wtorek, 10 czerwca 2003

it`s the call of the living

taaaka szkotka z Aberdeen śpiewająca niczym Aretha Franklin widząca zawsze butelkę do połowy opróżnioną a nie do połowy pełną

how come
every day
I`m still waiting for the change?
how come
I still say
give me strength to live?


love don`t show in the pavement cracks there will be no turnning back

mam ostatnio obsesję siedzenia w cafeinternet gdzie się da w sumie nie wiem czy to już uzależnienie czy może ciągły niedosyt zresztą co mnie to obchodzi
to wracam ja sobie po trzech dniach do pracy i od razu dzika radość że babska się cieszą na mój widok ale szuje jedne nie wiem co mnie czeka jasne jasne kurwuje ile wlezie kapitał początkowy a proszę wyprawki a też zrobię a dlaczego by nie co tam jeszcze no szkoły oczywiście że to moja działka zakład karny też a co!

sorry ten moment mnie rozwala it`s the call of the living jak ktoś nie słuchał jeszcze ‘Bare’A.L. ten ma czego żałować

bo o czym ja aha tak więc wesoło było tylko rozpadłam się przed 14:00 mało spektakularnie puszczając wiązankę usłyszaną przez górę i tylko paczka leibniz minis coś tam (w każdym bądź razie czegoś słodkiego) i przeszło jak ręką ujął
a bo czekam generalnie na lekcję a potem nareszcie zobaczę Jacka a Wojciecha to ja od powrotu z Peru nie wiedziałam – ej głupio mi tak że np. to kiedyś poczytają chyba powinnam zmienić bloga bo za bardzo się wybebeszam bo tutaj trzeba wziąć tysiąc poprawek na to co piszę bo to emocje emocje czy whatever

Aga napisała zajebisty list na 8 stron – miałam niby poczytać niezbyt przyjemne rzeczy a ja po prostu DZIĘKUJĘ!!! – wiem wiem nie można zatrzymać żadnego dnia ale można go po prostu nie stracić!
znikam ale tu coffee ffffujjjj

Brak komentarzy: