niedziela, 23 listopada 2003

...

generalnie u nas w domu dzieci mogą wszystko tyle że wczoraj Misiek z Łukasiem zrobili sobie skocznię w Nagano i te różowe narty przytachali z dziadkiem z garażu i byli małyszami wcześniej byli reksiami i kto nie uciekł w porę ma cudne sińce na łydkach potem jako gucio i filip musieli słuchać tego co maja powie i czy ktoś może mnie przenieść w tamte czasy?

to nieźle nagrzmociłyśmy się wczoraj z my cousin niedźwiedzią krwią z Bułgarii (ta przynajmniej nie powie że nakłaniam do picia) a te wnioski wcale nie głupie i skoro jeszcze mi świtają to nie było tak źle

w połowie imprezy przyjechała Aneta i ok. umówmy się że wierzę i że nadal ufam że więcej już do tego nie wracajmy bo i po co? a laurki pobiły wszystko i te zielone tło że niby choć trochę zapachniało dolcami

ok. 21:15 na trójkowej „Crazy Mary” się rozpłaszczyłam że na emeryturze to będzie ze mnie taka babcia w ażurowej sukience siedząca na dużej huśtawce w ogrodzie pełnym słoneczników przy swoim wiejskim domku – pisząca w notebooku ciekawe felietoniki do poczytnych gazet i to będzie rok 2035 i będzie bosko!

z innych wniosków bo w sumie zastanawiałyśmy się nad tym czym jest mądrość i wyszło nam że jest to ciągła świadomość tego że: nasze opinie mogą być mylne a rzeczy na które liczymy mogą okazać się niepewne i niestałe! czy jakoś tak
i że dlaczego zawsze zakładamy że to właśnie po naszej stronie jest prawda i że to my ją znamy? dlaczego w sytuacji gdy samych siebie do końca nie rozumiemy gdy wypowiadane słowa są tak dalekie od tego jak istnieją w naszych umysłach na każdym kroku borykając się z brakiem zrozumienia i pewności że osoba z którą dzielimy się myślą odbiera ją dokładnie tak jak my myśl tę chcemy przekazać?

jedziemy z ćmą pochodzić po lesie w ramach dojścia do siebie

12 komentarzy:

stula pisze...

to sama sobie komentuję że olga żyje i już dojeżdża do domciu aneta śle szczałki w trójce mój ukochany live i karol że chyba sięzakochał i w ogóle kręci sie cudnie ten czas i chwała Najwyższemu za to!!!!!!!!!!!!

kk pisze...

no przecież ja nic takiego nie powiedziałem ale niech Ci będzie (och... kobieto)

vm pisze...

co kobieto ! przecież sama słyszałam w głosie
no d o b r a jestem zazdrosna

doroy pisze...

tak sobie pomyślałam, czy chciałabym się z panią prawdą i panią mądrością na wino umówić

olga pisze...

iże żyję ale co z tego KPA mi sie pieprzy ale co tam dobrze jest dobrze było dobrze będzie!!! dzięki bardzo!

karol pisze...

to ja się pytam jak naiwny o tę zazdrość Mycha bo w sumie to nie ma o co i w ogóle to niezmiernie mnie cieszy Twój stan i też pewnie jest powodowany (i chwała jemu za to)pewnym panem i nie mów że nie! (bo się też zazdrosny czuję a co!)

vm pisze...

matko! ale o czym my gadamy w ogóle?

karol pisze...

jak to o czyM?
a eva mówiła mi przez telefon...

eve pisze...

dajmy już lepiej violce spokój! i do pracy a nie jakieś problemy górnolotne!

wyzwanie77 pisze...

...i juz sie nie moge doczekac tego 2035 :)

kk pisze...

Teatr Sarah Kane jest teatrem żywym, o czym przekonuje wielość głosów podnoszonych w jego obronie i krytyce. Czym jest teatr żywy? To teatr, który pokazuje niepokoje swych czasów, który uderza, nie pozostawia widza obojętnym, który dotyka i porusza. Tylko taki teatr jest ważny. Skrajne reakcje, jakie wywołuje sztuka Kane wynikają z podejścia do niej (sztuki) widza i czytelnika. Chyba trzeba zdobyć się na pewien dystans dający odpowiednią perspektywę dla widzenia tego, co Kane przedstawia, perspektywę dla widzenia przejaskrawionego obrazu świata. Ów obraz Kane przejaskrawia, ażeby wstrząsnąć, uświadomić, że to my żyjemy pośród gwałtu, okaleczania i wojny. Dystans pozwala przeniknąć formę i pojąć, że dramat Kane jest w rzeczywistości niezgodą na świat, w którym wszelakie okrucieństwa wylewające się z gazet, radia i telewizora stają się abstrakcją, że ten dramat jest wołaniem o miłość, łaknieniem miłości, krzykiem...

vm pisze...

se już zdążyłam znaleźć i poczytać ale fenks
to też do rana?