marzę, marzę o pracy w domu, marzę o wolnym swoim rytmie. ja mogę się spotykać z ludźmi ale po południu, wieczorem, przy świecach, przy kolacjach, piwach, przy luźnych rozmowach. nie, ja nawet mogę z nimi obgadywać najważniejsze sprawy świata, pracy i whatever ale później, ok, później. ranek jest po to żeby pospać dowoli, żeby dobudzić się we własnym tempie, żeby dojść do łazienki nie zahaczając o meble. żeby powoli zmyć z siebie noc, żeby zaparzyć świeżej kawy, nałożyć makijaż i np. beżową pomadkę. żeby ogarnąć wszystko wkoło, posprzątać, posłuchać trójki, zachłysnąć się koło południa wolnością i nabrać obrotów do samej północy. marzę o takim komforcie. dopiero teraz uświadomiłam sobie że tak naprawdę przez te 6 lat pracy zabijałam dzień w dzień samą siebie. ba. nadal to robię, gwałcę siebie samą co rano wstając o 6:00.
gapię się przez okno na biały świat. popijam herbatę z rumem. czytam esy BH o gorylach parku Ruwenzori. gdzieś w środku oprócz pustki i smutku mam jeszcze siłę. od jutra kolejny rozdział do otwarcia. i trzeba dać radę. czytam wszystko to, co działo się w styczniu. oprócz narodzin Nadki nie było ani jednego radosnego przeżycia, które dałoby jakąkolwiek nadzieję.
tylko że bezczelnie od jutra zaczynam 3 rok wpisów tutaj choćby łzy spływały jak grochy to się nie poddam i jeśli mi tylko pomożesz to jeszcze może być szczęśliwie... (i tak żeby owo szczęście nie było tylko przelotnym gościem)
kocham Cię
15 komentarzy:
oj tak pomarzyć dobra rzecz!
ale marzenia są od tego żeby się spełniały;
jeśli się człowiek uprze w pewnej kwestii to zawsze można osiągnąć szczęście!
a miłość... miłość ma nieziemską moc!!! (WIEM CO PISZĘ!)
raz jeszcze - bardzo Ci współczuję z powodu przyjaciela... no, ale BH wraca i znowu będzie dobrze przy nim i to jest najważniejsze :)
a co do porannego wstawania to mam takie samo zdanie - chociaż ja wstaję godzinę później, to i tak jest to wbrew mojemu zegarowi biologicznemu...
serdeczności :):):)
już my tam zrobimy wszystko żeby było ciepło!
a czasem takie powroty robią wiele dobrego. pogadamy jutro wieczorkiem.
dzięki za wszystko!
gratulacje z okazji rocznicy!
wszystkiego naj!
no... właśnie na takie długie wpisy czekam niekoniecznie smutne.
100 lat!
trzeci pomyslny :)
sto lat!!!
zabieramy się dziarsko do przodu!!!
apropo czasu pracy; wstaje o 11:00 do 13:00 się jak to trafnie ujęłaś - zbieram (o w Trójce właśnie Chomiczówka tia!) potem do 2:30 zasuwam i powiem Ci - czysta rozkosz patrzeć rano na domowników którzy jacyś zdenerwowani...
sto lat!!!
zbieraj się zbieraj!!!
jakby co zawsze jestem obok!!!
pracowałam w domu jakiś czas - nie, to rozwala, rozkłada, rozleniwia. potrzebne to poczucie obowiązku.
btw - coraz mi lepiej z myślą, że mojemu himalaiście pozwoliłam wyjechać i dałam mu pewność, że nie będę czekać. z pasją nie da rady konkurować. nigdy.
już zdążyłam tak pomyśleć; zobaczymy.
nie zgadzam się; pasja pasją; to drugi człowiek jest najważniejszy!
a ja Wam powiem moi mili; wszystko da się pogodzić! tylko obie strony muszą chcieć i nawzajem siebie tolerować i myśleć o sobie z czułością a nie zawziętością!
(pisze to jako wieloletnia żona himalaisty i zakochanego we wschodnich sztukach walki faceta, który jest najcudowniejszym pasjonatem swojej żony!)
ja myślę z ogromną czułością. ale wolę odpuścić, zamiast stawiać kogoś przed koniecznością dokonania wyboru, który często jest oczywisty. różni są mężczyźni. ja trafiam na tych, którzy mają zajęte serce i nie potrafią albo nie chcą znaleźć w nim więcej miejsca. ale za to zyskuję przyjaciół.
ale cieszę się, że masz takie - bardziej optymistyczne od Violi - podejście do tej sprawy!
faktycznie nie ma co się ciś do serca w którym nie ma dla nas miejsca.
Prześlij komentarz