wygrzebałam wczoraj z szafy stary ukochany pomarańczowy wielgachny sweter ucieszyłam się jak małe dziecko obejrzałam „Godziny” po raz trzeci i po raz trzeci brak mi słów
„żeby spojrzeć życiu w twarz a zawsze patrz życiu w twarz dopóki się nie przekonasz do czego ono jest do końca aż je poznasz aby pokochać je takie jakim jest a później... żeby je odłożyć zawsze życie zawsze miłość zawsze godziny”
jako że gorączka wróciła z powrotem dogorywam na porannym słońcu nie ściągając pomarańczowego od wczorajszego wieczoru spróbuj sobie wyobrazić orange & coffee & sun i myśli plączące nie zobowiązujące do niczego najbardziej z rana lubię swoją frywolność...
jakoś spłynął ze mnie optymizm
1 komentarz:
nigdy nie spostrzegłem u Ciebie frywolności a może zawsze ją posiadasz? ale z rana taki stan?
Prześlij komentarz