Usłyszałam od Marii, że niby moja siostra to idzie do przodu bo za mąż wyszła i mieszkanie ma, a ja to, że niby w miejscu stoję! A kurwa kto powiedział, że małżeństwo to pójście do przodu, to ja cholera się pytam do jakiego przodu? I czyje jest to mieszkanie? A z resztą cała ta kwestia jest chyba bardzo indywidualna i osobista kto i co uważa za szczęście, za wolność, za „podróż do przodu...”. Głupie stare babsko próbowało mi uświadomić, że niby uwsteczniam się bo nie mam swojej rodziny, to usłyszała bidula, że za to mam święty spokój, kochanków bez zobowiązań, szczęście i nie muszę martwić się o jutro!
To miałam wczoraj wieczór pełen wrażeń, praca jako kierowca po całonocnym piciu wielce mi na rękę... cóż rodzinka... sorry Wojciech. Wypiłam dzbanek kawy miotając się w pościeli z książkami (wciąż męski zapach Hugo B.), wpieprzyłam trzy orzechowe princepolo i byłam na trzy akcje wezwana. Wylałam na siebie tysiące kropli olejków, balsamów i kremów żeby zregenerować zaległe noce. Padłam przed 1:00 a o 1:20 dość sobie mocny wstrząs – jak nic tu kiedyś wszyscy zginiemy.
Wytrzymuję pierwszy dzień bez kawy i jedzenia, muszynianka jest the best! W pracy nadal mam stracha bo wisi coś nade mną, czuję to podświadomie, jak nie dziś to jutro ale wybuchnie na pewno. Głupie uczucie i cieszę się z każdej minuty przeżytej bez większego stresu.
głupi wiatr i uczucie piachu w oczach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz