karol prosi żebym koniecznie opisała dokładnie co robię teraz
to słucham sobie Trójki w wełnianych skarpetach – jak zwykle w piątek – otworzyłam drugą butelkę egri bikawer - trochę ze złości (jak zwykle rodzicielka) trochę z samotności trochę z radości i miłości do wszystkiego co mnie otacza muzyka świece zapach drzewa sandałowego gitara wygrany mecz siatkówki Mistrza (jak zwykle rodzinnie siatkówka nam idzie) sms`ów z wojtkiem jackiem dorotą anetą i agunią ... perspektywa jutrzejszego krakowa – to wszystko ... a zdjęcia oglądam z Bieszczad i płaczę nad nimi takie cudne i próbuję pozbierać się do kupy i wsłuchać się w Czyżykiewicza – taki mały paradoks zasłuchałam się dziś na rynku krakowskim (sam wiesz) a obok panienki w moim wieku że szkoda że z kimś tam nie spały – to ja się pytam o co w tym pieprzonym świecie chodzi bo ja tu rozanielona przy romantycznym Czyżykiewiczu a obok inny świat – tak koniecznie przespać się bo fajny był... ncm...
miała być zgrabna notatka o:
dniach ostatnich o Krakowie Alchemii o Bieszczadach o chmurkach autobusowych nad nami o kubkach kawy papierosach o piwach i okropnej żubrówce o ciepłych promieniach słonecznych o przecudownych barwach złotej jesieni Bieszczadu o spełnionych zachciankach kulinarnych o najpiękniejszych gwiazdach i niebie na odcinku Baza – dom o drugiej w nocy (jakoś mały wóz się schował plejadki były za to przednie) i że my nie stwarzamy sobie problemów i że my nie z tych co plackiem leżą ( a że pewnych zachowań nie tolerujemy to niech sobie pewien jegomość etykietę zmieni) o tym że bolące stopy i zestaw trauman & daktarin jak do rany przyłóż i o minionych wspomnieniach wrześniowych które bolą coraz mniej inaczej i o tym że sentymenty odeszły na inny tor i że trzeba być tu i teraz o grze w karty (sic!) o zaczytaniu się w Remarque o rozmowach balkonikowych (dzięki po stokroć) i o dystansie (powiedz mi jak można nauczyć się dystansu do tego co powinno dawać szczęście?) o odpoczynku psychicznym który chyba nigdy nie nadejdzie o chodzeniu po górach w sandałach o trzy numery za dużych o krótkich filmach grając drobne epizody typu „powitajmy maleńkiego” o zaskakującym telefonie pod Bukowym Berdem (kochana aneczka) o ośle niedopieczonych pstrągach i zaśmierdolonej jajecznicy i wetlińskiej zabawie
notatka miała być a i owszem o miłości
tymczasem jestem zbyt pijana żeby to wszystko pięknie opisać a wszystko zawarte jest w słowach Czyżykiewicza (dostaję czasem różne prezenty – muzyczno książkowe od karola - to jeden z tych niedocenionych) „Tańcz! – Parlando”
to słucham sobie Trójki w wełnianych skarpetach – jak zwykle w piątek – otworzyłam drugą butelkę egri bikawer - trochę ze złości (jak zwykle rodzicielka) trochę z samotności trochę z radości i miłości do wszystkiego co mnie otacza muzyka świece zapach drzewa sandałowego gitara wygrany mecz siatkówki Mistrza (jak zwykle rodzinnie siatkówka nam idzie) sms`ów z wojtkiem jackiem dorotą anetą i agunią ... perspektywa jutrzejszego krakowa – to wszystko ... a zdjęcia oglądam z Bieszczad i płaczę nad nimi takie cudne i próbuję pozbierać się do kupy i wsłuchać się w Czyżykiewicza – taki mały paradoks zasłuchałam się dziś na rynku krakowskim (sam wiesz) a obok panienki w moim wieku że szkoda że z kimś tam nie spały – to ja się pytam o co w tym pieprzonym świecie chodzi bo ja tu rozanielona przy romantycznym Czyżykiewiczu a obok inny świat – tak koniecznie przespać się bo fajny był... ncm...
miała być zgrabna notatka o:
dniach ostatnich o Krakowie Alchemii o Bieszczadach o chmurkach autobusowych nad nami o kubkach kawy papierosach o piwach i okropnej żubrówce o ciepłych promieniach słonecznych o przecudownych barwach złotej jesieni Bieszczadu o spełnionych zachciankach kulinarnych o najpiękniejszych gwiazdach i niebie na odcinku Baza – dom o drugiej w nocy (jakoś mały wóz się schował plejadki były za to przednie) i że my nie stwarzamy sobie problemów i że my nie z tych co plackiem leżą ( a że pewnych zachowań nie tolerujemy to niech sobie pewien jegomość etykietę zmieni) o tym że bolące stopy i zestaw trauman & daktarin jak do rany przyłóż i o minionych wspomnieniach wrześniowych które bolą coraz mniej inaczej i o tym że sentymenty odeszły na inny tor i że trzeba być tu i teraz o grze w karty (sic!) o zaczytaniu się w Remarque o rozmowach balkonikowych (dzięki po stokroć) i o dystansie (powiedz mi jak można nauczyć się dystansu do tego co powinno dawać szczęście?) o odpoczynku psychicznym który chyba nigdy nie nadejdzie o chodzeniu po górach w sandałach o trzy numery za dużych o krótkich filmach grając drobne epizody typu „powitajmy maleńkiego” o zaskakującym telefonie pod Bukowym Berdem (kochana aneczka) o ośle niedopieczonych pstrągach i zaśmierdolonej jajecznicy i wetlińskiej zabawie
notatka miała być a i owszem o miłości
tymczasem jestem zbyt pijana żeby to wszystko pięknie opisać a wszystko zawarte jest w słowach Czyżykiewicza (dostaję czasem różne prezenty – muzyczno książkowe od karola - to jeden z tych niedocenionych) „Tańcz! – Parlando”
Konsekwencje mojego trybu życia –
gdzie są dzisiaj Emma Cindy Rebecka (takie imiona przybierały)
i więcej nie wiedziałem nic, No – istny kicz.
Witch była wśród nich najlepsza – co za szczęście, bezpieczna miłość z panienką zawsze gotową pod rękę: po prostu płacisz i masz w wykwintnym rynsztunku, w najlepszym gatunku pośladki, piersi, twarz – tańcz!
Mijały sobie kiedyś błogie dni, sobota za sobotą i wciąż nie wiedziałeś czyją jest robotą
strach przed kobietami i pieniędzmi (twój podręcznik)
zawsze odpowiedź miał gotową – cóż słowo, słowa
tak jak nic potrafią stać się tortury kaligrafią:
na szczęście inni martwią się już o to,
a twoją cnotą jest niemiłosiernie męski blask – tańcz!
Ciągle do ciebie piszę listy, choć ty na sposób oczywisty
wyrosłaś z tego, co już było – miłość nietrwała jest, jak mawiał
jeden z tych, co skradł twe ciało wtedy, gdy byłaś jeszcze małą
dziewczynką z zapałkami, gotową oddać się za Chanel 5
czy coś z tych rzeczy (słusznie zaprzeczysz); dziś mnie niezmiernie cieszy fakt, że wciąż odmawiasz nam spotkania, że się tak wzbraniasz uznania jestem pełen dla ciebie (zresztą sam już nie wiem). cóż, w doli swej nie jestem sam – tańcz!
(...)
Nieraz bezczynnie w parku siedzę, staram się sobie odpowiedzieć jakie motywy miałeś Jezu, żeby tak skończyć, wszak w pacierzu
owoc żywota pochwalony; chociaż bez żony, dzieci, trwałych środków żyłeś, wyrzec się ciała, na śmierć skazać w konszachcie z Ojcem swoim, (Boże!) to przecież gorzej być nie może po takiej pięknej życia drodze. Tak się ustala każdą skalę, ludzkie cierpienie zna swą miarę. (...)
Zżyma się często (też mi męstwo) jeden z drugim
na tę epokę, powiedzcie jak jej dosyć można mieć,
gdzie spojrzeć krew i klęski żywiołowe (ciekawe co dziś, klecho, powiesz)
i wszędzie śmierć zagląda w oczy,
no żeby tak psioczyć, tak wybrzydzać, przecież to wszystko palce lizać, zwłaszcza wieczorem przed telewizorem.
Na wytartych schodach, pod niebem starym jak słońce
stoję – popołudnie gorące pulsuje;
tak się zaczyna każda misja,
znaleźć po swojemu fragment świata, zbratać się z nim (tak czyń)
i nie żałować serca, słowa mądrego,
dobrego słowa, po drogach wędrować,
zrobić co tylko się da, aż się dopełni czas.
Tańcz!
gdzie są dzisiaj Emma Cindy Rebecka (takie imiona przybierały)
i więcej nie wiedziałem nic, No – istny kicz.
Witch była wśród nich najlepsza – co za szczęście, bezpieczna miłość z panienką zawsze gotową pod rękę: po prostu płacisz i masz w wykwintnym rynsztunku, w najlepszym gatunku pośladki, piersi, twarz – tańcz!
Mijały sobie kiedyś błogie dni, sobota za sobotą i wciąż nie wiedziałeś czyją jest robotą
strach przed kobietami i pieniędzmi (twój podręcznik)
zawsze odpowiedź miał gotową – cóż słowo, słowa
tak jak nic potrafią stać się tortury kaligrafią:
na szczęście inni martwią się już o to,
a twoją cnotą jest niemiłosiernie męski blask – tańcz!
Ciągle do ciebie piszę listy, choć ty na sposób oczywisty
wyrosłaś z tego, co już było – miłość nietrwała jest, jak mawiał
jeden z tych, co skradł twe ciało wtedy, gdy byłaś jeszcze małą
dziewczynką z zapałkami, gotową oddać się za Chanel 5
czy coś z tych rzeczy (słusznie zaprzeczysz); dziś mnie niezmiernie cieszy fakt, że wciąż odmawiasz nam spotkania, że się tak wzbraniasz uznania jestem pełen dla ciebie (zresztą sam już nie wiem). cóż, w doli swej nie jestem sam – tańcz!
(...)
Nieraz bezczynnie w parku siedzę, staram się sobie odpowiedzieć jakie motywy miałeś Jezu, żeby tak skończyć, wszak w pacierzu
owoc żywota pochwalony; chociaż bez żony, dzieci, trwałych środków żyłeś, wyrzec się ciała, na śmierć skazać w konszachcie z Ojcem swoim, (Boże!) to przecież gorzej być nie może po takiej pięknej życia drodze. Tak się ustala każdą skalę, ludzkie cierpienie zna swą miarę. (...)
Zżyma się często (też mi męstwo) jeden z drugim
na tę epokę, powiedzcie jak jej dosyć można mieć,
gdzie spojrzeć krew i klęski żywiołowe (ciekawe co dziś, klecho, powiesz)
i wszędzie śmierć zagląda w oczy,
no żeby tak psioczyć, tak wybrzydzać, przecież to wszystko palce lizać, zwłaszcza wieczorem przed telewizorem.
Na wytartych schodach, pod niebem starym jak słońce
stoję – popołudnie gorące pulsuje;
tak się zaczyna każda misja,
znaleźć po swojemu fragment świata, zbratać się z nim (tak czyń)
i nie żałować serca, słowa mądrego,
dobrego słowa, po drogach wędrować,
zrobić co tylko się da, aż się dopełni czas.
Tańcz!