sobota, 29 grudnia 2007

podsumowanie 2007 roku część 1

- wniosek z trzech ostatnich lat jeden mam: styczeń i grudzień to
paskunde miesiące. płaczliwe. złe. smutne.

- wydarzeniem roku jest oczywiście przyjście na świat Leny Łucji - bez
dwóch zdań cud ten bije wszystkie inne wydarzenia zdarzenia informacje i
wszystko to co miało jakieś znaczenie w tym roku.

- ten rok pozwolił mi na głębokie intymne doświadczenie bycia kobietą w
ciąży. ogólnie podsumowując było dobrze. choć pare usłyszanych przykrych
zdań od najbliższych zostanie w pamięci na długo. ale też stwierdzam, że
im widoczniejsza ciąża tym większy szacunek i chyba nawet podejście inne.
cudownie było nosić ten słodki ciężar! dziękuję Bogu JK rodzicom i siostrom za wszystko co dla mnie zrobili. i dzięĸuję lekarzowi aniołowi który pomógł na świat przyjść mojej Lenie.
- najsmutniejszą informacją była dla mnie ta o śmierci Mirka Breguły,
właściwie ok dwóch tygodni potrzebowałam żeby pogodzić się a raczej
oswoić z tym, że Jego już nie ma wśród żywych. gra w swojej orkiestrze
na górze.

- większych muzycznych odkryć nie miałam choć doznań a owszem - koncert
Pearl Jamu w Chorzowie.

- książki - odkryłam panią Annę Janko i Emily Giffin, przewinęła się
Polka a jakże, i pare innych.

- film - i tu obejrzanych mase w erze przedLenowej ale żaden nie wywarł
na mnie większego znaczenia. zakupiłam Podwójne życie Weroniki... i na
tym klasyku poprzestaje. a nie nie... jest rewelacja roku to Elizabethtown!

- rozczarowało mnie pare osób swoją postawą, zbytnim wścibstwem,
przechwalaniem się, mówieniem a ja to jestem najjjjjj.... jak również
swoją pustką wewnętrzną choć sama o głębię dzielnie walczę.

- tesknię za pewną kobietą za jej radami i uśmiechem za bycie
przyjaciółką...

- mam siostry i dwie przyjaciółki do których nie boję się zajechać od
progu zdejmując płaszcz z łez.

- jest Katy i Angela - niczym dwie opoki doskonałych znajomych.

- poznałam pare blogowych kobiet z małymi takimi jak Lena z tymi samymi
problemami dnia codziennego; poranna kawa przy rozmowie z nimi jest
czymś nieocenionym... to dzielna grupa wsparcia (dziękuję babi
dzieńdobry elik wife młodamężatka elfica crazymary kiribati toandfro
hola angelika lisianora salami kobieta eve bere elemka andalo even flow
groo - kolejność przypadkowa, jak również dzięki paru osobom za
komentarze tutaj - piotrowi iwie zblazowanej ank i kamili z lublina za
ciepłe rozmowy)

- nie byłam idealna w 2007 (czy kiedykolwiek byłam), brakuje mi Boga ,
brakuje mi opoki duchowej, sama się pogubiłam w tym a jest to moją
wielką zadrą na sercu.

- z mężczyzną mojego życia apogeum szczęścia przeżyłam w sierpniu, wtedy
scaliło się coś oby na zawsze. choć... dzielnie pogodziłam się z tym, że
nie ma go 12 i więcej godzin dziennie, że ok 65 nocnych dyżurów rocznie
też da się przeżyć; że nadal trwa dopasowywanie się, nie raz ciężko i
opornie; ale zazwyczaj owocnie. tak bolą czasem z łatwością i prostotą
wypowiadane słowa o rozwodzie. nie umiem tego pojąć za bardzo kocham
żeby mi coś takiego w głowie się zrodziło a co dopiero żeby
wypowiedzieć... staram się z całych sił, jestem nastawiona
optymistycznie i dopóki mi starczy sił miłości i zapału będę walczyć o
nas do końca. walka a raczej praca jest rozwojem nie ma przecież
sielanki. nigdy. kocham.

c.d.n.

2 komentarze:

elfica pisze...

nasze największe szczęście to dzieci Violuś, bardzo się cieszę, że Cię mam :)

andalo pisze...

ja też dziękuję za to, że jesteś :)
i życzę Ci, oby nadchodzący rok przyniósł jeszcze więcej dobra i szczęścia. pozdrawiam