wtorek, 10 stycznia 2006
zapach...
może to i dźwięki a może i nie. sprawiają, że gra mi w środku. a może słońce. może światło. a może wszystko razem wzięte. może wolność a może miłość. wchodzę do naszego mieszkania. cisza i spokój w muzyce. zapach oregano i bazylii w kuchni. widzę siebie w lustrach, widzę wystraszoną i zarozumiałą kiedyś przemianę w kogoś kto wolnymi krokami uczy się życia. siadam na podłodze, płaczę, wyciągam aparat, robię zdjęcia temu szczęściu które tu mam. tej ciszy, tym dźwiękom, chwili... kochana moja chwilo trwaj wiecznie. nie wiem kiedy to przyszło, nie wiem ile łez i bólu kosztowało, nie wiem jak wyrazić to, że jestem w tym wszystkim tak bardzo. że, to co nienazwane jest w tym co siedzi w moim wnętrzu. że jest to ciepłe, dobre, ma Twój i mój zapach, nikt nam tego nie zabierze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
pewnie, że nikt.
wiem jak to jest na swoim pustym cichym przytulnym miejscu wśród wyłącznie swoich płyt książek miłości... wiem.
Czasem też tak mam. Wchodzę do domu niczym do azylu. Siadam na podłodze w płaszczu, z siatkami i torbami, w czapce. Siadam i pękam, łzy płyną mi po buzi i cieszę się, że mam taki schron. Taki mały ale własny schron, że zaraz On zaraz wróci, ze zjemy kolacje, że nie ma nic ważniejszego.
to są piękne, te przebłyski właśnie, jak powiedziała moja Mama, która ma już 65 lat, szczęście to są właśnie takie błyski rozsiane po szarej codzienności...
Prześlij komentarz