wtorek, 25 lutego 2003

zaklęci

tak się ostatnio zdarza, że piszę piszę i nie chce się to to pojawić na blogu, cóż siły wyższe...albo coś tam, na etapie Mastertona jestem Na stopniach świetlistego domu wariatów słyszę, jak brodaty dzwon wstrząsa trawnikiem lasu w podzwonnym dla mego świata.
Zielona dziś dzwoniła a mnie jak zwykle ostatnio - nie było, cholera no!
Ale poszłam w inny wymiar, Aneta przyjęła pod dach, zaparzyła uesowskiej kawy, ciacho upiekła, zasłuchane po uszy Martyną Jakubowicz i Grzesiem Turnauem - wspominały stare baby stare czasy... ech było sobie życie... bo u Anety to jeszcze świąteczny wystrój, tzn. taki bożonarodzeniowy - i tak jakośdziwnie ciepło się poczułam a jutro jadę po prezenty

jadę na antybiotykach 300mg trzy razy dziennie tego cholerstwa i po woli dziś znaki po drodzę troszkę się rozmywały, nie mówiąc o spowolnionej reakcji ale czy ja się gdzieś spieszę? no nie! tylko parę osłów trąbiło a ja tego nie cierpię, moje auto, moje zdrowie, moje prawo jechać jak mi się podoba - nawet 40 na godz.

Brak komentarzy: