w ławce kościelnej przede mną usiadła dziś staruszka. niska filigranowa postać oczywiście w standardowym fioletowym berecie. twarz miała mocno pomarszczoną. kąciki ust się lekko uśmiechały stale. sporo zmarszczek wokół oczu świadczyło pewnie o licznych uśmiechach. drobnymi długimi palcami przesuwała koraliki różańca. było w niej coś totalnie kochanego i prawdziwie babcinego. nagle gwałtownym ruchem odwróciła się otwarła torebkę wyciągnęła z niej komórkę i pewnym ruchem wyłączyła dzwonki. boska była!
zabrakło mi cierpliwości. nie lubię jak milczymy. (chociażby tak jak wczoraj). jak może być zupełnie inaczej. bo jak małe dziecko nie potrafię się przestawić po tygodniu rozpieszczania mnie stałym ze sobą przebywaniem, filmami kinem kolacjami przytulaniem. tak czasem trudno mi potem przestawić się na tydzień ciężkiej Twojej pracy. tylko, że wszystko to rozumiem. i proszę o wyrozumiałość i proszę o odzywanie się bo czasem nawet Twój głos w słuchawce już tak wiele znaczy...
sześć godzin pracy w terenie w tych warunkach sprawia że usta zamarzają nerki bolą jajniki chyba jeszcze nie doszły do siebie po dwudniowym maksymalnym zapieprzu. zimnooo... siedzę w polarku i piję ciepły żurek.
czasem wiele trzeba wypłakać żeby móc zaszyć się w środku swojego własnego ciepła, poukładać wszystko od nowa, zaufać znowu na nowo, poczuć że kocham tak mocno i jestem kochana. dziękuję za tamten tydzień przepraszam za ten.
amen.
9 komentarzy:
wiem.. czasem takie milczenie bywa wkurzające i boli.. ale wlasnie. wyrozumiałośc. tego brakuje. mnie też.
pozdrawiam sciskająco :)
niezła babcia!
ciepła to Ty masz akurat tyle w sobie, że mogłabyś obdarzyć nim sporo osób!
najtrudniej jest zadbać o swoją psychikę o swój spokój o swoje poczucie szczęścia!
uda Ci się uda Wam się
to normalne że życie jest jak przeplatanka - raz lepiej raz gorzej!
babcia naprawdę niezła, fakt.
a w związku bez kryzysów i bez ciągłej rozmowy o oczekiwaniach nie ma rozwoju. więc te wszystkie trudniejsze chwile tak naprawdę służą tym lepszym i łatwiejszym. będzie dobrze :)
pozdrawiam ciepło z zasypanej śniegiem stolycy :))))
to jest ta notka o znajomym, którą wcześniej zapowiadałam. taka dziwna relacja, w której nie wiadomo, o co chodzi, a której - jak się okazuje - nie można skończyć. muszę czekać, choć tak naprawdę nie wiem, na co...
no tak. mówiłaś wcześniej. to faktycznie moja rada by zaczekać jest do dupy. nie iwem co doradzić bo mi siewymyśliło zeby zwyczajnie szczerze porozmawiać ale z praktyki wiem, że w życiu bym się na to nie zdobyła. więc wracamy do punktu wyjścia. zaczekania. tylko ile można czekać i czy warto?
nie, nie jest do dupy, bo rozwinąć się tego na razie nie da, a skończyć, jak się okazuje, też nie. tak jakby coś się uparło, że ta relacja musi istnieć i koniec.
więc chyba nie należy robić nic i pozwolić toczyć sprawom swoim biegiem.
oczywiście burek znowu szczeka, ale postanowiłam zupełnie go ignorować.
tam burkiem szarym to my się nie przejmujemy przecież!
za sprawę trzymam mocno!
zycie, nie?
pomysl jak dobrze ze ma kolory
szlag mnie trafia jak czytam o takich oczywistych a jednak dobijających etapach życia.
Prześlij komentarz