wiecie jak niesamowicie smakuje zupa pieczarkowa w małej kuchni daleko stąd i jak niesamowicie słucha się jak on opowiada ze łzami w oczach o tori amos i jak potem wracam autem do domu i jak dziś męczę się cholernie z czwartym rozdziałem pocieszając się krówkami i kaszą manną z sokiem żurawionowym
to było przedwczoraj a do wczoraj też męczyła mnie chandra. okropna duża wściekła i zła. dawno tak nie bałam się samej siebie. do tego roztargnienia i rozkojarzenia tak jakby faktycznie natura znieczulała w ten sposób rozsądek robiąc miejsce na instynkt macierzyński.
aż wreszcie mogłam wtopić się stęskniona w ciało które ubóstwiam, poczuć silne ramiona i zawiesić się na nich. oplatać biodrami i kołysać dowoli w rytm tantry miłosnej.
a dziś odbieram wyniki z cytologii, mówię lekarzowi że to chyba dobrze że jedynka. on na to - to nie jest dobrze, to jest bardzo dobrze, rzadko zdarza się taki wynik u kobiety w ciąży. ogólnie wizyta miła z komplementami i wogóle. posłuchanie bicie serca Grocha jest spełnieniem maluczkich dzisiejszych marzeń. i wychodzę lekka w sukience zwiewnej biegnę do domu ugotować kaszę mannę... mniam.
7 komentarzy:
:))))))))))
pozdrawiam ciepło :)
rozkosznie;)
i ja muszę w maju cytologię zrobić :)
a co to za brzydka chandra dokuczała mojej Violi?
Kaszka manna brzmi mhmmmm .... pysznie :)
taka chandre po ktorej zaraz sa te (wlasciwe) ramiona dopuszczamy, prawda?
:)
oj tak!
:) piękne jest takie uspokojenie w ukochanych ramionach....
Prześlij komentarz