wtorek, 24 kwietnia 2007
początki tygodnia bywają trudne
niedziela nas lekko zdegustowała. stał sobie śliczny domek, żółty i bajkowy. z zewnątrz i z obserwacji siedzącego w samochodzie. bliżej już koszmar, w środku klepisko. brak słów. potem długo w noc leżę i nie umiem zasnąć, myślę o abstrakcyjnych sprawch, wyobrażam sobie milowe stany. usypiam jak pierwsze światła zapalają się w oknach ludzi o pobudce piątej nad ranem. jeszcze jakieś pare miesięcy mam możliwość spacerowania do południa w słońcu, ciszy i szumie wody. możliwość wybrania sobie miejsca w kinie, gdyż o 13tej jestem jedynym widzem (tydzień temu myślałam, że mi filmu nie puszczą). po skończonej popołudniowo-wieczornej pracy siedzę na ławce, jem czekoladowe ciasto, jest mi smutno, samotnie i sennie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Coś jest takiego w poniedziałkach...ja zamiast na zajęcia, to nad Wisłę;), nos w stronę słońca...ufff od razu lepiej:).
Nucąc "Opowiedz mi o smaku chleba razowego z pastą awokado.."przygotowuję szyszki z z prażonego ryżu i rozpuszczonych krówek, smak dzieciństwa, przypominam sobie Mamę-Wróżkę, jej dłonie wyczarowujące takie cuda, głaszczące po głowie, rysujące pajacyki:). To musi być fajne, być mamą.
a bo też czas ostatnio jakiś taki nijaki!
to ja buziaka wielkiego przesyłam :)
cmokam. czyli domek okazał sie badziwiem.. szkoda.
taki czas przeddeszczowy;
ściskam i do zobaczenia w poniedziałek!!!
Prześlij komentarz