazań dobrej żony. pare baniaczków carlo rosi poszło i serów z żurawiną. Oluś nas zabawiał a po północy sama z kieliszkiem wina gapiłam się w naszą zieloną lampkę i myślałam... bosz za tydzień to już żona będę.
cały tydzień zbierałam się żeby opisać zeszły weekend. bo w związku z tym, że piątek był ostatnim dniem fabrycznym to postanowiłam lekko upić się wieczornie winem, zalać wszystkie smutki, wyrzucić wszystko to co było złem fabrycznym. ale... od czego ma się narzeczonego, ano od tego, że porwał mnie z plecakami w Beskid. nocleg pod Żywcem w zielonym pokoju. rano po przepysznym śniadaniu w cukierni o wdzięcznej nazwie Alicja zostawiliśmy auto w Żywcu i wędrowaliśmy z plecarami poprzez Halę Miziową na Rysiankę. nocleg na podłodze jadalni schroniska. niedziela zejście do Węgierskiej G. i powrót do Żywca. pogoda przecudna, rude liście, jesień którą uwielbiam, ścieżki którymi mało kto chodzi, alejki z mchów, niebo z milionami gwiazd i mistyczna mgła nocna. prawdopodobnie to ostatni górski wyjazd z narzeczonym (potem będzie już z mężem). weekend zakończony cudnym koncertem Starego Dobrego Małżeństwa.
początek tygodnia smutny ze względu na sytuacje, które nie dotyczą nas bezpośrednio a jednak. (w końcu chodzi o naszych przyjaciół). gdzieś pomiędzy wszystkim co wysłuchałam a tym co wiem staram się znaleźć spokój i opanowanie. spokój dzięki któremu cieszę się, że rozmawiamy, płaczemy, wyjeżdżamy, żyjemy ... RAZEM ... rozmowa z księdzem, z właścicielką lokalu weselnego, przyjemne planowanie menu i innych szczegółów. płacz i śmiech na wierzchu. w tym stresie emocje biorą górę i w takie dni wszystko odbiera się mocniej, dosadniej, bardziej...
siedzę czasem nad wierszami śp. księdza Jana. nad fragmentami radości, prostoty. nad słowami, które tłumaczą w prosty sposób rzeczy najtrudniejsze. cisza.
dziś niedziela. 6 dni zostało do tego dnia. jestem szczęśliwa. tylko strach o to by wszystko wyszło tak jak planujemy jest spory. ale co to za radość jeśli coś przychodzi samo i bez pracy nad szczęściem. najważniejsze, że mam obok siebie gościa któremu ufam którego łyżkami mogłabym jeść który jest kimś ponad to wszystko.
6 komentarzy:
cieszę się moja kochana, że jesteś szczęśliwa a za kilka dni będziesz Panią Jackową już :) nie zasmucaj swojej kochanej główki teraz niczym, wiem, że Ci cieżko z powodu przyjaciół, nic na to nie poradzimy...tak się czasem dzieje, za to wiesz, że teraz trzeba będzie się jeszcze bardziej starać w małżństwie. Masz wspaniałego mężczyznę, który Cię kocha i dba o Ciebie i to najważniejsze bo macie siebie! ściskam Cię mocnooooooo
pięknie.
i będzie piekniej. zobaczysz
cudnie, cudnie!
cieszę się z Tobą, doprawdy, udziela mi się Twoj nastroj.
cieszę się razem z Tobą, że panieńskie takie udane i wesołe, cieszę się z Twojego radosnego oczekiwania na ślub i wesele, a także z tej złotej jesieni, którą spędzacie razem wędrując po górach. cudnie musi być :)
No i pieknie! Rany, niesamowite...to ile to jeszcze dni?3?? :) Koleżanka z pracy brała ślub w ubiegłą sobotę.. Stwierdziła, że mogłaby co tydzień..bo tak fajnie...tak cudownie..
Nie wiem dlaczego, ale na samą myśl że Wy juz w sobotę mam banan na buzi od ucha do ucha!! :))
Bielizna to miły prezent - zwłaszcza ładna i typowo kobieca. A kostkę z pozycjami zobaczyłam kiedyś na stoisku z orientalnymi różnościami i przyznam, że trochę mnie zniesmaczyła... Chyba nie chciałabym takiego prezentu. Wolę pachnące świeczki i olejki zapachowe :-) Buziam i życzę spokoju w tych ostatnich chwilach przygotowań. A w dniu ślubu szczególnie bardzo pamiętaj, że JESTEŚ Księżniczką (w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu) :-)
Prześlij komentarz