czwartek, 31 marca 2005

09:05

noc taka że brak mi słów na określenie tego uczucia przyjemności. poranne słońce. gazetki Zwierciadło Przekrój. liter mleka. wracam do domu. mam przymusowy dzień urlopu. do opracowania myśl filozoficzna w gruzji XIX w. cereteli. jestem szczęśliwa. dmucham na to dobro. chodzę na palcach. dziękuję.

a w planach rybnik z Ćmą wieczorne kręgle i weekendowa rycerka
i t d

no co. wiosna toż to.

update 12:12
otwieram pierwszą stronę Zwierciadła a tam cytat o tym żeby nie iść przed sobą nie iść za kimś ale obok osoby. być przyjacielem.
to zwykły zbieg okoliczności ale jakże miły. poza tym Alice in Chains "Down in a hole" ... lece.

wtorek, 29 marca 2005

...

1. bo tak Cię proszę o kryjówkę w cienkim kąciku rąk (które lubię całować) przed zgrają formuł które mogą nas z czasem zabić. (bądźmy normalni i bądźmy sobą, rozmawiajmy i omawiajmy to co dla nas takie cenne, nie dajmy się omamić schematom, nie dajmy zabić tego co już stworzyliśmy; zaczynam pracować jeszcze mocniej i pewniej nad sobą w nas)

2. pokładam tak ogromną nadzieję że chronisz od rozczarowań że strzeżesz od zawodu ludzkiej miłości i wciąż wierzę że podnosisz nasze załamane paluchy otwierasz nam czerwone oczy zapalasz światło tłumaczysz po drugiej stronie każdy ma swoją daleką podróż (obiecuję pokorę i obiecuję modlitwę i proszę o łaskę wiary nie tej nadętej i zadzierającej nosa do góry ale tej która jest po prostu spotkaniem po ciemku kiedy niepewność staje się pewnością)

3. nie wierzysz - mówiła miłość w to że nawet z dyplomem zgłupiejesz że zanudzisz talentem że z dwojga złego można wybrać trzecie w życie bez pieniędzy w niebo i piekło w diabła i Boga w mieszkanie za rok i w prawdziwe budowanie miłości. poczekaj jak cię rąbnę to we wszystko uwierzysz! (więcej wiary w siebie w świat i swoje wypracowane zasady gdzieś intuicyjnie sprawdzone, więcej odwagi i pracy pracy pracy ... nad sobą nad nami nad tym co wokół. nikt nie przyjdzie i nie poda mi nic gotowego na tacy.)

- tak tak to wszystko wczorajszy dzień. wielkanocna rozmowa. sen o filmie życia. sezon rozpoczęty skromną pętelką. Twoja postawa. zwiększona pewność. słońce i radość w oczach moich domowników. alleluja!


można mieć wszystko żeby odejść
czas młodość wiarę własne siły
świętej pamięci dom rodzinny
skrzynkę dla szpaków i sikorek
miłość wiadomość nieomylną
że nawet Pan Bóg niepotrzebny

potem już tylko sama ufność
trzeba nic nie mieć
żeby wrócić

niedziela, 27 marca 2005

Wielkanoc 2005

leżę na łóżku i wdycham powietrze. okno otwarte na niebieski i wiosenny świat. wreszcie. wcześniej pierwsze poranne słońce na balkonie. pół godziny gapienia się w dal i pierwszy wiosenny zapach paru pociągnięć cygara śliwkowego. to już musi być wiosna. tak już musi być...

zamykam oczy i płyną te cholernie oczyszczające łzy, nie są one z bólu czy z radości nie. są . i tyle. zamykam oczy i egzotyczna i nieco mroczna uroda tego co pod powiekami i w wyobraźni niepostrzeżenie zaczyna uwodzić. labirynt zanurzonych w półmroku uliczek niepokojąco kontrastuje z jasnymi, tonącymi w słońcu arteriami; niebo ledwie pobłyskuje znad balkonów połączonych plątaniną sznurków i kabli; gdyby nie masywne okiennice, bez trudu można by zajrzeć do mieszkania sąsiada. sycylijski obraz. szkoda że nie w rzeczywistości.

mój organizm doznał dziś pewnie szoku z nadmiaru kulinarnych przyjemności. tyle to ja nie jem w ciągu całego tygodnia. upijam się delikatnie różowym kalifornijskim i mam ... mamy święta. Nadusia popłakiwała delikatnie noszona na rękach wszystkich przez cały dzień. Staś bujał się w bujaku i wymieniał wszystkie nazwy zwierzątek kolorów samochodów... reszta dorosłych rozmawiała o planach i marzeniach i spokoju i nie-na-rze-ka-li ! co zawsze podnosi mnie na duchu. lubię tych ludzi. tak jak lubię takie wieczory jak wczorajszy wielko-sobotni najpierw na Rudach potem u Franiów. takie chwile spokoju i radości należy zbierać i gromadzić w sobie jak nic innego na świecie.

cyklicznie odradza się wszystko co umarło, a umiera tylko to , co żyło. ponad wszelką wątpliwość żyję, a umieram średnio raz na miesiąc, i cały ten metafizyczny smutek, i te plany i zamiary które tracą sens, te myśli które obsuwają się do piekieł mają pewien sens bo ... jest dzień w którym odradzam się, bo śmierć to zarówno koniec, jak i początek. i przynajmniej w tej jednej kwestii zgodne są pory roku, religie, drzewa i większość ludzi.

Ty i ja góry wyjazd auto muzyka plecaki ubłocone buty pomylone szlaki rozmowy i milczenia zmęczenie i smak wieczornego piwa po powrocie przytulenie
- to jest to, za czym TĘSKNIĘ W TEJ CHWILI NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE!!!

szczerze to cieszę się, że kończy się ten pierwszy dzień świąt bo z dziką radości i utęsknieniem czekam na jutrzejszy. oby pomyślny.

piątek, 25 marca 2005

Wielki Piątek

- podobno dzień w którym Bóg opuścił Boga.

'opuścić' to nie jest dobre słowo. opuszczają mnie siły ale za oknem wiosna więc ... opowiadam Sylwii o tym jak dwa lata temu byliśmy na rudzkich gorzkich żalach jak wogóle trzy lata temu rycerkowe poznanie jak rok temu karkonosze. dzwoni Iwa i mówi o tych samych gorzkich ale rok temu i zaprasza na wieczorny sernik. dzwonią ludzie z życzeniami da się wyczuć uśmiech w głosie i radość z wiosny. i mimo że bolą oczy plecy serce to ... nie dam się mimo wszystko i spędzę kolejne święta wielkanocne wspaniale mimo że po raz pierwszy od 5 lat w domu.

W E S O Ł Y C H !



update

pełnia księżyca w kolorowych światłach cmentarza słoneczniki na grobie Karola
cichy spokój cisza taka że słychać szum skrzydeł ponad nami...

jestem bo jesteś na tym stoi wiara, prosze spróbuj zrozumieć

środa, 23 marca 2005

...

raz dwa trzy cztery pięć sześć...

jest zapieprz ale i satysfakcja jakaś.
czasem ciarki po plecach jak patrzyłam dziś na nie, na całe 50 uśmiechniętych buzinek, przez mgłę oczną jednak. wtedy wiem, że warto mieć te wrzody żołądka z nerwów przygotowywań. warto!

dla równowagi, bo przecież nie może być wszędzie idealnie nie?!

tak się nie robi.

poniedziałek, 21 marca 2005

...

dzień dobry a raczej dobry wieczór.
jak będzie cały taki tydzień to ...
no przecież nic się nie stało.

wszyscy chcą wszystko przed świętami a to po świętach już będzie jakiś pieprzony koniec świata?

to nawet dobrze
dobranoc.

piątek, 18 marca 2005

integracje nocne


to dopiero jest tęsknica! - i trójkowe dzieci. w ostatnim tygodniu trójka jest wszędzie gdzie się obrócę. u siebie, w gościnnym w tv, w sypialni, w dwóch pokojach JK, w słuchawkach jak jadę autobusem, w rozmowach z ludźmi i niech tak zostanie apeluję! alleluja!

apropos integracji nocnych to stała się rzecz dziwna aczkolwiek bardzo przyjemna! a mianowicie pracowaliśmy ze środy na czwartek do czwartej nad ranem. tak postanowiliśmy żeby to skończyć i mieć z głowy wieczne narzekania liderów. i ... praca praca praca, kawa, przerwy, rozmowy, muzyka - nigdy, powtarzam nigdy nie umawialiśmy się na spotkania wieczorno-knajpowe. bo każdy ma swoje zajęcia swoje rodziny swoich bliskich. tym razem umówiliśmy się na wczoraj żeby posiedzieć przy piwie i pograć w kręgle. matko mówię wam jaki przezabawny wieczór! laski jakieś takie mniej sztywne faceci już nie tacy nawiedzeni i cholera impreza była przednia! zaraz dostanę opieprz od piotra że on nigdy nie był nawiedzony. ale wniosek z tego taki, że praca integruje czasem, że mądra mająca sens praca a zwłaszcza noca praca integruje ludzi o podobnych poglądach. jeszcze jeden pozytyw z tegoż towarzystwa mam. zapisaliśmy się od kwietnia na intensywny kurs angielskiego! nareszcie udało mi się ich namówić żeby zrobić coś innego. fajnie jest mówię wam świetnie!!!

co tam jeszcze. aha dziś wieczorem spotykam się z bosem, który ma dla nas propozycję finansową - więc trzymać kciuki.

czytam "global nation" i porównuje z even flow i śni mi się mieszkanie evki w krakowie i bieszczady i ...

niech to wszystko biegnie dalej...

czwartek, 17 marca 2005

...

wtorkowe słońce było trochę taką zmyłką. wystarczyło jednak by pootwierać okna i drzwi balkonu na oścież. patrzeć jak promienie włażą w zakamarki każdego najmniejszego przedmiotu w pokoju. wdychać nowe świeże powietrze przestrzeń światło życie... w końcu czując, że to nasza wina wywieźliśmy bożonarodzeniową choinkę do lasu w całości (powiedzmy) i teraz czekamy na Nią, damę w kimonie chyba bo dość wolnymi krokami sadzi do nas. już pisałam Doroy żeby przypadkiem nie mieć zbyt dużych oczekiwań względem Niej?! tylko kto za Nią nie tęskni? nawet Zielona w Stanach i Even w Anglii i wszyscy ci dalecy i bliscy! wyszła oda do wiosny.

ostatnie dni są poukładane i spokojne, urlopowo-chorobowe. mają zawsze dość istotne znaczenie moje zwolnienia lekarskie. to taki oddech, poważny i potrzebny, jeśli się nigdzie nie wyjeżdża. poczucie, że nawet gdybym nie pracowała to nudą bym się raczej nie splamiła. ponieważ gorączka i stany osłabienia przeplatają się co drugi dzień to nie mam wyrzutów sumienia. zresztą jestem non stop pod telefonem. i nadrabiam ba, już nadrobiłam sporo zaległości drobiąc w klawiaturę i układając wszystko w jeden porządek. malutkimi kroczkami zmierzam do celów wcześniej spisanych w plan. a notatka ta powstaje o drugiej w nocy gdzie z ekipą organizujemy akcje wielkanocne.

znikły mi dawno już odrzucone wszelkie podejrzenia. pole jest tak wyczyszczone jak nigdy. chyba potrzebny był płaczliwy i fatalny styczeń żeby móc wszystko opróżnić. nabrałam zaufania do siebie przede wszystkim, do tego co chcę i na co przystaję. do akceptacji i do pełnej pokory wobec życia i tego co jest w domu, w pracy, w stowarzyszeniach, wśród moich przyjaciół, wreszcie w moim własnym i bezpiecznym świecie. (mam ostatnio pomysły czerwone które i tak w szufladzie lądują, ale póki co wcale mnie to nie martwi a wręcz daje satysfakcje). nie, nigdy nie jest idealnie, zawsze jest coś co martwi, zawsze coś nad czymś trzeba myśleć... tylko usiądź i nie myśl, to tak jakbyś wrzucił wsteczny bieg.

nie, nie jest to proste, wiem. wielką sztuką jest ułożyć życie tak żeby oddychać spokojnie, spać głęboko, kochać ufnie, cieszyć się z każdej chwili i z optymizmem i zabezpieczoną przyszłością patrzeć na świat...

jadę zamyślona wieczornym autobusem. na zakręcie przywaliłam głową w szybę i ... ocknęło mnie. autentycznie uświadomiłam sobie jak nigdy dotąd, że nie dość że jest człowiekiem mojego życia, to jest jedynym w tej chwili człowiekiem któremu ufam bezgranicznie. jedynym. i że nie jest to jakaś iluzja, zmyślenie, moja wyobraźnia, gra, zabawa; nie muszę grać żadnej tam idealnej współczesnej kobiety i stosować różnych sztuczek żeby być; że w zasadzie jest jedyną osobą, której nie wstydzę się do tego przyznać bo ... nie jest to jakiś polot, zauroczenie, chwilowe zamglenie. kupe czasu minęło, wierzcie mi, sporo!

czuję się tak jakby mi dusza ważyła piórkowo i unosiła się bezpiecznie nade mną, czuwając i w chwilach zwątpienia delikatnie muskała w policzek. uspokój się.

niesamowite uczucie. myślałam, że już nigdy nie zasłużę na taki stan.
no więc kroczmy dalej...

p.s.
przyznaję się ze wstydem, że w kuchni jest lepszy. no kurde JK jest lepszy w ... a tam, w wielu aspektach naszego życia jest lepszy!

poniedziałek, 14 marca 2005

...

NIGDY TAK NIE BYŁO DOBRZE MI JAK TERAZ!


jest jedynym w tej chwili człowiekiem któremu ufam tak szczerze i do żywego

niedziela, 13 marca 2005

bezpieczny własny świat

dzień dobry. choremu światu dzień dobry. czytam nocne esy Zielonej sama w kinie sama na kawie sama - tak niewiele potrzeba do szczęścia. tak, myślę akurat tak, jakoś nie słychać nie widać nie czuć. płaczę nad ranem. jestem przerażona. nie nadaję się do ciszy i pustego mieszkania na dłuższą metę. jestm pijana i przemęczona ale skończyłam to kurestwo co nazywa się pracą i mam dziką przyjemność zakończenia pewnego etapu. mam wyrzuty sumienia że powinnam obudzić się przy JK który ma urodziny i mam jakieś paranoje zupełnie nie moje, jakieś zaległe pokłady tego co złe było a czego się już dawno pozbyłam. obiecaj mi że na pewno że nigdy że potem ale że kiedyś na pewno że... dziwny stan umysłu. zmęczenie. muzyka.

woda w wannie.
idę na mszę.
wracam do pionu.
zjem coś.
poczytam.
zaczekam na JK.

dobrego dnia!

piątek, 11 marca 2005

...

...jak rozgladam się wokół dostrzegam pokłady płytkiej egzystencji
na poziomie dziennym potrzeby fizjologiczne mało kto wdrapuje sie po drabinie maslova...

mam drugi dzień urlopu zajmuje przestrzeń JK który wróci wieczorem a który rozpieszcza mnie i gryzie. no więc mam sporo czasu. kręci mi się w głowie. mam pewnie lekką gorączkę i końcówkę kataru stałe łącze książki i pomysły na pisanie tia mam błogi spokój porozmawiałam z mamą którą dziś uwielbiam i zamiast odpoczywać w związku z tym że przez cztery dni z gorączką zapieprzałam to w tymże przeszkadza mi ciągłe poczucie że nic pożytecznego nie robię.

hmmm zastanówmy się...

czy czasem czujemy się jak wyalienowane koziołki z innej galaktyki? evenflow? i czy wystarczy póki co się dużo dużo uśmiechać?

no więc sprawa jest prosta. prawda, na początku prosta. bo to są potrzeby fizjologiczne jedzonko spanko itd super. przyjemne czasem sprawy (no no oszukuje przeglądając archiwum można poczytać o hektolitrach kaw piw śledzi i innych)bardzo przjemne sprawy. (tymczasem ból z szyjny powędrował w okolice łopatki lewej) o widzisz zdrowie jeśli ono nie szwankuje można przejść dalej. poczucie bezpieczeństwa przynależności. dla jednych istotne dla innych mniej ale ogólnie nie ma chyba osoby która nie chciała by poczuć się wreszcie bezpiecznie tu i teraz. ale tu i teraz nie wystarcza. (bynajmniej piszącej) poczucie bezpieczeństwa albo dostaje się w prezencie albo trzeba sobie go stworzyć opracować wypracować np. w związku z drugą osobą. przechodzimy do kolejnej drabiny. miłość uczucia życie w społeczności. i tutaj niektórym wyda się to proste i takie oczywiste: kochamy się więc co. ślub dzieci rozwód nagle bo wydawało nam się to takie oczywiste przecież kochali się. kolejne drabiny wymagają jednak lat pracy wysiłku. te fazy jeśli mają trwałe fundamenty przynoszą satysfakcję bo wtedy kolejny szczebel czyli samorealizacja samoakceptacja przychodzi łatwo jeśli z szacunkiem i miłością zrozmieniem zaufaniem i zaangażowaniem przejdziemy i będziemy utrzymywać poprzednie szczeble drabiny.

co mnie tak wzięło na maslowa? bo w ciągu ostatniego tygodnia cztery osoby z mojego otocznia mi przypomniały o istnieniu czegoś takiego.

przykro by było zatrzymać na dolnej piramidzie potrzeb. dlatego nie patrząc na tych z boku nie patrząc na to kto i jak urządza sobie życie trzeba robić swoje nawet jeśli kończę dyplomówkę a ktoś się z tego śmieje i pyta dlaczego w błoto wyrzucam kasę, albo co mi dają wolontariaty w stowarzyszeniach itd przykładów mnóstwo tylko dlaczego nieustannie mam żal do siebie że ciągle tak mało w życiu ROBIĘ?

no więc póki co śmiejmy się i jeśli żyjesz zgodnie z własnm sumieniem to twórzmy coś więcej pewniej inaczej lepiej... nie stójmy w miejscu ale też nie bądźmy w ciągłym wyścigu.

środa, 9 marca 2005

...

08.03.2005r.
słone śledzie na śniadanie kawa z mlekiem kawałek tortu potem i czerwone wino rozmowy rozmowy rozmowy sałatka z winogron i fety białe wino wieczorem juztylko białe wino i całodniowe towarzystwo lekarsko - socjalno - budowlane - celne same panie. jak na dzień kobiet przystało.

w tym nieustająco nieistniejącym dniu święta kobiet życzymy sobie mniej emocji mniej wyimaginowanych światów mniej burz emocjonalnych mniej podejrzeń mniej płaczu i załamań mniej myśli o mniej kalorii i mniej procentów mniej stresów i ... więcej kremu pod oczy.

09.03.2005r.
powiem szczerze że ta huśtawka stanów: kaszel katar spokój katar kaszel gorączka kichanie spokój i tak od dwóch tygodni - DOPROWADZA MNIE DO SZAŁU!!!!!!!!!!!!
za to jest pozytyw a mianowicie od tygodnia moja psycha oddycha spokojnym umiarkowanym zaufanym tempem i chwała za to ... nie powiem komu.

10.03.2005r.
włączył mi się moduł ucieczkowy. tak więc do poniedziałku mam czas na spanie pisanie chorowanie pojechanie do katowic po to żeby podpisać sztuk jeden papierek bardzo ważny. już widzę jak zasmarakne oczy w słońcu za kierownicą używają łaciny żeby zdążyć i żeby wrócić cało. żle się funkcjonuje w takim stanie. to trzymajcie się pa.

czy Wam się też tak wydaje, że te wpisy ograniczyły się do tego co jadłam gdzie jechałam i co powiedziała siostra kuzynki babci z czwartego piętra miasta stryjecznego wujka?

fajny bloguś fajniuśki
fuj

sobota, 5 marca 2005

pamiętasz jak Gerda szukała Kaya?

bo tu nie chodzi o to, żeby o takich chwilach i o takim czasie pisać lekko łatwo i przyjemnie... nie chodzi o to, żeby to było przesłodzone i lepiło się po dotyku. nie chodzi o przesyt echów i achów w opisie. bo przecież to nie jest bajka a my nie jesteśmy aż tacy fajni ludzie i też nie należymy do tych co sobie ładnie mówią, słodzą i uwielbiają na forum. chodzi mi o to, że w tej całej szarości w której funkcjonujemy od rana do nocy, w tym całym bezbarwnym i bezpłciowym tempie, które gna jak głupie nie wiadomo do końca gdzie i po co... mieć dla równowagi inny świat, nasz świat, chwile ulotne ale jakże ważne i nadające sens temu co poza nami.

jak mnie zapytała Babcia z Sadu Wiśni: czy aby na pewno ten którego szukam jest wart tego, żeby biec na koniec świata? to wcale nie musiałam zastanawiać się nad odpowiedzią. ona w tej chwili jest dla mnie taka oczywista.

zamykając drzwi samochodu za sobą już w tym momencie zwyczajnie tęsknię.



updatedopisane 0:55

takiej zaciekłej dyskusji nie pamiętam od moich czasów licealnych. siedem osób i każdy miał inne zdanie. tematy kontrowersyjne aborcja eutanazja wolność seksualna. tak tak wiem jako jedyna bez męża w towarzystwie byłam traktowana z ironią. tylko co to ma za znaczenie???
obejrzałam "Kolekcjonera" i ciepło myśląc o BH który na głupim dużurze, popełniłam wstępnie plan pracy na temat równouprawnienie i moje zdanie jest niezmienne od pewnego czasu: nie może być mowy ani wolności, ani równości, ani o pełnej ludzkiej godności dla kobiet tam, gdzie nie ma prawa do decydowania o własnym ciele. kiedy pytamy, czy kobieta urodzi, czy też nie urodzi dziecka, powinniśmy słuchać tylko jednego głosu - głosu sumienia tej kobiety i jej świadomego i odpowiedzialnego wyboru.