czwartek, 29 lipca 2004

teddybar 30.07.2004

Gdyby ktoś kiedyś miał więcej kompleksów niż mu się wydaje, gdyby miał z tego powodu jakiekolwiek problemy, to niech przeczyta dziwną listę kończącej właśnie 25 rok życia samotnej, ale nie osamotnionej, która w głębokim poważaniu ma - kto i co myśli na jej temat.

1. Lubię ostatnio kolor zielony taka zmiana z niebieskiego i granatu.
2. Śpię na boku, zawsze twarzą w stronę ściany.
3. Sypiać mogę tylko tam gdzie łączy się chemia i uczucie.
4. Sprawiam wrażenie osoby wyniosłej i konkretnej co nijak się ma do mnie samej. Pozory mylą.
5. Uwielbiam kawę, wino i piwo. Od roku mam kompleks związany z tym, że raczej rzadko odmawiam powyższych trunków; ale nauczyłam się już odmawiać osobom, które tylko czekają żeby mieć satysfakcję puszczenia potem w eter, że ze mnie alkoholiczka. Fuj.
6. W związku z pkt 5 nie lubię pewnych osób i lubieć już nie będę. Trudno nabrać mi drugie zaufanie.
7. Zamieniłam okrągłe paznokcie na kwadratowe oraz schudłam 10 kg bez negatywnego wpływu na swoje zdrowie. Jak mi się to udało? Nie wiem bo nic takiego w tym kierunku specjalnie nie robiłam.
8. Za mało ostatnio czytam, tłumaczenie że brak czasu nic tu nie pomoże.
9. Jak skończę podyplomówkę z socjologii to pójdę na dziennikarstwo.
10. Kiedyś założę własne wydawnictwo, póki co kupiłam koszulkę „Czarne”.
11. Chciałabym zamieszkać w Australii i jeździć chevroletem lacetti.
12. Popracowałam wreszcie nad podwyższeniem poczucia własnej wartości. Troszkę zaufałam samej sobie. Psychologicznie patrząc – im człowiek starszy tym bardziej pewien swego.
13. Wciąż nieustannie kocham Pearl Jam i Evę Cassidy.
14. Bohaterami dnia codziennego są moi rodzice. Uwielbiam Ich!
15. Najukochańszą osoba pod słońcem jest Ćma.
16. Standardowo jestem w układzie, że kocham nie-kochającego mnie, a jestem kochana przez nie-kochanego przeze mnie. (sic! spoko tak nawet lightowo to ujęłam!)
17. Mam wokół siebie parę osób, które cenię, szanuję, podziwiam ale na dzień dzisiejszy nikt ale to nikt z nich tak na prawdę nie może powiedzieć, że wie o mnie sporo! Coraz rzadziej ufam komukolwiek.
18. Wciąż dziwi mnie zwracanie się do mnie Proszę Pani i proszenie o porady tudzież chociaż wysłuchanie.
19. Nie byłam nigdzie w świecie i wcale mnie nie ciągnie za to w góry jakiekolwiek jestem w 20 minut spakowana.
20. Boję się choroby i nieodpowiedzialności i tego że już nigdy nie wyrwę mojej siostry na kawę.
21. Potrafię słuchać przez trzy dni tego samego utworu.
22. W ogóle nie lubię mówić o planach i marzeniach nierealnych.
23. Czuję nieustająco - odgórną opiekę Marka i Dziadków.
24. Ostatnio coraz mniej mówię a pisać mogłabym wszędzie i zawsze.
25. Urodziłam się 30.07.1979r. na drugie mam Barbara, uwielbiam to imię, w tym roku zostanę mamą chrzestną Nadii lub Macieja; na bycie mamą właściwą się nie zanosi bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

i tak to ćwierćwiecze mignęło nim się obejrzałam



środa, 28 lipca 2004

...

głupie układy mówisz że w fabryce też płacę? zapierniczałam z 50-cioma tysiakami; poza tym chyba mnie lekko angina bierze czy coś, migdały powiększone - nie, nie będę tym razem łykała czegoś zawczasu - chce chorobowe!

właśnie weszłam do domu
woda prysznic olejek kapie ze mnie mam ochotę na zapach cygara i smak melona czy to za dużo po takim dniu?

dobra sie rozbebeszyłam...ide sie pozbierać


no comments wysiadam

wtorek, 27 lipca 2004

...

mam dużo sił lecz ufać nie będę
straszne no nie?
czasami czuje się z tym jak...
ale przynosi efekty więc...

niedziela, 25 lipca 2004

o wszystkim czyli o niczym


Z pogodą ostatnio niewiele wiadomo ‘na pewno’; jak rano jest mgła i nic nie zapowiada cudownego dnia to po południu jest tak plażowo, że najchętniej chodziłyby się nago i wskakiwało co 5 minut do basenu. Z kolei gdy po przebudzeniu widać grzejące już słońce, to po pracy można tylko pójść na piwo do jakiejkolwiek z piwnic bo leje i jest ponuro.

Prosiłabym jednak o dobrą pogodę tak mniej więcej między 9 a 30 sierpniem. Upragniony urlop tak mniej a może nawet więcej zaplanowany w najmniejszym szczególe czasowo-finansowo-towarzyskim. Miałam 24 godziny na podjęcie decyzji. W międzyczasie nabyłam cudowną książkę Kingi i Szopena i właściwie od pierwszych stron ze łzami w oczach, że można inaczej, i że tylko raz odwiedzamy ten świat w naszym życiu. Potem telefon Karola, że jeśli tego nie zrobię to już NIGDY nie będę ważna dla samej siebie; że pora w końcu przestać martwić się o tych, którzy wyjeżdżają obok mnie; że choć raz nie muszę fundować przyjemności innym; że wiem jak to było rok temu; że muszę do jasnej cholery nauczyć się żyć swoim własnym życiem i robić dokładnie to czego chcę. A czego chcę? No więc ten urlop będzie wyjątkowy jak wszystko co spotyka mnie w tym roku. Będzie inny, w innych rejonach górskich, dokładnie w austriackich alpach; z innymi ludźmi, w innych okolicznościach i nie zapeszam przedwcześnie – choć to i tak niczego nie zmieni. Ostatnio wszystkie w mig podjęte decyzje przynoszą mi sporo strachu frajdy i radości. Wróciłam z dalekich czasów licealnych, kiedy to żyło się z dnia na dzień i podejmowało decyzje w ostatniej chwili, wierząc, że everything happens for a reason.

Kamień z serca po sms`ie Jackowym z Osz, że cały i zdrowy.

Trawa na Miziowej ma jakąś dziwnie uspokajającą moc, wyciszyła wszystko to co ostatnio zostało rozdrapane. Już teraz wystarczy mi tylko nie dopuszczać do siebie złych myśli, spojrzeć zupełnie trzeźwo i powiedzieć sobie – kurcze no jest nieźle jest i będzie coraz lepiej.

Osy są za to tak upierdliwe, że długo nie posiedziałyśmy nad wodą. Podobno przeżywamy nalot biedronek i os. Tych pierwszych czerwonych stworzeń nie spotykam, drugie i owszem i to w cholernym nadmiarze.

Wieczór z Evką u Angeli z redvinem, melonami, zdjęciami i rozmowami do późna. Podobno kwadratowe paznokcie są ok i trzeba to zmienić np. u mnie koniecznie.; podobno można przyzwyczaić się do tego czego nie lubimy; podobno ... Tak słucham i obserwuję dwie różne osoby, dwie rówieśniczki zgoła odmienne charaktery, podejście do życia - o dziwo, lubię je obie jednakowo bo ... znam każdą historię od podszewki i wiem dlaczego każda z nich jest inna; jestem pomiędzy. To dobrze?

Mam nową miłość, po tym jak z pegueotem czuję się już lekko nudnawo, aczkolwiek wciąż mnie zadowala - to nowa miłość ma na imię chevrolet lacetti. Może w tym wcieleniu jeszcze się uda go zdobyć. Kto wie.

Można już podobno statkiem „Antoni Czechow” wybrać się na 12 dniową podróż po archipelagu Gułag i zwiedzić byłe obozy pracy koło Krasnojarska.

sie zwyczajnie popłakałam, bo zawsze tak jest gdy słyszę po raz pierwszy jej nowy utwór

wszystkim nam brakuje szczęścia
masz to na co godzisz się
każda droga jest łatwiejsza
gdy widzisz to co dobre jest


przecież nie trzeba nic tu dodawać

czwartek, 22 lipca 2004

Emilka

przez godzinkę bawiłyśmy dziś z Monią maluteńką kruszynkę, właściwe taka Calineczka z tej naszej półrocznej Emilki, do teraz pachnie mi nią wszędzie, cudowny kochany cud zmieniający życie...

a potem czytam na onecie wypowiedź typu:

NIE WSZYSTKIE KOBIETY SĄ TAKIE GŁUPIE. Denerwuje mnie, że grupa tępych idiotek, które mają nudne życie psuje opinie wszystkim kobietom. Nie wszystkie kobiety chcą mieć srodziuchy. Ja, tak jak wiele moich koleżanek, mam swoje pasje, jestem ambitna i nie mam ochoty wycierać obsranej pupy i obsmarkanego nosa. Nie chcę być pociążowym wycieruchem, chcę być piękną kobietą. Uwielbiam kochać się długie godziny z moim chłopakiem, nie wyobrażam sobie, żebym musiała zachowywać się wtedy cicho albo żeby mi przeszkadzały wrzaski jakiegoś obsmarkańca. Na pierwszym roku studiów była ze mną w grupie dziewczyna, która kompletnie nie radziła sobie z nauką, więc zrobiła sobie bachora. Ja na szczęście jestem inteligentna i nie muszę uciekać w macierzyństwo. Prawda jest taka, że macierzyństwo to dobra wymówka dla głupich kobiet, które np. nie dostały się na dzienne studia albo dla takich, których życie jest nudne jak flaki z olejem. Albo dla tych brzydkich i grubych, które w ten sposób chcą przywiązać do siebie faceta. Tłuste brzydule nie mają w życiu nic do stracenia, więc mogą się zaszyć w krainę "ślicznych" ciążowych ciuchów i śmierdzących pieluch. Tak samo jest z małżeństwem. Żadna normalna, szczupła kobieta nie chce żyć ze świadomością, że dopóki się nie zestarzeje i jeszcze dłużej, do końca życia będzie już tylko z jednym facetem. Ja mam zamiar pomyśleć o małżeństwie i macierzyństwie dopiero za 8 lat jak skończę trzydziestkę i będę już stara. Zresztą w cywilizowanych krajach większość kobiet zaczyna myśleć o rodzinie w tym wieku, tylko w prowincjonalnej Polsce jest inaczej. Ja na szczęście nie będę mieszkać w Polsce bo dostałam stypendium zagraniczne z Uniwersytetu Warszawskiego i wyjeżdżam w październiku. Mam zamiar przekonać wszystkich ludzi, których tam poznam, że nie wszystkie Polki to tępe, brzydkie, grube nieudacznice, których jedyną ambicją jest dziecko. Mam nadzieje, że faceci, którzy przeczytają mój komentarz pocieszą się, że istnieją jeszcze normalne kobiety - wiele moich koleżanek ze studiów myśli podobnie jak ja. Niestety nie będę mogła przeczytać waszych komentarzy, muszę skończyć się pakować bo wieczorem lecę z moim chłopakiem na Cypr. Pozdrawiam wszystkich, którzy lubią się bawić i mają w życiu jakąś pasję.

- komentarze osób pod spodem tejże wypowiedzi bardzo mnie ucieszyły; matko jak można być tak tępym emocjonalnie, jak wielce zakompleksionym i trąbiącym o swojej (sic!) inteligencji?

nie zaprzeczam że też wszędzie trąbię że dziecko dopiero po 30tce ale ... gdyby było już to świat pewnie odwróciłby się w tę nawet piękniejszą stronę mojego życia.

poruszyło mnie dziś to maleństwo
poruszała mnie ta głupia wypowiedź

środa, 21 lipca 2004

indian summer

pachnie lawendą. za późno by zjeść czosnek prawda? myśli poukładane. wewnętrzny spokój świeżo utrzymuje się na powierzchni. głębia z wody turkusowej. coś bym chciała popisać ale.

uwielbiam patrzeć na moją mądrą pachnącą i poukładaną mamę. lubię Ją taką jak teraz. czułam jak przykrywa mnie po południu kocem jak odbiera telefon i mówi że nie nie teraz to ona śpi może później. cieszy mnie fakt, że widzi czasem moje zmęczenie i jest wtedy tą kochaną i najczulszą mamą pod słońcem.

Mistrzowi też śnił się ON
jak ktoś mi powie że zmarłych nie ma wśród nas to!

Przeszłość zostaje w pamięci sama
Przyszłość jest własnością nadziei.

Była już taka miłość ale nie ma pewności że to była nasza.
Byli już tacy ludzie ale nie ma pewności że to byliśmy my.

wtorek, 20 lipca 2004

...

taka irlandzka mgła z rana, taki stan sentymentalny z płaczem na pograniczu, nie jest mi dziś dobrze i tęsknię.
ale to minie. przeczekajmy to.

poniedziałek, 19 lipca 2004

brackaszerokagrocka

zupełnie szczerze powiem, że nigdy w życiu nie przeżyłam Krakowa w ten sposób, w sensie że przez dwa dni szalałyśmy totalnie po sklepach, ubaw przy tym mając jak przystało na dwudziestopięcioletnie wolne kobiety, właściwie w takich momentach z Zieloną porozumiewamy się bez słów. zielona sukienka przebiła wszystko i te nasze tatoo, na naleśnikach z brokułami i szpinakiem kończąc. jak zwykle nocleg u Domini z porannymi kanapkami i łóżkiem na trzy osoby. z Kaśką widzimy się w drodze powrotnej i Bieszczady wciąż aktualne. upał totalny a my ubrane jak na mrozy z polarami – latałyśmy po sklepach w celu zakupienia czegoś zwiewnego. w szóstkę wybrałyśmy się na nocny Kazimierz i hasło wieczoru – ‘patrz wygląda jakby ją ktoś obudził i kazał iść’ – faktycznie każda z nas była lekko padnięta bo każda z nas ma bardzo może nie tak ciekawy co intensywny żywot w ciągu tygodnia więc. pomieszały mi się zapachy. i chyba zdecyduje się na coś nowego choć ten olejek lawendowy na jakieś mole mi zaciąga ale rany i blizny ponoć leczy ciekawe czy te wewnętrzne też? a tam na te to ja już sposób znalazłam.
i tak to.
a teraz ślęczę w fabryce i odliczam. jeszcze trzy tygodnie. i tak zastanawiam się, że trzeba mieć ŚWIADOMOŚĆ tego że można inaczej.

czwartek, 15 lipca 2004

„... więc się z nudów zapijam,


nie z nudów tylko z nadmiaru okazji raczej. mniej więcej ostatnie dni wyglądały jak nakręcony kierat z obowiązkami i przyjemnościami naraz. nocne rozmowy wino dużo czerwonego zwłaszcza. rano z niedowierzaniem w lustrze że znowu moja twarz i co ona tak wcześnie tu robi? proszek od bólu głowy. praca. pisanie. komputer. ksero. podkreślony oczowalnym flamastrem istotny fragment książkowy. koniec trzeciego rozdziału. powrót do domu. prysznic. świeży makijaż. i Eva uśmiechnięta z tym swoim krakowskim już humorem z czasów licealnych. impreza. śpię dwie godziny. prysznic. makijaż. Piotr mówi że czasem zapomina czy jedzie do czy z gliwic. wcale się nie dziwię wcale. łóżko. szpital. On taki kochany z tym swoim stoickim spokojem i uśmiechem na twarzy. bladej twarzy. tak bardzo boję się o Niego że uciekam. praca. komputer. wpadam do mieszkania. jem cokolwiek. dziewczyny opowiadają o szczęściu w pojedynkę. kawa dużo kawy. śmichy-chichy z przyklejonej do nowych spodni gumy. plany na grila. wieczór z profesorką przy lodach i cappuccino. rozmowy o świecie z nazwami których nawet czasem powtórzyć nie potrafię. marzenia o australii. jest więc ktoś kto tak właśnie marzy. rozmowy do północy w aucie Zielonej. nazbierało się parę tzw. wyrzuceń z siebie. i robimy to bez cienia żalu większych emocji. jak szybko można dojść do nicnierobienia sobie z tego. wiemy że tak bywa i na tym koniec. znamy swoją wartość. spanie do ósmej. jakiś rarytas pierwszy tego tygodnia. maksymalny obrót do osiemnastej. spotkanie. praca. znowu wino i zielone mądre rozmowy i kraków w planach weekendowych.
jestem sobie
człowiek
niedoskonały
myślę o rzeczach nieosiągalnych
tempo czasem zawrotne
potrafię się zatrzymać
jeszcze

poniedziałek, 12 lipca 2004

"Dom z Resztą"

„Jestem domatorem, choć nie oznacza to, że jestem permanentnym rezydentem własnych czterech kątów. Jestem domatorem, który często przebywa „w terenie”. Gdziekolwiek jestem – szczególnie kiedy jestem daleko – nie opuszcza mnie przekonanie, że wiem, gdzie jest centrum mojej prawdziwej obecności. Częste przebywanie poza domem jest jego sprawdzianem, kolokwium z przynależności. Moja wewnętrzna struktura nie pozwala mi patrzeć na świat inaczej niż z własnego okna. Pewnie dlatego niewiele w życiu widziałem, pomimo że byłem w wielu miejscach na świecie. (...) Każdy z nas jest zmuszony raz na jakiś czas opuścić swoje wewnętrzne państewko skupienia i nisze bezpieczeństwa, swoje prywatne raje, a częstokroć i piekła. Konieczność pracy, przymus funkcjonowania w grafiku społecznych norm i oczekiwań – to zmyślne podchody Reszty Świata, które mają na celu odwrócenie naszej uwagi od jedynej realności, jaką jesteśmy my sami. (...) Coraz częściej spotykamy się w miejscach neutralnych, nienacechowanych czyimś życiem. W tzw. „miejscach publicznych”. Stronimy od domów, boimy się intymności, co nie dziwi w czasach pozbawionych charakteru. Bardziej bawią nas odwiedziny w miejscach, gdzie spotykają się wszyscy. Czyli nikt.”

- tyle mój ulubiony regionalny poeta Krzysiu Siwczyk z którym najlepiej piło się siwuchę wtedy jeszcze walcząc na warsztatach poetyckich pod Opolem.

I współczuję każdemu, kto nie ma domu, kto ma mury ściany kąty – nie ma ducha nie ma tego o co chodzi w domu – tego ogniska do którego wraca się czy to z pracy czy z miesięcznej wyprawy czy z tygodniowych wakacji.

Siedziałyśmy tak wczoraj z Evką i rozprawiałyśmy o naszych tatusiach. W liceum zawsze przechwalałyśmy się jedna przez drugą który mistrz jest kochańszy. Teraz obie chwalimy się wyczynami rowerowymi naszych ojców i wciąż twierdzimy, że mając takich idealne wzorce w życiu nie znajdziemy odpowiedniego faceta. Bo kto im dorówna?

Lahey: „najważniejsze, co tata może zrobić dla dzieci, to być dobrym mężem dla ich mamy” - a więc jest szansa bo najgorsze co może być to ojciec na pokaz ojciec od zarabiania pieniędzy ojciec który ma tysiące przyjaciół i żadnego respektu i szacunku dla swojej własnej rodziny.


ogólnie po weekendzie czuję się jakbym wróciła z krótkich ale słonecznych i intensywnych wakacji a teraz teraz mam poczucie że wszyscy inni żyją wakacyjnie a ja zapierniczam jak motorek, ale jeszcze chwilę, jeszcze troszkę powalczymy. pada i grzmi i czuję się tak jakby za chwilę miało się coś zacząć a ja nie bardzo wiem w która stronę się obrócić żeby było dobrze. bolą mnie plecy nie powiem wstydliwie od czego, mam zakwasy wiadomo od czego, boli mnie głowa to od burzy i ... Zielona pierwszy dzień w pracy, Domini na Plantach wygrzewa się w słońcu, Eva sms`uje że właśnie się obudziła a Ola, że dziś postanowiła nigdzie się nie ruszać. Piotr dziś nad ranem miał minę skrzywdzonego poobijanego kota ale nie tego ze shreka o nie! dobra dobra wredna wiedźma jestem. no już już.

faktycznie od paru dni mam dziwne poczucie braku bliskości ogólnie-pojętej dziwne uczucie cholernie dziwne

niedziela, 11 lipca 2004

zdawczo i w skrócie za co dziękuję Najwyższemu tego weekendu:

a więc dziękujemy za:
Piotra który jest bardzo odważny i uwielbiam Jego miny, za Granaty Kozi Szpiglasowy – taka mała traska w Tatrach gdyby ktoś nie wiedział; za Karola który dzielnie znosi cały pobyt szpitalny – ściskam Cię mocno mój najwspanialszy twardzielu; za Katye i Angelę z którymi wypicie paru piwek i wspominanie starych czasów wychodzi wyśmienicie; za ulubioną Ewę W. która niespodziewanie zaszczyciła swoją wizytą – bo to jest baba z tych co nadajesz na tych samych falach choćby niebo nas dzieliło latami, plany na biegi grilla i basen; za rower słońce i żaglówki i znajomych Słowaków których cenię za spokój i cudowne relacje wewnątrz rodzinne; za sms`y od Wojciecha od Zielonej i za ... taka lista podziękowań mogłaby wyglądać znacznie obszerniej ... z przyczyn oczywistych po prostu wybaczcie ale fizycznie wysiadam i idę spać. ktoś mówił że nadmiar wrażeń i doświadczeń zniszczy Twój porządek? nie nie damy się ależ skąd! bo my zbytnio za bardzo kochamy życie!

piątek, 9 lipca 2004

...

Mam cudowny koniec cudownie przepracowanego tygodnia; czekam na LP Trójki. Popijam egri bikaver i słucham o uratowanym Polaku na Elbrusie. Obok mnie stoją dumnie nowe fizany made in italy - jutro wybróbuje je jak tylko pogoda pozwoli w Tatrach. Piotr oglądając ostatnio nasze zdjęcia stamtąd odważył się pojechać jutro ze mną zdobyć Granaty. Jak zawsze słysząc tą nazwę myślałam, że to dla mnie niemożliwe tak teraz w przeciągu misiąca będę tam drugi raz. Zapomniałam dodać, że Wojciech podchodzi właśnie od strony włoskiej na Triglav. Jak Najwyższy pozwoli może uda mi się na jesień.
Czy mi się wydaje, czy ja ostatnio nie narzekam na życie?

"Nie musisz opuszczać pokoju. Siedź przy stole i słuchaj. Nie musisz nawet słuchać, po prostu czekaj. Nie musisz nawet czekać, naucz się tylko wyciszenia, spokoju i samotności. Świat ofiaruje się tobie, abys go odsłonił. Nie ma wyboru: potoczy się w ekstazie do twych stóp."

"Nie ma drogi do szczęścia - to szczęście jest drogą."

"Szczęście nie płynie z tego jak wiele posiadasz, tylko jak bardzo potrafisz się tym cieszyć."


P O L E C A M

czwartek, 8 lipca 2004

...

5:00 Nie lubię zapachu szpitala zwłaszcza, tych zielonych ścian i tych oczu, tych spojrzeń i wiszącej w powietrzu niewiadomej. Dziś rano przytulił mnie tak mocno, że właściwie nie bardzo wiem jak się teraz zachowywać. Ale przyjęłam, że wszystko musi być dobrze i ... piję kawę, pracuję, staram się jak mogę. Tyle będzie powodów ile przyczyn ma świat, byle można było śpiewać – słuchaliśmy nad ranem. Nie ma nocy nie ma słów ponad nami sufit...

Zielona Ukochana kończy dziś ćwierćwiecze! Piękny wiek, powiedzcie sami, piękny do marzeń do ich realizacji do zakochania się do pracy do dorosłego decydowania o sobie do ... Zielona kończy dziś właśnie kurs skałkowy i dumna z Niej jestem i ... że jest to jedyna osoba która nieprzewidywalnie i czasem niebezpiecznie dla otoczenia realizuje swoje plany i cholernie trzymająca się swoich zasad i takich ludzi już nie ma.
Sto Lat! Siostra!

Tomek przyniósł mi album Jerzego Kukuczki „Ostatnia ściana” polecam, bo to jeden z lepszych albumów jakie oglądałam. Nie czytajcie tylko proszę podpisów pod niektórymi zdjęciami – zwłaszcza pod tymi robionymi na dziesięć minut przed śmiercią bohatera zdjęcia.
Przeraża lekko, ciary po plecach, gule w gardle. Wiem, jestem przewrażliwiona bo...

9:00 Słucham raz dwa trzy, w biurze spokój urlopowy, taka cisza że słychać szum skrzydeł ponad nami. Zastanawiam się jak długo tu jeszcze wytrzymam. Miało być na jakiś czas a tymczasem tkwię tu trzeci rok. Nie jest źle. Potrzebuję czegoś ambitniejszego. Jak już będę na skraju wyczerpania psychicznego znajdę coś obiecuję.

Ktoś może mi powiedzieć dlaczego, chociażby ze względu na urodziny Zielonej, nie może dziś prażyć te cholerne słońce? no dlaczego?

wtorek, 6 lipca 2004

...

Obiecałam, że nie będę tutaj wywalała żalów, smutków, cichych dni etc. To może umówmy się, że każdy może mieć gorszy dzień. Wróciłam wczoraj późnym wieczorem. Usiadłam z jaskółkami na balkonie, nogi wyrzuciłam do góry. Zapaliłam stare francuskie cygaro o zapachu śliwki. Nie robiłam tego od co najmniej sześciu miesięcy. Ogarnęło mnie takie dziwne ciepło, dziwny strach. W sumie nie codziennie ktoś ukochany idzie na dłuższy czas do szpitala i nie codziennie ktoś ukochany wyjeżdża na Pik Lenina. Wiem wiem, ani nie wyleczę w cudowny sposób człowieka ani nie zatrzymam tym bardziej. Tym nie mniej boję się o nich o!
To ja sobie tu jeszcze posiedzę popalę popłaczę powspominam ponarzekam pomyślę pokombinuję po...
a twarda jestem.

i moje życie to żaden tam domek z kart

sobota, 3 lipca 2004

...

Po całym dniu fizycznej pracy, zakończonej 6 km biegu w deszczu można w spokoju sumienia wypić pierwszą kawę i zjeść kilogram truskawek. Przyznam szczerze, że takie soboty należą do rzadkości bo ciągle gdzieś się jest – byleby poza domem, poza rutyną; choć trzeba przyznać, że z radością wraca się wówczas do utartego schematu sobotnich działań. W zasadzie dopiero dziś zamarzyłyśmy sobie z rodzicielką taką dużą kuchnię z tarasem na zewnątrz i z widokiem na góry i las. Ładnie tak sobie siedzieć w blokowej klitce zwanej kuchnią i ... patrzeć w dal.

Chwilowo będzie na stronie tak właśnie, miałam do wyboru jeszcze totalnie głęboką zieleń z kontrastującym akcentem różowego tulipana – to jak? Wiem, powiecie że nie mam co robić. Ale jak tak człowiek parę godzin ślęczy przy monitorze to wtedy nie znajduje innej rozrywki. Inni wtedy jedzą albo stawiają pasjansa.

Mam nowe soczewki i ... znowu obudzony i bardziej wyrazisty obraz rzeczywistości. A i pewnie zauważyliście, że piszę pełnymi zdaniami. Ostatnio przegrany konkurs spaliłam na tym, że pisałam urwanymi myślami. Tylko, że jak tak od paru dobrych lat pisze te prace i staram się układać i budować pełne frazesy, to potem chciałabym coś innego, luźnego, mniej sztywnego. No nic pomyślę jeszcze nad tym.

Ćma rzuciła mi na pulpit takim wielgachnym Shrekiem z GW, że załączając komputer zostałam lekko zdziwiona, co to właściwie jest? Ale niech jest.

Na śmierć zapomniałam na wstępie dodać, że to będzie długi wpis.
Bo rozmawialiśmy wczoraj o obowiązku myślenia. I dalej o tym, że obraz dzisiejszego Polaka jest tak ponury, że już bardziej się nie da. Przeraża też polska niecierpliwość. Politycy w poniedziałek zawierają układ, żeby we wtorek przepchnąć ustawę, która w środę okaże się niewypałem, a w czwartek trybunał konstytucyjny powie, że to bzdura. Rozpanoszył się zły niepokój, takie poczucie, że za wszelką cenę chcemy w jak najkrótszym czasie zdobyć wszystko. Wracając do polityki to niestety jesteśmy krajem politycznej pornografii. Polski język polityki jest prymitywny i wulgarny, pozbawiony subtelności. W tym języku nie czuje się, że ludzie dyskutują, że chodzi o idee. W tym języku dobija się targu. Cierpimy też na niedowład krytycznej refleksji. Z iloma osobami można tak na poważnie porozmawiać o tym co istotne? Kondycja intelektualna jest w zasadzie marna. Po czym to poznać? Ano wynika to z ogólnej niechęci zadawania trudnych pytań. Rozmawiasz z rówieśnikiem, zwolennikiem Samoobrony, który ma gotowe i krótko przygotowane odpowiedzi: złodziei się ukarze, pedofilów wykastruje – zero pytań, zero dyskusji, zero jakichkolwiek trudnych pytań. Zadaj pierwszemu napotkanemu człowiekowi pytanie: jak wyobraża sobie dobrze spełnione życie? (zawsze boję się odpowiedzi). Jest takie statystyczne zestawienie, że jeśli ludzkość sprowadzić do 100, to 50 byłoby głodnych, 70 żyłoby w warunkach urągających ich godności, 1 miałby komputer a 1 wyższe wykształcenie. To nie rozumiem tematu globalizacji. Bo jak na przykład mówić, że świat utonie w internecie, skoro większość ludzi nie ma dostępu do prądu!

Czytający – masz to na co dzień prawda?

piątek, 2 lipca 2004

...

najzabawniejsze jest to, że on za dziesięć no może piętnaście lat dojdzie do tego wszystkiego o czym ja teraz mówię a ze mną może być krucho, w sensie albo totalna radość albo absolutny obrót sprawy; ciekawe? już mnie to ciekawi!

cicho cicho rozbiłam się lekko lekko mnie ruszyło tak pogładziło burzą po powierzchni i nagły swąd tego chorego powiewu z wewnątrz wybałuszyło na zewnątrz – tak się właśnie poczułam wychodząc z fabryki zawiało dymem z komina ktoś chyba palił jakieś worki nelonowe zapachniało zimą dobrze że para nie szła nam z ust. (drugi lipca dziwne nie?)

a potem to już wystarczyła mała piłkarska konwersacja z lekarzem notabene od moich oczu, potem to już było tylko wygrzewanie się z Ćmą i Karolem w rybnickim słońcu zajadanie się kawałkami americany i raczenie czerwonym włoskim winem do teraz... i tak to od łez dochodzi się do tego co w istocie swej ważne.

ktoś może wytłumaczyć dlaczego w obecności jednych osób możemy swobodnie bredzić głupstwa i nas cenią a w obecności drugich napinać się żeby wyjść najlepiej? – przestało mnie to bawić a wręcz poważnie zaczęło męczyć, właśnie popołudniu uświadomiłam sobie, że nie mogę znieść obecności kolejnych osób; wiem to kwestia tego co się do kogoś czuje, ile można wybaczyć, na ile człowiek jest uczciwy i odbieracie na tych samych falach, jakie są powiązania koneksje i o co właściwie wam chodzi - ale niech mi nikt nie wciska kitu że muszę być miła uprzejma uśmiechnięta i znosić tą głupią gadkę!

a mądrzy ludzie którzy mnie otaczają to tak, albo są nieszczęśliwi bo zamiast tam jadą tam i też bym wolała tam; albo idą od poniedziałku do szpitala bo niewiadomo co dalej; albo stracili właśnie pracę bo mają wprawdzie dwa tytuły ale nie te właściwe potrzebne pracodawcy ...

sie wyprowadzam (chce być ptakiem i spierniczyć stąd jak najdalej)
jak poukładam to wszystko w głowie to wrócę
przeczekajcie to dobrze?

przypadkowy telefon mam nadzieję, że był przypadkowy a nie zamierzony bo Ćma miała niezły ubaw; kurcze przecież blue hat nie zrobiłby tego specjalnie no weź bo i po co?!

idę spać

czwartek, 1 lipca 2004

pierwszy dzień lipca i tak to ...

Takie mam dziwne pomieszanie emocjonalne z rana. Wstałam bez budzika. Śniadanie z zamkniętymi oczami kroję pomidory, czosnek, bazylia, koniecznie oregano, majeranek; zapach ziół pobudza do życia. Kawa z kardamonem. Mistrzu zasiał balkonowo miętę, cebulkę i pachnącą maciejkę. Nie wiem co mnie tak na zioła wzięło. Pierwszy dzień lipca to zawsze magiczny dzień. Z czasów dzieciństwa pamiętam nieopisane poczucie szczęścia, wolności, radości z tego, że można robić co się chce. Teraz też mogę ale w zupełnie inny sposób. W zasadzie to z jednej strony jest więcej możliwości a z drugiej - no przecież nie pogrzebię sobie grabkami w piaskownicy przy garażu dziadka. Wtedy zaczynałam zawsze „Koniec wakacji” Domagalika wczoraj zaczęłam ponownie „Wichrowe wzgórza” bo śnił mi się główny bohater a nie pamiętałam imienia. Heatclif był moim wymarzonym kochankiem od pierwszych licealnych wakacji. Za trzydzieści dni kończę ćwierćwiecze i ... powoli spełniłam swoje małe marzenia które miały się spełnić przed owym dniem. To teraz nie bardzo wiem co dalej, tzn. wiem ale to musi jeszcze poczekać. Nie sztuka wyglądać na osiemnaście jak się je ma. Zostały mi cztery kilogramy, tyle to przecież traci zawodnik po meczu więc...
Mogłabym tak jeszcze długo nudzić i opisywać, że chcę na wieś, że chcę poleżeć w słońcu za stodołą z muchami w nosie czytać książki, pić zimną maślankę i marzyć, że jeszcze kiedyś trafię w najwyższe góry świata.

Tekst powyższy dedykuję mojej mamie chrzestnej.

Tyle.